Wikariusz z Piecek, którego mainstreamowe media okrzyknęły pedofilem, jest niewinny. Prokuratura nie postawiła mu żadnych zarzutów, a postępowanie zostało umorzone. Zdjęcia w telefonie komórkowym księdza nie były pornografią dziecięcą, lecz przedstawiały członków rodziny.
Prokuratura Rejonowa w Mrągowie umorzyła śledztwo ws. posiadania pornografii dziecięcej gdyż nie znalazła żadnych podstaw do wniesienia aktu oskarżenia przeciwko wikariuszowi z parafii Matki Bożej Różańcowej w Pieckach w archidiecezji warmińskiej.
W czerwcu br. wikariuszowi zarzucono posiadanie treści pornograficznych z udziałem małoletnich poniżej lat 15. Podczas przesłuchania wyjaśnił on, że telefon nokia 6610i otrzymał kilka lat temu od swojej siostry, a kwestionowane zdjęcie przedstawia jej męża wraz synem – siostrzeńcem księdza. Nie był to - jak podawały media - nowoczesny smartfon, a kolekcją zdjęć okazało się jedno zdjęcie.
Biegły z zakresu informatyki nie stwierdził, aby w tym telefonie oraz innych telefonach, jak również na dysku komputera, płytach CD, DVD i laptopie znajdowały się materiały pornograficzne dlatego prokuratura postanowiła umorzyć postępowanie gdyż posiadanie zdjęcia siostrzeńca ze szwagrem nie zawiera znamion czynu zabronionego.
Ksiądz został zatrzymany w policyjnej celi 5 czerwca, po tym jak anonimowy znalazca dostarczył go na policję (telefon zaginął po wypadku samochodowym księdza) a śledczy w odnalezionym urządzeniu znaleźli budzące ich wątpliwości zdjęcie małoletniego chłopca. Duchownego zwolniono z zatrzymania za poręczeniem majątkowym. W odpowiedzi na jego zażalenie Sąd Rejonowy w Mrągowie nakazał zwrot poręczenia majątkowego.
Decyzję o umorzeniu postępowania Prokuratura Rejonowa w Mrągowie wydała 28 sierpnia br., o czym dowiedziała się KAI z rozmowy z wikariuszem parafii Matki Bożej Różańcowej w Pieckach. Kapłan powiedział, że „dziękuje za wsparcie tym, którzy od samego początku wierzyli w jego niewinność, a za tych, którzy chcieli Kościołowi ewidentnie zaszkodzić będzie się modlił".
Prokuratura Rejonowa w Mrągowie wydała też 19 września postanowienie o zwrocie kosztów wynagrodzenia obrońcy z wyboru w postępowaniu przygotowawczym.
Źródłem informacji przy relacjonowaniu tej sprawy w czerwcu br. przez KAI był rzecznik Prokuratury Okręgowej, dlatego KAI ze swej strony przeprasza księży z parafii Piecki za nie dołożenie wszelkich starań wysłuchania także drugiej strony.
Czy tabloidy i mainstreamowe stacje informacyjne odszczekają oskarżenie, które rzucili na niewinnego księdza? To nie pierwszy przypadek, gdy jazgot antyklerykalnych mediów niszczy kapłana. Jak dotąd żaden z nich nie został nawet przeproszony.
KAI, wpolityce.pl
ROZMOWA W POLITYCE.PL Z KSIĘDZEM
Polityce.pl: Wyjaśnijmy raz, a dobrze. Relacje w mediach wyglądały tak: wszystko rozpoczęło się od stłuczki, przy której zgubił ksiądz swój smartfon. Znalazła go parafianka, znalazła na nim kolekcję zdjęć, które ją oburzyły...
Ks. Maciej Burdyński: To nie była taka mała stłuczka, bo kilkukrotnie dachowałem, a z samochodu wyciągali mnie strażacy. Ale mniejsza z tym - faktycznie podczas tego wypadku zgubiłem telefon, który de facto należał do mojej siostry, a ona dała mi go jakiś czas temu. I należy wyprostować przeinaczenia w tej sprawie: nie był to nowoczesny smartfon, ale nokia 6610i. Proszę sprawdzić w internecie, jaki to świetny model. „Kolekcja zdjęć", o której pisały media, dotyczyła... jednego zdjęcia, na którym był mój szwagier ze swoim dzieckiem...
I na podstawie jednego zdjęcia księdza zatrzymano?
Tak. To był jakiś koszmar. Z powodu jednego rodzinnego zdjęcia znalezionego w telefonie mojej siostry uczyniono sprawę, w wyniku której mnie zatrzymano i osadzono na dwie doby w areszcie. Mało tego, żebym mógł wyjść z aresztu, wyznaczono poręczenie majątkowe w wysokości 4 tysięcy złotych, tak jakby w całej sprawie było coś na rzeczy. W odpowiedzi na moje zażalenie Sąd Rejonowy nakazał zwrot tych kosztów.
Jak ksiądz tłumaczy całą sprawę?
Cała sprawa była kuriozalna od początku, gdy osadzono mnie w areszcie. Po dwóch dniach w końcu mnie przesłuchano, a policjant od razu zapytał, na jaki adres trafię. Gdy zapytałem, o co mu chodzi, funkcjonariusz odpowiedział, że przecież przy tak dużej aferze z pewnością mnie przeniosą na inną parafię. Od początku zresztą spotkałem się z dużą presją, bym uległ i dla dobra sprawy poszedł na urlop, zawiesił swoją pracę czy w jakiś inny sposób zniknął. A przecież to byłoby jak przyznanie się do winy.
Widzi ksiądz swoją sprawę jako wpisanie się w szerszą akcję łączenia za wszelką cenę katolickich kapłanów z pedofilią?
Z pewnością. Jestem absolutnie przekonany, że gdyby sprawa dotyczyła telefonu i zdjęcia lokalnego lekarza, policjanta czy nauczyciela, nie byłoby żadnej afery. Mogę też domniemywać, że moją sprawą można było „przykryć" aferę, która wybuchła wśród mrągowskich policjantów. Wikariusz-pedofil nadawał się do tego idealnie.
Usłyszał ksiądz po całej sprawie jakieś „przepraszam"? Ma ksiądz do kogoś żal?
Mam wielki żal do mediów katolickich: KAI czy „Gościa Niedzielnego", że nie próbowali nawet skontaktować się ze mną, by wyjaśnić sprawę. Byłem gotów to zrobić od samego początku, tymczasem dopiero, gdy zainteresował się TVN, sprawę podjęły inne media. Zarówno mój biskup, jak i ksiądz proboszcz wsparli mnie w całej sprawie, modlili się także parafianie. Nie wiem, jak bym się zachował, gdyby nie wsparcie udzielone mi przez Kościół.
Poniżej prezentujemy postanowienie o umorzeniu dochodzenia.
Skomentuj
Komentuj jako gość