Demokracja jest krucha. Łatwo naruszyć jej zasady. Szczególnie wtedy, gdy się „gra tylko w swoim, a nie ogólnym interesie dla dobra społeczeństwa”. Czyż tak nie było jesienią 2015 r. po przegranych wyborach przez Platformę Obywatelską? Grzegorz Schetyna ogłosił, że od dziś będziemy „totalną opozycją”. A to przecież jedna z partii współodpowiedzialna za Polskę.
W telewizji pokazywano polityków PO z wizytą w parlamencie europejskim późną jesienią 2015 r. Po co tam pojechali? A jak się witali. Ci, którzy do dziś są jej twarzami kornie schylali głowy? Po co? Czy tam w Europie ktoś miał im przywrócić władze polityczną w Polsce? Czy też chodziło o demonstrację: „patrzcie, u siebie przegraliśmy, ale tu nas przyjmują”. Tyle, że było to bardzo żałosne. Przecież władzę polityczną chcą mieć w Polsce. Czy nie tu nie trzeba było od razu pracować nad programem? I to takim porządnym. I nie opowiadać bajek, jak były minister finansów V. Rostowski, że pieniędzy na 500+ nie było i nie ma.
Od razu zaczęli dzielić, a tak naprawdę to wznosić nowe mury: polityczne, społeczne i tak jest do dziś.
Bo to, że przegrało się wybory nie oznacza, iż można grać przeciw własnemu krajowi i jego obywatelom A „totalna”? To już bardzo blisko „totalnemu ustrojowi”, „totalnym działaniom”, „totalnemu myśleniu”, nawoływaniu do podejmowania „totalnych działań”. Czyli na scenie liczymy się tylko my, negujemy wynik demokratycznych wyborów, w sposób oczywisty łamiemy demokrację. Przyjmując takie założenie „totalnie” odchodzimy od istoty demokracji.
Zamiast programu i to dalekosiężnemu z perspektywą na wiele lat do przodu, pozytywnych reakcji zapowiedź negacji i przeszkadzania. Błąd na błędzie, zresztą powielany do dziś. A jeśli chodzi o program, czyli piedestał działania wiarygodnej partii politycznej. To już ogłoszenie w czerwcu 2019 r., prawie jak z kabaretu, że teraz Koalicja Europejska zabiera się nad nim do pracy! Ma być przedstawiony w lipcu 2019? Autentyczne! A co do tej pory?
Jednoznaczne przyznanie się, że szło się do wyborów z „totalnymi hasłami”, takimiż okrzykami, ale bez uczciwego powiedzenia społeczeństwu, co się chce dla tego społeczeństwa przecież, zrobić. Ale ciekawsze, w tej „swoistej demokracji” z przymiotem„totalna”, jest to jak można było do tej pory głosować na partię polityczną bez programu? Pytanie odnosi się także do wyborców w wyborach samorządowych jesienią 2018 r. oraz do parlamentu europejskiego 2019 r. Głosowanie na kogoś bez programu, bez politycznych deklaracji? O co tu właściwie chodzi? Czy jedynym spoiwem ma być „anty- PiS”?
Czy to wystarczy za profesjonalny program? Czy to nie jest „totalne rozwalanie demokracji”. A już pomijamy, że pozytywne działanie ma zastąpić działanie „anty...”. Darujmy sobie tę drugą część określenia!
Wystarczy samo „anty...”. Czy to nie jest znakomity przykład dla zwycięzców w kolejnych wyborach (żadna partia, ani jej władza nie jest wieczna) by robić tak samo?! Do diabła z demokracją! To my określamy, jakie mają być reguły gry, bo co z tego, że przegraliśmy wybory? Nie ma sensu godzenie się z wynikiem wyborów? I to wtedy jest działanie „anty-”.
To działanie „anty-” rozpoczęło się od Trybunału Konstytucyjnego. I społeczeństwo dało się nabrać, a przynajmniej jego część, czyli tak zwany Komitet Obrony Demokracji.
Jak można blokować wygranych w wyborach? Poprzez negowanie ustaw w orzeczeniach Trybunału Sprawiedliwości. Do tego potrzebni są „swoi” sędziowie w TK, którzy w mig orientują się o co chodzi „ich” politykom. I PO zaczęło o to walczyć, blokując wybór proponowany przez ich przeciwnika - PiS. To się znakomicie sprzedaje medialnie. I tak właśnie zaczęto robić, nagłaśniając działania PiS jako antydemokratyczne i jako takie sprzeczne z Konstytucją RP.
Tak zwany KOD, ani to partia polityczna, ani polityczne stowarzyszenie zaczął wyprowadzać niezorientowanych obywateli na ulice. Tyle, że o Konstytucji trudno rozmawiać na ulicy. Można krzyczeć, ale i to niewiele daje. Nowy mur to było to, że ci, którzy zaczęli mówić o „niekonstytucyjnych działaniach”, sami tę Konstytucję naruszali. Tyle, że w zawoalowany sposób. A pokłosiem tego był szum medialny i zainteresowanie się Europy: „co się w tej Polsce dzieje”?!
Potem znany profesor wykrzykiwał, iż wygranej partii zależy na tym by wyprowadzić ludzi na ulice, by się krew lała. A nie kto inny jak kolejny przegrany, były prezydent RP Bronisław Komorowski głośno powtarzał: – „a gdy zajdzie taka sytuacja, to trzeba się lać dechą”.
Mało manipulacji z Konstytucją, trzeba wezwań do przemocy. A programu wciąż się szuka. – „Pomysł jest, tylko trzeba go dobrze znaleźć i wiedzieć, z kim go szukać”– twierdził jeszcze w czerwcu Grzegorz Schetyna. Tego pomysłu Platforma Obywatelska i inne opozycyjne ugrupowania szukają już od prawie czterech lat i ostatnim, jaki znaleźli, był pomysł wygrania wyborów do Parlamentu Europejskiego. W marcu, nieco ponad dwa miesiące przed głosowaniem w wyborach europejskich, przewodniczący PO mówił w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej”: – „Kluczowe przed wyborami do parlamentu jest wygranie wyborów europejskich. Nie wiem, jaka będzie formuła koalicyjna w październiku. Ale wiem dzisiaj, że jesteśmy w stanie dostać między 25 a 30 mandatów, wygrać z PiS-em. Moim marzeniem i celem jest wygranie w wyborach do Parlamentu Europejskiego o choćby punkt procentowy, o jeden mandat. Żeby pokazać opinii publicznej, że zaczyna się dekompozycja PiS-u, żeby Kaczyński nie mógł wyjść i powiedzieć, że wygrał kolejne wybory z rzędu”. Nic z tego. Przegrali.
Dlaczego Ryszard Petru odszedł z polityki? 1 lipca 2019 r. ogłosił:-„Od miesięcy nie ma dyskusji o programie. Zero. Jest tylko: kto, z kim, dlaczego?” No właśnie, stołki najważniejsze. I forsa. Czy partia w demokracji może się do tego ograniczać?
Siłą, a nawet taranem opozycji miał się stać „bezstronny polityk z Brukseli” Donald Tusk. Najważniejsze obietnice. Ponoć redaktor naczelny „Liberte”, niejaki Lech Jadżewski miał zostać liderem nowego „Ruchu 4 czerwca” z czego zrezygnowano. Przeczuwając klęskę? Bo między innymi temu miało służyć, tak szumnie zapowiadane przemówienie byłego polskiego premiera 1 maja 2019 r. i potem w Poznaniu, w szacownych murach uniwersyteckich. A na premiera miał być wyznaczony, tak ponoć obiecywał G. Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz? Polityk, który w mgnieniu sekundy stracił całą polityczną pozycję. A tym samym pociągnął w dół partię: Polskie Stronnictwom Ludowe. Nie wiadomo, czy za obietnicę, czy z przekonania to on też bił brawo Jażdżewskiemu (co telewizja skwapliwie sfilmowała), gdy bezpardonowo, w obecności innych, prominentnych przedstawicieli PO, rzucił na szalę utraty wiarygodności chadecką partię PSL? Czy chadek tak się może zachowywać?
Gdy się wierzy w puste obietnice, to bardzo trudno później to nadrobić. A może nawet w ogóle się nie da. I PSL z tego zakrętu nie wyjdzie.
Innym przykładem naiwności było natarczywe twierdzenie przez G. Schetynę o tym, że celem PiS jest „wyciągnięcie” Polski z Unii. Anty europejskość PiS. Krótko: Polexit! Bardzo szybko to sprostował sam Jeane-Calude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej. Podkreślając, że czołowi polityce PO nie orientuje się w unijnych realiach. Według Junckera Polska jest zbyt dużym, ważnym i znaczącym członkiem Unii. Nie ma o tym mowy. Niemcy, którzy jednak wciąż dominują w UE muszą mieć przeciwwagę. A jest nią właśnie Polska. Schetyna pouczony od razu odpuścił sobie ten argument, na którym chciał zbić mocny, „antypisowski” kapitał przed wyborami do parlamentu europejskiego 26 maja 2019 r.
A jak to widzą Niemcy? Publicysta niemieckiego magazynu politycznego „Cicero” z czerwca 2019 r. Paul Flueckiger nawiązuje do okładki jednego z polskich tygodników z końca ubiegłego roku, przedstawiającej spoglądającego „po ojcowsku, ale zdecydowanie” Tuska na białym koniu, mającego powrócić: – „Nie po raz pierwszy Tusk stał się „cudowną bronią” (wunderwaffe) przeciwko Kaczyńskiemu, ale i przekleństwem polskiej polityki wewnętrznej” – ocenia Flueckiger. Autor przypomina, że w 2014 r. Tusk przeniósł się do Brukseli, co wielu rodaków ma mu za złe, uważając, że „opuścił tonący statek proeuropejskiego centrum”. Flueckiger wspomina też o zarzutach ze strony Kaczyńskiego, wytykającego pochodzącemu z Gdańska politykowi proniemieckość. Chciaz niemiecki autor używa w tym miejscu słowa „rzekomą”.
Obecnie Kaczyński posługuje się „całkowicie mu podległym” aparatem wymiaru sprawiedliwości do walki z Tuskiem. Szef Rady Europejskiej wzywany jest raz po raz na przesłuchania. „Chodzi o rzekomą zdradę stanu w związku z Rosją i skandal bankowy, w którym dziesiątki tysięcy osób straciły swoje oszczędności (Amber Gold)” – wnioskuje niemieckie pismo „Cicero”.
Trzeba zaznaczyć, że w szeregach opozycji wciąż tli się nadzieja, ale są też sygnały wskazujące, że równolegle następuje proces godzenia się z klęską. Ważnym sygnałem była tu wypowiedź Donalda Tuska z Gdańska, w której wezwał do walki: – „Świat się nie kończy na najbliższych wyborach. Wyniki z jakimi wyjdziemy z wyborów, my, czyli opozycja, to będzie determinowało w dużym stopniu dalsze losy kraju. Można gorzej przegrać, albo lepiej przegrać. Rozpatrywane są hipotezy, że PiS może zdobyć nawet większość konstytucyjną. Inna, że zdobędzie zwykłą większość. Kolejny etap, że będzie musiał szukać koalicjanta. Każda z tych hipotez jest inna. Poza tym jest problem, jeżeli PiS będzie pozbawiony większości w Senacie i pozbawiony na dodatek np. prezydentury, to jest bardzo poważne ograniczenie pola manewru PiS-u”.
Profesor Aleksander Smolar wprowadza pewne novum: patrzy już w kierunku wyborów prezydenckich, de facto stwierdzając, że to one będą bojem o wszystko. Bo jeśli PiS wygra teraz Sejm, i jeśli prezydent Andrzej Duda zapewni sobie reelekcję, to wówczas naprawdę będzie to władza mocno osadzona w siodle, zdolna do głębokiej przebudowy państwa.
Dla pełnego obrazu przywołajmy także wypowiedź szefa SLD Włodzimierza Czarzastego, który nie tak dawno w rozmowie z jednym z tabloidów stwierdził, że, Koalicja Europejska była sukcesem: – „Jeżeli ktoś ogłasza klęskę, mając 38 proc., to działa nieracjonalnie. W tym samym czasie pan Biedroń ogłasza niesłychany sukces z 6 proc.! Gdzie w tym wszystkim jest logika?”- zadaje pytanie.
Trudno tej wypowiedzi nie czytać jako potwierdzenia, że znaczna część opozycji gra już o pozycję w ramach opozycji, a nie o zwycięstwo, nie mówiąc już o władzy. Być może gra o to także i Grzegorz Schetyna, któremu salon jako pierwszemu rzuci się do gardła.
Przekonanie, że „już jest pozamiatane” działa na rzecz PiS. Oczywiście pod warunkiem, że nie przyniesie demobilizacji obozu rządzącego. Prawica nie może sobie pozwolić na samozadowolenie z jeszcze innej przyczyny: stoi przed szansą pogłębienia i dokończenia „Rewolucji Roku 2015-go”, i nie może jej zmarnować.
Paweł Kukiz stwierdził, że jego walka o zmianę Polski jest przede wszystkim walką z systemem postkomunistycznym: – „Gdzie władza jest właścicielem obywateli, a przynajmniej nie jest przez nich kontrolowana. Można wyjść na ulicę i bić pałami, ale naród nie może w referendum wyrazić swojej woli, bo jego wynik nie obowiązuje władzy. Każda władza przez 4 lata po wyborach ma te same instrumenty, co PZPR” – dodał. Polityk przyznał, że pojawiły się propozycje koalicji ze strony Prawa i Sprawiedliwości, jednak partia Kaczyńskiego nie była zainteresowana zmianami, jakie forsował Kukiz’15. – „Usłyszałem, że w Polsce nie ma klimatu na rewolucję tego typu, więc podziękowałem”– powiedział muzyk.
– „Przyznał także, że obawia się dalszej polaryzacji nastrojów politycznych w społeczeństwie. Jeżeli zostanie system dwupartyjny w Polsce, a tak się zaczyna to kształtować, że tylko będzie PO i PiS u władzy, jeśli to zostanie i ta ordynacja partyjna dzieląca społeczeństwo, to zobaczycie, że kiedyś na ulicach w Polsce popłynie krew. Bo już tak podzielili ten naród. Przecież w rodzinach sami wiecie, co się dzieje podczas świąt, przecież to jest rzeźnia jakaś” – podsumował. Mury nawet w rodzinach? Czego dorobiliśmy się po 30 latach demokracji w Polsce.
Kaczyński zwrócił uwagę na pewne – jak mówił „wielkie przedsięwzięcia geopolityczne”, takie jak Trójmorze, Grupa Wyszehradzka, ale także zamierzenia infrastrukturalne – jak Via Carpatia – budujące oś północ-południe. – „O tej nowej osi gospodarczo-politycznej myślano już dawno. Dzisiaj my to realizujemy i to naprawdę nie wszystkim się podoba” - podkreślił prezes PiS – „Stąd ten pomysł, który pojawił się na początku lat 90. w ramach takiego niepokoju, co z tą Polską będzie, on nie został zrealizowany, ale on zakładał landyzację Polski – jak to wtedy mówiono. Sferę szczególnej współpracy z Niemcami na zachodzie, sferę szczególnej współpracy ze Związkiem Sowieckim – on wtedy jeszcze istniał, to był 1991 rok – na wschodzie” – powiedział.
Prezes PiS zaświadczył, że proponowano – również jemu jako ówczesnemu szefowi Kancelarii Prezydenta – likwidację Wojska Polskiego. Jak zaznaczył: – „Robił to dokładnie premier (Jan Krzysztof) Bielecki”, prezes Rady Ministrów w 1991 roku. Polska miała być krajem bez armii. Polska jako podmiot polityki zagranicznej miała być zlikwidowana. Tylko to się kompletnie nie udało” – powiedział Kaczyński. – Ale zdaniem prezesa PiS, „teraz to wraca”. – „Wraca pod hasłami takimi, które mają Polaków oszukać: „wielka Polska samorządowa”. Ona nie będzie wielka, tylko w ogóle jej nie będzie. O to tutaj chodzi, chodzi właśnie o zrealizowanie tego planu” – podkreślił. To zdaniem Kaczyńskiego sprawia, że zaangażowanie w wybory jest patriotycznym obowiązkiem. – „Musimy wygrać po to, żeby Polskę obronić” – powiedział.
Andrzej Dramiński
Radca prawny i publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość