MARZEC 2014
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 01 marzec 2014 15:51
AIPN Bi, 086/196, Plan przedsięwzięć operacyjno-śledczych w sprawie nielegalnej działalności kolportażowej i samokształceniowej organizowanej przez Grzegorza Marka Kaucza, 17 IX 1985 r. Olsztyn, k. 10-16. W materiale tym odnotowano, że stworzył nielegalny punkt biblioteczny, z którego korzystali: Jadwiga Sylwanowicz, Lucyna Anna Czajkowska, Anna Pęcińska, Teresa Jóźwiak, Wiesława Wrzeszczyk, Mieczysław Kamiński, Wiesław Biedrzycki i Jadwiga Ufnarska. Ustalono także osobę łącznika, to jest Z. Lewandowskiego, który część wydawnictw przekazał Elżbiecie Pieczkowskiej i Andrzejowi Drewniakowi. W wyniku śledztwa ustalono również, że w okresie od listopada 1984 r. do czerwca 1985 r. Kaucz zorganizował 11 spotkań grupy samokształceniowej, podczas których dyskutowano m.in. o historii Warmii i Mazur, 66 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Odtwarzano też nagrania magnetofonowe z - jak to określono w materiale aparatu bezpieczeństwa - treściami politycznie wrogimi. W wyniku dalszych ustaleń dokonanych przez Wydzial V WUSW w Olsztynie 9 września zatrzymano Lewandowskiego i przeprowadzono u niego rewizję. Następnego dnia podobny los spotkał Andrzeja Drewniaka, który wskazał jako źródło pochodzenia zakwestionowanych materiałów Lewandowskiego.
11 września 1985 r. naczelnik Wydziału Śledczego WUSW w Olsztynie ppłk L. Nuwel przesłał do prokuratury rejonowej w Olsztynie zgromadzone do tego momentu wstępne materiały procesowe do sprawy przeciwko pierwszemu z nich, wnioskując jednocześnie o zastosowanie wobec Lewandowskiego tymczasowego aresztu.
AIPN Bi, 086/196, Wniosek o zastosowanie wobec Z. Lewandowskiego tymczasowego aresztu, 11 IX 1985 r. Olsztyn, k. 2-3. W uzasadnieniu podano, że zajmował się on kolportażem nielegalnych znaczków i ulotek (!) co uznano za wystarczający powód do takiego kroku. Wspomniano także o dokonanym 10 września 1985 r. przeszukaniu jego mieszkania oraz podległego mu wagonu bagażowego pociągu relacji Wrocław-Białystok, w którym znaleziono broszury „Tygodnik Wojenny’, „Z dnia na dzień” i „Solidarność” Tymczasowego Zarządu Regionu Warmińsko Mazurskiego. Zarzuty te potwierdzili funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei Oddział w Koszalinie Zbigniew Jaśkiewicz i Zdzisław Plitty. Zeznania obciążające złożył też Andrzej Drewniak, który oświadczył, że otrzymywał wspomniane materiały od Lewandowskiego. On sam odmawiał jednak składania jakichkolwiek wyjaśnień.
Dwa dni później podobny wniosek został skierowany do prokuratury w sprawie Grzegorza Kaucza.
AIPN Bi, 086/196, Wniosek o zastosowanie wobec G. M. Kaucza tymczasowego aresztu, 13 IX 1985 r. Olsztyn, k. 4-5. W tym wypadku przesłuchane w charakterze świadków Jadwiga Sylwanowicz i Anna Czajkowska stwierdziły, że od 1984 r. organizował on spotkania osób pozostających w nielegalnych strukturach „Solidarności”. W ich trakcie dyskutowano m.in. o okresie internowania, postawie osób przesłuchiwanych przez organa ścigania, o przyczynach upadku związku. Ponadto wspomniano, że Kaucz przekazywał im różne nielegalne wydawnictwa. On sam zaprzeczał temu, stwierdzając ponadto, że znalezione podczas rewizji u niego rzeczy otrzymał lub kupił od nieznanych osób oraz ogólnie znalazł. Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Grzegorza Kaucza wystawił wiceprokurator Prokuratury Rejonowej w Olsztynie Wieław Pniewski 13 września 1985 r.
AIPN Bi, 62/2094, Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Grzegorza Kaucza, 13 IX 1985 r. Olsztyn, k. 2-2v. W uzasadnieniu napisał, że od października 1984 r. do 11 września 1985 r. rozpowszechniał on nielegalne wydawnictwa, broszury i ulotki sygnowane przez struktury zdelegalizowanego NSZZ „Solidarność”. Stwierdzono ponadto, że stopień szkodliwości takiego czynu był znaczny, a dodatkowo zachodziła obawa o próbę nakłaniania świadków do składania fałszywych (!) zeznań.
Akt oskarżenia przeciwko wspomnianej dwójce sporządził wiceprokurator rejonowy Marek Borowiecki 10 grudnia 1985 r.
AIPN Bi, 086/196, Akt oskarżenia przeciwko G. Kauczowi i Z. Lewandowskiemu, 10 XII 1985 r. Olsztyn, k. 81-86. Zarzucił w nim Kauczowi, że rozpowszechniał nielegalne wydawnictwa, nawołujące do wywołania niepokoju publicznego, ten sam zarzut postawił też Lewandowskiemu. W przypadku tego ostatniego wspomniany wcześniej Drewniak zeznał, że był przez niego nakłaniany do zorganizowania nielegalnej siatki kolporterów tych wydawnictw w środowisku pracowników PKP. Nabycie od niego zdjęcia ks. Jerzego Popiełuszki potwierdziła też Elżbieta Pieczkowska. Również przesłuchiwany kilkakrotnie Kaucz nie przyznawał się do zarzuconego mu „przestępstwa”. Jak zaznaczono, jego wyjaśnienia nie zasługiwały na wiarę. Podobnie postąpiono w przypadku Lewandowskiego, który jak ustalono również w przeszłości w ramach związku zajmował się kolportażem wydawnictw.
W połowie lutego 1986 r. w meldunku informacyjnym w sprawie nr 17/85 zastępca naczelnika Wydziału Śledczego WUSW w Olsztynie kpt. W. Martynowski informował, iż Sąd Rejonowy w Olsztynie rozpoznając sprawę karną przeciwko wspomnianym wcześniej osobom 25 stycznia wyłączył sprawę Kaucza do odrębnego postępowania.
AIPN Bi, 086/196, Meldunek informacyjny zastępcy naczelnika Wydziału Śledczego WUSW w Olsztynie kpt. W. Martynowskiego, 11 II 1986 r. Olsztyn, k. 113-115. Podstawą do tego była opinia o złym stanie jego zdrowia (depresja). W związku z powyższym zażądano dodatkowej informacji o przewidywanej długości leczenia. 8 lutego 1986 r. kontynuujący postępowanie Sąd wydał nieprawomocny wyrok, na mocy którego uznał Lewandowskiego winnym popełnienia zarzucanych mu czynów i skazał go na karę roku pozbawienia wolności z zawieszeniem na trzy lata. Dodatkowo wymierzył mu też grzywnę w wysokości 160 tys. zł., na poczet której przeliczono pięć miesięcy jego aresztowania po kursie tysiąc zł za jeden dzień. Warto zaznaczyć, iż prokurator wnosił o karę 2 lat bez zawiasów. Sąd niski wyrok w tym wypadku uzasadnił wiekiem oskarżonego (56 lat), niekaralnością, nienaganną opinią i inwalidztwem. Była to pierwsza tego typu sprawa w Sądzie Rejonowym w Olsztynie.
Dalej natomiast w zawieszeniu pozostawała sprawa Kaucza, który otrzymał zaświadczenie o złym stanie zdrowia ze Specjalistycznego Psychiatrycznego ZOZ w Olsztynie.
AIPN Bi, 086/196, Notatka informacyjna kpt. W. Kornatowicza, 25 III 1986 r. Olsztyn, k. 124. Zostało ono potwierdzone na wniosek Sądu badaniami przeprowadzonymi przez prof. Zdzisława Falickiego z Akademii Medycznej w Białymstoku i lekarza Tadeusza Matuszewicza z Olsztyna. Z tego powodu odwlekała się ona w nieskończoność, aż ostatecznie najpierw 2 października Sąd Rejonowy w Olsztynie na wniosek Prokuratury Rejonowej umorzył postępowanie przeciwko Grzegorzowi Kauczowi, a 7 października przeciwko Zbigniewowi Lewandowskiemu.
Krzysztof Sychowicz
W końcu XVIII stulecia Francją rządził łagodny, dobroduszny i rozpaczliwie nieudolny Ludwik XVI. W teoretycznie despotycznej Francji zakres wolności był naprawdę duży, żyło się całkiem nieźle, ale gołym okiem widać było, że aparat władzy zmurszał i wymaga zmian. I wtedy Francja udzieliła gigantycznej pożyczki walczącym o niepodległość Stanom Zjednoczonym, traktując to jako akt odwiecznych zmagań z Anglią. Armia francuska pod dowództwem generała Rochambeau, liczniejsza od amerykańskiej, walnie przyczyniła się do pobicia Anglików pod Yorktown i zakończenia wojny o niepodległość Stanów. Do zrujnowania finansów Francji również. Dzięki temu Francja straciła na rzecz tychże Amerykanów Luizjanę, a na rzecz Anglików Kanadę. W kraju tymczasem w 1787 roku przyszła ogromna powódź, w 1788 grad zniszczył połowę zbiorów, a niebywale mroźna zima odcięła zaopatrzenie. Beczka prochu była gotowa. Aby temu wszystkiemu zaradzić potrzeba było dwóch rzeczy: pieniędzy i stanowczej władzy. Zabrakło i jednego, i drugiego.
Symbolem rewolucji stało się zdobycie Bastylii i uwolnienie więźniów. Było ich tam raptem siedmiu. Czterech zwykłych oprychów, jeden zboczeniec sadysta i dwóch wariatów. Jest w tym coś prawdziwie symbolicznego. Od tej pory Francją rządziły oprychy, sadyści i szaleńcy. Zamiast Boga na ołtarze wyniesiono Rozum, i tylko zwykły rozum zaginął. Rozpoczął się Terror. Gilotynowano ludzi za to, że nic nie zrobili dla rewolucji. Skazano na śmierć największego uczonego Francji Lavoisiera. Sędzia Pierre - Antoine Coffinhal powiedział w uzasadnieniu wyroku „Republika nie potrzebuje chemików i uczonych”. Wyrok wykonano 8 maja 1794 roku. Później i sędzia poszedł na gilotynę. Stracono np. gwardzistę, który idącej na śmierć królowej Marii Antoninie podał szklankę wody.
Największe jednak zbrodnie popełniono w Wandei. Tam zrozpaczeni chłopi chwycili za broń, później dołączyła do nich szlachta. Ludzie bili się z odwagą rozpaczy, bez nadziei na przeżycie. Wtedy po raz pierwszy w dziejach ludzkości dopuszczono się zorganizowanego ludobójstwa. Generałowie Beysser i Moulin nosili spodnie z wygarbowanej ludzkiej skóry. Jak donosił w raporcie do konwentu Saint - Just „Skóra ludzka ma konsystencję i jakość lepszą od koźlęcej. Z ciał kobiecych jest bardziej miękka, ale mniej trwała.” Największym zbrodniarzem był generał Wasternann „rzeźnik Wandei”. W raporcie donosił „Końskimi kopytami zmiażdżyłem dzieci i wyrżnąłem kobiety, które już nie urodzą więcej bandytów. Nie mam sobie nic do wyrzucenia, nie wziąłem ani jednego jeńca, wszystkich wytraciłem.” W sumie w tej nieszczęsnej prowincji wymordowano około 200 tys. mieszkańców.
Każdy terror kiedyś się kończy, skończył się i ten. Napoleon zakończył rewolucję i przywrócił prawie normalne państwo. Tyle tylko, że Francja z mocarstwa walczącego z Anglią o dominację w świecie bezpowrotnie stała się mocarstwem tylko europejskim. To i tak dużo jak na kraj, którego gospodarka stanowiła trochę ponad połowę gospodarki Francji z czasów Ludwika XVI.
Rewolucja pozostawiła po sobie ślady. Była wyjątkowa. Od dotychczasowych rewolt odróżniał ją nie tylko ogrom zbrodni. To ludzie zawsze potrafili robić. Zmianą istotną jakościowo była pierwsza w dziejach ludzkości próba zarządzania zachowaniami. Do tej chwili zdobywający władzę zadowalali się jej sprawowaniem. W czasie rewolucji francuskiej sięgnęli po ludzkie sumienia. I to jest ten pomost, który łączy ze sobą rewolucję francuską, socjalistyczną w Rosji i narodowo - socjalistyczną w Niemczech. Chęć ingerowania w ludzkie myśli, sterowania ludzkimi uczuciami i zachowaniami. Nie wystarczy władzy słuchać. Trzeba jeszcze ją kochać, kochać wskazanych przez władzę i odrzucić naturalne instynkty na rzecz zachowań oczekiwanych przez rządzących. Słowem, podjęto próbę stworzenia nowego człowieka.
Dziś w Niemczech nie obchodzi się święta w dniu zdobycia władzy przez Hitlera. We Francji i Rosji wygląda to już jednak inaczej. Bardzo smutną, gorzej, niepokojącą sprawą, jest obecne nawiązywanie w Europie do ponurych zdobyczy rewolucji. Coraz wyraźniej widoczne są ciągle podejmowane próby zarządzania ludzkimi zachowaniami. Najlepiej to widać na przykładzie politycznej poprawności.
Nie wiem czy ten proces jest nieuchronny. Jeśli tak, to czy czeka nas następujący po nim okres Terroru?
Adam Kowalczyk
I tak we własnym kraju nie wolno w pracy rozmawiać we własnym języku. Na szczęście sąd pracy uznał zwolnienie pracownika za przejaw dyskryminacji i przyznał mu odszkodowanie.
Gdy byłem w Islandii odwiedziłem małą przetwórnię rybacką. Pracowało w niej 19 Polaków i jeden Islandczyk – kierownik. Spotkać w Islandii Polaka, który zna język islandzki, to wręcz cud, a ze znajomością angielskiego też jest różnie. Nie trzeba się więc dziwić, że Polacy rozmawiali ze sobą w islandzkiej przetwórni po polsku. Nikt im tego nie zabronił. Doszło do tego, że kierownik sam zaczął uczyć się naszego języka, aby mieć lepszy kontakt z pracownikami.
Przykro być dyskryminowanym we własnym kraju, tylko dlatego, że czasem coś się powie po polsku do kolegi w pracy. Rozporządzeń ograniczających wolność pojawia się coraz więcej. A wszystko to w imię dobra zakładu pracy, w imię poprawy naszego zdrowia czy też wizerunku firmy.
Z polskich miast, na czele ograniczających wolność obywatelską, Olsztyn niedługo może być na pierwszym miejscu? Dlaczego? Oto jedna z radnych lansuje projekt, aby na terenie Starego Miasta całkowicie zabronić palenia papierosów. „Tutaj przewija się najwięcej ludzi, rodzice zabierają dzieci na spacer” – twierdzi radna Ewa Zakrzewska, motywując swój wniosek. Chce aby odpowiednią uchwałę Rada Miasta przyjęła jeszcze przed sezonem turystycznym. Dlaczego jednak tylko Stare Miasto ma dotknąć ten przywilej? Przecież więcej ludzi mieszka na Jarotach. Dlaczego tam też nie zabronić palenia papierosów? A może tak uchwalić zakaz palenia w całym Olsztynie? Potem wystąpić do Unii Europejskiej, aby ten zakaz rozszerzyć o wszystkie kraje należące do Unii, do ONZ i Światowej Organizacji Zdrowia, aby powszechnie zakazać na świecie palenia papierosów. Możliwości w tej sprawie są wielkie.
Nie popieram palenia papierosów, ale bronię wolności. Być może za kilka dni pani radna wystąpi z wnioskiem, aby na Stare Miasto nie wpuszczać ludzi w szortach, źle ubranych, bo to psuje wizerunek miasta. Potem należy wydać zarządzenie, aby wszyscy mieszkańcy Starego Miasta i odwiedzający tę dzielnicę chodzili tylko w niebieskich czy fioletowych ubraniach, bo wtedy będzie pięknie i kolorowo. Do absurdu można doprowadzić ten tok myślenia. Oczywiście straż miejska miałaby dodatkowe zajęcia łapiąc palaczy na Starym Mieście, miastu przybyłoby kwoty z mandatów. Monitoring byłby znów wykorzystany zgodnie z przeznaczeniem do śledzenia niepoprawnych obywateli. Rzeczywistość jak z Orwella, a jednak na poważnie, ktoś nas tak chce urządzić. Gdy ktoś mieszka na Starym Mieście, nawet na swoim balkonie nie mógłby zapalić papierosa. W swoim mieszkaniu chyba też nie. Strażacy miejscy z lornetkami wypatrywaliby takich przestępców.
Wizja fantastyczna? Niestety, całkiem realna. Więc może palacze pokierują się hasłem: rzuć papierosy. Pal marihuanę. Zostaniesz premierem.
Poeta poszanowania tradycji i wiary w porządek wartości.
"A Zbyszek wnosił w te ponure lata helleński uśmiech, cięty dowcip ze szczyptą attyckiej soli, swobodę i wdzięk patrycjusza. Był stoikiem i epikurejczykiem, polskim Petroniuszem, z wyjazdem którego odeszło piękno i wdzięk."
wspomina Zbigniewa Herberta na kartach książki Joanny Siedleckiej, Jan Adamski, aktor i pisarz, kolega ze studiów na UJ, które poprzedzały okres toruński.
*
”Po prostu całe jego zachowanie przenikała ironia. Była lekka jak piórko, połączona z autoironią. Trochę w sensie sokratejskim.
Herbert był przeciwieństwem człowieka, którego Kierkegaard nazywał poważnym typem mieszczanina. Kiedy przebywałem w jego towarzystwie, byłem przekonany, że nie przyjmuje on pozy. Gdy ironia dotyczyła konkretnego rozmówcy, nigdy nie była zjadliwa. Była ostrzejsza, gdy dotykała pewnych zjawisk. Miałem okazję się o tym przekonać, kiedy nagrywałem z nim wywiad do "Hańby domowej". Herbert atakował wtedy całą formację socrealistyczną niesłychanie ostro, ironicznie zarazem. Tym bardziej więc później się na niego obruszano. Bo trudniej się bronić przed ironią.
Do obcowania z Herbertem trzeba było przywyknąć albo nawet się go nauczyć. W pierwszej chwili bowiem jego humor mógł onieśmielać. Trzeba było być przygotowanym, by wejść w jego świat i go rozumieć.”
Jacek Trznadel w rozmowie z „Życiem”
07.13.2001
*
„To jest straszliwy cios dla nas wszystkich. Umarł jeden z najwybitniejszych pisarzy polskich, znakomity poeta, świetny eseista, no i, pozwolę sobie na ten akcent osobisty, bliski mi człowiek i przyjaciel. Bardzo nad tym cierpię, że nie dożył dnia, w którym stałby się laureatem, bardzo zasłużonym laureatem, literackiej Nagrody Nobla. Ale w sercach jego admiratorów i czytelników jest on już niewątpliwie, i był od dość dawna, takim właśnie laureatem noblowskim. Z perspektywy zagranicy chcę dodać, że należy on do najbardziej znanych pisarzy polskich w innych krajach. Kilka miesięcy temu jeden z największych włoskich wydawców, Adelphi z Mediolanu, opublikował wybór wierszy Zbyszka ze wstępem Josifa Brodskiego.”
Gustaw Herling-Grudziński w rozmowie z „Rzeczpospolitą”
wkrótce po śmierci Poety
„Zbyszek nigdy nie zmienił języka swojej poezji. Nawet wiersze z "Raportu...", powstające w najgorszym okresie stanu wojennego, mówiły o rzeczywistości nie wprost, także włączały tamte wydarzenia w rozumienie przez niego całej historii, stosunku człowieka do losu, naszych zobowiązań. Ale w pewnym momencie zaczęło się używanie Herberta do bezpośrednich celów politycznych i upraszczanie jego poezji. Najwyraźniej to widać we wstępie do wywiadu Adama Michnika z Herbertem, przeprowadzonego w roku 1980. Później Michnik napisał esej o poezji Herberta, zamieszczony w "Dziejach honoru w Polsce", w którym sprowadzał tę poezję niemal wyłącznie do funkcji politycznej, do patriotycznego i politycznego świadectwa. Pamiętam, jak dostałem - w Wolnej Europie - do recenzji książkę Michnika. Nie chciałem jej pisać, bo byłaby to recenzja krytyczna, a Michnik był przecież wówczas prześladowany przez władze. Najbardziej uderzyła mnie w tym eseju naciągana interpretacja Herberta jako pisarza jednowymiarowego, politycznego.”
ZdzisławNajder
"Życie" – 01.20.2001
...Najbardziej symptomatyczne i jednocześnie kompromitujące dla polskiego środowiska jest to, że nawet nie próbowano z Herbertem polemizować, ale unieszkodliwiano go rozpowiadaniem o nim rozmaitych okropnych rzeczy, które miały dowodzić, że z nim rozmawiać nie warto. Wedle tych opinii Herbert nie do końca wiedział, co mówi. A nie wiedział, bo albo wpadł w złe towarzystwo prawicowców, którzy namieszali mu w głowie, albo był nieżyciowym dziwakiem, albo nie rozumiał nowych czasów i logiki demokracji, albo był pięknoduchem odizolowanym od rzeczywistości, albo wreszcie po prostu zwariował. Jedno zresztą łączyło się z drugim. Skoro zwariował, to oczywiście staje się zrozumiałe, że przestawał w niestosownym towarzystwie ludzi z prawicy; a skoro przestawał w niestosownym towarzystwie ludzi z prawicy, to wynikało stąd ponad wszelką wątpliwość, że zwariował. Jeśli zaś czepiał się Miłosza, to też oznaczało, że musiał być wariatem, bo przecież tylko wariat może się czepiać Miłosza. Mechanizmy rządzące środowiskiem inteligenckim są groźne, i nie ma ludzi, którzy byliby przez nimi bezpieczni. Pewien mój znajomy słusznie zauważył, że Herbert wydawał się być postacią, której zmarginalizować nie sposób, a jednak i jemu dano radę - oczywiście nie całkowicie, ale w stopniu i tak zdumiewającym.
Ryszard Legutko
"Życie" – 12.08.2000
...Zbigniew Herbert: "Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to, żeby w Polsce zapanował 'socjalizm z ludzką twarzą' . To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję (...), ja uciekam przez okno z krzykiem".
„Obywatel poeta” – film dokumentalny Jerzego
Zalewskiego o Zbigniewie Herbercie
„...Ja widziałem, jak malowano kolektywnie obraz (szkoła sopocka), na którym było bardzo dużo postaci, i to się nazywało Rok 1905. Nie malowali Świerczewskiego i nie malowali Bieruta, słowem mniejsze zło. Jeden z nich w czasie pracy mówił: Julek, skończyłeś już z tą mordą? To przesuń się, bo buty będę malował. - Tak właśnie było, i u Tyrmanda znajdzie się więcej anegdot. Andrzejewski starał się kiedyś wytłumaczyć, że dla niego komunizm był nocą pascalowską... Nie bardzo wiem, czy on wtedy pamiętał Pascala, czy tak był pod wpływem Żdanowa, że zapomniał, kim był Pascal. No, nie podszywajmy się pod metafizykę, nie nadymajmy się, mówmy o rzeczach prymitywnych językiem prymitywnym. Stare konie świetnie wiedziały. Pani, która napisała Noce i dnie, uważana za najlepszą polską pisarkę, mówiła zatroskana, że to nowe dziecko (prl) coraz bardziej podobne jest do sąsiada. Ale byłem na takim jubileuszu, kiedy przyszli do niej ludzie, przebrani za górników, i słyszałem, jak powiedziała, że dzięki Polsce Ludowej doznała radości wielkich nakładów.”
„Hańba domowa” – Jacek Trznadel
Wypluć z siebie wszystko – rozmowa ze Zbigniewem Herbertem
(9 lipca 1985)
List do Stanisława Barańczaka
Najgorsze w tym czasie było ostre widzenie nonsensu; całego tego życia, zupełne osamotnienie i raz po raz nachodzące wątpliwości, że Oni mają rację. Jedynymi moimi przyjaciółmi w Warszawie byli mój gospodarz, wierny i nieodżałowany Przyjaciel, Władysław Walczykiewicz, urzędnik Ministerstwa Handlu Zagranicznego, oraz nade wszystko, Leopold Tyrmand, który wspierał mnie moralnie i materialnie. Na jego postawie moralnej wzorowałem się i naprawdę nie wiem, czy przeżyłbym bez niego te ciemne czasy. Byli także Stefan Kisielewski, Zdzisław Najder i Zygmunt Kubiak. Wszystkich ich wspominam z niezmienną wdzięcznością. (...)
Nawet ty, Staszku - taki sprawiedliwy, mądry i dobrze poinformowany, zdajesz się nie dostrzegać kapitalnej rzeczy, bez której zrozumienie PRL-u jest niemożliwe. Zostawmy na boku spory pseudoideologiczne, matactwa, świństwa, zbrodnie. O pomstę do nieba woła sama struktura społeczno-ekonomiczna PRL-u. Około dziesięciu procent. Czyli około 4 milionów obywateli żyło w warunkach dobrych, bardzo dobrych, choć nie luksusowych jak na Zachodzie. Była to przede wszystkim nomenklatura, ale także wolne zawody, lekarze, adwokaci, inżynierowie oraz ponad wszystko ustanowiona przez reżim elita pisarzy, artystów, plastyków, muzyków. Zarabiali oni więcej niż nomenklatura i do tego towarzyszyły im liczne przywileje w postaci wyjazdów zagranicznych, willi etc., nie mówiąc już o odznaczeniach w rodzaju Budowniczy Polski Ludowej, które wpływały na i tak już świetne emerytury. Pogrzeb zwykle na koszt państwa.
Reszta, znakomita reszta, rzędu 33 milionów, żyła w niedostatku i nędzy. Chłopi mieszkali w przedpotopowych chałupach, poziom ich higieny był zatrważający. Często (ale nikt nie pokwapił się z ankietą, ostatecznie zwalczono tę plagę społeczną za pomocą setek tysięcy kursów) - byli i są to analfabeci. Ten szczegół należy wziąć pod uwagę w dyskusjach o poezji. Robotnicy mieszkali w osławianych hotelach, które tak zdumiały Ważyka, że rąbnął poemat. Warunki życia w tych prymitywnych jaskiniach były nieludzkie, lub może, aż nadto ludzkie - alkoholizm, prostytucja, kradzieże i morderstwa. Wyczerpanych fizycznie, upokorzonych moralnie pchano do różnych akcji współzawodnictwa i obdarzano odznaczeniami i pseudogodnościami. Byli to synowie rolników, nie wykształceni, ani zawodowo, ani ogólnie. Nadzieja mieszkania w większości przypadków była fikcyjna, a ich zarobki poniżej zaspokojenia prymitywnych potrzeb.
Ani rolnicy, ani mieszczanie w świetle ideologii marksistowskiej nie byli klasowo czyści, ale najgorszy los zgotowano robotnikom, do których należało Państwo. Inteligencja żyła w warunkach niedobrych, ale lepszych od warunków warstwy robotników. Profesorowie uniwersytetów, inżynierowie, artyści (którzy stanowili odrębną klasę), wybitni fachowcy w dziedzinie nauk technicznych i humanistycznych (ci za cenę konformizmu, lecz nie zapisywania się do Partii) - żyli w dostatku, w dobrych warunkach mieszkaniowych, to jest w starym budownictwie, znacznie lepszym od nowego wypieku, zakładającego według słynnej normy Gomułki, 6 m kw.
Powinieneś uświadomić sobie, Staszku, że nie tylko ideologiczny gniot totalitarny, ale także fatalne warunki mieszkaniowe (szczury w klatce, które się zagryzają), pensje zbyt niskie, żeby żyć, za wysokie, żeby umrzeć, doprowadziły do kompletnego rozkładu społeczeństwa. Treścią życia stała się gonitwa za najprostszymi środkami utrzymania, redukcja wyższych form duchowości.
A przecież mówi się, że stalinizm był okresem najbardziej twórczym i owocnym w historii Polski. Jak wytłumaczyć zjawisko, że książki ukazywały się w nakładzie setek tysięcy egzemplarzy, były tanie, wydano także wzorcowe edycje klasyków literatury polskiej. Pisarze współcześni (ale wyłącznie ci akceptowani przez Władzę) zarabiali i żyli w warunkach, o jakich nie śniło się ich zachodnim kolegom. Ale cena, jaką musieli płacić, była słona i ograniczyła się co najmniej do konformizmu i niemieszania się w sprawy i decyzje Partii. (...)
Powieść Andrzejewskiego, klasyka socrealizmu, "Popiół i diament" wydawana było co roku w nakładzie 100 tys. egzemplarzy. Książki Kazimierza Brandysa "Między wojnami" i "Obywatele" - pierwsza zawierająca totalne potępienie dwudziestolecia, druga stanowiąca hymn pochwalny na część PRL-u - publikowano w nakładach znacznie przekraczających pół miliona egzemplarzy. Z tych szczytów schodziło się na dół i książki innych autorów były zaledwie tolerowane, a dostanie ich w księgarni bez znajomości z kierownikiem tej instytucji - niemożliwe. Nic dziwnego, że ci twórcy, żyjący i piszący w stanie permanentnego zagrożenia, nie mogli skutecznie walczyć z komunizmem, byli bowiem przez swoich kolegów denuncjowani i groziło im wieloletnie więzienie. Staruszkowie, mężczyźni w sile wieku, młodzieńcy przesiedzieli się za kratą zadenuncjowani przez swoich czujnych kolegów. Denuncjacje odbywały się nie na zasadzie bezpośredniego donosu, złożonego na policji, ale za pomocą kampanii prasowych, które przygotowywały ideologicznie grunt pod przyszłe procesy, których przebieg i wyniki nie wywoływały żadnego protestu. (...)
Antysemityzm, nędza mas, los byłych żołnierzy i oficerów Armii Krajowej, torturowanych, i mordowanych w położonym niedaleko od siedziby związków twórczych więzieniu rakowieckim, mord katyński - wszystko to stało poza zainteresowaniami pisarzy i artystów. I to jest ich historyczna wina, której, co gorsza, nie potrafią odpokutować choćby skromnym przyznaniem się. Przeciwnie, zacierają ślady i chodzą pomiędzy nami jako niewinne ofiary. Jedynym może zadośćuczynieniem dla oszukiwanego społeczeństwa była postawa większości pisarzy, a zwłaszcza artystów teatralnych, w okresie stanu wojennego. (...)
List Zbigniewa Herberta do Stanisława Barańczaka, "Gazeta Wyborcza" 1 IX 1990
Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.
Przetrwali Hansa Franka i Generalną Gubernię, ale w...