– Bezpieka powiedziała tak: popieramy Wałęsę, ale pragniemy jego zwycięstwo uczynić możliwie nieznacznym. I to jest kwintesencja pomysłu komunistów na Wałęsę – mówi w rozmowie z Onetem prof. Sławomir Cenckiewicz. Cenckiewicz wskazuje w rozmowie z onet.pl na dziesiątki dowodów świadczących, iż Wałęsa był przez cały czas sterowany przez SB oraz Jaruzelskiego i Kiszczaka.
Z archiwum Mitrochina wiemy, że gen. Kiszczak przekazał Sowietom następującą informację: "Wałęsę skonfrontowano z jednym z jego byłych oficerów prowadzących SB i rozmowa ta została nagrana". Ponadto z naszych materiałów wiemy, że szantaż agenturalny stosowali wobec Lecha Wałęsy generałowie Jaruzelski i Kiszczak, konfrontując Wałęsę z ludźmi w jego mniemaniu "silniejszymi" – zwierzchnikami z okresu służby LWP (płk Władysław Iwaniec) i współpracy z SB (ppłk Czesław Wojtalik). Wałęsa zresztą mówił o tym publicznie już jesienią 1980 r., więc spece od psychologii z SB i WSW nie musieli się wytężać, by dostrzec te cechy u Wałęsy.
Znamienne pod tym względem są słowa Wałęsy z 1 listopada 1980 r., kiedy stanął przed tłumem ludzi we Włocławku, mówiąc: "nie wiesz, czy jutro ktoś nie odda twoich dokumentów i nie powie albo nie wstanie ci ten, co tobie proponował i on to powie, że tobie to proponował, bo chciał zobaczyć, czy ty będziesz człowiekiem dobrym czy złym". A więc są siły i ludzie, którzy wszystko mają – dokumentacyjne dossier, które w każdej chwili mogą położyć na stole i każdego załatwić! I co najważniejsze – w mniemaniu Wałęsy są to siły w istocie niezwalczalne. W ten właśnie sposób komuniści grali Wałęsą po Sierpniu '80 wielokrotnie. Zachowywali się jak treser. Gdy „zwierzę” było zbyt agresywne – pokazywano „bat” - wypuszczano coś kompromitującego na Wałęsę. Dlatego już dwa dni po podpisaniu porozumień sierpniowych, 2 września 1980 r. akta agenturalne Wałęsy, oznaczone sygnaturą nr I-14713, opuściły archiwum SB w Gdańsku i trafiły do pionu operacyjnego bezpieki (Wydział III "A"), który przystępował właśnie do rozpracowania ruchu "Solidarności" i jej liderów. Są takie znamienne słowa I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani wygłoszone na naradzie partyjnej z września 1980 r., że "Wałęsa jest potrzebny, nazwisko Wałęsy jest potrzebne, stał się już instytucją i parawanem, za którym można manipulować w »Solidarności«".
Komuniści tak sterowali Wałęsą, żeby ani nie stał się zbyt silny, ani nie upadł. Wałęsa doskonale wszedł w tę grę.
Powiedział w 1982 r. w nagranej rozmowie z oficerami bezpieki i wojska: "Nie zarzuci pan mi nic, że w Gdańsku miał pan jednego człowieka, który wam mógł się nie podobać. Wyczyściłem. Nie zarzuci mi pan też, że tam, gdzie miałem wpływ, to znaczy w prezydium KK [NSZZ "Solidarność"], które dobierałem, dobrałem jednego człowieka, który wam nie odpowiadał. Pytałem się nawet". Jest to wstrząsająca deklaracja i wstrząsające świadectwo. Rzeczywiście, wyrzucił praktycznie ze związku Annę Walentynowicz. Na swojego zastępcę wziął z Olsztyna spokojnego i nic nie znaczącego w związku Mirosława Krupińskiego.
Podczas tzw. kryzysu bydgoskiego w 1981 r. Wałęsa nie chciał wówczas strajkować ani w proteście przeciwko pobiciu kolegów, ani w obronie rolniczych postulatów. Zgodnie z zakulisowymi ustaleniami i działaniami MSW atakował środowisko KOR: "Kuroń, Michnik, »Mazowsze«, Kęcik i wszyscy inni ludzie z KSS KOR muszą się efektywnie włączyć w nurt roboty związkowej. Jeśli nie będą tego chcieli, to nasz Związek zrezygnuje zarówno ze współpracy z nimi, jak też z występowania jako parasol ochronny".
Władze i bezpieka obawiały się odwołania Wałęsy z funkcji przewodniczącego KKP. W Prognozie rozwoju sytuacji w KKP przygotowanej w Departamencie III "A" MSW 26 marca 1981 r. czytamy: "należy spodziewać się usunięcia Wałęsy z funkcji w kierownictwie »Solidarności«. W przypadku tym Wałęsie należy udostępnić natychmiast wszystkie środki masowego przekazu (radio, TV, prasa), do ujawnienia przyczyn wydalenia [go] z kierownictwa »Solidarności«. Należy przypuszczać, że pod wpływem emocji będzie krytykował władzę, ale przede wszystkim wzbudzi nieufność i skompromituje działaczy o ekstremalnych tendencjach". Czyli Wałęsa mógł liczyć na operacyjne wsparcie SB. Później powtórzono ten wariant jesienią 1981 r. Podczas zjazdu krajowego "Solidarności" bezpieka sformułowała to w ten sposób: popieramy Wałęsę, ale "jednocześnie pragniemy jego zwycięstwo uczynić możliwie nieznacznym, aby pokazać mu siłę innych". I to jest kwintesencja pomysłu komunistów na Wałęsę.
Komuniści nigdy nie zdecydowali się opowiedzieć całej prawdy o przeszłości Wałęsy, bo był dla nich wspomnianym "parawanem" – zaznacza Cenckiewicz. A mieli mnóstwo „komprmateriałów”, n.
Dobrym przykładem gry prowadzonej wokół Wałęsy jest ujawnienie w 1983 r. poprawionej i zmontowanej z korzyścią dla Wałęsy tzw. rozmowy braci, czyli pijackiej dyskusji Lecha i Stanisława Wałęsów z 29 września 1982 r. w Arłamowie. Po odebraniu taśmy z nagraniem rozmowy od Stanisława Wałęsy, władze PRL zdobyły prawdziwy młota mogącego w każdej chwili zmiażdżyć autorytet Wałęsy. W Archiwum Mitrochina czytamy z kolei, że "Jaruzelski poinformował Aristowa o przygotowaniu materiałów oczerniających Wałęsę, w tym pornograficznych (przypuszczalnie Wałęsa z kochanką), które przedstawiają go jako chamskiego intryganta o gigantycznych ambicjach". Te materiały, choć krążyły, trafiając m.in. do Watykanu i Stanów Zjednoczonych, nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Wałęsa doskonale zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, przez co był jeszcze bardziej przewidywalny i niegroźny, także po 1989 r.
Również po 1989 roku układ okrągłostołowy czuwał nad tym, co wolno pisać o Wałęsie, a czego nie wolno. Dlatego np. obowiązywała narracja, że jeśli nawet coś podpisał, to był to tylko „epizod” nie mający żadnego wpływu na jego postępowanie po 1976 roku i po 1976 r. "nie miał żadnych niejawnych kontaktów z SB". Taka "prawda" o Wałęsie aktualnie obowiązuje. W 1992 r. w Brzegu prokurator zażądał kary ośmiu miesięcy więzienia dla dwóch dwudziestojednoletnich studentów, działaczy Partii Wolności Kornela Morawieckiego – Mariusza Sokołowskiego i Adama Harłacza, za publiczne głoszenie, że urzędujący prezydent jest agentem SB o pseudonimie "Bolek". Wnioski obrony o przesłuchanie m.in. Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy, przed którymi Lech Wałęsa miał przyznać się do współpracy z SB, zostały przez sąd odrzucone.
Dlatego Cenckiewicz twierdzi, że „Wałęsa jest jednym z fundamentów kłamstwa III RP, którego ze wszystkich sił będą w taki czy inny sposób do końca bronić, używając do tego również historyków”. Dlatego establishment III RP z taką wściekłością rzucił się na Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza za książkę o Wałęsie oraz na Pawła Zyzaka. Omal nie zlikwidowano IPN-u (obcięto fundusze), a na Uniwersytet Jagielloński, gdzie pracę magisterska o Wałęsie napisał Paweł Zyzak minister nauki Barbara Kudrycka wysłała kontrolę; jego promotor prof. Andrzej Nowak był atakowany, jego drzwi do mieszkania wymazano ekskrementami.
Ani w czasach PRL, ani w systemie III RP establishment nie zdecydował się na ostateczne poświęcenie Wałęsy. Nawet w sytuacji silnego konfliktu, gdy stawką było zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 1990 r., strona postkomunistyczno-ubecka nie odważyła się wprost zaatakować Wałęsy teczką "Bolka", choć stał się wtedy politycznym przeciwnikiem Tadeusza Mazowieckiego. Wprawdzie podległe premierowi służby wyciągnęły "Bolka" z szafy i zaczęły przygotowywać się do uderzenia, ale miało to nastąpić – mówiąc językiem tajnych służb – z "pozycji trzeciej", czyli za pośrednictwem Stanisława Tymińskiego, który szantażował Wałęsę „czarną teczką”. Dzisiaj mamy kolejną odsłonę tych samych gier.
(pw)
Skomentuj
Komentuj jako gość