Kryzys spowodowany okupacją części korytarzy sejmowych przez rodziców osób niepełnosprawnych pokazuje, jak bardzo niesprawne i słabe jest nasze państwo. Jak niszczone są jego zasady i łamane reguły. Wreszcie jak bardzo do anarchizacji polskiego życia publicznego przyczyniają się nie tylko obywatele, ale także politycy opozycji oraz, co najgorsze i najbardziej bulwersujące, władze Rzeczypospolitej Polskiej – napisał politolog dr Marek Migalski w „Rz”.
Autor wyraża głębokie współczucie matkom i ojcom wychowującym dzieci niepełnosprawne, lecz sposób, w jaki się domagają realizacji postulatów jest nieakceptowalny, bo okupacja części korytarzy sejmowych wykracza poza dopuszczalne formy walki o swoje, słuszne skądinąd, prawa. Dochodząc swych praw łamią prawo i anarchizują życie społeczne. Żądając natychmiastowej realizacji postulatów poprzez okupację korytarzy sejmowych, przyczyniają się do zaniżania i tak niewysokich standardów naszego życia publicznego.
Jeśli jednak ich zachowanie jest zrozumiałe, naturalne i wybaczalne, to zachowanie posłów opozycji, którzy wprowadzili ich do Sejmu, a teraz medialnie i politycznie wspierają protest, jest karygodne – stwierdza Michalski. - Bowiem posłowie ci anarchizują polskie życie publiczne. Świadomie wspierają protest na korytarzu parlamentarnym, wiedząc doskonale, jak wielkim jest on problem dla władzy i jak fatalnie wyglądałoby w mediach usuwanie osób tak koczujących.
To pokazuje słabość państwa i bezsilność polityków, nawet tak wysoko umocowanych, jak druga osoba w państwie, czyli marszałek Sejmu. Pokazuje także makiawelizm opozycji, która nie wahała się wspierać tego typu wydarzenie i grać nim przeciw rządowi.
Arkadiusz Mularczyk przed czterema laty i Joanna Scheuring-Wielgus świadomie i z premedytacją niszczą porządek państwa i obniżają jego znaczenie, przyczyniając się do anarchizacji naszej polityki.
Czy naprawdę chcemy, by każdego dnia w parlamencie rozkładały się kilkunasto- lub kilkudziesięcioosobowe grupy chorych na białaczkę, raka, serce, stwardnienie rozsianie, schizofrenię? Jeśli swoje postulaty mogą w formie okupacji prezentować jedni, to dlaczego odmawiać tego innym? - pyta Migalski.
Ale największą winę ponoszą rządzący. Większą niż posłowie opozycji, którzy wpuścili protestujących do Sejmu, i na pewno większą niż sami chorzy i ich opiekunowie.
Bo co to mówi o państwie, jeśli jego głowa przyjeżdża na taką nielegalną okupację, wspiera ją, po czym wychodząc, mówi, że sprawa będzie załatwiona po ich myśli? Przecież to psucie reguł i zasad, na które się umawialiśmy. Wystarczy zorganizować głośny i medialnie widoczny protest, by nie tylko wymusić wizytę u siebie prezydenta RP, ale jeszcze uzyskać od niego obietnicę realizacji swych postulatów.
I co sądzić o premierze dużego europejskiego kraju, który, by rozwiązać poważny wizerunkowy kłopot swej partii, przyjeżdża do okupujących nielegalnie budynek państwowy z propozycją nowego podatku nałożonego na pewną część obywateli, by spełnić żądania finansowe protestujących? To poważne? To buduje państwo i zaufanie do niego? Przecież to wprost anarchizacja życia politycznego i zachęcanie innych grup społecznych do podobnych akcji.
O ile niszczącą standardy prawne i demokratyczne postawę protestujących można usprawiedliwić, a anarchizację życia społecznego przez posłów opozycji zrozumieć, o tyle zachowania najważniejszych polityków państwa, z prezydentem RP i prezesem Rady Ministrów na czele, nie sposób zaakceptować. Swoimi poczynaniami być może ratują swoją skórę i podnoszą osobiste notowania, ale jednocześnie niszczą państwo, które reprezentują i które ślubowali wzmacniać. Zdradzają je.
Marek Migalski. Autor jest doktorem politologii na Uniwersytecie Śląskim
Skomentuj
Komentuj jako gość