"Zaprzysiężenie protokołowała olsztyńska posłanka z PO, Beata Bublewicz. Oczywiście protokół miała napisany jeszcze przed wydarzeniami. Ot, taka zapobiegliwość. I taki protokół przekazała zgromadzeniu narodowemu, ale ani słowa w nim o modlitwie za zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Sam tę modlitwę słyszałem - pani Bublewicz nie. Niby drobiazg, a wskazuje najlepiej, jak rządząca partia nawet sprawy drobne poddaje wszelkiej kontroli, aby gdzieś nie zostało zapisane to, co jest jej niewygodne."- pisze ks. Jan Rosłan.
W węgierskim mieście Tatabanya, leżącym niedaleko Budapesztu, pierwszego sierpnia odsłonięto pomnik czczący ofiary katyńskiego mordu i katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem. Na uroczystościach odsłonięcia pomnika nie pojawił się żaden przedstawiciel ambasady polskiej w Budapeszcie. Dlaczego?
Druga wiadomość dotycząca Polski, tym razem z Brukseli. Otóż poseł z naszego regionu, Tadeusz Iwiński (SLD) napisał list do premiera Donalda Tuska, z pytaniem: dlaczego minister finansów Jacek Rostowski odmówił poparcia dla dalszej pracy Marty Gajeckiej, jako wiceprezesa Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Kadencja polskiej przedstawicielki upłynąć miała w roku 2013. Stałych wiceprezesów tego banku ma tylko pięć krajów unijnych, czterej inni są wybierani kadencyjnie. Miejsce Polski ma zająć Słoweniec. Dlaczego? Polska wiceprezes odpowiadała za projekty obejmujące transport i energię.
W czasach socjalistycznych były słuszne rocznice i niesłuszne, czy wręcz zakazane. O Katyniu oficjalnie nikt nie pamiętał, chyba że kłamliwie twierdził, że polskich oficerów zabili Niemcy. To było tylko powtarzanie sowieckiej propagandy. Dzisiaj politycy PO w pełni zawładnęli wszystkimi urzędami państwowymi. To oni wyznaczają kierunek polityki historycznej. I jak widać katastrofa smoleńska, czy raczej jakiekolwiek próby upamiętnienia tragicznie zmarłych, dla tej partii są wielką niewygodą. To, że inne narody pamiętają o zbrodni katyńskiej (jak też i dawniej socjalistycznych) dzisiejszych polityków wcale nie interesuje. Ignorują to. Dziś oczywiście za przyzwoleniem ministra Radosława Sikorskiego. Ale przecież tak nie dzieje się tylko na Węgrzech. Wystarczy bliżej śledzić działanie polskich dyplomatów w USA i Kanadzie, gdzie dalej uczestniczą tylko na słusznie politycznych imprezach organizowanych przez Polonię, starannie unikając tych, które przypominają o zbrodniach komunistycznych, mordzie Ukraińców na Wołyniu na Polakach, czy też przypominających działaczy prawicowych partii, organizacji.
Ostatnie komentarze dotyczące wydarzeń dziejących się wokół krzyża przy Pałacu Prezydenckim charakteryzują się jednym: zbiorowym wręcz monolitem poprawności politycznej narzuconej od kilku lat przez jedno środowisko polityczne. Kto jest winien całego zamieszania? Odpowiedź jest prosta: Bronisław Komorowski. To on jako prezydent-elekt zapowiedział usunięcie krzyża spod Pałacu Prezydenckiego rękoma przedstawicieli Kościoła. Przedziwny flirt wielu polityków PO z hierarchami kościelnymi jest starannie ukrywany, albo też świadomie zmieniany wektorowo. Przecież najlepiej oskarżać duchowieństwo, że masowo popiera w wyborach przedstawiciela PiS. Czyni to szczególnie emerytowany biskup Tadeusz Pieronek, który wprost mówi o „agitacji prowadzonej przez księży na rzecz partii, PiS”(„Tygodnik Powszechny” z 14 sierpnia). Bp. T. Pieronek oczywiście wspiera inną partię i inną opcję światopoglądową, więc nie zauważył kogo przyjmował metropolita krakowski w swoich salonach przed wyborami prezydenckimi (oczywiście jednego słusznego kandydata). O szumnych rekolekcjach parlamentarzystów PO w Krakowie już nie wspominam. A cóż wypominać ks. Sowie z TVN Religia, który zarzucał księżom, że popierają PiS i pełen oburzenia przypominał o apolityczności Kościoła, gdy sam oczywiście zapowiedział, że będzie głosował na PO… Niestety, ta fala jednostronności dotknęła też niektórych przedstawicieli Kościoła - i z bólem to piszę.
PO dalej pokazuje, że najważniejsze jest dobre własne samopoczucie. Technikę zamulania publicznej dyskusji opanowali do perfekcji. Przykładem zaprzysiężenie prezydenta Komorowskiego. I ze zdumieniem biorę tabloid do ręki, a tam aż czterech autorów pastwi się nad Jarosławem Kaczyńskim. Dlaczego? Bo nie był na zaprzysiężeniu. A czy musiał tam być? Nie musiał. Gdyby używał bardziej wyrafinowanych propagandowo haseł, mógłby powiedzieć dziennikarzom, że opuścił uroczystość zaprzysiężenie prezydenta solidaryzując się z Janem Olszewskim. Otóż hucznie zapowiadano, że zaproszono wszystkich prezydentów i premierów wolnej Polski. Tak, wszystkich oprócz Jana Olszewskiego. On zaproszenia nie dostał. Dlaczego? Pamiętam rolę Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka w nocnym spisku dokonującym się pod kierunkiem Lecha Wałęsy obalającym rząd Jana Olszewskiego. Dziwne tylko, ze dziennikarze rzucili się z potępieniem za nieobecność Jarosława Kaczyńskiego, a nie zauważyli nieobecności Jana Olszewskiego. Cóż, obowiązuje polityczna poprawność. Kąsać można tych, których wskaże mocodawca.
Zaprzysiężenie protokołowała olsztyńska posłanka z PO, Beata Bublewicz. Oczywiście protokół miała napisany jeszcze przed wydarzeniami. Ot, taka zapobiegliwość. I taki protokół przekazała zgromadzeniu narodowemu, ale ani słowa w nim o modlitwie za zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Sam tę modlitwę słyszałem - pani Bublewicz nie. Niby drobiazg, a wskazuje najlepiej, jak rządząca partia nawet sprawy drobne poddaje wszelkiej kontroli, aby gdzieś nie zostało zapisane to, co jest jej niewygodne. A najbardziej niewygodna dla polityków PO jest pamięć o ofiarach spod Smoleńska. Bronisław Komorowski milczy. Chciał traktować Kościół jako wykonawcę swoich poleceń. Niestety, niektórzy z hierarchów jakby nawet w tę rolę weszli.
Inną wielką manipulacją jest zrzucenie całej winy za konflikt wokół krzyża na PiS i osobiście na Jarosława Kaczyńskiego. Wystarczy tytuł na okładce jednego z tygodników: „Grupka szaleńców? A może taka jest Polska Kaczyńskiego?”. Cóż za perfidne pytanie To, co obowiązywało przed smoleńską katastrofą, obowiązuje nadal: każdy zwolennik PiS to szaleniec czy oszołom. A najbardziej kulturalni ludzie to Niesiołowski i Palikot. Wystarczy tylko włączyć TVN24, aby się o tym przekonać.
Uważam, że rządząca ekipa dalej robi wszystko, aby wywołać sztuczne podziały w społeczeństwie, aby za mgłą dyskusji o głupotach, zakryć swoje niepowodzenia rządowe, a raczej brak jakichkolwiek rządów. Ekonomiści ostrzegają. Premier Donald Tusk zapowiedział, że celem jego rządu jest „wszechstronne obniżenie podatków” (to z expose), ale przecież premier już tyle razy zmieniał zdanie. Dziś premier i prezydent apelują, aby dać im 500 dni spokoju. Czyli do wyborów mogą nic nie robić, bo wierni dziennikarze do tego polecenia się przecież stosują. Rząd rządzi już tysiąc dni i zapomniał o reformach? Dziś, mając całą władzę, prosi aby dać mu święty spokój, bo chce przez półtora roku dospać do wyborów. Bądźmy więc wyrozumiali. Tylko czy to, co dobre dla PO, jest dobre dla Polski? Przytaczając dwa fakty na początku tekstu, odpowiadam: wątpię. Wszak jeden ze znakomitych aktorów, zaangażowanych w popieranie jedynej słusznej partii, po triumfie Komorowskiego szerzył hasło: „Nie Polska jest najważniejsza”. Oczywiście miało to być szyderstwo z hasła z kampanii Jarosława Kaczyńskiego, ale aktor dalej tłumaczył, że ważne jest szczęście, bogacenie się, bo jeżeli obywatele będą szczęśliwi, to Polska także będzie szczęśliwa. Cóż, widzieliśmy tę rozbawioną, zapijaczoną i czasem wulgarną Polskę elektoratu PO w nocnym, koszmarnym tańcu przed Pałacem Prezydenckim. Polska nie jest ważna, ważne jest aby się wzbogacić, oczywiście jak najszybciej i nieważne jakim kosztem, zabawić, popić wino.
Taki dziś lans. Polski więc może nie być, albo może być ekonomicznym zakładnikiem naszych sąsiadów (do czego coraz bliżej). I tu jakby znów odbija się socjalistyczna czkawka. Dyplomaci PO pod wodzą Sikorskiego dalej kierują się socjalistycznym węchem, a niektórzy z jedynie słusznych politycznie środowisk uważają, że całe zło, jakie wydarzyło się w ciągu ostatnich lat, to wina… Kościoła. Mirosław Czech, były poseł Unii Wolności, i to z naszego regionu, w „Gazecie Wyborczej” stwierdził: „Podstawowym źródłem kłopotów Kościoła w Polsce jest on sam. Przez 20 lat nie pogodził się z odzyskaną wolnością, wciąż kontestuje niepodległe państwo i chce od niego brać, niewiele dając w zamian”. Cóż, oskarżać Kościół, że jest przeciwko niepodległości Polski, że jest za socjalizmem, bo taki z tego zdania wniosek, czy można wydedukować coś bardziej bezsensownego? Oczywiście, że można. Trzeba tylko wiernie słuchać wytycznych i podpisać się pod każdą bzdurą jaką inni wymyślą. Mirosław Czech stał się od pewnego czasu sztandarowym publicystą spraw politycznych i kościelnych „Gazety Wyborczej” i udowadnia jedno: że mógłby pracować w „Argumentach”. Ci, co pamiętają socjalizm, pewnie pamiętają i ten tytuł.
Jeszcze jedno. Czesławowi Kiszczakowi spalił się myśliwski domek. Miejscowy proboszcz, który dopiero rozpoczyna urzędowanie, ogłosił zbiórkę podczas mszy na pomoc dla Kiszczaka. Ks. Krzysztofie Kuleszo, znamy się trochę i wiem, że masz poczucie humoru, ale przesadziłeś.
Kiszczak kiedyś powiedział, że ani nie wierzy w Boga, ani do kościoła nie chodzi. Jego rola jako szefa MSW i organizatora stanu wojennego jest powszechnie znana. Redaktor naczelny „Debaty” wspomniał, abym napisał tekst o 30-leciu „Solidarności”. Kończę więc zgodnie z narzuconym tematem: dożyłem chwili, gdy Kościół zbiera tacę i wciska pieniądze twórcom stanu wojennego. Wciska, bo Kiszczak o to nie prosił, bo bogactwem chyba przewyższa każdego z tych, którzy na tę tacę kładli. Między tragedią a śmiesznością jest czasem granica bardzo płynna. Smutne, że czasem ludzie Kościoła tego nie zauważają.
Ks. Jan Rosłan, były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, publicysta.
Skomentuj
Komentuj jako gość