17 września 1939 r. Robotniczo – Chłopska Armia Czerwona wykonując zobowiązania zawarte w tajnym protokole paktu Ribbentrop Mołotow, zawartego w Moskwie trzy tygodnie wcześniej, przekroczyła wschodnią granicę Rzeczpospolitej, która od 1 września prowadziła zażarty bój z agresorem niemieckim. Polskę zaatakowało prawie pół miliona żołnierzy skupionych w dwóch frontach: kijowskim i białoruskim. Planowano rzucić na Polskę więcej wojsk, ale wskutek bałaganu, opóźniono mobilizację. Zdradziecka napaść sowiecka zaskoczyła stronę polską, wszak 25 lipca 1932 r. zawarto z ZSRR pakt o nieagresji, który miał obowiązywać do 1945 r., ponadto rząd sowiecki potwierdził postanowienia traktatu ryskiego podpisanego po zakończeniu wojny w 1920 r.
Na krótko przed wkroczeniem wojsk sowieckich do Polski, zastępca Mołotowa, Potiomkin usiłował wręczyć notę ambasadorowi RP w Moskwie, Wacławowi Grzybowskiemu, w której informowano o tej decyzji, podając nieprawdziwą argumentację, jakoby państwo polskie i rząd już nie istniały. W skutek nie przyjęcia noty przez ambasadora Grzybowskiego, podłożono ją pod drzwiami polskiej ambasady. Wschodniej granicy Polski strzegł Korpus Ochrony Pogranicza (KOP), liczący 25 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy o wysokim morale, jednak 9 tysięcy wysłano wcześniej na front niemiecki. Dlatego tylko 16 tysięcy żołnierzy KOP musiało obsadzić ponad 1400 km granicy, przebywając w kilkuosobowych strażnicach strzegących ok. 5. kilometrowych odcinków granicy. To duży obszar i dlatego kopowcy bronili się przez 2–3 godziny, następnie wycofywali się do odwodu kompanii lub batalionu i próbowali połączyć się w większe zgrupowania do walki z wrogiem.
Obrona wschodniej granicy we wrześniu 1939 r., to w historii KOP chlubna karta. Pod sprawnym dowództwem żołnierze KOP potrafili nawiązać skuteczną walkę z agresorem i nawet zwyciężać, jak to miało miejsce pod Szackiem,Wytycznem, Jabłonną i Milanowem. Żołnierze wspólnie z harcerzami po bohatersku bronili Grodna, gdzie Sowieci dopuścili się zbrodni na cywilnej ludności.
W niewątpliwie w walce sprzyjało Polakom słabe wyszkolenie i zdyscyplinowanie czerwonoarmistów. Miejscowa ludność pochodzenia białoruskiego i ukraińskiego w większości sprzyjała najeźdźcom ze Wschodu, tym bardziej, że Sowieci przewrotnie mówili że: „wyzwalają lud pracujący Zachodniej Ukrainy i Białorusi spod panowania pańskiej Polski, w celu włączenia ich do szczęśliwej rodziny narodów Związku Sowieckiego” Niebawem miano się przekonać na czym to „szczęście” miało polegać, niemniej do dziś na Białorusi dzień 17 września jest świętowany.
W walce z Sowietami poległo ok. 1000 polskich żołnierzy, a do niewoli trafiło 250 tys., w tym 16 723 oficerów, z których prawie wszystkich wymordowano w 1940 r. Ocalało ok. 500 (!) Wielu z tych żołnierzy trafiło później do armii gen. Władysława Andersa oraz tak zwanego wojska gen. Zygmunta Berlinga.
Straty sowieckich we wrześniu 1939 roku kilkakrotnie przewyższały polskie.
Czerwonoarmiści dopuścili się też wielu zbrodni wojennych w czasie zajmowania wschodniej Polski. Najbardziej drastycznym przykładem jest przypadek st. lejtnanta (porucznika) 143 Pułku Strzeleckiego, który rozstrzelał 18 polskich jeńców wystrzałem z działa. Zbrodnia była tak drastyczna, że musiał zareagować sowiecki sąd polowy 6 Armii, który skazał zbrodniarza na karę śmierci. Pisał o tym płk prof. Czesław Grzelak, który miał niepowtarzalną okazje, by z grupą polskich historyków, móc swobodnie korzystać z rosyjskich archiwów, na początku lat 90-tych ubiegłego wieku, dzięki decyzji ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna.
ZSRR dopuszczając się napaści na Polskę złamał także prawo międzynarodowe, między innymi konwencję o określeniu definicji „Agresora”, którą rząd sowiecki ratyfikował. Jednak nie spotkał się z żadną reakcją międzynarodową. Dopiero napaść na Finlandię w końcu 1939 r. spowodowała wykluczenie Związku Sowieckiego z Ligi Narodów.
Często słyszy się opinię, że rząd polski zawinił, że nie przewidział napaści ze Wschodu, a jak już do niej doszło, to Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz - Śmigły wydał niejednoznaczną dyrektywę dla dowódców walczących oddziałów Wojska Polskiego, Należy się zastanowić, a co by to zmieniło, gdyby rząd i Naczelny Wódz postąpili inaczej. Prawdopodobnie nic by to nie zmieniło, co najwyżej wojna obronna mogłaby potrwać tydzień lub dwa dłużej. Polska walcząc samotnie z dwoma agresorami nie miała żadnych szans.
Obecnie także wiemy, że nasi sojusznicy wiedzieli, że Sowieci ruszą razem z Niemcami na Polskę. Niemiecki dyplomata, pracownik niemieckiej ambasady w Moskwie, antynazista, Hans von Herwarth powiadomił natychmiast po podpisaniu tajnego protokołu sowiecko– niemieckiego, rząd Stanów Zjednoczonych. Amerykanie przekazali tą informacje rządowi Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy jednak zataili to przed Polakami. Prawdopodobnie obawiali się, że Polacy stracą ducha walki i być może podporządkują się Trzeciej Rzeszy, o co wcześniej zabiegał Ribbentrop. Ale gdyby nawet Polska dowiedziała się o planowanej napaści ZSRR we współdziałaniu z Niem-cami, to też niewiele by zmieniło. Przerzucenie kilku dywizji na Wschód, których i tak nie było za wiele, nic by nie zmieniło. Polska nie mogła sama się obronić przed agresją wrogich i potężnych sąsiadów.
Marek Skolimowski
Pułkownik, absolwent Oficerskiej Szkoły Uzbrojenia w Olsztynie, Wydziału Historycznego Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie. Uczestniczył w pokojowej misji ONZ na Wzgórzach Golan. Od 2000 r. pracował 14 lat w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Olsztynie
Skomentuj
Komentuj jako gość