Projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt w punktach dotyczących zamknięcia branży futrzarskiej oraz praktycznego zamknięcia branży uboju rytualnego jest – piszę to z pełną odpowiedzialnością – projektem z ducha komunistycznym, stworzonym przez osoby o komunistycznej mentalności - napisał Łukasz Warzecha na wei.org.pl. W obu przypadkach branżom daje się rok na likwidację, nie przewidując w związku z tym żadnych odszkodowań. Powtarzam: to są metody, jakimi posługiwali się komuniści.
Mówimy o setkach gospodarstw, tysiącach firm, wliczając kooperantów, tysiącach miejsc pracy, często jedynych w okolicy. Właściciele hodowli funkcjonowali w pełni legalnie, inwestując własne pieniądze i biorąc kredyty. Mają zobowiązania sięgające wielu lat. Zamykanie ich biznesów ustawą w ciągu roku może mieć tylko dwa wyjaśnienia: albo jest to świadectwo całkowitej ignorancji w kwestii realiów rynkowych i finansowych, z której wynika przekonanie, że dowolne przedsięwzięcie można zwinąć w parę miesięcy i zacząć robić coś innego; albo jest to przejaw niebywałej wręcz wrogości i arogancji wobec grupy obywateli, którzy od lat zasilają swoimi podatkami polski budżet, z którego płacone są wynagrodzenia autorom tego projektu. Nie wiem, który wariant jest gorszy. Wiem, że czegoś takiego nie zrobiła dotąd żadna władza w historii III RP. (...)
Po raz kolejny muszę powtórzyć: PiS jest ugrupowaniem z ducha i praktyki głęboko lewicowym, i gdy idzie o pogląd na gospodarkę, i gdy idzie o kwestie wolności osobistej. Dlatego przekonanie, że to właśnie PiS będzie skutecznym hamulcem przeciwko lewackim ideowym nowinkom, jest całkowicie błędne. Tak się nie dzieje – PiS w żaden sposób nie zabezpieczył systemowo jakichkolwiek konserwatywnych rozwiązań, a w przypadku spraw takich jak zwierzęta jest wręcz w awangardzie postępów postępu. (...)
Każdy racjonalny hodowca dba o dobrostan swoich zwierząt, bo to są po prostu jego pieniądze. Obraz hodowców sadystów, krążących z nożem pomiędzy klatkami i na żywca z obrzydliwym rechotem zdzierających skórę z piszczących rozpaczliwie zwierząt ma tyle wspólnego z rzeczywistością co Jarosław Kaczyński z liberalizmem. Ale dobrze się sprzedaje wśród miejskich pięknoduchów. (...)
W przypadku biznesu futrzarskiego arcyciekawe jest też, kto na zakazie skorzysta. Powiązanie sprawy utylizacji odpadów z hodowli innych zwierząt z fermami jest doskonale znane. Część rolników korzysta, sprzedając swoje odpady fermom, które wykorzystują je do produkcji pełnowartościowej karmy dla zwierząt futerkowych. Te odpady muszą zostać wykorzystane w taki właśnie sposób bądź zutylizowane. Tak się składa, że rynek utylizacji jest w Polsce całkowicie opanowany przez niemieckie firmy. (...)
Propozycje Kaczyńskiego mieszczą się w tym samym nurcie, w którym płynie Spurek, Grinpic, Otwarte Klatki, Viva, Ludzie Przeciw Myśliwym i inne podobne lewicowe twory. Ich wspólną cechą jest konfrontacja z chrześcijańską antropologią, która wyraźnie odróżnia zwierzęta od ludzi. Tak, człowiek ma nakaz dobrego traktowania zwierząt, ale zarazem nie może ich umieszczać w tej samej sferze co siebie samego. Jak już wielokrotnie pisałem, zwierzęta nie mają „praw” i mieć ich nie mogą, ponieważ posiadanie praw wiąże się nieodłącznie z możliwością dokonywania świadomego wyboru i ponoszenia za niego odpowiedzialności. Ma to zresztą odbicie w prawodawstwie dotyczącym ludzi, ponieważ inaczej traktuje się czyn, dokonany przez osobę w pełni świadomą, inaczej przez taką, która w momencie jego popełniania nie miała świadomości tego, co robi, a jeszcze inaczej przez taką, która ze względu na chorobę lub wrodzone wady nie ma tej świadomości w ogóle. (...)
„Piątka dla zwierząt” to krok na drodze do „uczłowieczenia” zwierząt – w tym sensie jest to wielkie zwycięstwo lewicowej ideologii. Bo przecież mamy tam nie tylko zakaz hodowli zwierząt futerkowych i praktycznie zakaz uboju rytualnego, ale także wspomniane skandalicznie wielkie kompetencje dla lewicowych prozwierzęcych jaczejek, zakaz używania zwierząt w cyrkach i trzymania psów na uwięzi (ten ostatni całkowicie oderwany od rzeczywistości – na coś tak durnego mógł wpaść jedynie miejski pięknoduch).
Z tego punktu widzenia zostaje całkowicie zatarta granica między autentycznym dręczeniem zwierząt (na przykład degenerat, kamienujący psa czy wieszający na gałęzi kota) a wykorzystywaniem zwierząt w hodowli i biznesie. Ba, nawet tresura psa może zostać uznana za „dręczenie”. Mamy tam przecież trenowanie odruchów poprzez nagrodę lub jej pozbawianie. Czyż to nie nieludzkie? Kaczyński swoją prozwierzęcą fiksacją bardzo tu wspiera najgorszy nurt lewackiego „postępu”.
„Piątka dla zwierząt” kolejny raz pokazuje, że w przypadku PiS mamy do czynienia z ideologiczną, momentami wręcz fanatyczną lewicą.
Ci, którzy sądzą, że ta sprawa ogranicza się do niewielkiej, mało znaczącej branży, nie rozumieją problemu. Jedna jego część to kwestia otwarcia drzwi skrajnie lewicowej ideologii. Druga część to obraz Polski jako kraju skrajnie niepewnego, gdy idzie o warunki inwestowania. Polska ma problem z inwestycjami, a szaleńczy projekt wygaszenia branży futrzarskiej i ubojowej znacząco je pogłębi – i to niezależnie od tego, jakie ostatecznie będą jego losy (wciąż można mieć nadzieję, że w ostateczności prezydent postawi weto).
Wszystkich moich czytelników chciałbym prosić, żeby spróbowali uświadomić sobie całą złowrogość sytuacji: rządzący, nie zapowiadając tego w swoim programie (ani w 2015, ani w 2019 r.) z zaskoczenia prezentują projekt likwidujący dorobek życia tysięcy osób w ciągu roku. Wszystko to ma źródło w decyzji jednej osoby, niepoddanej jakiejkolwiek kontroli.
To już naprawdę nie jest zabawne.
Łukasz Warzecha
Skomentuj
Komentuj jako gość