Ostatnia X sesja Rady Miasta to przede wszystkim dyskusja o budowie w Olsztynie, "mieście-ogrodzie", spalarni śmieci. Przewidywany koszt to ok. 400 milionów zł. Przyjęty głosami radnych Platformy Obywatelskiej i radnych wpierających Piotra Grzymowicza Plan Gospodarki Niskoemisyjnej dla miasta Olsztyna przewiduje budowę wysoce kontrowersyjnej, obsługującej całą Polskę Północną, spalarni śmieci.
W dyskusji przeciwnicy tego projektu, radni Prawa i Sprawiedliwości, podnieśli liczne zagadnienia: upozorowanie przez rządzącą w mieście PO konsultacji społecznych w kwestii ww. planu, przewidywany bardzo wysoki koszt utylizacji odpadów, przekazanie dobrze prosperującej spółki komunalnej MPEC prywatnej spółce w ramach tzw. Partnerstwa Publiczno-Prywatnego, przekształcenie Olsztyna z miasta-"ogrodu w wojewódzkie centrum utylizacji śmieci, zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców związane z groźbą emisji wysoce toksycznych i co za tym idzie rakotwórczych związków dioksyn i furanów.
W toczącej się, a obserwowanej przez przybyłych licznie na sesję mieszkańców miasta, dyskusji nie wzięli udziału wszyscy radni. Dziwnym zrządzeniem losu głosu nie zabrali ci radni, którzy wg informacji medialnych znaleźli się w Radzie Miasta z naruszeniem zasad demokracji - ich miejscem zamieszkania nie jest Olsztyn, ale okoliczne gminy. Ta sprawa, w kontekście wygaszenia nienależnie uzyskanych mandatów, już drugi miesiąc jest badana przez właściwe instytucje.
Milczenie wielu radnych w kwestii spalarni wydaję się zasadne. Problem ten przecież, tak myślą, ich nie dotyczy. Tam gdzie mieszkają emitowane potencjalnie przez spalarnię dioksyny i furany będące podłożem chorób nowotworowych nie dotrą. Spalarnia to przecież zagrożenie i problem Olsztyna, a nie okolicznych gmin. Czy zamieszkali poza Olsztynem radni mają rację? Czy emitowane przez spalarnię gazy zatrzymają się na granicy gmin, w których mieszkają? Czy mogą być pewni, że to nie ich małpy i nie ich cyrk?
Marek Nowacki,
radny miasta Olsztyna
Skomentuj
Komentuj jako gość