Jakiś czas temu, ale wcale nie tak dawno, minister Jarosław Gowin wyszedł był z nowatorską inicjatywą. Otóż zamarzyło mu się, aby nasi dzielni medycy za odbywane studia medyczne płacili. Koncepcja oparta została na gorzkim narodowym doświadczeniu: oto bowiem wykształceni nieprawdopodobnie wysokim kosztem młodzi ludzie czmychają z kraju, jak tylko uda im się zdobyć wiadomy dyplom. Obkuci na miejscowych uczelniach, idą pracować i leczyć zupełnie gdzie indziej. W ten sposób niebagatelne nakłady ponoszone przez Polaków wspólnie oraz w porozumieniu służą pomnażaniu bogactwa nie naszego, lecz narodów o wiele od nas bogatszych.
Jak można się było spodziewać, na ministra Gowina sypnęły się ze wszech stron gromy jasne i ciemne, zasadnicze oraz miałkie. W gruncie rzeczy argumentacja oburzonych sprowadziła się do wrzasku: bo nie ! Wiadomo przecież, że podważanie ludowych praw nabytych stanowi ciężkie przestępstwo przeciwko ogólnie przyjętym rudymentom zadarmowości, chociażby po milion razy udowadniać, iż za darmo to jedynie w łeb dostać można, a każda inna darmocha jest z natury szalenie kosztowna.
Czyż jednak egalitarne ułudy nie mogłyby choć raz jeden okazać się słuszne oraz skuteczne ? A jeżeli raz, to może i w każdym innym przypadku?
Rozmarzyłem się więc snując równościowe, powszechnościowe i zadarmościowe marzenia. Przecież, gdyby triumf odniosła powszechna, darmowa, a nawet - co tam, idźmy na całość - obowiązkowa edukacja obywateli, czy nie musiałoby to - najdalej w dwa, trzy pokolenia - zaowocować powstaniem społeczeństwa jednostek światłych, racjonalnych, świadomych świata, w którym żyją i wyborów, których dokonują. Takim społeczeństwem nie mogliby zawładnąć tani krzykacze, demagodzy spod ciemnej gwiazdy, zaklinacze słów, uwodziciele emocji.
Przecież, gdyby udostępnić ludowi tani albo darmowy dostęp do dóbr kultury, bibliotek, teatrów, kin, oper i operetek, to na pewno - w najdalej dwa, trzy pokolenia - zaowocowałby to powstaniem społeczeństwa wysublimowanych jednostek, zdolnych do głębokiej refleksji nad sobą i swoją egzystencją, poszanowania bliźnich, bogatych w empatię, no i szałowo kreatywnych w każdym aspekcie.
Przecież, gdyby ująć w karby dzikość świata, ograniczyć wstrętny kapitał do ośmiu na przykład godzin wyzysku dziennie, ofiarowalibyśmy masom skarb wolnego czasu, który owe masy niechybnie wykorzystałyby na ubogacenie duchowe, dokształcanie i doskonalenie nabytych umiejętności, nawiązywanie kontaktów wzajemnych, tkanie nici socjalizacji lokalnej, budowanie więzi społecznych w małym i większym wymiarze.
Gdybyśmy tylko zapewnili wszystkim obywatelom dostęp do osiągnięć medycyny, zyskalibyśmy społeczeństwo jurne, zdrowe, radosne i wysportowane, pełne zapału do pracy i czynów społecznych, a obywatel obdarzony darmową poradą lekarską dbałby przecież bardziej o siebie niż swój samochód, nie faszerował się medi-fake'mi (suplementy diety) i nie szukał cud recept na życie w blokach reklamowych.
Przecież, gdybyśmy tylko mogli masom pracującym zafundować system ubezpieczeń społecznych, każdemu żyłoby się beztrosko, bez lęku przed kalectwem i starością - gwarantowane przez państwo renty i emerytury stanowiłby niezawodną tamę przeciwko odwiecznym ludzkim troskom.
Przecież, gdybyśmy przyznali każdemu prawo do pracy, to i bezrobotni, otrzymując pieniądze za niepracowanie, mogliby funkcjonować w społeczeństwie bez poczucia uszczerbku godności. Czas bezrobocia na pewno przeznaczyliby przy tym na utwierdzaniu w sobie wrodzonych walorów, dzięki czemu z sukcesem powracaliby następnie na rynek pracy (tak piszą w poradnikach zawodowi doradcy).
I można tak marzyć w nieskończoność: o powszechnym prawie do sprawiedliwości (tj. sądów), o słusznych i się należących deputatach, dodatkach socjalnych, pensjach trzynastych i czternastych (mimo, że nawet kalendarze wielkich rewolucji nie wychodziły poza 12 miesięcy)... Studia "za darmo" to przy tym wszystkim detal tak oczywisty, że aż niewarty wzmianki.
I jeśli komuś ww. koncepcje wydały się dziwnie znajome, to przecież nic to nie znaczy. Orbitować bezrozumnie wolno każdemu (byle nie w pracy), chyba bowiem jest dość oczywiste, że tak utkany system po prostu nie mógłby działać.
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość