„Jeśli jedyną reakcją na informacje o rosyjskich kretach w polskich służbach jest postawienie zarzutu dziennikarzowi, jakoby ujawnił tajemnicę państwową to znaczy, że została przekroczona kolejna granica ograniczająca prawa rzetelnego dziennikarstwa.”
W lutym Witold Gadowski opublikował na łamach „Sieci” artykuł „Szpieg, kret i podwójny krawiec...” postawił w nim odważną tezę, iż polskie służby specjalne nie podejmują działania gdy zdemaskują szpiega obcego państwa. „Panuje tak daleko posunięty paraliż, że nawet niepełnosprawny wywiadowca umknie, zanim ktokolwiek podejmie akcję. Specjalną kategorię szpiegów stanowią w III RP szpiedzy rosyjscy. Wszystko wskazuje na to, że oni łapani są dopiero po uzyskaniu na to zgody Kremla”
Dziennikarz przedstawił relacje rosyjskich agentów inwigilujących polskie organizacje narodowościowe z polskimi służbami bezpieczeństwa. Jedną z opisywanych postaci był Aleksander Samożniew, który podawał się za rosyjskiego korespondenta moskiewskiego dziennika „Komsomolskaja Prawda”. Został on rozpracowany przez polskie służby. Ustalono, ze werbował dla rosyjskiego wywiadu, mimo to nic nie zrobiono aby go zatrzymać.
Po opublikowaniu tej informacji w „Sieci” sprawą postanowił się zająć poseł PiS Marek Opiołka. Zażądał w tej sprawie wyjaśnień od Donalda Tuska. Jednym z kluczowych pytań było: Czy po ucieczce osoby opisanej w artykule jako Samożniew w UOP/ABW prowadzono działania wyjaśniające, których celem była weryfikacja tezy o przecieku?
Wyjaśnień nie otrzymał, za to Szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz poinformował go iż: „W toku prac zespół ustalił, iż treści zawarte we wspomnianym wyżej artykule stanowiły informacje niejawne. W związku z powyższym ABW skierowała do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 265 § 1 K.k.”
Jeśli jedyną reakcją na informacje o rosyjskich kretach w polskich służbach jest postawienie zarzutu dziennikarzowi, jakoby ujawnił tajemnicę państwową to znaczy, że została przekroczona kolejna granica ograniczająca prawa rzetelnego dziennikarstwa. Każdy dziennikarz narusza jakąś tajemnicę. Jest to wpisane w zawód. Jeśli nic z tym nie zrobimy władza zyska narzędzie do kontroli środowiska dziennikarzy poprzez zastraszanie. Stowarzyszenie dziennikarzy polskich stanowczo protestuje przeciwko represjom wobec Witolda Gadowskiego i domaga się drobiazgowych wyjaśnień w tej sprawie. Uważam, że wyjaśnienie tej kwestii leży, nie tylko w interesie dziennikarzy, ale nas wszystkich. Media powinny zachować wolność przynajmniej w wymiarze swobodnego publikowania informacji SPRAWDZONYCH. Należy to podkreślić gdyż komisja śledcza ABW nie podważyła prawdziwości ustaleń Gadowskiego. Podobna sytuacja miała miejsce gdy Cezary Gmyz opublikował informacje o trotylu na wraku Tupolewa. Mimo iż prokuratura wówczas nie zaprzeczyła podanym przez niego informacjom został zwolniony z "Rzeczpospolitej”. Na dodatek dość znacząca część środowiska dziennikarskiego domagała się wyciągnięcia konsekwencji z czynu, który popełnił. Jako to czyn? Śmiał napisać prawdę.
Media często są nazywane czwartą władzą i jak każda władza za swoje decyzje ponoszą odpowiedzialność nie tylko prawną, ale i moralną. Wiele mediów zrezygnowało z rzetelnie przygotowanej informacji na rzecz miałkiej opinii. I tak mentalni spadkobiercy PRL-owskiego modelu ideologicznej lojalności często nam mówią co mamy jeść, jak spać jak żyć, jak myśleć.
Rok 1989 bez wątpienia był przełomowym dla polskiego dziennikarstwa. Zniknęły ograniczenia ustrojowe, ale ograniczenia mentalnościowe pozostały. PRL-owski model ideologicznej lojalności został zamieniony na lojalność poszczególnym mediom. Aparat propagandowy i partyjne wytyczne zostały zastąpione przez suwerenność decyzji. Jedni powiedzą – Niema niezależnych mediów! - A inni – Są, ale ich niezależność można dostrzec patrząc na nie całościowo. Ja należę do drugiej grupy. Jeśli ktoś uważa, że istnieją całkowicie wolne media, to brawo! Uwierzył propagandzie spadkobierców michnikowszczyzny, którym najprawdopodobniej zależy na takiej interpretacji. Wolność każdego dziennikarza jest ograniczana przez właścicieli, szefów redakcji i stacji, reklamodawców, polityków itd. Dziennikarze mogą wspólnie walczyć o wolność słowa, ale do tego potrzeba zaangażowanych ludzi z poczuciem misji, bo dziennikarstwo to misja niesienia prawdy za wszelką cenę. Prawda nie potrzebuje dodatkowej interpretacji. Postawa Gadowskiego czy Gmyza pokazuje, że istnieją ludzie, którzy są w stanie zapłacić wysoką cenę za poszukiwanie prawdy. Jednocześnie ukazuje niepokojące zjawisko ograniczania wolności, nie przez same media, autocenzurę, czy reklamodawców, ale przez władzę. Aparat państwowy szuka możliwości ograniczenia publikowania sprawdzonych informacji poprzez zastraszenie. Zastraszony dziennikarz nie będzie potrzebował cenzury redakcyjnej, sam sobie ja nałoży.
Izabela Stackiewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość