Jak doszło do tego, że inwestor chcący budować elektrownię wiatrową na Świętej Górze w Lekitach wystąpił o warunki zabudowy, a dostał bezprawną decyzję o "lokalizacji inwestycji celu publicznego"; wnosił o jedną elektrownię, a dostał pozwolenie na dwie? Kolejna zagadka, dlaczego tego przekrętu nie zobaczyli członkowie Samorządowego Kolegium Odwoławczego i uznali tę decyzje za legalną?
Drogi Czytelniku, zachęcamy do rzucenia okiem na wniosek inwestora pana Marka Brejty z dnia 22 października 2007 roku, który zamieszczamy poniżej. Czy jest to wniosek o ustalenie lokalizacji inwestycji celu publicznego? To dlaczego stoi w nim czarno na białym „wniosek o wydanie warunków zabudowy"? I, co ciekawe, dotyczy jednej elektrowni wiatrowej, a nie dwóch, na które opiewa decyzja pana Burmistrza!
Czyżby prawnicy zatrudnieni w SKO nie potrafili czytać? Czyżby termin „warunki zabudowy" był dla nich tożsamy z „lokalizacją inwestycji celu publicznego"? Czyżby określenie „elektrownia wiatrowa" było dla nich tożsame z określeniem „dwie elektrownie wiatrowe"? Czyżby byli aż tak niekompetentni?
Zważywszy na fakt, że dwóch członków składu orzekającego odpowiedzialnego za decyzję z 28 stycznia 2011 roku już w SKO nie pracuje, można zaryzykować takie twierdzenie. Być może to nieumiejętność czytania i liczenia była powodem, dla którego panowie Piotr Chybicki i Marcin Adamczyk (kandydat na prezydenta Olsztyna), nie znajdują się już na liście członków tej instytucji. (http://www.sko.cso.pl/)
Ale dlaczego członkiem olsztyńskiego SKO nadal pozostaje pani Bogusława Dobkowska, która była przewodniczącą składu orzekającego w tej sprawie? I jak to się stało, że pani Anna Barkowska, czyli Wiceprezes SKO, broniła w NSA tezy, że sprawa zakończona decyzją z 2011 roku firmowaną przez panią Dobkowską, została rozpatrzona kompleksowo, wnikliwie, dokładnie, rzeczowo, pod każdym kątem i z najwyższą starannością?
Spójrzcie na jeszcze jeden dokument, który zamieszczamy pod felietonem. Jest to projekt decyzji o warunkach zabudowy dla jednej turbiny wiatrowej przygotowany w Urzędzie Miejskim w Jezioranach, który wyjaśnia, jak to się stało, że pan Brejta dostał decyzję o lokalizacji inwestycji celu publicznego, chociaż nigdy o to nie wnosił.
W projekcie decyzji o warunkach zabudowy stwierdzono, że sąsiednia działka (zabudowana domem) stanowi „kontekst urbanistyczny dla wnioskowanej inwestycji". Co to oznacza? Oznacza to, że w projekcie decyzji próbowano udowodnić, że elektrownia wiatrowa i budynek mieszkalny to jedno i to samo. Teza niezwykle śmiała. Najwidoczniej nawet burmistrz Jezioran Maciej Leszczyński uświadomił sobie, że taki numer nie przejdzie i dlatego doszło do zmiany koncepcji, czyli uznania, że wiatrak to cel publiczny i do żadnej sąsiedniej zabudowy nawiązywać nie musi.
Jednak w ferworze knucia nasze urzędnicze orły zapomniały o tym, że pan Brejta nie złożył takiego wniosku. A może to nie było przeoczenie? Może nasi włodarze instruowani przez radcę prawnego Urzędu Miasta Jeziorany, byli tak pewni swojej bezkarności, że nawet nie chciało im się zadbać o pozory legalności ich działań?
Fałszywka w uzasadnieniu SKO z dnia 28 stycznia 2011 roku miała, naszym zdaniem, na celu ukrycie faktu, że decyzja jest niezgodna z wnioskiem. Przecież każdy uczciwy człowiek, który przeczyta takie uzasadnienie, zakłada, że SKO nie kłamie i pan Brejta faktycznie złożył w październiku 2007 roku wniosek o ustalenie lokalizacji dla inwestycji celu publicznego. My też daliśmy się na to nabrać, ale w pewnym momencie zastanowiło nas, dlaczego pan Burmistrz i pan Wiceburmistrz twierdzą z uporem godnym lepszej sprawy, że pan Brejta otrzymał warunki zabudowy. Zastanowiło nas również, dlaczego podczas programu w TVN pan Brejta powiedział, że złożył wniosek o warunki zabudowy. Dlatego zaczęliśmy szukać i udało nam się odkryć, że wniosek sobie, a decyzja sobie.
Ustalenie, jak wyglądał wniosek pana Brejty nie było łatwe. Pan Burmistrz w ogóle odmówił jego udostępnienia twierdząc, że jest to dokument prywatny. SKO odmówiło, twierdząc, że nie ma oryginału, ponieważ akta poszły do NSA. Co prawda, Stowarzyszenie nie wnosiło o udostępnienie oryginału tego dokumentu, a SKO zapomniało napisać, że kopię zapewne zjadły mu myszy, ale postanowiliśmy się nie kłócić i złożyliśmy stosowny wniosek do NSA. I sprawa się wydała.
Dziś pan Marek Brejta, burmistrz Maciej Leszczyński i zastępca burmistrza Władysław Daliga mogą sobie pogratulować. Gdyby byli na tyle bystrzy, żeby nie wygadać się z tego przewału, nie przyszłoby nam do głowy, żeby sprawdzać zgodność wniosku z decyzją. Panie Burmistrzu, FAJNIE JEST!
Redakcja WOLNE JEZORANY
PS. Zastanawiamy się, czy te urzędnicze orły nie wpadną przypadkiem na pomysł, żeby podrzucić do akt fałszywkę, czyli nieistniejący wniosek pana Brejty. Pożyjemy, zobaczymy.
CZYTAJ TEŻ: "DZIAŁANIA BURMISTRZA, STAROSTA I SKO BYŁY BEZPRAWNE - MÓWI POSEŁ LIDIA STAROŃ"
Skomentuj
Komentuj jako gość