W Olsztynie będzie II tura. Oto oficjalne wyniki ze 101 komisji: Piotr Grzymowicz – 24.758 głosów (4 lata temu - 23.289), Czesław Jerzy Małkowski – 22.465 głosów (poprzednio - 24.340) , Michał Wypij – 13.924 głosy, Monika Falej – 4.568 głosów, Beata Bublewicz – 3.903 głosy, Krzysztof Kacprzycki – 1.528 głosów, Andrzej Maciejewski – 1.155 głosów, Tomasz Pitura – 982 głosy.
Michał Wypij kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Olsztyna osiągnął najlepszy historycznie wynik jeśli chodzi o start PiSu w wyborach prezydenckich, lepszy od wyniku Iwony Arent przed 4 lat (9.960 głosów - 11,3%) i Jerzego Szmita przed 8. Wypij powiedział Radiu Olsztyn, że odbiera to jako osobisty sukces, gdyż powstało środowisko liczące 20% wyborców, które widzi szansę, że jest szansa na zmianę w Olsztynie. Michał Wypij wstrzymał się z oświadczeniem, czy kogoś poprze w II turze, do czasu ogłoszenia oficjalnych wyników.
Podział głosów w Radzie Miasta w Olsztynie: Koalicja Obywatelska – 28,75 %, PiS – 22,78 %, KWW Cz.J.Małkowskiego – 14,63 %, KWW Piotra Grzymowicza – 15,35 %, Wspólny Olsztyn – 8,31 %.
Koalicja Obywatelska zdobyła 9 mandatów. To taki sam wynik jaki miała PO 4 lata temu. Nowe twarze to Marta Kamińska z zawodu prawniczka - liderka olsztyńskiego KODu, Paweł Klonowski z zawodu prawnik - szef Stowarzyszenia Wizja Lokalna oraz Wiktor Wójcik z PO (dyrektor departamentu infrastruktury i geodezji w Urzędzie Marszałkowskim). Ci sami, to: Robert Szewczyk (zdobył najwięcej głosów – 2836), Ewa Zakrzewska, Joanna Misiewicz, Łukasz Łukaszewski, Halina Ciunel, Tomasz Głażewski.
PiS – 7 mandatów a więc ma o 1 mandat więcej. Nowe twarze to młody sekretarz zarządu olsztyńskiego PiS Radosław Nojman (prawnik), Krzysztof Narwojsz (kierownik ds. logistyki, handlu i usług. w WM Wojewódzkiej Komendzie OHP w Olsztynie) i Zdzisława Tołwińska (z-ca dyr. Oddziału KRUS w Olsztynie). Fenomenem samym w sobie jest Elżbieta Wirska (zastępca dyrektora ds. świadczeń w KRUS Olsztyn). Jej patent na zdobywanie "jedynki" jest niesamowity - zdobywa ją każdorazowo szantażem, że wystartuje na prezydenta Olsztyna i PiS ustępuje (mimo że wcześniej, po kompromitujących występach radnej, rozstali się. Kompromitujących, ale jak okazało się, nie dla elektoratu PiS). Z weteranów do rady wszedł Leszek Araszkiewicz a dla Jarosława Babalskiego będzie to druga kadencja.
Komitet Wyborczy Wyborców Piotra Grzymowicza – 4 mandaty (stracił 1 mandat, odpadł Marian Zdunek, który miał niebywałą kampanię wizualną - bilbordy-namioty), weszli: Zbigniew Dąbkowski, Wanda Agnieszka Jabłońska i prof. Mirosław Gornowicz.
Komitet Wyborczy Wyborców Czesława Małkowskiego – 4 mandaty (ten sam stan posiadania i te same panie:Elżbieta Nelly Antosz, Krystyna Flis, Monika Rogińska-Stanulewicz).
Wspólny Olsztyn (koalicja stowarzyszeń) – 1 mandat dla Mirosława Arczaka, byłego oficera rowerowego, który na rok przed wyborami odszedł z ratusza.
W Gietrzwałdzie - jak podał nam dotychczasowy wójt Jan Kasprowicz, zdobył 1812 głosów, jego konkurent Wojciech Samulowski - 1014 głosów. Kasprowicz na 15 miejsc w radzie wprowadził ze swojej listy 10 kandydatów. Frekwencja była bardzo wysoka, wyniosła 60%.
W skali kraju, według najświeższych danych - wyników sondażu late poll Ipsos dla TVN, TVP i Polsatu, frekwencja w wyborach wynosi 53,4 proc. To najwyższa frekwencja w wyborach samorządowych od 1990 r. Jest też wyższa niż frekwencja w ostatnich wyborach do Sejmu (51 proc.) i w I turze wyborów prezydenckich w 2015 r. (49 proc.).
Szklanka do połowy pusta lub do połowy pełna – zgodnie z przewidywaniami obie strony politycznej wojny znajdą w dzisiejszych wynikach coś, co pozwoli im powiedzieć: wygraliśmy. Ale też obie mają do przełknięcia parę gorzkich pigułek. PiS – ewidentną porażkę w Warszawie i klęskę w Łodzi, Koalicja Obywatelska – przegraną z PiS w większości sejmików - podsumowuje dla Wirtualnej Polski Łukasz Warzecha.
Na poziomie wyników, które najbardziej fascynują polityków, a chyba najmniej wyborców, czyli głosowania do sejmików, najlepiej widać dwuznaczność interpretacji. Z jednej strony PiS zwyciężyło w dziewięciu województwach, KO – w siedmiu. Wziąwszy pod uwagę, że dotąd PiS rządził tylko na Podkarpaciu, można to uznać za sukces.
Tyle że wygrana nie oznacza koniecznie, że będzie się rządzić - podkreśla w podsumowaniu dla WP Łukasz Warzech. - Do tego potrzebna będzie koalicja, a zdolność koalicyjna PiS jest bardzo niska. Jeśli zestawić wynik partii Kaczyńskiego ze zsumowanym rezultatem KO i PSL – a to najoczywistszy kierunek sojuszu – KO z PSL wygrywają zdecydowanie, mając łącznie ponad 40 procent wobec 32 proc. dla PiS. Może się zatem okazać, że sejmikowe zwycięstwo PiS będzie pyrrusowe – wygrana na papierze, ale bez sprawowania władzy.
Skąd zaś dobre wyniki PSL? Po pierwsze dlatego, że to jednak partia dobrze zakorzeniona lokalnie, często poprzez wytworzone przez lata układy. Ale też, po drugie, ponieważ PiS zrobił wiele, żeby wieś do siebie zrazić: fatalna ustawa o ziemi, która odebrała rolnikom możliwość swobodnego dysponowania swoją własnością czy zaciągania kredytów hipotecznych z ziemią jako zabezpieczeniem; majdrowanie przez kwestii hodowli zwierząt futerkowych (temat niedawno powrócił), podczas gdy fermy są na wsi ważnymi pracodawcami; wreszcie prawo łowieckie, które na jakiś czas sparaliżowało możliwość szacowania tak zwanych szkód łowieckich, czyli tych wyrządzanych przez dzikie zwierzęta w uprawach.
Gdyby uznać, że wyniki wyborów do sejmików są probierzem tego, co wydarzy się w wyborach parlamentarnych – a wielu tak je właśnie ocenia, choć w wyborach do Sejmu mobilizacja jest zwykle większa – to PiS powinien się obawiać. Uzyskał wynik o 5 punktów niższy niż w wyborach parlamentarnych w 2015 roku, teoretycznie więc w 2019 roku może powtórzyć się to, co zapewne nastąpi w niektórych sejmikach, gdzie wygrała partia Kaczyńskiego: zwycięstwo nie przełoży się na rządzenie. Tyle że w wyborach do parlamentu PSL nigdy nie osiąga wyników takich jak w samorządowych. W 2015 roku partia Kosiniaka-Kamysza ledwie przecież prześlizgnęła się nad progiem, zdobywając tylko 5,13 procenta.
Teraz testem dla politycznych umiejętności PiS będzie przekucie procentowej wygranej w dziewięciu województwach na sprawowanie tam władzy. Jeśli tu PiS sięgnie po Kukiz '15 (6,3 proc.), to być może konieczne będą jakieś koncesje dla ugrupowania Pawła Kukiza i na poziomie centralnym. Jeśli to się nie uda, będzie to dla ugrupowania Kaczyńskiego zły prognostyk.
Oczywiście za symboliczny wyścig samorządowy wszyscy obserwatorzy uznawali ten w Warszawie. I tu PiS, mówiąc najdelikatniej, sukcesu nie odniósł. Przy naprawdę dużych nadziejach i ogromie pracy włożonej przez Patryka Jakiego w kampanię, przegrana już w pierwszej turze wygląda na tyle słabo, że nie wystarczy powiedzieć sobie: no tak, ale w stolicy prawica nie ma i tak szans. Trzeba by zadać pytanie: co poszło nie tak? Czy Jakiemu zaszkodziło, że rozmył swój wizerunek fightera, biorąc sobie do spółki Piotra Guziała, lub mówiąc o finansowaniu in vitro z miejskiej kasy? Niewykluczone.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że w wyborach w 2006 i 2010 roku Hanna Gronkiewicz-Waltz wygrywała w pierwszej turze, zdobywając odpowiednio 53,18 oraz 53,6 procenta głosów, czyli minimalnie mniej niż Trzaskowski. Ale na niekorzyść Jakiego świadczy z kolei, że w roku 2014 ówczesnej prezydent nie udało się powtórzyć tego osiągnięcia. W pierwszej turze miała 47,19 procent, a jej rywal, Jacek Sasin, 27,71. Na trzecim miejscu był wówczas Guział z ponad 8 procentami. Sasin miał wynik gorszy niż teraz Jaki, lecz głosy oddane na innych kandydatów sprawiły, że do drugiej tury doszło. Było to zresztą w czasie, gdy PiS zaczynał swój wznoszący trend, który rok później miał go wynieść do władzy. Dziś PiS jest partią już trochę zużytą.
W swoim wystąpieniu po ogłoszeniu wyników Jarosław Kaczyński Jakiego nie wspomniał, choć wszyscy w czasie kampanii patrzyli właśnie na niego. Powierzenie kandydowania w stolicy politykowi sprzymierzonej partii, Solidarnej Polski, a nie samego PiS, pozwala odsunąć odium przegranej. Czy Jaki z tej porażki się podniesie – zobaczymy. Trzaskowski nie miał dobrej kampanii. Nawet politycy PO po cichu przyznawali, że jest nijaka i niemrawa. Skala jego wygranej pokazuje, że Warszawa jest dziś dla PiS nie do zdobycia, a dobre wyniki sondażowe w kraju nie przekładają się na stolicę.
PiS ma jednak wciąż szansę w Gdańsku, gdzie Jarosław Wałęsa, kandydat PO, swoje starania już zakończył. Zostali Paweł Adamowicz, reprezentujący "układ" gdański, i młody Kacper Płażyński, który walczy dzielnie, choć dużych szans w drugiej turze pewnie nie ma.
Najciekawiej dziś wygląda wynik w Krakowie, gdzie kandydat "układu", tym razem krakowskiego, Jacek Majchrowski, o 10 punktów wyprzedził Małgorzatę Wassermann z PiS. Gdyby Wassermann wygrała, co nie jest niemożliwe, byłby to dla PiS sukces może nie na miarę Warszawy, ale wciąż bardzo poważny. Dotąd bowiem partii Kaczyńskiego nie udało się zdobyć żadnego dużego miasta. Czyniłoby to też z samej Małgorzaty Wassermann poważną kandydatkę do odegrania w PiS w przyszłości roli znacznie poważniejszej niż dotąd.
No i jeszcze jedna gorzka pigułka dla PiS: Łódź. Trudno mieć wątpliwości, że druzgocące ponad 70 proc. dla Hanny Zdanowskiej z PO to skutek ataków Prawa i Sprawiedliwości na nią w związku z wyrokiem w sprawie o poświadczenie nieprawdy. W 2014 roku Zdanowska dostała 54 proc., wygrywając z słabiutką Joanną Kopcińską, dziś rzeczniczką rządu. Można by zatem przypuścić, że ataki PiS załatwiły Zdanowskiej dodatkowe przynajmniej kilkanaście punktów.
Ale spektakl zacznie się dopiero teraz, gdy PiS będzie chciał doprowadzić do tego, by Zdanowska nie mogła sprawować urzędu. PO będzie gardłować o przekreślaniu faktycznie wyraźnego demokratycznego wyboru. PiS będzie grzmieć, że przestępcy nie mogą piastować stanowisk w samorządzie. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a dalej będzie tylko ciekawiej – zgodnie z regułą Alfreda Hitchcocka - podsumowuje swoją wypowiedź Łukasz Warzecha.
Wirtualna Polska
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Skomentuj
Komentuj jako gość