Gdyby Sejm RP chciał czcić pamięć wszystkich wybitnych i wspaniałych Polaków, byłby sejmem niemym. I byłoby lepiej, bo posłowie nie gadali takich bredni, jak ci, którzy z Hansa Klosa, postaci mitycznej i wirtualnej, praktycznie nie istniejącej poza taśmą celuidową i zapisem cyfrowym, zrobili bohatera narodowego.
Przyznam, że jakkolwiek de mortuis nihil nisi bono, ale nie da się przemilczeć prawdy o życiu Stanisława Mikulskiego, widząc niekontrolowaną eksplozję wyrachowanej głupoty ludzi, którzy usiłują wszyć w historię etosu polskiego patriotyzmu postać fikcyjną. Przypomnijmy zatem tych kilka mgnień z życiorysu niedawno zmarłego aktora, którego sejmowicze postanowili uhonorować minutą ciszy na stojąco. Konferansjer pieśni radzieckiej w Zielonej Górze, członek PZPR, sekretarz POP, krótko mówiąc komuch do kwadratu, wygwizdywany za poparcie jaruzelskiego reżimu i stanu wojennego. Nie mogąc wtedy za bardzo pokazywać się w teatrach, bo nie chciano z nim grać, ani oglądać, został przez aparat partyjny nagrodzony posadką kaowca w PRL-wskiej ambasadzie w Moskwie. Rosjanki zachwycały się, że ładniejszy od ich Stirlitza. Wierny partii do końca, aż do momentu słynnej kwestii: „sztandar PZPR wyprowadzić", wypowiedzianej przez towarzysza Rakowskiego. A nawet jeszcze dłużej.
Rozumiem, gdyby to b. PZPR nadała sobie imię Hansa Klosa, byłoby i zabawnie, a z pewnością ze względów internacjonalistycznych bardziej adekwatnie. Rozumiałabym też gdyby scenariusz sejmowego hołdu ulągł się li tylko w głowie innego syna tkaczy - Leszka Millera, ale pomysł poparli prześwietni iluminaci z PO. Zrównanie życiorysu aktora, niegdyś publicznie bojkotowanego, z życiorysem Kazimierza Świtonia jest bezczelną hucpą. Tak się złożyło, że założyciel wolnych związków zawodowych zmarł w ostatnich dniach i dla zbalansowania sytuacji postanowiono dorzucić jego nazwisko do hołdu na cześć Klosa. Świtoniowi, człowiekowi niepokornemu, szykanowanemu przez PRL-ski aparat władzy, nie rozpieszczanemu przez III RP, który przez całe życie szedł wyboistą drogą człowieka gardzącego konformizmem, obrońcy krzyża na oświęcimskim żwirowisku i pod pałacem prezydenckim w Warszawie, wyrządzono jeszcze jedną, ostatnią, bo pośmiertną krzywdę zestawiając z człowiekiem z papieru. W parlamencie doszło do zderzenia gorzkiej prawdy z tanią popkulturą.
Codziennie odchodzą tysiące ludzi, których pamięć godziłoby się uczcić nie mniej spektakularnie. Umierają cenieni lekarze, oddani swemu powołaniu nauczyciele-wychowawcy, wybitni artyści. Umierają zwykli, porządni ludzie, którzy uczciwie, bez medialnych zagrywek przeszli przez życie. Ani kto ich doceni, ani wyróżni. Zostają w pamięci najbliższych.
Niepokojące, że parlamentarzyści wzięli się za kreowanie herosów utkanych z mało ważnych dokonań. Równie dobrze mogą niedługo odsłonić pomnik Nikodema Dyzmy. Cóż wniosły do polskiej historii, czy kultury, „kultowa", jak to się zwykło teraz z emfazą mówić, „Stawka większa niż życie", czy „Pan samochodzik". Ludzie pójdzie wreszcie po rozum do głowy, bo za chwilę droga tamże będzie zbyt daleka! Mogę mieć uzasadnione podejrzenie, że jak tak dalej pójdzie i gdyby to było biologicznie możliwe, parlamentarzyści gotowi byliby minutą ciszy uczcić psa Szarika.
Bożena Ulewicz
Kazimierz Antoni Świtoń (ur. 4 sierpnia 1931 w Katowicach, zm. 4 grudnia 2014 tamże) – polski związkowiec, radiomechanik, działacz opozycji w okresie PRL, poseł na Sejm I kadencji.
Działalność zawodowa
W 1950 ukończył Zasadniczą Szkołę Zawodową w Katowicach. Pracował jako elektromonter m.in. od 1946 do 1948 w Hucie Ferrum, od 1948 do 1955 w Szpitalu Miejskim w Katowicach, od 1955 do 1960 w Fabryce Superfosfatu, a od 1960 do 1968 w Zakładach Usług Radiowo-Telewizyjnych w Siemianowicach Śląskich. W 1967 w swoim mieszkaniu otworzył prywatny warsztat naprawy sprzętu RTV. W 1978 został pozbawiony koncesji na prowadzenie tej działalności ze względu na zaangażowanie opozycyjne. W 1982 przeszedł na rentę inwalidzką, następnie na emeryturę.
Działalność publiczna w PRL
W 1977 został wykluczony ze Stronnictwa Demokratycznego. W tym samym roku zaangażował się w działalność opozycyjną, przyłączając się do zainicjowanej przez KOR głodówki w kościele św. Marcina w Warszawie. Następnie był współtwórcą Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela na Śląsku, w swoim mieszkaniu zorganizował punkt konsultacyjno-informacyjny ROPCiO. 23 lutego 1978 wziął udział w powołaniu pierwszego w Polsce komitetu Wolnych Związków Zawodowych, redagował drugoobiegowy periodyk „Ruch Związkowy".
Za podjęcie takiej działalności był zatrzymywany, tymczasowo aresztowany. 14 października 1978, wychodząc z Kościoła Świętych Piotra i Pawła w Katowicach, został napadnięty przez czterech nieumundurowanych milicjantów. Pobito go, aresztowano i skazano na karę roku pozbawienia wolności za rzekome pobicie tych funkcjonariuszy. Sprawa została nagłośniona przez organizacje opozycyjne, wywołując zagraniczne protesty. Zwolniono go warunkowo 3 marca 1979.
Kontynuował działalność w podziemnych strukturach WZZ (do 31 sierpnia 1980), następnie przystąpił do „Solidarności". Był sekretarzem zarządu Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „S" (do czasu usunięcia w związku z konfliktem z jego przewodniczącym Andrzejem Rozpłochowskim) i członkiem zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Po wprowadzeniu stanu wojennego internowano go na okres około trzech miesięcy, zwolniono go z uwagi na stan zdrowia. W 1983 został na krótko aresztowany po podjęciu próby wstawienia tablicy upamiętniającej poległych w trakcie pacyfikacji kopalni Wujek.
Pod koniec lat 80. ponownie włączył się w działalność związkową, wchodząc w skład władz śląsko-dąbrowskiej „Solidarności". W 1989 został przewodniczącym rady naczelnej Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy. Bez powodzenia kandydował do Sejmu kontraktowego z rekomendacji tego ugrupowania (w okręgu tym wybory wygrał Adam Michnik z Komitetu Obywatelskiego).
wikipedia
Skomentuj
Komentuj jako gość