O książce Wojciecha Sumlińskiego, Ewy Kurek i Tomasza Budzyńskiego Powrót do Jedwabnego stało się głośno, gdy autorom czterokrotnie odmówiono sali na prezentacje książki. A wszystko za sprawą interwencji warszawskiej gminy żydowskiej. Umowę o wynajem sali zerwało Katolickie Centrum Kultury „Dobre Miejsce” i Dom Pielgrzyma „Amicus”, po cichej interwencji kard. Kazimierza Nycza, do którego wpłynął protest żydowskiej gminy. Ewa Kurek z poczuciem humoru powiedziała, że wyśle gminie żydowskiej na święto Chanuki egzemplarze książki i załączy dobry trunek, bo nikt nie mógł zrobić lepszej reklamy tej pozycji jak protestujący Żydzi.
Czy ta książka jest odkrywcza? Czy ujawnia nowe fakty dotyczące Jedwabnego? Faktycznie nie. Po opublikowaniu przez Tomasza Jana Grossa książki Sąsiedzi spora część historyków polskich opublikowała artykuły i książki ujawniające braki warsztatowe autora, jego tendencyjność, a czasami i kłamliwość. Wystarczy wymienić tu publikacje prof. Marka Chodakiewicza, prof. Bogdana Musiała, prof. Roberta Nowaka, dr. Piotra Gontarczyka, czy Ewy Kurek, która w roku ubiegłym opublikowała pozycję Jedwabne - Anatomia kłamstwa; Biała księga cenzury i bezprawia rządów RP 2001-2017. Wymieniona jako współautorka Ewa Kurek na okładce książki Powrót do Jedwabnego faktycznie nie napisała tam ani jednego zdania, gdyż przytaczane są tylko rozmowy z nią przeprowadzone. Książka ma dziwną manierę, bo faktycznie nie wiemy, kto jest autorem poszczególnych rozdziałów. Z lektury raz wynika, że to W. Sumliński, aby nagle czytać narrację T. Budzyńskiego. Jak w innych książkach W. Sumlińskiego wydawanych we własnym wydawnictwie i ta jest fatalnie zredagowania (można stwierdzić, że chyba redakcji nie miała). A korekty też chyba nie, bo ilość myślników przerywających słowa jest zastanawiająca. Zadziwia manieryczność stylowa tej książki. Przykładowo zdanie: Tak naprawdę wiedziała o niej ni mniej, niż więcej - wszystko. Czy: Kazali zostawić bagaż i telefon - zostawiłem bagaż i telefon. Albo: Przetrzepałem wszystko, co było do przetrzepania i chyba niewiele rzeczy mi umknęło. Przetrzepać, w tym wypadku znaczy przeczytać choć czy w poważnej książce używa się takiego słownictwa? Nie cierpię książek reporterskich, gdzie bohaterem nie jest temat, a sam autor chwalący się, jak ten temat opisuje, jakie pokonuje trudności, itp. I ta niepotrzebna psychologizacja. Gdy przedstawiany jest Samuel Faber, czytamy: zapewne w dzieciństwie męczył owady, a gdy dorósł owady mu nie wystarczały, więc wziął się za ludzi, choć może z tej perspektywy były [sic! -J.R.] to goje , a więc podludzie. Niestety niskiej wody oratorstwo, wielokrotne powtarzanie tego samego, tania psychologizacja odbierają tej książce swego znaczenia. Szkoda, że żadnego rozdziału nie napisała tu Ewa Kurek znana ze swej faktograficzności i stylistycznej oszczędności.
Pierwsze sto stron książki można było opisać na 5 stronach. To opis zatrzymania W. Sumlińskiego na londyńskim lotnisku. Przed nim byli inni polscy dziennikarze tak traktowani, ale żaden z nich nie napisał o tym tak długiego wypracowania. Dwaj autorzy sami chyba zbytnio nie wiedzieli, czy chcą napisać esej historyczny, powieść kryminalną czy historyczny reportaż. Wybrali hybrydową formę, która mnie jako czytelnika odpycha, bo ciągle podkreślają, jacy to oni są odważni, ile to pracy musieli wykonać, jakie niebezpieczeństwo na nich czyhają, co już w życiu przeszli, itd, itp.
Czy w książce Powrót do Jedwabnego nie ma jednak jakiś rzeczy nowych wnoszonych do sprawy? Jest opis spotkania z prof. Małgorzatą Grupą, która pracowała w zespole prof. Andrzeja Kola dokonującej przerwanej decyzją Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego ministra sprawiedliwości, ekshumacji w Jedwabnem. Gdy wykopaliska wskazywały, że przytaczani świadkowie z książki Grossa mylili się w swoich zeznaniach, dzięki działaniu przede wszystkim rabina Michaela Schudricha wykopaliska wstrzymano. Wszyscy świadkowie przytaczani przez Grossa twierdzili, że pomnik Lenina został zakopany na cmentarzu żydowskim, a okazało się, że został odnaleziony w stodole, w której później spalono Żydów. Mężczyzn, którzy ten pomnik tu przynieśli Niemcy rozstrzelali. Że to zrobili świadczy jedna łuska z karabinu, który do masowej produkcji wszedł w latach 19441-41, ale wcześniej był używany przez wojska niemieckie jako prototyp. Łuska znajdowała się pod zakopanym pomnikiem Lenina, a więc nie mogła być przez kogoś podrzucona, jak to interpretowali niektórzy twierdzący, że to Polacy dokonali mordu Żydów w Jedwabnem. Znaleziono tam wiele innych łusek po nabojach, ale twierdzono, że mogą pochodzić z czasów I wojny światowej. Ta jedna odkopana mówiła co innego. I dlatego prace archeologiczne przerwano.
Ewa Kurek była twórczynią apelu do władz polskich o konieczności dokończenia ekshumacji w Jedwabnem. Ten apel podpisało wiele osób. Tylko wtedy poznamy prawdę, bo dziś niestety fałszywa narracja stworzona przez Grossa dominuje w zagranicznych (i niektórych polskich) przekazach. Szkoda, że autorzy nie podali żadnej bibliografii. Nie wymienili tych uczonych, z których pracy niewątpliwie korzystali. Ale to świadczy tylko o ich zarozumiałości i brakach warsztatowych. Tak wypromowana książka, niestety przez swoją formę, styl narracji, emocjonalność niestety nie sądzę, aby była znaczącym argumentem w obalaniu kłamstwa o Jedwabnem.
Ks. Jan Rosłan
Były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, obecnie redaktor naczelny „Debaty”, publicysta, autor sześciu książek
Skomentuj
Komentuj jako gość