Walka z wiatrakową patologią to nie przelewki. Można zostać pobitym przez „inwestora", spacyfikowanym przez policję, oskarżonym o naruszenie „miru domowego" w Sejmie. Można również dostać zakaz publikowania pod groźbą utraty pracy. Taki jest - naszym zdaniem – rzeczywisty powód, dla którego pan Redaktor Adam Socha otrzymał od swojego pracodawcy (czyli Radia Olsztyn) w dniu 24 września 2014 r. „oświadczenie o cofnięciu zgody na prowadzenie działalności konkurencyjnej", które jest de facto całkowitym zakazem publikowania tekstów, m.in. na łamach „Debaty".
CZYTAJ TEKST BŁAŻEJA TORAŃSKIEGO Z POGOTOWIA DZIENNIKARSKIEGO
Dlaczego sądzimy, że to wiatraki w Lekitach były powodem wydania tego zakazu?
Pan Redaktor Socha publikował na łamach „Debaty" od początku jej istnienia, czyli od 7 lat, a swoimi artykułami zalazł za skórę niejednemu lokalnemu kacykowi. A jednak zakazu pisania nie dostał. Stało się to natomiast po serii artykułów dotyczących protestu w Lekitach, z których ostatni został opublikowany 17 września 2014 r.
Wojewoda odpowiada Debacie
W artykule tym pan Redaktor zakwestionował obiektywizm pana Wojewody Mariana Podziewskiego w sprawie wiatraków na Świętej Górze, pisząc co następuje: „(...) Pana partia – PSL – forsuje nowelizację ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, która likwiduje nadzór Ministerstwa Rolnictwa nad odrolnianiem najbardziej żyznych gruntów o powierzchni do 0,5 ha. Z uzasadnienia weta prezydenta Bronisława Komorowskiego wynika, że poprawka ludowców jest korzystna zwłaszcza dla firm stawiających turbiny wiatrowe, które produkują energię."
Tydzień później pan Redaktor dostał zakaz publikacji. Ale artykuł z 17 września to nie jedyny tekst, którym pan Redaktor dopiekł wiatrakowcom i panu Wojewodzie. Po nocnej pacyfikacji Obrońców Świętej Góry „Debata" relacjonowała wydarzenia w poniższych artykułach:
POLICJA SIŁĄ USUNĘŁA PROTESTUJĄCYCH POD śWIĘTĄ GÓRĄ
Kto wydał rozkaz użycia policji do pacyfikacji protestujących
PROTESTUJĄCY DOSTALI WEZWANIA NA PRZESŁUCHANIA
PROTESTUJĄCY LICZĄ NA WOJEWODĘ
TVP INFO POKAZAŁA PROTEST
Szczególnie bolesny dla pana Wojewody musiał być tekst z 9 września, pt. „Protestujący liczą na wojewodę", w którym pan Redaktor Socha napisał tak:
„Od wtorku 9 września wojewoda już dłużej nie może udawać, iż nie wie o tym proteście i o użyciu wobec protestujących oddziału prewencji KWP w Olsztynie (komendant podlega wojewodzie). Jeśli poleje się krew, to będzie ją miał na rękach wojewoda Marian Podziewski."
Pan Wojewoda zareagował na ów tekst pisząc do Pana Redaktora, co następuje:
„Takie artykuły, w których nadużywa Pan znaczenia niektórych słów i obarcza winą za zaistniałą sytuację niewłaściwe osoby potęguje tylko eskalację negatywnych emocji."
Było to klasyczne pogrożenie palcem. Ale pan Redaktor nie przestraszył się i wygarnął panu Wojewodzie o braku obiektywizmu i PSL-owskiej komitywie z wiatrakowcami. I na „Debacie" (oraz nigdzie indziej) już mu pisać nie wolno, chociaż pan Wojewoda faktycznie jest odpowiedzialny za sytuację w Lekitach (klepnął pozwolenie na budowę wiatraków pana Brejty), a „eskalację negatywnych emocji" mógłby pan Wojewoda zastopować wstrzymując wykonanie decyzji o pozwoleniu na budowę, czego nie uczynił. Pan Wojewoda przesłał wniosek Stowarzyszenia Siedliska Warmińskie o wstrzymanie wykonania tej decyzji do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, czyli wykonał klasyczny gest „umywania rąk", zapewne po to, żeby zabezpieczyć się przed zarzutami o „krwi na rękach" w przypadku kolejnej policyjnej pacyfikacji lub kolejnego pobicia protestujących przez agresywnego wiatrakowca.
Zapewne zapytacie, czy pan Wojewoda mógł mieć bezpośredni wpływ na decyzję władz Radia Olsztyn. My też zadaliśmy sobie to pytanie, dlatego sprawdziliśmy, kto zasiada w Radzie Nadzorczej tej rozgłośni. Otóż, jednym z jej członków jest pan Bogumił Osiński, pełniący również funkcję doradcy pana Wojewody ds. kontaktów międzynarodowych, protokołu dyplomatycznego oraz kultury.
Sytuacja sama w sobie jest patologiczna. Osoba nadzorująca działanie „czwartej władzy", (której zadaniem jest m.in. patrzenie urzędnikom na ręce), pracuje dla jednego z tych urzędników. I to dla urzędnika wysoko postawionego, który został skrytykowany przez jednego z podlegających panu Osińskiemu dziennikarzy. Dziennikarz dostał wilczy bilet, przy czym pisemnego uzasadnienia o powodach takiej decyzji brak do dziś.
Jak widać, lokalna władza staje na głowie, żeby zamknąć usta niezależnym dziennikarzom i watchdogom. Groźba utraty źródła dochodu to tylko jedna z metod szantażu wobec nich. Do repertuaru należy także pozywanie do sądu, jak miało to miejsce w przypadku redaktora niezależnej gazety NaszLidzbark, Andrzeja Pieślaka, którego ścigał urażony Starosta Lidzbarski.
ROZPRAWA APELACYJNA ANDRZEJA PIEŚLAKA
Nas i naszych Czytelników ściga urażona Mecenas Ropiak, angażując w to olsztyński Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą.
JAK PAN NACZELNIK WPADŁ W SIDŁA
JAK PAN NACZELNIK UZNAŁ NAS ZA ZAWODOWCÓW
A za te zabawy urzędników płacimy wszyscy. Płacimy, by żyło się lepiej sitwie. I żeby ta sitwa miała za co walczyć o zamknięcie ust piętnującym ją dziennikarzom niezależnym i działającym społecznie watchdogom.
Redakcja Wolne Jeziorany
TEKST UKAZAŁ SIĘ NA WITRYNIE WOLNYCH JEZIORAN - TUTAJ
Skomentuj
Komentuj jako gość