Poseł PiS Jerzy Szmit nie wykluczył wezwania do referendum w sprawie odwołania Rady Miasta, jeśli radni wyrażą zgodę na podział MPEC i oddanie spółki inwestorowi, który wybuduje w Olsztynie elektrownię ("Gazeta Olsztyńska" z 11.06). Koszt tej inwestycji, szacowanej nawet na 1 mld złotych, mieliby spłacić odbiorcy ciepła. Czy rzeczywiście z tego powodu mieszkańcy Olsztyna mogą odwołać Radę Miasta?
Swego czasu analizowałem, czy w Olsztynie, tak jak w Ostródzie, dojdzie do referendum. Dlatego do porównań wybrałem Ostródę, gdyż podobne przyczyny, które doprowadziły do wybuchu protestu mieszkańców Ostródy i ogłoszenia referendum, celem odwołania burmistrza występują też w Olsztynie. Jak wiemy, referendum w Ostródzie organizatorom powiodło się znakomicie. Do urn poszło więcej mieszkańców niż do ostatnich wyborów samorządowych a za odwołaniem burmistrza głosowało 5.181 osób. Przeciwko odwołaniu - 2.992 osób. Postawmy więc sobie pytanie, czy mieszkańcy Olsztyna też będą skorzy odwołać Radę Miasta? I dlaczego Radę Miasta, a nie prezydenta?
Dlaczego Ostróda nie zachwyca ostródzian?
O Olsztynie zwykło się mówić, że to miasto leżące pod Ostródą, żeby pokazać zapyziałość, marazm, brak wizji rozwoju stolicy województwa w porównaniu z rozmachem inwestycji miasta nad Drwęcą. I rzeczywiście, na turyście to miasto robi wrażenie. Już przy wjeździe do Ostródy, mija się, będące na ukończeniu, Centrum Konferencyjno-Targowe. W centrum miasta, turystę czeka spacer pięknym bulwarem nad jez. Drwęckim, zachwyci się olbrzymim amfiteatrem z widokiem na jezioro, przy którym amfiteatr olsztyński, to Kopciuszek. Na tymże jeziorze zobaczy tor kajakowy, tor do nart wodnych, przy jeziorze – nowe hotele, po spacerze odpocznie przy nowiutkiej fontannie. A gdy jeszcze zobaczy stadion, jak spod igły, to jeśli przybył do Ostródy, przed 3 czerwca, to musiał być zaskoczony widokiem bannerów, nawołujących do referendum za odwołaniem burmistrza. A jeszcze większe byłoby jego zaskoczenie, gdy znalazł się po godz. 22.00 przed Urzędem Miasta, w którym mieściła się Miejska Komisja Wyborcza i dowiedział się, że burmistrz tego zadbanego miasta przegrał z kretesem. Dlaczego?
Zapytałem o to grupę członków komisji referendalnych, opuszczających Komisję, po oddaniu wyników głosowania. Dlaczego burmistrz przegrał mimo że w Ostródzie powstało tyle pięknych obiektów? - A pan skąd przyjechał? - padło pytanie. - Z Olsztyna. - No to niech pan zamieszka w Ostródzie i przekona się, jak tu się pięknie żyje.
Jeden przez drugiego opowiadali o padających zakładach, o rosnącym w zastraszającym tempie bezrobociu, o inwestowaniu w igrzyska”, a nie w chleb, o stojącym na krawędzi bankructwa budżecie miasta z powodu przeinwestowania, o biznesmenie, który jako jedyny obłowił się na sztandarowych inwestycjach miasta, bo dziwnym trafem zawsze wygrywał większość przetargów, o ratowaniu budżetu poprzez podwyżki i zamykanie szkół, o zastraszaniu i niszczeniu krytyków, o arogancji i bucie burmistrza.
Euro 2012 bez Ostródy
Do wybuchu społecznego w Ostródzie doszło w momencie, gdy zainwestowane w „igrzyska” pieniądze nie przyniosły chleba. Cała strategia burmistrza została oparta na Euro 2012. Stadion na 5 tys. miejsc, wybudowany za 40 milionów złotych, miał przyciągnąć jedną z drużyn piłkarskich Euro 2012. Niestety, ta strategia legła w gruzach. Zaproszonym do Ostródy menedżerom reprezentacji piłkarskich stadion i miasto się podobało, ale odmówili. Powód? Za daleko od lotniska i od autostrady. Czy tego nie można było przewidzieć? Oczywiście, że można było! Ale władza zawsze wie lepiej co „odpowiada żywotnym interesom naszego społeczeństwa” (cytat z „Misia” Stanisława Barei).
Na to nałożyło się masowe zwolnienia w Morlinach, likwidacja kilku firm (ich właściciele tłumaczyli decyzję, podniesieniem przez miasto stawek za dzierżawę lokali), likwidacja przedszkola i Szkoły Podstawowej nr 5 oraz drastyczne podwyżki miejscowych opłat i podatków. To spowodowało wybuch niezadowolenia społecznego. Ludzie wyszli demonstrować na ulice. I zaczęli liczyć, ile wydano na inwestycje związane z szeroko pojętą turystyką i co z tego mają?
Ile to kosztowało?
Cały kompleks sportowo-rekreacyjno-rozrywkowy kosztował w sumie 130,5 mln zł. Stadion za 40 mln zł, amfiteatr za ponad 17 mln złotych, tor na jeziorze do sportów wodnych za 6,5 mln zł, tor kajakowy, wyremontowana śluza dla Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej. Budowa fontanny za 2 mln zł, tylko dopełniła czary goryczy, jako symbol polityki inwestycyjnej miasta. Na utrzymanie tych obiektów trzeba łożyć z kasy miejskiej (utrzymanie stadionu to 1 mln zł rocznie). W rezultacie wskaźnik zadłużenia budżetu doszedł do prawie 50% (56 mln zadłużenia, jeszcze 4 mln zł i miasto musi ogłosić bankructwo).
Zadłużenie budżetu Olsztyna większe od ostródzkiego
W Olsztynie wskaźnik zadłużenia budżetu jest nawet wyższy, w 2012 roku wyniesie 51,63%. Wydawałoby się, że do granicy dopuszczalnego zadłużenia, które wynosi 60% dochodów budżetu, dzieli zarówno Ostródę, jak i Olsztyn bezpieczny dystans. To mylne wrażenie, bowiem jak wyliczył Instytut Kościuszki już rok temu rzeczywisty wskaźnik zadłużenia Olsztyna wynosił 59,37%. Instytut bowiem policzył także długi ukryte w spółkach komunalnych (do MPK w Olsztynie dopłata za 2011 rok wyniosła 25 mln; na załatanie tej dziury zabrano część zysków pozostałym spółkom komunalnym). Z tego należy wnosić, że w 2012 roku rzeczywisty wskaźnik zadłużenia Olsztyna przekroczy granicę 60%.
Niestety, tak w przypadku Ostródy, jak i Olsztyna pieniądze te wydano na „igrzyska”, a nie na „chleb. Olsztyn nie ma dla najważniejszej części miasta planu zagospodarowania przestrzennego, czyli nie ma wizji swego rozwoju. Hasło „Miasto O!gród” jest pustym sloganem i przedmiotem drwin w związku z kursem na betonowanie miasta i wycinką drzew. Stan ulic w Olsztynie jest opłakany, a inwestycje drogowe nie rozwiązują żadnego problemu komunikacyjnego miasta, bowiem ten może rozwiązać tylko obwodnica południowa, która właśnie odchodzi w siną dal (wszak wybory PO wygrała, a o kłamstwach posłów i ministrów tej partii, że pieniądze na obwodnicę na pewno są w budżecie, wyborcy szybko zapomną).
W miejsce prawdziwej obwodnicy wybudowano obwodnicę śródmiejską (ul. Nowoartyleryjska i część Al. Wojska Polskiego). Nie dość, że trwająca 3 lata budowa doprowadziła do upadku firmy na Zatorzu, do których klienci nie mogli dojechać, to okazuje się, że nowy trakt nie rozwiązuje żadnego problemu komunikacyjnego miasta, bowiem nadal wąskim gardłem jest rondo Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Do tego dojdą protesty mieszkańców Al. Wojska Polskiego, którzy zapowiedzieli blokady, gdy tylko ruszy tędy tranzyt wozów ciężarowych do Bezled, a ruszy, bo miasto dostało 100 mln zł na budowę tej obwodnicy w zamian za przekwalifikowanie Al. Wojska Polskiego na drogę krajową.
W czerwcu ruszyła budowa buspasów na ul. Warszawskiej za 31 mln zł. Kilka lat temu wyremontowana ulica, w bardzo dobrym stanie została rozryta. Nie ma żadnego uzasadnienia dla tej inwestycji. Wszyscy, którzy jeżdżą regularnie ul. Warszawską, studenci – autobusami MPK, kierowcy MPK, taksówkarze i zmotoryzowani mieszkańcy zgodnie mówią, że nawet w godzinach szczytu ruch ul. Warszawską odbywa się płynnie. Miasto zostało na co najmniej rok, ale znając realia, to na więcej, zakorkowane, tylko dlatego, że trzeba było kilku firmom „napędzić unijną kasę”. Tu nie tylko o referendum się prosi, ale o prokuratora i CBŚ!
Teraz czeka nas budowa linii tramwajowej i specjalnie dla niej budowa nowej ulicy Obiegowej – inwestycja za 400 mln złotych, która też nie rozwiąże żadnego problemu komunikacyjnego Olsztyna, ale za to dobije budżet miasta. A problemy jeszcze spotęguje zamknięciem przez tramwaj ul. Kościuszki.
A miasto ma pełno dziurawych jak rzeszoto ulic, które rzeczywiście wymagają natychmiastowego remontu.
Do tego rachunku dorzućmy budowę Olsztyńskiego Parku Naukowo-Technologicznego za 71 mln zł, o którym władze Olsztyna piszą, że „być może stanie się obiektem na miarę Doliny Krzemowej." Już jedną Dolinę Krzemową przerabialiśmy w Olsztynie. Jej pomnik stoi przy ul. Warszawskiej (b. Inkubator Przedsiębiorczości). Będzie to kolejny moloch, który powstaje tylko po to, że rodziny rządzących miastem dostały ciepłe posadki, utrzymywane z budżetu miasta. Na ten atrakcyjnie położony teren przy jeziorze Skanda należało znaleźć inwestora zewnętrznego, który stworzyłby rzeczywiste miejsca pracy. (Zresztą, koszt budowy OPN-T nie wydaje się wygórowany w zestawieniu z kosztem budowy przedszkola na Osiedlu Generałów za 10 mln. zł).
Liczmy dalej koszty: basen olimpijski za 70 mln zł (przypomnę, że po 1. mieszkańcy chcieli aquaparku, po 2. aquapark pownien powstać nad jez. Krzywym; z widokiem na komin Stomilu nie będzie żadną atrakcją turystyczną, natomiast ta działka powinna być sprzedana inwestorowi za ciężkie pieniądze). Do jego utrzymania będzie musiał dokładać budżet miasta. Beton-kładka na Jeziorze Długim za 3,6 mln zł i remonty 4 placów za w sumie kilkanaście mln zł. Żeby chociaż remonty tych placów upiększyły Olsztyn, ale plac Jana Pawła II przed ratuszem ozdobiony świecącymi „pałami”, na trwałe oszpecił najbardziej reprezentacyjne miejsce w mieście. Przebudowa Placu Solidarności stała się li tylko pretekstem do budowy parkingu z pieniędzy publicznych dla inwestora prywatnego, który po drugiej stronie Al. Piłsudskiego postawi biurowiec Centaurus. Plac Konsulatu Polskiego nie stał się miejscem spotkań. Plac Jedności Słowiańskiej tym bardziej; ma zostać zastawiony kulami z Chin.
W kolejce czekają kolejne inwestycje: zagospodarowania Jeziora Krzywego (koszt około 45 mln zł), budowa Parku Centralnego i parku Przedzamcze. No i stadion piłkarski. (Prezydent, by zmusić do kupna działki koło stadionu Stomilu i za to postawić nowy stadion, blokuje w innych miejscach inwestycje. Np. dał do zrozumienia nabywcy olsztyńskiego PKS, że szybko nie doczeka się planu zagospodarowania, a bez niego nie ruszy z adaptacja dworca na galerię handlową).
Na szczęście 35 gmin nie zgodziło się na budowę spalarni za 515 mln zł, gdyż ich budżety by tego nie wytrzymały.
Podałem rok temu wiceprzewodniczącej Rady Miasta Olsztyna z PO, pani Halinie Ciunel, na spotkaniu ze „Świętą Warmią”, datę bankructwa Olsztyna, jeśli te plany wyjdą: 2014 rok. Kręciła głową, sądząc, że żartuję. Ja nie żartowałem.
Nie udało się ze spalarnią, więc w Olsztynie ma zostać uruchomiona budowa MEGA-MISIA: Kombinatu Energetycznego na gaz za 766 mln zł (a realnie za milion)! Miasto ma w tym pomóc oddając inwestorowi rynek ciepła w Olsztynie, Ciepłownię w Kortowie i teren pod budowę. Za tę inwestycję mają zapłacić odbiorcy ciepła, mieszkańcy olsztyńskich blokowisk. Wg wyliczeń ekspertów zwiększy to koszt ciepła dla odbiorcy 3, a nawet 4-krotnie! (Szczegółowo o tym napisałem w miesięczniku DEBATA, który ukaże się 13 czerwca).
Brać, skoro Unia daje
Władze Ostródy, tak jak Olsztyna również tłumaczyły mieszkańcom, że te inwestycje, to niebywała okazja, bo pieniądze na te cacka daje Unia Europejska, a my tam tylko trochę dokładamy... Nie ważne, więc co budujemy, ważne, żeby tę Unię „wydoić” na jak największą kasę. Mieszkańcy Ostródy już dzisiaj wiedzą, kto za takie inwestycje płaci i kto tak naprawdę na nich zarobił, pewien biznesmen, do którego portfela trafiały te inwestycje. W Ostródzie wszystkie możliwe opłaty i podatki zostały drastycznie podniesione: podatki średnio o 11%, ceny biletów ZKM o 28%, podwyżki opłat na cmentarzach komunalnych o ok. 60%. Zniesiono ulgi i podniesiono czynsze dla przedsiębiorcy, więc niektórzy zaczęli zwijać interes i zwalniać pracowników.
W Olsztynie ten proces drenowania kieszeni mieszkańców też już się zaczął. Najpierw w górę poszły i tak drogie bilety MPK, co wywołało akcję protestu młodych pasażerów pod hasłem -„przekaż bilet”, na co władze miasta zareagowały próbą zamknięcia inicjatorów akcji za kratkami. W górę poszły ceny wody i ciepła. Miały być jeszcze wyższe, ale sprzeciwiły się rady nadzorcze spółek komunalnych. Rosną też czynsze. Ale w Olsztynie to dopiero przedsmak podwyżek. Ale też kieszenie olsztyniaków są o wiele głębsze. Stopa bezrobocia w Ostródzie wynosi 14%, a w Olsztynie – 6,9%.
Co wyprowadziło ludzi na ulicę?
Jednak podwyżkami i tak nie załata się tak wielkiej dziury budżetowej, więc burmistrz Ostródy zaczął ciąć wydatki. Burmistrz ogłosił likwidację Zespołu Szkolno-Przedszkolnego Nr 5 na osiedlu Plebiscytowym. I ta decyzja okazała się dla burmistrza Ostródy „o jeden most za daleko” i wyprowadziła ludzi na ulice. Szkołę tę budowali mieszkańcy, składali się na nią, dawali robociznę i materiały. Do zespołu uczęszcza 220 dzieci. Likwidacja tej placówki oznacza dla rodziców kilkukilometrowy dowóz dzieci do innych szkół, przejazd przez „7” i najbardziej niebezpieczne skrzyżowanie w kraju. Rodzice powiedzieli burmistrzowi NIE! Paradoksem jest, że burmistrz zadarł z elitą Ostródy, można rzec z elektoratem PO, z którą to partią burmistrz współrządził miastem i dla której stworzył dwa stanowiska wiceburmistrzów. (Jak wyliczyli Ostródzianie, roczny koszt tych stołków, to 300 tys zł).
Osiedle Plebiscytowe to jedyne rozwijające się osiedle w Ostródzie, zamieszkują je wykształceni, zamożni przedsiębiorcy, w średnim wieku, którzy założyli rodziny, mają dzieci, kupują tu działki i budują domy.
Burmistrz sprowokował elitę Ostródy swoją arogancją. Zarzuty określił, jako „demagogiczne, kłamliwe i bałamutne”. Stwierdził, że protestujący „sypią piach w tryby rozpędzonej lokomotywy”. Manipulował informacjami na temat kosztów utrzymania szkoły. Rada Miasta przegłosowała likwidację szkoły i odwołała przewodniczącego, który się temu sprzeciwiał, gdyż złożona jest z radnych uzależnionych od burmistrza. Burmistrz dał pracę członkom ich rodzin w Urzędzie Miasta, spółkach komunalnych i podległych szkołach. Gdy jedna z radnych zagłosowała wbrew woli burmistrza, jej mąż stracił pracę. Inna radna, zresztą wybrana z listy PO, też drżała, gdyż podlega pod dyrektora, zarazem szefa miejskich struktur PO, ale mimo to rzuciła wyzwanie burmistrzowi. To świadczy o determinacji ludzi.
Odpowiedzią rodziców na tę uchwałę Rady było powołanie komitetu referendalnego, który błyskawicznie zebrał 4 tysiące podpisów (potrzebnych było 2.600) pod wnioskiem o referendum oraz zorganizował blokady dróg wyjazdowych z miasta. Dopiero wówczas, gdy akcja się powiodło, a na następny dzień demonstrację uliczną w Ostródzie zapowiedziały związki zawodowe (OPZZ i ZNP) burmistrz naprędce zwołał konferencję prasową i zaczął obiecywać, że na rok odroczy likwidację szkoły, tak aby rodzice mieli czas na jej przejęcie. Było za późno. Stracił wiarygodność. Mieszkańcy wyszli na ulicę i symbolicznie wywieźli na taczkach burmistrza i jego dwóch zastępców. To była pierwsza taka demonstracja w historii Ostródy, którego mieszkańcy nie są skorzy do buntu. Teraz zadziałał efekt kuli śnieżnej. Do demonstracji ulicznej przyłączyli się zwalniani z Morlin pracownicy (w sumie pracę straci 190 osób), niepełnosprawni, bo zabrano im ulgi na przejazdy komunikacją miejską, kibice, z powodu ich zdaniem zbyt dużych cen biletów na mecze (15 zł). Nic już nie pomogło burmistrzowi, przed samym referendum, wycofanie się z decyzji o likwidacji szkoły nr 5.
Kto odwołał burmistrza?
Komitet referendalny skupia ludzi różnych zapatrywań politycznych i różnych religii. Poza jedną osobą, radną, nie brali do tej pory udziału w życiu politycznym miasta. Do referendum poszli pod hasłem „Młodzi sprzątają Ostródę” (najstarsi organizatorzy są z rocznika 1969). Burmistrz na konferencji prasowej insynuował członkom komitetu, że są sterowani przez polityków z PiS. To prawda, zwracali się do polityków o pomoc w sprawie szkoły, m.in. do posła PiS, Zbigniewa Babalskiego, który te insynuacje komentował tak:
- Trzeba wierzyć w naiwność ludzi, żeby im wmawiać, że wyszedł Babalski na ulicę, krzyknął i referendum gotowe – powiedział poseł Zbigniew Babalski. - Burmistrz sam sprowokował rodziców do referendum. Prosiłem Go, żeby dał rodzicom rok na przekształcenie szkoły w placówkę niepubliczną. Nie chciał słuchać, tak jak nie chciał słuchać, gdy mówiliśmy mu, że bez sensu jest budowa stadionu, bez lotniska w pobliżu i bez zrobionej „7” z Gdańska do Ostródy.
Być może burmistrz Olgierd Dąbrowski dlatego podejrzewa posła Babalskiego, że stoi za referendum, gdyż sam wezwał do referendum w 1996 roku, które miało odwołać burmistrza Zbigniewa Babalskiego? Olgierd Dąbrowski atakował ówczesnego burmistrza jako dziennikarz „Dziennika Pojezierze” (gazety związanej z SLD). Wówczas Zbigniew Babalski wyszedł z referendum zwycięsko. Obecny burmistrz Ostródy przegrał z kretesem.
Po raz pierwszy nie zadziałało straszenie, że za referendum stoi PiS. To był rzeczywiście bunt społeczeństwa Ostródy, a nie walka o władzę politykierów napalonych na stołki.
Partia pomaga czy szkodzi?
Burmistrz rządził w Ostródzie w koalicji z Platformą Obywatelską. PO jednoznacznie go poparła przed referendum. To samo zrobiło SLD. Marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego Jacek Protas podpisał nawet z burmistrzem w świetle kamer umowę na finansowanie remontu dworca PKP w Ostródzie. Wysłał tym samym wyraźny sygnał mieszkańcom: zostawicie burmistrze w spokoju, będzie kasa na następne inwestycje. Nic to nie pomogło burmistrzowi.
Poparcie dla referendum z partii politycznych otwarcie wyraził tylko poseł Wojciech Penkalski z Ruchu Palikota, którego odezwę mieszkańcy dostali do skrzynek pocztowych wraz z listem byłego burmistrza Jana Nosewicza, którego Olgierd Dąbrowski był wcześniej zastępcą. Teraz Jan Nosewicz wezwał do odwołania Olgierda Dąbrowskiego, zarzucając mu „arogancję i butę”. W swojej ulotce napisał: "Absurdalnie duże i nie planowane wcześniej wydatki, które wprowadził Dąbrowski, w sposób zdecydowany zniweczyły wcześniejsze plany i nadzieje. Zadłużenie miasta osiągnęło maksymalny poziom. Miasto przekształcioło się wprywatny folwark grupki ludzi powiązanych prywatnymi interesami. Jest to nic innego, jak wygodne, dostatnie trwanie u władzy i robienie interesów z wykorzystaniem budżetowych pieniędzy".
Natomiast PiS trzymał się, przynajmniej oficjalnie, od referendum z daleka. I temu też przypisuję w jakiejś mierze sukces Komitetu Referendalnego.
Kariera Grzymowicza i Dąbrowskiego
Kariera prezydenta Olsztyna bardzo przypomina karierę burmistrza Ostródy, pomimo pozornie różnych korzeni. Piotr Grzymowicz to absolwent budownictwa na ART i działacz PZPR, później SLD, obecnie związany z PSL, były sportowiec. Od 1998 roku radny Olsztyna, w latach 2001-2007 – wiceprezydent, od 2009 roku prezydent Olsztyna. Rok później pokonał Czesława Małkowskiego uzyskując 53,28% głosów, głównie dzięki temu, że część wyborców wybrała mniejsze zło.
Olgierd Dąbrowski to absolwent Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej/Socjologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w PRL był kierownikiem Oddziału Stowarzyszenia PAX w Ostródzie, w l. 80. szefem PRON w Ostródzie, od 2002 roku zastępcą burmistrza, a od 2010 roku – burmistrzem Ostródy.
Olgierd Dąbrowski został burmistrzem Ostródy w drugiej turze wyborów samorządowych. Wybory miały charakter plebiscytu, gdyż był on jedynym kandydatem w II turze. Pozostali dwaj kandydaci wycofali się. Dąbrowski otrzymał 80,58 proc. głosów przy frekwencji 17,24 proc.
Obaj, i Grzymowicz, i Dąbrowski, po wyborach stworzyli koalicję z PO.
Protesty w Olsztynie wobec polityki prezydenta
Prezydent Piotr Grzymowicz niemal od początku swojej prezydenckiej kariery wzbudza społeczne protesty. A było ich już sporo. Protest rodziców z Osiedla Generałów wywołany zapowiedzią sprywatyzowania przedszkola, którego budowa pochłonęła z kasy miasta 10 mln złotych. Protest mieszkańców Osiedla nad Jeziorem Długim wywołany budową beton-kładki za 3,6 mln zł oraz projektem budowy wokół jeziora betonowej „autostrady” i wycięcia w tym celu 414 drzew. Wzburzenie mieszkańców Olsztyna wywołał nowy kształt placu Jana Pawła II przed ratuszem ze „świecącymi pałami”. SARP protestowało przeciwko wydaniu zezwolenia na budowę megabiurowca Centaurus bez odpowiedniej liczby miejsc parkingowych. Siedem stowarzyszeń, zorganizowało wspólną konferencję prasową pod hasłem ''Inwestycje Olsztyna - stracone szanse''. Podczas konferencji stowarzyszenia nie wezwały prezydenta do ustąpienia, a jedynie do odwołania kierownictwa wydziałów architektury i planowania przestrzennego oraz MZDiM. Protest Rady Osiedla Redykajny przeciwko dopuszczeniu do zabudowy jeziora Podkówka. Protest przedsiębiorców z Alei Wojska Polskiego, których przedłużająca się budowa drogi doprowadziła na skraj upadłości oraz mieszkańców wystraszonych informacją, że przez Wojska Polskiego i Jagiellońska pojadą wozy ciężarowe. Rada Osiedla Kościuszki zaprotestowała przeciwko budowie linii tramwajowej na tej ulicy. To zaprojektowanie na tej ulicy linii spowodowało, że cały ruch z zablokowanej przez tramwaje Kościuszki chce się skierować na ul. Partyzantów, poszerzając ją do 4 pasów i zamieniając w betonowy ściek komunikacyjny. To z kolei wywołało protest mieszkańców ul. Partyzantów...
Protesty wywołał też pomysł budowy podziemnego tunelu pod al. Piłsudskiego, prezent dla właściciela Alfy za 6,3 mln zł...
Jednak żaden z tych protestów nie wysadził z siodła Piotra Grzymowicza, gdyż prezydent Olsztyna okazał się lepszym socjotechnikiem od filozofa-socjologa i byłego dziennikarza Olgierda Dąbrowskiego. Prezydent Grzymowicz wycofał się z decyzji sprywatyzowania przedszkola. Spotkał się z mieszkańcami Osiedla nad Jeziorem Długim, zrzucił winę na podległych urzędników i zmienił projekt. Najpierw zbeształ społeczników z 7 stowarzyszeń, pisząc na swoim blogu:
„Olszyńskie inwestycje, w żadnym stopniu nie są straconą szansą, a przeciwnie – są realną szansą na szybki rozwój miasta, i co warte podkreślenia - z wykorzystaniem finansowania zewnętrznego, opartego o ośrodki z Unii Europejskiej. Źle jest wówczas, gdy uzurpują sobie one wyłączne prawo do mówienia, co jest w naszym mieście dobre, a co złe, co ładne, a co brzydkie, co społecznie pożądane, a co nie ma takiego poparcia. Popełniają grzech pychy – albowiem to jest tylko ich (!) głos. Ważny, potrzebny, ale tylko „ich”. Jeśli chcą, by był głosem powszechnym, niech poddadzą się pod osąd społeczny, czyli wystartują w wyborach samorządowych. Zarówno ja, jak i Rada Miasta ten mandat mamy”.
Próbował też dokonać rozłamu w SARP-ie. Jednak, gdy te działania tylko dolały oliwy do ognia, natychmiast zaprosił te 7 stowarzyszeń na spotkanie. Oczywiście, nic z niego nie wynikło, ale rozładowało napięcie i spowodowało, że zarząd SARP, nie chcąc uchodzić za „hamulcowego”, wycofał skargę w sprawie Centaurusa.
Prezydent kazał zmniejszyć liczbę „świecących pał” na placu Jana Pawła II. Mieszkańców ul. Partyzantów postraszył, że albo zaakceptują jego koncepcję, albo w ogóle ulica nie będzie remontowana.
Spotkał się z mieszkańcami Redykajn i z mieszkańcami Alei Wojska Polskiego w asyście wiceprezydentów i dyrektorów wydziałów. Przedsiębiorcy z Alei WP nic nie osiągnęli i szykują się do wyjścia z protestem na ulicę. Lepiej poszło mieszkańcom Redykajn, gdyż mieszkają tam osoby ze świecznika olsztyńskiego układu biznesowo-politycznego, więc prezydent nie mógł pozostać głuchy na ich żądania. Zaproponował Warmińskiemu Przedsiębiorstwu Budowlanemu, właścicielowi działki nad Podkówką zamianę na działkę budowlaną w Jarotach. Ofiarą tej walki o Podkówkę stała się dr filologii polskiej Anna Mackowicz, która wypowiedziała się krytycznie o planach budowy nad jeziorem bloków. WPB zagroziło pozwaniem dr Mackowicz do sądu, bo poczuło się obrażone. To też świadczy o atmosferze w mieście....
Kolejny raz sytuacja była bliska wybuchu: na skrzyżowaniu ulic Tuwima, Sikorskiego i Synów Pułku zginęła 59-letnia rowerzystka. Wjechała pod TIR-a, który przy skręcie w prawo miał światło zielone o 3 sekundy wcześniej, niż wjeżdżająca na przejście rowerzystka. Kilka lat wcześniej, 5 grudnia 2006 r. na tym samym skrzyżowaniu zginął kierowca Golfa, który podczas skrętu w lewo został staranowany przez jadącego prosto TIR-a. W sumie doszło na tym skrzyżowaniu do 9 kolizji. Mieszkańcy za te śmiertelne ofiary obwiniali kierownictwo MZDiM. W tym samym czasie w Lesie Miejskim działacze stowarzyszenia „Święta Warmia” odkryli, że wbrew zapewnieniom prezydenta, Miejski Zarząd Dróg i Mostów betonuje ścieżki w lesie, więc własnymi ciałami zablokowali budowę.
Jednak i tym razem prezydent błyskawicznie uśmierzył wybuch. Odwołał wieloletnich i nietykalnych dyrektorów: MZDiM i biura planowania przestrzennego. Uczynił z nich swoich „doradców”. Istota rzeczy się nie zmieniła i wtajemniczeni wiedzą, iż nadal Paweł Jaszczuk i Jerzy Piekarski decydują, ale efekt został osiągnięty i wybuch zażegnany.
Po kolejnych protestach i happeningach (m.in. pochód 1-kwietniowy pod ratuszem), a także domaganiu się przez „Świętą Warmię” konsultacji w sprawie polityki transportowej miasta, nagle zwołał konferencję i wycofał się z budowy podziemnego tunelu pod Al. Piłsudskiego. Ogłosił też „autentyczne konsultacje społeczne” w sprawie strategii dla śródmieścia. Z tym, że ta strategia wejdzie w życie za 20 lat...
GMO
Jak długo te sztuczki socjotechniczne będą skuteczne? Tak długo, jak długo sytuacja budżetu nie zmusi władz do równie drastycznego drenażu kieszeni mieszkańców, jak w Ostródzie. Pamiętajmy jednak, że rynek pracy Olsztyna jest zupełnie inny niż Ostródy. Stabilizuje go przede wszystkim Michelin, który zatrudnia ponad 4 tys. pracowników i rozwija się.
Dlatego na razie tylko najubożsi zasygnalizowali swój sprzeciw wobec rosnących kosztów. Grupa ok. 50 mieszkańców, przybyła na ostatnią sesję Rady Miasta, 30 maja, by powiedzieć radnym i prezydentowi, że nie będą w stanie płacić podwyższonych czynszów (np. za mieszkanie 48 mkw od 1 sierpnia czynsz wzrośnie z 500 do 700 zł). Prezydent uspokajał, że najubożsi otrzymają dopłatę do czynszu.
Jednak zgoda na budowę energetycznego giganta za 1 mld złotych, który spłacać będą wszyscy odbiorcy ciepła w mieście, rzeczywiście może doprowadzić do wybuchu społecznego niezadowolenia.
Nastąpi on w momencie, gdy do świadomości mieszkańców przebije się informacja, o ile tak naprawdę wzrośnie cena za ciepło. A z tym dotarciem, nie będzie łatwo: media publiczne są w rękach władzy, a „Gazeta Olsztyńska” jest wręcz tubą lokalnej władzy.
Ponadto, ważne jest, kto z tą informacją będzie chciał się przebić? Jeśli to uczyni tylko PiS, to prezydent i PO z łatwością sobie, przy pomocy swoich mediów, poradzą. PiS ma w Olsztynie bardzo duży elektorat negatywny, o czym świadczą zarówno wybory prezydenta miasta, jak i wybory do Rady Miasta – te ostatnie wygrała PO.
Szansę powstrzymania „skoku na kasę”, zrujnowania do końca budżetu miasta i budżetów domowych najbiedniejszych może mieć tylko szerokie porozumienie obywatelskie, tak jak w Ostródzie, pozapartyjne. Jeśli do odwołania prezydenta Piotra Grzymowicza, czy Rady Miasta będzie nawoływać tylko PiS oraz młodzi ludzie na Facebooku (akcja GMO – Grzymowicz Musi Odejść), to radni PO i prezydent Piotr Grzymowicz mogą spać spokojnie i rozpoczynać kolejne „odpowiadające żywotnym interesom mieszkańców” inwestycje.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość