Czy Fundusz Odbudowy to II Plan Marshalla, czy powtórka dekady Gierka?
- Szczegóły
- Opublikowano: niedziela, 09 maj 2021 16:37
- Marian Zdankowski
Wielu polityków wypatruje pieniędzy z Unijnego Funduszu Odbudowy jak biblijnej „manny z nieba”, która ma być panaceum na wiele naszych dotychczasowych bolączek. Inicjatywa urzędników Komisji Europejskiej o utworzeniu tego Funduszu ma być odpowiedzią na skutki tzw. „pandemii”. Rygory i obostrzenia wprowadzane przez wiele rządów (oprócz Szwecji), w szczególności zastopowanie gospodarki (lockdowny), tłumaczone próbami zahamowania rozprzestrzeniania się wirusa, skutkowały sprowadzeniem wielu firm na skraj bankructwa a nawet ich upadek.
Ogólna suma omawianego Funduszu ustalona przez Komisję Europejską wynosi 750 miliardów euro, na co składa się kwota 390 mld tzw. „dotacji” oraz 360 mld pożyczek.
Do końca 2023 roku Polska z wymienionej kwoty otrzyma 57 mld euro, z tego – 23 mld w tzw. „dotacjach” oraz może skorzystać z korzystnej pożyczki w kwocie do 34 mld euro. Obowiązek spłaty pożyczki będzie leżał po stronie pojedynczego państwa zaciągającego pożyczkę.
Wyznaczony czas na wykorzystanie tych pieniędzy wyznaczony został do końca roku 2026-go.
Należy przy tym podkreślić, iż w okresie 2021–2027 Polska ma szansę uzyskać dalsze środki w kwocie do 125 mld euro.
1. Granty czyli dotacje
Komisja Europejska nie ma swoich pieniędzy. Fundusz Odbudowy więc w części „dotacyjnej” ma powstać poprzez wyemitowanie obligacji długoterminowych przez Komisję Europejską. I o ile tego typu długoterminowe obligacje emitowane przez pojedyncze państwa są często niezbyt przychylnie widziane wśród inwestorów - bo nie wiadomo jak gospodarka pojedynczego państwa może reagować na kryzysy - to emisja obligacji przez związek państw (w tym przypadku przez Unię Europejską reprezentowaną przez Komisję Europejską) zapewnia powodzenie tej operacji. Tym bardziej, że głównym gwarantem są Niemcy – najpotężniejsza gospodarka Europy.
Wyemitowanie obligacji i pozyskanie za nie pieniędzy skierowane na dotacje w ramach Funduszu Odbudowy to pierwsza część tej operacji. Druga część operacji (poważniejsza!) to wykupienie tychże obligacji, kiedy nastąpi termin ich tzw. zapadalności. Nie mając swoich pieniędzy Unia Europejska będzie musiała pozyskać pieniądze na spłatę tych obligacji z nowych podatków i opłat, którymi zamierza obłożyć państwa członkowskie. Będą to m.in.: podatek od transakcji finansowych, opodatkowanie gigantów cyfrowych, opłatę od plastiku czy graniczną opłatę węglową – oprócz już istniejących podatków płaconych na rzecz Unii takich jak np: opłaty celne czy podatek VAT.
Spłata zaciągniętych kredytów (czyli wykup obligacji od inwestorów przez Komisję Europejską) wyznaczona jest na lata 2028-2058.
A kto zapłaci podatki wynikające z części „dotacyjnej” Funduszu Odbudowy? Oczywiście poszczególne państwa zobligowane do zasilenia kasy unijnej. Tylko, że zwykli obywatele, jeżeli nawet nie będą bezpośrednio płacić wymienionych wyżej podatków, to i tak wiadomo, że ostatecznie te podatki będą przerzucane – jak zawsze - na konsumenta czyli na (prawie) każdego obywatela.
Dlatego należy głęboko zastanowić się na politykami, którzy błagalnie wyciągają ręce po „darmowe” pieniądze, którymi oni chcą dzielić.
2. Pożyczki
Wyjaśnienia wymaga także możliwość zaciągania pożyczek w ramach Funduszu przedstawiana jako swego rodzaju „bonus” zorganizowany przez Unię. I w niewielkim stopniu tak jest! Chociaż każde państwo oddzielnie może zadłużyć się na rynkach finansowych (może wziąć pożyczkę czyli emitować obligacje), ale… bonus polega na tym, że zaciąganie pożyczek, kiedy gwarantem jest Unia, stwarza możliwość wynegocjowania dużo korzystniejszego oprocentowania tych pożyczek.
I tu mamy częściową odpowiedź na to, kto będzie spłacał pieniądze otrzymane z Funduszu Odbudowy zaciągnięte w ramach pożyczki. Będą to oczywiście obywatele państwa, które bierze ową pożyczkę. Otóż niemała część budżetu państwa, która mogłaby być przeznaczana corocznie na zaspokajanie wspólnych potrzeb jak drogi, szkoły, służba zdrowia, transport, wojsko, etc… będzie musiała być skierowana na spłatę pożyczki.
Uzmysłowić należy, że i tak rokrocznie budżet państwa jest uszczuplany przez kwoty, które trzeba przeznaczyć na spłatę już zaciągniętych wcześniej zobowiązań – wykup wcześniejszych obligacji oraz spłatę odsetek od aktualnych, bieżących obligacji .
Tylko jako ciekawostkę przypomnę, że zadłużenie Polski osiąga gigantyczną kwotę 1,5 bln złotych (półtora biliona czyli tysiąc miliardów). Kwota niewyobrażalna dla przeciętnego zjadacza chleba, na którego potencjalnie przypada 22 tys. zł. długu publicznego, którego on nie zaciągał, ale który go dotyka.
A dług finansów publicznych zbliża się do niebezpiecznej granicy 60 procent PKB, której nie wolno przekroczyć. Zakaz jej przekraczania zawarowany jest w naszej konstytucji, ponieważ przekroczenie tej granicy może spowodować niebezpieczne staczanie się w kierunku niewypłacalności państwa czyli jego bankructwo.
Czy nie wiedzą o tym posłowie, którzy wyciągają błagalnie ręce po tę „mannę z nieba”? A może wiedzą, tylko… po nas choćby potop!
---
Nazywanie zaś Funduszu Odbudowy „nowym Planem Marshalla” jest sporym nadużyciem. Polacy mogą co najwyżej porównać to do okresu „wczesnego Gierka” czyli początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy za pożyczki z Zachodu odnotowano pewną dynamikę gospodarczą i gdzie przejściowo zapełniły się półki sklepowe, sprawiając wrażenie dużej poprawy stopy życiowej. Warto przypomnieć, że jednak druga połowa dekady jego rządów (1976-80) to kryzys gospodarczy, który udowodnił naocznie, jak tragicznie działa gospodarka rządzona przez komunistów – efektem były pustki w sklepach i kartkowa reglamentacja towarów.
Nadmienić należy również, że Plan Marshalla krytykowany był przez ówczesnych znanych ekonomistów, np. przez austriackiego uczonego Ludwiga von Misesa, który twierdził jakże znajomo, że: „amerykańskie dotacje pozwalają europejskim rządom częściowo ukrywać katastrofalne skutki ich socjalistycznych posunięć”. Inni współcześni eksperci podkreślają, że „środki pomocowe są wykorzystywane rozrzutnie i do własnych celów przez oficjeli rządowych, co skutkuje zwiększeniem korupcji władzy".
Jako pozytywny przykład państwa, które dokonało szybkiego powojennego wzrostu bez jakichkolwiek (!) dotacji podaje się Japonię, gdzie zwiększenie inwestycji – a tym samym szybki wzrost stopy życiowej - napędzane było dużym współczynnikiem oszczędności i niskimi podatkami. Hmm… to przecież tak też można!…
---.
Uwaga końcowa:
Ten polityczny krok, który nazwany został „uwspólnotowieniem długu” polega na przyjęciu zasady, że nie można pozwolić na to, by któreś państwo zbankrutowało, tj. ogłosiło swoją niewypłacalność czyli trwale utraciło zdolność regulowania swoich zobowiązań. W razie zaistnienia takiego przypadku - zobowiązania niewypłacalnego państwa przejmują stowarzyszone państwa, wśród których Niemcy, jako największe, przyjmuje na siebie największą część długu.
Dla informacji podam, że w ostatnich latach zaistniało kilka przypadków niewypłacalności państwa. Były to: Cypr – 2013 rok; Portugalia – 2011; Islandia – 2008; Argentyna – 2002; Rosja – 1998 czy Wenezuela – 1995 i 2004.
Marian ZDANKOWSKI
PS. Artykuł dedykuję wszystkim posłom z Warmii i Mazur, którzy głosowali za Funduszem zgodnie z dyscypliną partyjną, ale może chcieliby poznać konsekwencje tego przedsięwzięcia.
Fot. Edward Gierek na budowie Huty Katowice w Dąbrowie Górniczej (fot. JÓZEF MAKAL)
KONRAD SZYMAŃSKI, Minister do spraw Unii Europejskiej: W żadnym wypadku nie możemy mówić o uwspólnotowieniu długu UE.
Panie ministrze, w przestrzeni publicznej wciąż pojawiają się wątpliwości dotyczące konsekwencji mechanizmów przyjętych na poziomie unijnym i narodowym w związku z Funduszem Odbudowy i Krajowym Planem Odbudowy. Podnoszone są często także ze strony środowisk, które bez wątpienia troszczą się o polską rację stanu. Stąd nasza propozycja, by jeszcze raz rozważyć te wątpliwości. Czy wskutek przyjęcia Funduszu Odbudowy możemy mówić o „uwspólnotowieniu długu”? Czy jest ryzyko, że będziemy spłacali długi innego państwa unijnego, które - choć dzisiaj to czysto teoretyczne rozważanie - na przykład by zbankrutowało?
KONRAD SZYMAŃSKI, Minister do spraw Unii Europejskiej: W żadnym wypadku nie możemy mówić o uwspólnotowieniu długu UE. Finansowa odpowiedzialność państw członkowskich jest ustalona na podstawie wielkości gospodarki, tak jak do tej pory w każdym budżecie wieloletnim. Odpowiedzialność państw ma charakter indywidualny, nie solidarny. Dotyczy to także Funduszu Odbudowy.
Mówią o tym wszystkie dokumenty, w tym oficjalna analiza Służb Prawnych Rady UE. Decyzja o zasobach własnych, która jest przedmiotem ratyfikacji jest tym samym gwarancją, że nasz udział w finansowaniu FO nie przekroczy dotychczasowych proporcji. Są one dla nas korzystne. Dlatego nie tylko z budżetu, ale i z Funduszu Odbudowy otrzymamy więcej pieniędzy niż wpłacimy.
Uwspólnotowienie długu, jako postulat jest odrzucane nie tylko przez Polskę, ale także przez przygniatającą większość państw UE. Dlatego nie mogło znaleźć się w tych ustaleniach. Nawet, gdyby któreś państwo UE zbankrutowało Polska nie przejmie jakiejkolwiek części długu tego państwa. Trzeba pamiętać, że bankructwo państwa UE jest bardzo mało prawdopodobne, także z uwagi na fakt, że oznaczałoby nieporównywalnie większe szkody gospodarcze i polityczne, niż całe koszty tego Funduszu. W szczególności w strefie euro.
Jeden z szanowanych polityków Zjednoczonej Prawicy stwierdza: „Zgodnie z art. 216 Konstytucji zaciąganie zobowiązań finansowych należy do kompetencji rządu. Decyzja o zasobach własnych narusza tę zasadę i daje KE bezpośredni dostęp do budżetu państwa polskiego. Fundusz Zadłużenia oznacza, że Polacy mogą przez lata spłacać nie swoje długi.
Spłacimy tylko umówiona cząstkę zadłużenia, które jest sprawiedliwie i proporcjonalnie rozłożone między państwa członkowskie. Żadne państwo członkowskie nie zgodziłoby się na mechanizm, który rodziłby ryzyka dla budżetów narodowych. A przecież zgodzili się wszyscy. Długa perspektywa spłaty jest korzystna, ponieważ pozwala skumulować pieniądze dziś, kiedy są najbardziej potrzebne. UE operuje na rynkach finansowych w podobny sposób od prawie 20 lat. Nie ma tu nowych kompetencji. W podobny sposób finansowana jest pomoc dla bilansu płatniczego, instrument stabilizacji finansowej, czy ostatnio środki na ochronę rynku pracy (SURE). Nowością są granty. Dlatego mamy cząstkowe zaangażowanie budżetu UE.
Inny cytat: W zamian za pieniądze, które i tak nam zablokują, Bruksela i Berlin zyskują narzędzia do ingerencji w Polską suwerenność”. Tu chodzi o tzw. mechanizm praworządności. Jaka jest Pana podejście do tego zagrożenia?
Blokowaniem budżetu wieloletniego, który jest finansowo korzystny dla Polski nie można było nigdy odrzucić rozporządzenia o ochronie budżetu. To jeden z mitów. Rozporządzenie praworządnościowe było od początku niezależnym formalnie, podlegającym procedurze opartej o większość kwalifikowana projektem. Niektóre zapisy rozporządzenia budzą wątpliwości.
Dlatego na podstawie argumentacji przygotowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości złożyliśmy skargę do TSUE. Obawa przed blokowaniem Polsce jakiś nieokreślonych sum pieniędzy nie powinna nas jednak prowadzić do dobrowolnej rezygnacji z całych pieniędzy, jakie wynegocjował Premier Morawiecki w lipcu.
Ja mam oczywiście ograniczone zaufanie do polityki UE w sprawie praworządności. Mamy tu otwarty konflikt. Proszę jednak zwrócić uwagę, że wątpliwości dotyczące zasad finansowania odbudowy nie zaprowadziły żadnej innej stolicy do odrzucenia Funduszu Odbudowy. W grudniu nie chciał tego także premier Orban, z którym Premier Morawiecki koordynował te trudne negocjacje w 100%.
Zacytujmy jeszcze jeden głos, też z prawej strony: „Doszło do „odejścia od programu wyborczego PiS”. Zostało w nim zapisane, że jesteśmy zwolennikami Europy ojczyzn i negatywnie oceniamy perspektywę tworzenia superpaństwa europejskiego, które oznacza ograniczenie suwerenności Polski. Krytyka naszych poprzedników polegała na tym, że byli wasalni wobec Brukseli, że my nie oddamy nawet guzika, że pilnujemy polskiej podmiotowości, nie zgodzimy się na eksperymenty ograniczające suwerenność i nagle w lipcu oraz grudniu 2020 podjęto na szczytach UE decyzje, które ten wektor odwróciły o 180 stopni”.
I dalej: „Okazuje się, że za rządów Mateusza Morawieckiego dokonuje się milowy krok na drodze federalizacji Unii Europejskiej, bo czymże innym jest uwspólnotowienie długu i możliwość nakładania przez Komisję Europejską podatków na Polskę i Polaków”.
Jak Pan się odniesie do tej argumentacji?
Fałszywa i pozbawiona jakichkolwiek podstaw analiza Decyzji o Zasobach Własnych, Wieloletnich Ram Finansowych i Funduszu Odbudowy prowadzi niektórych polityków do coraz dalej idących wniosków, które szkodzą prawicy w Polsce. Jestem przekonany, że Prawo i Sprawiedliwość wie co robi w sprawie o takim znaczeniu dla polskiego rozwoju. Takiej interpretacji nie podziela żadna stolica w UE. Podnoszą natomiast te argumenty politycy, którzy od lat zabiegają o to, by do Europy Środkowej szło jak najmniej pieniędzy z budżetu UE. Ich sprawa, ale zanim zaczniemy im kibicować, trzeba powiedzieć jasno, że są to tendencje w UE, które są całkowicie sprzeczne z polskimi interesami rozwojowymi w UE.
Polska nie traci żadnych kompetencji w zakresie polityki podatkowej. Nie ma tu przekazania żadnych nowych kompetencji na poziom unijny. Opłata od nieprzetworzonego plastiku nie jest podatkiem w normalnym tego słowa znaczeniu. To zasada wymierzania małej cząstki składki narodowej w sposób inny niż PKB. Nic więcej. Premier Morawiecki ją znacząco obniżył dla Polski. Podatek oparty o przychody z systemu ETS został przez Polskę odrzucony. Żaden przedsiębiorca nie zapłaci ani jednego euro do wyimaginowanego Skarbu UE. UE korzysta tu z kompetencji przyznanych traktatem lizbońskim. Co więcej, EWG, UE jest finansowana z ceł i cząstkowo z VAT od ponad 40 lat. Więc to nie tylko składka od bardzo dawna. Tu też nie ma nowości.
Inne „podatki” europejskie będą przyjęte o ile wszystkie państwa członkowskie się na to zgodzą. Nie ma decyzji o ich wprowadzeniu. Jest porozumienie, by nad podatkiem cyfrowym, czy finansowym dalej pracować. Jesteśmy tu aktywni, bo mogą to być rozwiązania korzystne dla Polski.
Może warto w tym kontekście zapytać szerzej - jaką filozofią kieruje się rząd prowadząc negocjacje? Jest bowiem wyraźnie naciskany przez dwie radykalne linie - pełnej uległości wobec Brukseli i federalistycznych dążeń w UE (część opozycji) i jakiegoś radykalnego odrzucenia wszelkich uzgodnień, kompromisów.
Nie ma w rządzie Mateusza Morawieckiego nikogo, kto byłby zwolennikiem rozwiązań federalnych. Z drugiej strony nie odrzucamy projektu europejskiego ponieważ on sprzyja polskiemu rozwojowi, dobrobytowi i bezpieczeństwu. Gdy trzeba zgłaszamy zdanie odrębne. Niektórzy sądzą, że zbyt często. To dowód naszej dojrzałości europejskiej. UE to nie jest rzeczywistość czarno-biała. Nie ma w polityce miejsca na realizacje dogmatycznych, akademickich teorii. Polityka jest miejscem realizacji swoich interesów, mierzenia szans i projektowania przyszłości.
W sprawie budżetu UE Premier Morawiecki wynegocjował nie tylko bardzo duży zastrzyk pieniędzy - 770 mld złotych - dla polskiego rozwoju, który jest podstawą podmiotowości w polityce, ale także gwarancje bezpieczeństwa dla polskich finansów publicznych.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Michał Karnowski/wpolityce.pl
Czytaj więcej: Czy Fundusz Odbudowy to II Plan Marshalla, czy powtórka dekady Gierka?
"W tamtym czasie w ogóle nie orientował się w jakiej rzeczywistości politycznej ...