„Rzeczpospolita” w końcu uzyskała z Sądu Okręgowego w Warszawie odpowiedź za co zostali skazani ministrowie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Odpadł zarzut „podżegania do korupcji”, za co zostali skazani w I instancji. To może oznaczać że CBA mogło mieć wiarygodną informację o przestępstwie, która pozwalała wszcząć operację specjalną. W II instancji skazano ich więc ich „za fałszowanie dokumentów” użytych do prowokacji CBA.
„M. Wąsik i M. Kamiński są skazani za czyny opisane w punkcie I. wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z 20 grudnia 2023 r. Zmiana opisu czynu skutkowała zmianą kwalifikacji prawnej – Sąd Okręgowy wyeliminował z ustaleń Sądu Rejonowego podżeganie do wręczenia korzyści majątkowej funkcjonariuszom publicznym i w konsekwencji wyeliminował z kwalifikacji prawnej art. 18 § 2 Kodeksu karnego w zw. z art. 229 § 1 k.k” - odpowiada „Rz” sędzia Mirosława Chyr, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie.
Przypomnijmy przebieg zdarzeń. W 2007 r. CBA uruchomiło tajną operację, by ustalić czy w ministerstwie rolnictwa kierowanym wtedy przez Andrzeja Leppera, wicepremiera rządu PiS, ma miejsce korupcja. Powodem było rozgłaszanie przez Andrzeja K. (prawnik współdziałający z Piotrem Rybą – medialnym doradcą Leppera), że może załatwić odrolnienie każdego gruntu.
Na tej podstawie CBA opracowało plan operacji, który uzyskał zgodę prokuratury, a więc funkcjonariusze biura działali legalnie. Plan polegał na wytworzeniu fikcyjnych dokumentów dotyczących gruntów na Mazurów, o odrolnienie których zwrócił się do Andrzeja K. agent CBA pod przykryciem. Andrzej K. zażądał 2,7 tys. złotych. Zdaniem CBA duż część tych pieniędzy miała trafić do wicepremiera Leppera.
O mającej nastąpić akcji przekazania pieniędzy szef CBA Kamiński poinformował ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka. Z późniejszej analizy, dokonanej przez prokuraturę, 200 połączeń telefonicznych pomiędzy biznesmenem Ryszardem Krauze, posłem Samoobrony Lechem Woszczerowiczem i byłym ministrem rolnictwa Andrzejem Lepperem oraz monitoringu w Hotelu Marriot w Warszawie, wynika że minister Kaczmarek pojechał nocą do Marriota, do pokoju Krauzego na 40 piętrze. Kaczmarek później zeznając kłamał, że nie pojechał do pokoju Krauzego. Monitoring potwierdził ten fakt. Jednak wobec braku znajomości treści rozmów pomiędzy Kaczmarkiem, Krauze a Woszczerowiczem, prokuratura odstąpiła od postawienia Kaczmarkowi zarzutu dokonania „przecieku”. Jednak „przeciek” miał miejsce, gdyż następnego dnia Andrzej K. nie zgłosił się po pieniądze.
Finał tej „spartolonej” na skutek „przecieku” akcji był taki, że Piotr Ryba i Andrzej K. zostali dwukrotnie skazani (K. się przyznał), ale wyroki uchylano, a ich trzeci proces jest zawieszony, bo Ryba zniknął.
Polityczne skutki afery to dymisja wicepremiera Leppera (ówczesny premier Jarosław Kaczyński uznał, że jest on w kręgu podejrzeń) i rozpad koalicji PiS-Samoobrona-LPR i nowe wybory, w wyniku których władzę przejęła PO z PSL.
Mimo że CBA posiadało wiarygodną informację o przestępstwie - taką, która pozwala uruchomić operację specjalną i kontrolowane wręczenie łapówki, to Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia, który w 2015 r. skazał ówczesnych szefów CBA na 3 lata więzienia uznał, że zorganizowali i zrealizowali (wykorzystując dwóch podległych funkcjonariuszy – ich też skazano) prowokację polegającą na „niedozwolonym podżeganiu” do przestępstwa.
Sąd Okręgowy – jak się okazuje – podżegania się nie dopatrzył – w sentencji mówi o prowokacji „zmierzającej do zweryfikowania popełnienia popełnienia przez Andrzeja K. przestępstwa polegającego na wręczeniu korzyści majątkowej funkcjonariuszowi publicznemu zatrudnionemu w Ministerstwie Rolnictwa”.
To znacząca różnica. Wyrok eliminuje podżeganie do przestępstwa płatnej protekcji co do wszystkich czterech skazanych.
Za co więc Kamiński i Wąsik zostali skazani i poszli siedzieć? - pyta „Rz”. - Za przekroczenie uprawnień oraz zlecenie podrobienia szeregu dokumentów i usiłowanie wyłudzenia poświadczenia nieprawdy. Sąd Okręgowy obniżył im wyrok do 2 lat, ale karę bezwzględnego więzienia utrzymał.
Dlaczego, skoro odpadł najsurowszy zarzut — podżegania do korupcji, za co grozi aż do 8 lat, sąd zdecydował o bezwzględnym więzieniu, chociaż skazani dotąd nie byli karani? - Podstawę wymiaru kary 2 lat pozbawienia wolności stanowił przepis art. 270 § 1 k.k. w związku z art. 11 § 3 kodeksu karnego – tłumaczy sędzia Mirosława Chyr. Innymi słowy, sąd do wymiaru kary wziął surowszy paragraf - o podrabianiu dokumentów (za co grozi do 5 lat).
- Jeżeli ktoś szuka klientów do transakcji korupcyjnej, chwali się, że załatwi odrolnienie terenu, to naturalne, że organy ścigania chcą to sprawdzić – uważa prof. Antoni Kamiński z PAN, były prezes polskiego oddziału TI. Uzasadnienie wyroku SO jeszcze nie ma. Sędzia Mariusz Iwaszko złożył zdanie odrębne co do wszystkich oskarżonych na ich korzyść.
Pytany był o tę sprawę konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski w wywiadzie dla „Plusa Minusa” „Rz” („Moje prawo jest lepsze niż twoje”)
Prof. Ryszard Piotrowski: Kamiński i Wójcik są posłami
Jedni mówią: „prawo rozumiemy w taki sposób i tak je stosujemy”, a inni – „a my prawo rozumiemy zupełnie inaczej”. Przykładem jest sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Premier mówi: „zostali skazani prawomocnym wyrokiem, ułaskawienie z 2015 roku jest nieważne”. Prezydent stwierdza: „moje ułaskawienie jest skuteczne”. Do tego dochodzi marszałek Sejmu, który powiada: „a ja prawo rozumiem tak, że nie muszę przestrzegać ustawy o Sądzie Najwyższym”. No coś strasznego! Ten stan, że konstytucja jest jedna dla wszystkich, ale każdy ma swoją, prowadzi do eliminacji konstytucji. W konsekwencji ostatnich zdarzeń – które nie służą przywracaniu praworządności, bo jej przed rokiem 2015 nie było i zresztą od 1989 roku zawsze były z nią kłopoty – mamy po prostu chaos.
- Skoro zatem ta izba uznała, że wygaszenie mandatu Wąsika i Kamińskiego przez marszałka Hołownię było niewłaściwe, to czy oni są posłami czy nie? - pyta dziennikarz
Prof. R. Piotrowski: Są posłami jak najbardziej. Konstytucja stanowi, że do Sejmu nie może być wybrana osoba skazana prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne. Ale musimy brać pod uwagę art. 45 ust. 1, który traktuje o prawie do rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez sąd – właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły – a więc ustanowiony ustawą, a nie wolą marszałka Sejmu. Pozbawienie mandatu skazanego prawomocnie posła wymaga postanowienia marszałka Sejmu stwierdzającego wygaśnięcie mandatu. Co prawda to jest automat – marszałek Sejmu nie może tego nie stwierdzić – jednak samo zaistnienie przesłanki wygaśnięcia mandatu nie wywołuje jeszcze skutku prawnego w postaci wygaśnięcia. Poseł może się odwołać do Sądu Najwyższego w terminie trzech dni za pośrednictwem marszałka Sejmu. Odwołanie wnosi się do SN, a z ustawy o SN wynika, że powinno ono trafić do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. To znaczy, że marszałek nie może w takim odwołaniu zmienić adresata. Naruszył zatem prawo do sądu obu polityków. Być może marszałek chciał poddać w ten sposób Izbę Pracy testowi wiarygodności i niezależności.
To Izba Pracy chyba ten test oblała?
Prof. R. Piotrowski: (śmiech) Nie. Jeden sędzia przeszedł test pomyślnie, bo on przekazał sprawę izbie właściwej. Natomiast prezes i drugi sędzia nie przeszli tego testu, bo zdecydowali o rozstrzygnięciu sprawy przez Izbę Pracy. (mowa o sędzi z Olsztyna Bohdanie Bieńku z Iustitii - przypis A.Socha). Rozstrzygnięcie zostało dokonane przez organ niewłaściwy, zatem jest bezprzedmiotowe. Mimo to marszałek opublikował postanowienie o wygaszeniu mandatu posła Kamińskiego, ale jest ono dotknięte wadą prawną.
Marszałek mówi: Izby Kontroli Nadzwyczajnej nie ma.
Prof. R. Piotrowski: Niestety jest, bo to jest sprawa krajowa. W tej sprawie zresztą stanowisko Izby Kontroli Nadzwyczajnej w przedmiocie ułaskawienia nie było moim zdaniem zgodne z dopuszczalną drogą wzruszania prawomocnego orzeczenia sądu, ale to nie podlega ocenie. W myśl kodeksu wyborczego postanowienie sądu doręcza się posłowi i marszałkowi Sejmu, który ma je wykonać, a nie ocenić. W rezultacie sprawa została niezwykle zaplątana – Maciej Wąsik ciągle jest posłem w świetle postanowienia sądu, a Mariuszowi Kamińskiemu marszałek wygasił mandat na podstawie postanowienia, którego sąd w myśl ustawy nie mógł wydać, bo Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych nie jest właściwa.
Czyli pana zdaniem pana marszałek nie miał prawa tego robić.
Prof. R. Piotrowski: Moje zdanie nie jest wiążącą wykładnią prawną, choć może się zdarzyć, że jakiś sąd weźmie je pod uwagę... Zatem moim zdaniem oni obaj mają mandat, tylko go nie wykonują, bo są pozbawieni wolności. Ale ciągle są posłami.
Dlaczego Wąsik i Kamiński siedzą w więzieniu?
Bo PiS przegrało wybory. Gdyby PiS miało 276 mandatów, to obaj ci politycy pewnie byliby w rządzie, bo zgodnie z konstytucją Sejm może zażądać, by postępowanie karne wszczęte przed dniem wyborów zostało zawieszone do czasu wygaśnięcia mandatu. Czyli porażka wyborcza przekłada się na to, że obaj znaleźli się tam, gdzie się znaleźli. Chcę przez to powiedzieć, że sprawa jest względna – prawo i polityka są tu przemieszane”.
KOMENTARZ
Zostawiam Czytelniczkom i Czytelnikom wyciągnięcie wniosku z tej historii: czy ministrowie Kamiński i Wąsik to kryminaliści, którzy popełnili grożne przestępstwo i słusznie zostali skazani na bezwzględną karę więzienia, czy też nagły wyrok sądu II instancji, po 16 latach od wyroku I instancji i po powołaniu rządu Donalda Tuska, to zemsta polityczna i sygnał dla służb, że mają trzymać się z daleka od ludzi związanych z „koalicją 15 października”.
Przed wydaniem werdyktu proszę pamiętać, kto wydawał wyroki. W I instancji sędzia Wojciech Łączewski, ten sam, który umawiał się z Tomaszem Lisem, żeby podpowiedzieć, jak obalić rząd PiSu.Gdy sprawę upubliczniły media, zawiadomił prokuraturę o przestępstwie, które nie zaistniało. W fałszywym zawiadomieniu wskazywał, że nieustalona osoba przejęła jego konto na Twitterze i prowadziła korespondencję z innym użytkownikiem tego medium, który podawał się za dziennikarza Tomasza Lisa. W końcu Łączewski odszedł z sądownictwa. Dziś udziela wywiadów i triumfuje, że ministrowie Kamiński i Wąsik trafili do więzienia.
W Sądzie Okręgowym w Warszawie sprawę rozstrzygała trójka sędziów: Anna Bator-Ciesielska, Grzegorz Miśkiewicz i Mariusz Iwaszko. Pierwsza z nich należy do stowarzyszenia "Iustitia", które przez lata było zaangażowane w konflikt z rządem PiS. Jako jedna z pierwszych odmówiła orzekania z kolegami, których powołanie lub awans nastąpił z udziałem „nowego składu KRS. Nie chciała też stawać przed Rzecznikiem Dyscyplinarnym Sędziów Sądów Powszechnych. Wsławiła się m.in. chronieniem agresywnej uczestniczki zadym ulicznych, czyli Katarzyny A., zwanej „Babcią Kasią”.
Natomiast wśród trójki sędziów, która rozpatrywała sprawę Mariusza Kamińskiego i funkcjonariuszy CBA, było troje sędziów (Andrzej Stępka, Małgorzata Gierszon i Piotr Mirek), którzy wcześniej uniewinnili posłankę PO Beatę Sawicką i i uznali sprawę śmierci Grzegorza Przekyma za „ostatecznie przedawnioną”. Byli tez łaskawi dla przestępców z grona „kasty” i donosicieli SB.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość