W ramce, gdzieś z boku Józef Beck – urodził się 4 października 1894 r. w Warszawie. Po maturze, przez półtora roku studiował na Politechnice Lwowskiej, którą porzucił, by kontynuować naukę na Akademii Eksportowej w Wiedniu. W czasie I wojny światowej wstąpił do Legionów, a potem jako żołnierz Polskiej Organizacji Wojskowej przebywał z misją wywiadowczą na Ukrainie. Do Polski powrócił w listopadzie 1918 r. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W latach 1922-23 był attaché wojskowym w Paryżu i w Brukseli. W 1925 r. ukończył Wyższą Szkołę Wojenną, by w 1926 r. otrzymać awans na pułkownika dyplomowanego artylerii konnej. Po przewrocie majowym 1926 r., został szefem gabinetu ministra spraw wojskowych Józefa Piłsudskiego, którą to funkcję pełnił do 1930 r., kiedy to na krótko został wiceprezesem Rady Ministrów w rządzie Józefa Piłsudskiego. Niedługo potem, 6 grudnia 1930 r. został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a w dwa lata później uzyskał tekę ministra spraw zagranicznych i funkcję tę sprawował bez przerwy do momentu internowania w Rumunii 18 września 1939 r. Jesienią 1940 r. próbował ucieczki z internowania, ale bez powodzenia. Józef Beck zmarł na gruźlicę 5 czerwca 1944 r. w ostatnim miejscu internowania – wsi Staneşti-Chiruleşti w Rumunii.
I
Józef Beck umarł w niewoli. Od siedemnastego dnia wojny aż do dnia śmierci miał zamknięte usta, związane ręce. Odegrał ogromną rolę, współdecydował bowiem o tym, że Niemcy napotkały opór na drodze do panowania nad światem. Pozbawiony został możności wyjawienia jak stawało się to, co się stało. Znał nieoświetlone kulisy historii. Mógł był powiedzieć wiele o tym, co się dziś świadomie przemilcza, lub przeinacza. Może dlatego właśnie pozbawili go zgodnie głosu i wolności swoi i obcy, wszyscy wrogowie i niektórzy sojusznicy, Niemcy i Francuzi, Rumuni i moskale, agenci Gestapo i denuncjanci polscy.
Jednym z najwstrętniejszych widowisk międzynarodowych była naganka na tego więźnia, szczucie wszystkich furyj świata przeciw bezbronnemu. Beck był atakowany jednocześnie przez Goebelsa i Kota, przez Benesza i Mołotowa, przez Madame Taboui, egerię francuskich ministrów i Herr Schmidta z Auswärtiges Amt, przez pułkownika czerwonej armii Wandę Wasilewską, i ministra polskiego Rządu, Banaczyka. Ambasador Noel – ten sam, który później podpisze kapitulację Francji – odmówił mu wizy, król rumuński odmówił pomocy, minister Strasburger odmawiał przez miesiące środków na uwolnienie, agenci ministra Kota pytali swego szefa, czy nie mają wydać przygotowywanej ucieczki Becka, agenci Himmlera pilnowali, aby nie uciekł. Należy stwierdzić, że wśród wielkich aktorów sceny międzynarodowej dwaj tylko, istotnie wielcy, wykazywali szlachetność w stosunku do tego człowieka, który wziął na siebie ryzyko stawienia czoła potędze niemieckiej. Jednym z nich był Prezydent Roosevelt, który interweniował osobiście u króla Rumunii, domagając się odeń uwolnienia bezprawnie zatrzymanego ministra Rzeczypospolitej. Drugim był Churchill, z polecenia którego ambasada brytyjska w Bukareszcie przygotowała ucieczkę Becka. Ucieczkę nieudaną. Dlaczego? Przyszłość to sprawdzi. Może niezadługo.
Śmierć Becka zabiera świadka, którego Polska potrzebowała. Wielu dostojników w wielu stolicach musiało się lękać konfrontacji z nim przed trybunałem historii. Tysiące cudzych win usiłowano zwalić na barki tego, pozbawionego wolności, człowieka. Był to sposób oskarżania i oczerniania Polski. Najzacieklej czynili to i czynią wspólnicy Hitlera w zbrodni rozpętania wojny i rozbioru Polski: władcy sowieccy. Beck nie będzie już mógł rzucić rękawicy prawdy w twarz, oskarżycielom i pomniejszycielom Polski. Staje się to więc naglącym obowiązkiem tych, co żyją jeszcze.
Wypełnienie tego obowiązku – walki o prawdę, z której prawa narodu polskiego wyrastają – nakazuje obecnie powiedzieć prawdę o roli, jaką Beckowi odegrać wypadło. Siepacze są już wobec niego bezsilni. Nie zaszkodzą mu nasze słowa. Należy więc je wypowiedzieć.
Nie będziemy pisać wspomnień o człowieku. Chcemy dziś zarysować historyczną rolę Becka. Wypadło mu bowiem być tym, który ważył w swoim sumieniu pytanie: pokój czy wojna, kapitulacja czy walka. Ważył za naród polski i tym samym ważył za świat cały. Z jego rozstrzygnięcia rodzi się wszystko, co dzisiaj się staje. Ciąży więc na Becku olbrzymia odpowiedzialność przed Polską i przed ludzkością. Gdyby Polska poddała się Niemcom jak Czechy, dzieje potoczyłyby się odmienną koleją. Gdyby Polska sprzymierzyła się z Niemcami, świat wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Beck odpowiedzialny jest za to, że uczynił wybór. Od tej odpowiedzialności nie zwalnia go śmierć nawet.
Przedwcześnie usiłować dzisiaj odgadnąć, jaki będzie wyrok dziejów. Koło przeznaczeń nie uczyniło jeszcze pełnego obrotu. Jedno przecież wiadomo: wybór Becka nie był rezultatem wyrachowania, był aktem wiary w solidarność narodów Wspólnoty Zachodniej. Tę wiarę podzielał cały naród polski. Czerpał ją z własnej gotowości do poświęceń.
Jeśli ta wiara zawiedzie, historia uzna, że Beck ciężko zbłądził. Czy go wówczas potępi za to, że dotrzymał solidarności? Czy też potępić tych, co solidarność złamią, co istnieniu samemu Wspólnoty Zachodniej zaprzeczą? Nie wiemy.
Ale uznając, że póki nowy świat nie wyłoni się z dymów tej wojny, nie sposób orzec czy Beck nie zbłądził czyniąc wybór – sądzimy przecież, że jest już czas po temu, by ujawnić w jakich okolicznościach i warunkach decyzję podejmował. Jest czas po temu także, żeby stwierdzić, co uczynił, aby Polsce prawa równości w wielkiej Wspólnocie Narodów Zachodnich zabezpieczyć.
II
Trudność główna polskiej polityki zagranicznej, w tym leży, że Polska nie może wyrzec się solidarności z państwami Zachodu, natomiast one łatwo wyrzekają się Polski.
Jeśli dla wyjaskrawienia myśli użyć odpowiedniego słowa „orientacja”, to powiedzieć trzeba, iż w Polsce możliwa jest tylko „orientacja” na mocarstwa zachodnie. Uczyniło to tysiąc lat historii. Polska nie może wejść w orbitę wpływów niemieckich albowiem oznaczałoby to jej śmierć. Polska nie może wejść w orbitę wpływów rosyjskich albowiem to oznaczałoby jej śmierć. Niepodległość Polski to zachowanie jej kultury. A jest to kultura Zachodnia.
Natomiast Anglia i Francja, główne mocarstwa zachodu Europy, gotowe były wielokrotnie poświęcić polskiego sprzymierzeńca dla ugłaskania przeciwników. Oto jest istota trudności polskiej polityki zagranicznej. Polityka ta bowiem musi zmierzać do współpracy z Zachodem. A zarazem polityka polska nie może godzić się na samobójstwo, jako cenę tej współpracy.
20 lat historii Polski Odrodzonej wypełnionych jest zmaganiem z tą trudnością. Wśród tych lat więcej było takich, w których Anglia i Francja usiłowały poświęcić Polskę, niż takich, w których godziłyby się z nią współpracować. Myśl poświęcenia Polski, by ułatwić stosunki z Rosją lub Niemcami (przede wszystkim z Niemcami) góruje we Francji i Anglii (przede wszystkim w Anglii) nad myślą, że naturalnego sprzymierzeńca należy wzmacniać, a nie skazywać na śmierć.
Oto najważniejsze daty, które trzeba przypomnieć, by uprzytomnić, jak układały się stosunki Polski z Anglią i Francją. Rok 1918: rozejm z dn. 11 listopada, podpisany przez Focha, pozwala wojskom niemieckim pozostać na okupowanych terenach wschodnich, tzn. i w Polsce. Rok 1919: Anglia zwalcza przyłączenie do Polski Śląska, Gdańska, Mazurów Pruskich. Nie przeciwstawia się przyłączeniu Poznańskiego, ponieważ Poznańskie jest już złączone z Polską zbrojnym, zwycięskim powstaniem. Anglia nie może zwalczyć przyłączenia do Polski Pomorza, ponieważ przesądził to Wilson swoim 13-tym punktem. Wbrew słabemu oporowi Francji Anglia przez cały czas rokowań pokojowych faworyzuje Niemcy kosztem Polski. Rok 1920: Anglia wyrzeka się polityki interwencji w Rosji. W związku z tym usiłuje skłonić Polskę do kapitulacji przed bolszewikami. Pomimo odrzucenia przez Sowiety propozycji rozejmowej Curzona, Anglia nie udziela Polsce pomocy. Rok 1921: po zwycięstwie Polski w wojnie z bolszewikami oraz po wycofaniu się Anglii z obietnicy traktatu gwarancyjnego z Francją, Rząd francuski podejmuje próbę samodzielnej .polityki w Europie. Na tym tle następuje zawarcie sojuszu obronnego między Francją i Polską. Jest to pierwsze formalne stwierdzenie solidarności Zachodu z Polską. Rok 1925: Francja, kierowana przez Brianda godzi się w zamian za przywrócenie gwarancji angielskiej dla granicy francusko-niemieckiej dać Niemcom wolną rękę na wschodzie. Traktat w Locarno przekreśla istotę sojuszu polsko-francuskiego. Streseman, minister spraw zagranicznych Rzeszy pisze dn. 27 listopada, 1925:
„Dla mnie Locarno oznacza odzyskanie Nadrenii i możność odebrania z powrotem niemieckich prowincji na zachodzie”.
Traktat w Locarno otwiera przed Niemcami możliwość „legalnej, aprobowanej przez mocarstwa Zachodnie napaści na Polskę. Streseman oświadcza 14-go grudnia 1920:
„Nawet nasze wejście do Ligi Narodów nie wyklucza możliwości wojny, gdyż Liga otwiera możliwość wojny, kiedy nie sposób dojść do porozumienia w sprawach politycznych. W dyskusji między polskim ministrem spraw zagranicznych (Skrzyńskim) i niemieckim ekspertem prawnym p. Gaussem, p. Gauss oświadczył imieniem całej delegacji niemieckiej, że Niemcy odmawiają rozmowy na temat uznania granic oraz na temat postawienia wojny poza prawem”.
Od roku 1925 aż do r. 1934 Polska znajduje się pod nieustanną i ciągle żywą groźbą odebrania jej Pomorza... przez Anglię i Francję. Odebrania jej Pomorza i oddania go Rzeszy w drodze „legalnej” zmiany granic na zasadzie art. 19 Paktu Ligi Narodów. Kilkakrotnie ta sprawa wydaje się być bliska realizacji. Nie dochodzi do tego na skutek świadomości kierowników polityki brytyjskiej i francuskiej, że Polska, rządzona przez Piłsudskiego, nie podda się i stawi opór. Opór zapewne skuteczny wobec nieuzbrojonych jeszcze Niemiec.
Przez dziewięć lat polskie dążenie do solidarnej współpracy z Mocarstwami Zachodu jest udaremnione. Są oczywiście w ciągu tych lat dziewięciu wahania zarówno w polityce francuskiej, jak i brytyjskiej. Generalna linia przecież zmierza stale do poświęcenia Polski dla pozyskania Niemiec. Przez wszystkie te lata Polska znajduje się praktycznie pod bojkotem ekonomicznym Anglii i Francji. Odbija się to ciężko na życiu gospodarczym Polski, a tym samym na jej możliwościach wojskowych. Tylko dzięki Stanom Zjednoczonym udaje się Polsce otrzymać większy dopływ kredytów bez kapitulacji z niezależności politycznej. Bowiem Anglia i Francja warunkują pomoc gospodarczą „kontrolą" Ligi Narodów, co znaczy praktycznie zgodą na oddanie Pomorza.
W r. 1933 sytuacja zaostrza się z przyjściem do władzy Hitlera. Jest rzeczą jasną, że Niemcy rozpoczną zbrojenia. Piłsudski sonduje we Francji, czy możliwa byłaby „wojna prewencyjna”, która by zapobiegła remilitaryzacji Niemiec. Napotyka wystraszoną odmowę. Wówczas sam podejmuje próbę sił – i od razu, zanim Hitler osadził się w siodle, Polska stawia Hitlera przed wyborem – albo wojna, do której jeszcze nie jest gotów – albo poniechanie żądań rewizji granic Polski. Wobec kontrtorpedowców polskich wchodzących do Gdańska z ostrymi ładunkami w lufach, wobec garnizonu polskiego, wyładowującego się na Westerplatte – Hitler rezygnuje z naporu na Polskę. Paktem o nieagresji z dn. 26 stycznia 1934 Niemcy wyrzekają się w gruncie rzeczy jednego tylko: wyrzekają się wyrywania od Polski jej ziem rękami Anglików i Francuzów. Niebezpieczeństwo Traktatu w Locarno, niebezpieczeństwo „pokojowej rewizji” granic Polski zostaje zażegnane. Jak pokaże kryzys monachijski 1938 r. jest to dla Polski wielkim osiągnięciem. Polska natomiast nie wyrzeka się niczego: pakt o nieagresji z Niemcami zawiera uznanie sojuszu polsko-francuskiego za obowiązujący. Polska nie wyrzeka się solidarności z Zachodem. Ale Zachód nie wraca jeszcze do solidarności z Polską.
Rolą Józefa Becka będzie tę solidarność uzyskać i ująć w obowiązujące formy prawne. Rola ta będzie tym trudniejsza, że Beckowi wypadnie prowadzić politykę zagraniczną Polski po śmierci Piłsudskiego. Będzie ponadto prowadził ją w okresie szybkiego odradzania się potęgi militarnej Niemiec.
III
Warunki, w jakich wypada Beckowi prowadzić polską politykę zagraniczną, wyznaczone są przez gwałtownie zmieniające się położenie strategiczne Europy. Mapa Europy w roku 1935, roku śmierci Piłsudskiego, i mapa Europy w roku 1939, roku wybuchu wojny są, wojskowo rzecz biorąc, mapami zupełnie rożnych kontynentów. Między rokiem 1935 i 1939 stosunek sił odwraca się.
Oto tempo zbrojeń niemieckich:
Piłsudski umiera 12 maja 1935 roku. Armia polska liczy wówczas 300 tysięcy żołnierzy pod bronią i może być zmobilizowana w ciągu dwóch tygodni do 800 tysięcy. Armia francuska liczy wówczas 600 tysięcy ludzi pod bronią (z czego 400 tysięcy w Europie, reszta w koloniach); w ciągu dwóch tygodni może być zmobilizowana do miliona. W tym samym czasie Reichswehra ma tylko 150 tysięcy ludzi; wobec zaś braku przeszkolonych rezerw oraz sprzętu może być w razie mobilizacji co najwyżej potrojona.
W roku więc 1935-tym wiosną, stosunek sił wojskowych bloku polsko-francuskiego do sił wojskowych Rzeszy jest jak 6 do 1 przed mobilizacją, a jak 3 do 1 po pierwszym rzucie mobilizacyjnym.
Dnia 21 maja 1935 roku, Hitler przekreśla klauzulę rozbrojeniową Traktatu Wersalskiego i rozpoczyna jawną militaryzację Niemiec. Jesienią 1935 roku, powołany zostaje pod broń rocznik 1914 młodzieży niemieckiej. Rocznik ten wynosi 596 tysięcy. Jest niewyszkolony. Ale po roku, po przeszkoleniu, jesienią 1936 roku armia niemiecka wynosić będzie 150 tysięcy znakomitej zawodowej kadry Reichswehry oraz 600 tysięcy przećwiczonego już rocznika 1914. Razem 750 tysięcy gotowego żołnierza pod bronią.
Stosunek sił polsko-francuskich do niemieckich zmienia się z 6 do 1 na 9 do 7,5 (jeśli liczyć całą armię francuską) i na 1 do 1 (jeśli liczyć tylko metropolitarną armię francuską).
W następnych latach zmiana idzie jeszcze szybciej. W jesieni 1936 dowództwo niemieckie zatrzymuje rocznik 1914 w szeregach, wciela zaś rocznik 1915-ty w ilości 464 tysiące. W październiku więc 1936 roku stała armia niemiecką liczy 1,200.000 ludzi.
Z następnych lat brak dokładnych danych. Jest jednak rzeczą pewną, że począwszy od roku 1937 znajdująca się pod bronią, zmobilizowana i gotowa do działania armia niemiecka przekracza 1.500.000 żołnierza. Równolegle z tym powołaniem i wcielaniem ludzi rozkręca się produkcja wojenna Niemiec. W latach 1936-1939 cała olbrzymia maszyna gospodarcza Niemiec przestawia się na potrzeby wojenne; począwszy od końca 1936 roku, wyrzuci coraz większe ilości sprzętu.
Zmienia się jednak nie tylko stosunek sił wojskowych. Zmienia się także geografia militarna Europy.
Traktat Wersalski ustalił, traktat zaś w Locarno powtórzył – za gwarancją Anglii – zobowiązanie Niemiec do demilitaryzacji Nadrenii. Co to znaczyło? Znaczyło to, że przed armią francuską, stojącą na Renie, nie było przeszkód: droga wiodąca do przemysłowego serca Rzeszy do Zagłębia Ruhry, stała przed wojskiem francuskim otworem.
W marcu 1936 roku Hitler przekreśla Traktat Wersalski i Traktat Locarneński: wkracza z wojskiem do Nadrenii i rozpoczyna fortyfikować granice z Francją. Wskutek tego znaczenie militarne i polityczne Francji maleje: traci ona bowiem możność sparaliżowania olbrzyma niemieckiego jednym ciosem, zadanym w nieosłonięty węzeł sił przemysłowych Rzeszy, w Zagłębie Ruhry.
Zabór przez Niemcy Austrii w marcu 1938 roku, Sudetów w październiku 1938, Czech, Słowacji i Kłajpedy w marcu 1939, zmienia całkowicie geografię strategiczną Europy.
I to przecież nie koniec. Równolegle biegnie jeszcze jedna zmiana: zmiana układu sił politycznych. W roku 1935, na skutek wojny abisyńskiej, pęka tzw. „front Stresy”, to znaczy Włochy wychodzą z bloku antyniemieckiego. Mussolini, który jeszcze w roku 1934 mobilizował przeciw Niemcom, w roku 1938 strawi bez protestu połknięcie Austrii przez Rzeszę. Po okupacji Nadrenii przez Hitlera, bez oporu ze strony Francji i Anglii, Belgia wymawia sojusz wojskowy z Francją i przechodzi do polityki ścisłej neutralności. Posunięcie to mści się potem tragicznie na Francji i Anglii, gdyż Belgia stanowić będzie otwarte wrota, którymi Niemcy okrążą linię, Maginota.
Jak widać z krótkiego wyliczania faktów, krytyczną datą w okresie 1936 - 1939 – jest rok 1936.
Jest to ostatni rok słabości Niemiec. A zarazem jest to rok ich najważniejszej ekspansji militarnej: rok wyrównania szans z Francją. W marcu 1936 armia niemiecka jest prawdopodobnie najsłabszą. Jest bowiem w pełnym rozgardiaszu reorganizacji: nieliczna, ale wspaniale wyćwiczona zawodowa Reichswehra jest wówczas rozwodniona surowym rekrutem; sprzętu jeszcze brak. A jednak to właśnie w marcu 1936 roku Hitler, wbrew opinii swego sztabu decyduje się: 1) złamać Traktat Locarneński, 2) zagrozić bezpośrednio granicom Francji, 3) postawić Anglię wobec wyboru: dotrzymanie zobowiązań i wojna, lub pokój i złamanie zobowiązań, 4) rzucić wyzwanie Lidze Narodów. Wszystko to czyni zajmując Nadrenię.
Dzień 7-my marca 1936 roku rozstrzyga zatem o samej możliwości odbudowy potęgi militarnej Niemiec. Tego dnia Hitler, nie posiadając siły, rzuca wyzwanie demokracjom Zachodu. Dziś wiemy, że oficerowie niemieccy, wchodząc do Nadrenii, mieli przy sobie zapieczętowane koperty, ze zleceniem otwarcia ich w razie napotkania wojsk francuskich. Koperty te zawierały rozkaz zawrócenia i odmarszu bez walki. W 1936 roku wyzwanie rzucone przez Hitlera było jeszcze naprawdę „bluffem". Wystarczyło decyzji, aby ten bluff zdemaskować. Decyzji tej w Paryżu i Londynie zabrakło. Następne wyzwania Hitlera już bluffem nie będą.
W tej krytycznej chwili Józef Beck, imieniem Polski, czyni to, co dyktuje mu rozum i sumienie. Rozum, który mówi, że jest to ostatni czas, aby zapobiec narastaniu niebezpieczeństwa niemieckiego. Sumienie, które dyktuje, że Polska, kraj szukający tak długo i tak bezskutecznie dowodu solidarności ze strony mocarstw zachodnich, winien wykazać swoją z nimi solidarność, kiedy na nie nadszedł dzień próby.
W dniu zajęcia Nadrenii premier francuski woła, że Francja nie może się zgodzić, by „Strassburg znalazł się ponownie w zasięgu niemieckich dział”. Ale Francja nie umie decydować sama. Czeka na Londyn. I wówczas z Warszawy właśnie przychodzi do Paryża głos, wykazujący, że nie jest sama. Dnia 8 marca Beck zaprasza ambasadora Noela i oświadcza mu, że „jeśli Francja uzna złamanie przez Hitlera Traktatu Locarneńskiego za powód do wojny, Polska w pełni wykona swoje zobowiązania sojusznicze”. Znaczy to, że Polska gotowa jest wziąć udział w wojnie przeciw Niemcom.
Jest to krok ważki. Zaciąży on później na stosunkach polsko-niemieckich. Jest to wykazanie w krytycznej dla Niemiec chwili, że Polska trwa przy sojuszu z Mocarstwami Zachodnimi. Jest to dowód, że Polska – pomimo paktu o nieagresji z roku 1934 – traktuje całkowicie na serio zawarte w tym traktacie zastrzeżenie o ważności sojuszu polsko-francuskiego. Ten krok Becka wzbudzi w Berlinie szacunek i nienawiść. Szacunek dla polskiej wierności, nienawiść dla polskiej odwagi.
Niestety, propozycja Józefa Becka nie znajduje oddźwięku. Francja nie ośmiela się nic przedsięwziąć bez aprobaty Londynu. Minister zaś spraw zagranicznych Jego Królewskiej Mości oświadcza, że Wielka Brytania nie może podejmować kroków wojennych z tego „tylko” powodu, iż „Niemcy zajmują terytorium niemieckie”. Tym wildowskim paradoksem kończy się angielska gwarancja, dana na Traktacie w Locarno.
Rok 1936 był ostatnim rokiem słabości wojskowej Niemiec. W marcu 1936 roku ministrem spraw zagranicznych Rzplitej, proponującym Francji pomoc zbrojną dla odparcia niebezpieczeństw, grożących jej na skutek złamania Locarna, był Józef Beck. W marcu 1936 roku ministrem spraw zagranicznych Rządu J. K. Mości, skłaniającym Francję do zaniechania obrony jej słusznych praw, był Anthony Eden.
Historia odmierzy ich kiedyś właściwą miarą.
IV
W r. 1925 Anglia i Francja dały w Locarno Niemcom wolną rękę na wschodzie. W marcu 1936 Hitler złamał traktat locarneński na zachodzie, w Nadrenii. W tej to chwili, opuszczony w Locarno sprzymierzeniec wschodni, Polska, wykazał swoją solidarność. Daremno. Psychologia Locarna, czyli zgoda na ekspansję Niemiec ku wschodowi za cenę pozostawienia w spokoju zachodu, nadal dominuje w polityce brytyjskiej i francuskiej. Pomimo wszelkich wahań i pozorów. Dowodzi tego Monachium.
Czym bowiem w istocie jest Monachium? Jest to powtórzenie Locarna. Powtórzenie Locarna z natychmiastowym wyciągnięciem zeń konsekwencji. Monachium to przyjęcie założenia, że ekspansja Niemiec ku Wschodowi nie wywołuje odruchu Mocarstw Zachodnich i natychmiastowe wykonanie tego założenia.
Zasługą polityki polskiej jest to, że oddawanie terenów wschodniej Europy Niemcom rękami Francuzów i Anglików nie jest oddawaniem terenów Polski. Taki był zamiar Stresemana. Taki był przez lata cel całych Niemiec. Nie Sudety, lecz Pomorze miało być tą główną zdobyczą, którą Rzesza miała w zamian za piękne obietnice otrzymać od Mocarstw Zachodnich. Jakiekolwiek mogły być błędy i niedociągnięcia polskiej dyplomacji, wielką jej wygraną jest, że w Monachium nie krajano Polski.
Jest to zarazem wielka przegrana Niemiec. Streseman, nie Hitler miał słuszność. Nie Austria, nie Czechy, lecz Polska jest kluczem wschodu Europy. Opanowanie Polski automatycznie podporządkowywało Rzeszy Czechy i nie tylko Czechy. Ale opanowanie Czech nie podporządkowywało Polski Niemcom.
Opanowanie Polski przy pomocy Mocarstw Zachodnich byłoby ugruntowaniem hegemonii Niemiec w Europie bez wojny, lub – co prawdopodobniejsze – po „lokalnej” wojnie. Odepchnięci przez polską stanowczość w innym kierunku, Niemcy wygrywają bez strzału i bez oporu drugorzędną bitwę. Ale kiedy dojdzie do głównej bitwy – o Polskę – sytuacja będzie już zmieniona. Będzie zmieniona tak dalece, że Pomorze kosztować będzie Hitlera wojnę z całym światem.
(Tu godzi się sprostować, w nawiasie, ohydne kłamstwo o udziale Polski i Becka w polityce monachijskiej. Polski w Monachium nie było i nie mogło być. Poseł Polski w Pradze nie skłaniał Rządu Czeskiego do kapitulacji. Tę rolę grali posłowie Francji i Anglii. Rząd polski nie związany z Czechami sojuszem, nie łamał go przeto. Natomiast rządy francuski i sowiecki miały wobec Czech zobowiązania traktatowe, których nie dotrzymały. Polska nie występowała wobec Pragi ani razem, ani równolegle z Niemcami. Polska nie występuje z żądaniami wobec Czech w czasie nacisku na nie Hitlera. Polska zażąda zwrotu jej polskich ziem – zagrabionych zdradziecko przez Czechy i przysądzonych im wówczas, gdy bolszewicy stali pod Warszawą – już po kapitulacji Czech przed Hitlerem, po Monachium. Kto usiłuje zestawić to postępowanie polskie wobec Czech z rosyjską napaścią na Polskę, walczącą z Niemcami – ten jest politycznym fałszerzem).
Po Monachium następuje dla polskiej polityki zagranicznej okres najcięższy. Wydaje się, że Anglia i Francja ostatecznie umyły ręce od spraw wschodnich Europy. Ambasador francuski w Berlinie tak ujmuje sytuację pomonachijską w raporcie do swego ministra: „było jasne nazajutrz po pakcie monachijskim, że układ ten zmierza (was taken to implay) do zostawienia poza Renem, w Europie Środkowej i Wschodniej wolnej ręki Niemcom... (French Yellow Book, dok. 80), Niemcy sądzą to samo. I sądzą również, że w takiej sytuacji Polska musi przyjąć ich propozycje. Propozycje te zaś zmierzają do tego, by Polska „uzgodniła” z Rzeszą swoją politykę międzynarodową. W r. 1938 i 39, wedle mniemania Hitlera, Polska, stojąca sam na sam wobec uzbrojonych i potężnych Niemiec, Niemiec, którym w Monachium Anglia i Francja dały „wolną rękę na wschodzie”, musi przyjąć „wspaniałomyślne” propozycje Fuehrera.
Jakie są to naprawdę propozycje?
„Istotą rzeczy jest, czy... Polska zgodzi się stanąć na uboczu, w razie ewentualnego konfliktu między Niemcami a Mocarstwami Zachodu i w ten sposób zostać wasalem oraz pomocnikiem Niemiec – czy też, odwrotnie, Polska wykorzysta swoją niezawisłość polityczną, by przyłączyć się we właściwych okolicznościach do wspólnego frontu obrony przeciw imperializmowi niemieckiemu”. Tak formułuje istotę rzeczy ambasador francuski w Warszawie, Noel (French Yellow Book, dok. 112).
Ambasador francuski w Berlinie ujmuje tę samą myśl tymi słowy: „Niemcy mówią prawdę, gdy twierdzą, że Gdańsk jest tylko drugorzędną kwestią. Nie tylko los Wolnego Miasta – lecz wolność lub ujarzmienie Europy jest w grze w obecnym zatargu” (French Yellow Book, dok. 113).
W końcu marca 1939 polityka polska staje w obliczu straszliwego wyboru. Musi wybrać, czy samotna ma ulec naciskom i pokusom niemieckim i złamać solidarność z Mocarstwami Zachodu, które tylekroć solidarności tej się wyparły? Czy ma za cenę tego ocalić pozory niepodległości? Czy też – mimo nierówności sił i braku sojuszników – ma dochować wiary swej misji historycznej, dochować solidarności Wspólnocie Zachodniej i podjąć tragiczną walkę?
Ten wybór dokonuje się przede wszystkim w sumieniu Becka.
Dnia 26 marca 1939 r. Rząd Rzeczypospolitej, ustami Becka, odrzuca propozycje niemieckie. Następnego dnia marszałek Śmigły oświadcza ambasadorowi angielskiemu, że Polska będzie się biła o każdy skrawek swojej ziemi, choćby się miała bić sama.
Wówczas staje się rzecz nieoczekiwana. W obliczu katastrofy, której Polska gotowa jest samotnie stawić czoło, staje się to, co gdyby zaistniało dawniej – byłoby katastrofie zapobiegło. Anglia przyznaje się do solidarności z całą wspólnotą Zachodnią. 8 marca 1939 premier Chamberlain zabiera głos w Izbie Gmin, by oświadczyć zdumionemu światu, że Anglia obnaży miecz „w każdym wypadku któryby wyraźnie zagrażał niepodległości Polski i któremu by Rząd Polski uznał za właściwe przeciwstawić się zbrojnie”.
Fakt ten uznać trzeba za najwyższe osiągnięcie w polskiej polityce międzynarodowej. Sojusz z Francją nie był tak ścisły, ani tak ważny, ponieważ postawa Francji zależała niemal zawsze od postawy Anglii. Po raz pierwszy w dziejach Wielka Brytania wychodzi poza Ren – nad Wisłę. Prawda, że to osiągnięcie nie jest wynikiem zręcznej intrygi dyplomatycznej – jest natomiast nieoczekiwanym wynikiem polskiej woli oporu. Nie zmienia to ani nie zmniejsza zasługi Becka. Szedł bowiem drogami, które doprowadziły do celu.
Beck ma świadomość znaczenia tego przełomu. Czyni bowiem rzecz, która przynosi mu zaszczyt, jako mężowi stanu. Nie zadawala się jednostronną gwarancją Anglii – czyni gwarancje wzajemną. Daje świadectwo prawdzie, gdyż Polska przez wieki dotrzymywała solidarności Zachodowi, choć on tej solidarności najczęściej nie dotrzymywał. W ten sposób Beck sprowadza stosunki polsko-angielskie na poziom równości.
Z tej to dumnej i męskiej decyzji Becka rodzi się traktat polsko-angielski z dnia 25 sierpnia 1939 r. Traktat, nakładający na Anglię i Polskę obowiązek wspólnego prowadzenia polityki w Europie.
Traktat polsko-angielski, w tym brzmieniu, jakie posiada, jest dziełem Becka.
To dzieło jest ważne nie tylko dla Polski. Traktat polsko-angielski zawiera w zalążku zasady Karty Atlantyckiej: równość kontrahentów, nieuznanie osiągnięć przemocą, zobowiązanie do wzajemnej obrony niepodległości i integralności terytorialnej sojuszników, pełne poszanowanie praw innych narodów.
Beckowi nie było dane strzec wypełnienia tego traktatu. Na innych ciąży ta odpowiedzialność.
Dziś, kiedy po czterech latach cierpień, śmierć zamknęła Beckowi oczy, kiedy umierać mu przyszło w niepewności, czy jego dzieło ocaleje, czy zostanie zmarnowane – nam, żyjącym wypada powiedzieć, że Józef Beck swoją powinność wypełnił.
Służył wiernie i zasłużył się Ojczyźnie.
Ignacy Matuszewski
Od redakcji: zachowano oryginalną pisownię artykułu
Skomentuj
Komentuj jako gość