"Powinniśmy wspólnie przyczyniać się do budowy silnej Polski, bo to w konsekwencji wzmacnia niepodległość Ukrainy. Trzeba pamiętać o przykładzie, który pozostawili nam Piłsudski i Petlura. Zachowanie tożsamości dla Ukraińców jest czymś bardzo ważnym, ale równie niezbędnym jest przyczynianie się do jak najbardziej pozytywnych relacji polsko-ukraińskich. To oczywiste, że bez wolnej Polski nie będzie wolnej Ukrainy i vice versa" - mówi Jerzy Necio
Jest pan z pochodzenia Ukraińcem, w pewnym momencie nasze drogi, to znaczy „Debaty” i pana, zeszły się. Czy nie obawiał się pan, że w środowisku ukraińskim współpraca z „Debatą” zostanie źle odebrana, że w życiu publicznym, w ogóle w życiu, może to panu zaszkodzić? Ukraiński tygodnik „Nasze Słowo”, organ Związku Ukraińców w Polsce, określił nas pismem antyukraińskim.
To naturalne, że nasze drogi się zeszły. W „Debacie” publikują ludzie o różnych poglądach. Wokół redakcji skupili się przedstawiciele dawnej antykomunistycznej opozycji. Miesięcznik, w przeciwieństwie do innych olsztyńskich mediów, nie odrzuca niewygodnych tematów, porusza istotne dla życia regionu wątki, te z przeszłości, jak i te współczesne. To jest jedyne wolne medium w regionie. Jeśli Związek Ukraińców, czy też „Nasze Słowo”, opowiada się przeciwko wolnym mediom, to niech nazywa „Debatę” pismem antyukraińskim. Jeśli Związek Ukraińców jest zamknięty na debatę – w sensie dyskusji i dialogu, to niech antyukraińskimi nazywa wszystkie instytucje, gremia, gdzie toczy się swobodna dyskusja, gdzie się rozmawia. Niech wyrazi to wprost: jako Związek Ukraińców jesteśmy obojętni na podstawowe pryncypia demokracji. Tym bardziej, że Związek ma gdzie wyartykułować tę myśl – ma bezpośredni wpływ na „Nasze Słowo”, a działacze tej organizacji zatrudnieni są w Radiu Olsztyn. Znam i szanuję wielu ludzi należących do ZUwP, którzy działają tam w dobrej wierze. Nie szczędząc prywatnego czasu, energii, czasami też pieniędzy, organizują różne przedsięwzięcia, które służą podtrzymaniu tożsamości. Starania te budują pozytywny image społeczności ukraińskiej na poziomie lokalnym. Ludzie ci czynią tak z poczucia patriotycznego obowiązku, chcą być użyteczni, nie oczekują aplauzu. Taka postawa budzi szacunek. Jednocześnie, w tym samym Związku, ponad ich głowami ustala się – niczym w partii – „linię polityczną”. Wskazuje się, kto w społeczności ukraińskiej ma być tolerowany, a kto nie, na kogo należy głosować w wyborach, komu nie należy drukować wypowiedzi w „Naszym Słowie”, etc. Takie praktyki ze strony etatowych działaczy – „etatowych Ukraińców”, zmierzają do reglamentowania życia ukraińskiego w Polsce i przypominają sytuacje z PRL, gdy jedyną reprezentację Ukraińców stanowiło Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne (UTSK). Było ono inwigilowane i naszpikowane agentami bezpieki, a ZUwP przekształcony z UTSK w 1990 r., nie dokonał obrachunku z historią poprzednika. Opuścił nad tym zasłonę milczenia. Jest to w Związku temat tabu. Uogólniając, mogę powiedzieć, że Związek nie docenia Ukraińców. Ukraińcy to naród wolności, naród wolnego wyboru. Związek nie dostrzega tej cechy ukraińskiej tożsamości. Współpraca z „Debatą” nie może mi zatem zaszkodzić, ani w życiu publicznym, ani w ogóle w życiu. Jestem Ukraińcem, tzn. jestem wolnym człowiekiem.
Jest pan cenionym nauczycielem historii, znakomitym metodykiem, dydaktykiem, czy nie wydaje się panu, że pozbawianie przez ministerstwo edukacji możliwości nauczania historii w gimnazjum i liceum w dotychczasowym wymiarze godzin jest po prostu barbarzyństwem? Bo jak inaczej nazwać odcinanie młodych ludzi od związków z przeszłością narodu, państwa, regionu?
Rzeczywiście, według nowych ministerialnych pomysłów część młodzieży nie będzie miała szansy poznania całości dziejów. Lekceważenie historii może przynieść tylko jeden skutek: amnezję i wykorzenienie. Interesujące, jak odpowiedzieliby młodzi ludzie, dziś przeważnie niezwykle biegli w świecie technologii informatycznych, na pytanie, czy chcieliby mieć w swoich komputerach super – szybkie procesory i minimalną pamięć? Czy raczej woleliby dobry procesor i dobrą pamięć? Szkoda, że nikt z decydentów ich nie zapytał, podobnie, jak nie zapytano o to ich rodziców. Pomysł na „ukrócenie historii”, to odwrót od budowania więzi z najbliższą okolicą, odejście od dziejów rodzinnych, a także akceptacja braku rozumienia uwarunkowań kulturowych.
Bardzo sobie cenię pańskie przemyślenia odnośnie nauczania wiedzy o przeszłości regionu. Jest mi to szczególnie bliskie. Uważam, że powinniśmy dbać o tradycję naszych rodziców, dziadów, ale też znać historię, tradycję ludzi, którzy mieszkali tutaj przed nami. Czy nauczyciel historii posiada według pana odpowiednie kompendium wiedzy do tego nauczania?
Historyk w szkole, podobnie jak każdy nauczyciel, w chwili obecnej jest przeważnie pracownikiem państwowej manufaktury, szkoły-urzędu. Instytucje, zwane potocznie szkołami, uginają się pod ciężarem biurokracji, są często odwrócone od swego głównego zadania, tj. nauczania i wychowania. W szkole obecnej zapomniano o autonomii nauczyciela, ba, nawet o jego godności. Jednakże nauczyciele historii zazwyczaj traktują swoją pracę bardzo serio. Dostrzegają bowiem, że przekazywana przez nich wiedza jest kluczem do rozumienia przez uczniów tożsamości i sposobem na odczytanie krajobrazu kulturowego oraz relacji pomiędzy tymi sferami. Niekoniecznie, niestety, nauczyciele są w tym dziele wspierani przez władze oświatowe, samorządy, czyli tzw. organy prowadzące. Nie przeznacza się pieniędzy, a zatem godzin, na nauczanie historii regionalnej, nie wydano jeszcze podręcznika. Uważam, że historii regionalnej nigdy za wiele, szczególnie w naszej warmińsko-mazurskiej krainie. Uczniowie zresztą bardzo chętnie przyjmują wiadomości o najbliższych okolicach. Stąd tylko krok do „wielkiej historii”, jesteśmy wszak mieszkańcami ziemi Kopernika i Kanta, a poprzez dzieje rodzinne dociera do nas dawna Rzeczpospolita.
Jest pan rzecznikiem współpracy polsko-ukraińskiej. Jak obserwuję pańską działalność publiczną, widzę, że nie są to jedynie czcze deklaracje, jak innych polityków pochodzenia ukraińskiego, dbających głównie o własny, rodzinny interes i wypinających pierś do orderów.
Pomimo ciekawej przeszłości regionu, współczesność dosyć mocno skrzeczy. Jesteśmy ubogim fragmentem kraju zarządzanym w stylu klientystycznym, feudalnym. Brak pracy rodzi np. nepotyzm. Potrzebny jest nam zrównoważony rozwój, łatwy dostęp ze świata zewnętrznego. Mam wrażenie, że jak w średniowieczu, trudno do nas dojechać – nadal nie mamy np. regionalnego lotniska, a z przybyciem drogą morską jest jeszcze gorzej. Szkoda, powiem żartobliwie, że nie ma już Truso, bo wyjście przez Zalew Wiślany na Bałtyk jest w chwili obecnej niemożliwe. Natomiast co do mniejszości ukraińskiej na Warmii i Mazurach, uważam, że szansą rozwoju dla tej społeczności jest dyskusja i otwartość na dialog. Powinniśmy wspólnie przyczyniać się do budowy silnej Polski, bo to w konsekwencji wzmacnia niepodległość Ukrainy. Trzeba pamiętać o przykładzie, który pozostawili nam Piłsudski i Petlura. Zachowanie tożsamości dla Ukraińców jest czymś bardzo ważnym, ale równie niezbędnym jest przyczynianie się do jak najbardziej pozytywnych relacji polsko-ukraińskich. To oczywiste, że bez wolnej Polski nie będzie wolnej Ukrainy i vice versa.
Jerzy Necio, kandydat do sejmu w okręgu nr 34. Historyk, nauczyciel dyplomowany, społecznik, regionalista. Członek Wspólnoty Kulturowej „Borussia”. Jest przeciwnikiem układów i władzy utrzymywanej przez lokalne sitwy. Rzecznik współpracy polsko – ukraińskiej. Okręg wyborczy nr 34 do Sejmu RP obejmuje obszar miasta na prawach powiatu Elbląg oraz powiatów: bartoszyckiego, braniewskiego, działdowskiego, elbląskiego, iławskiego, lidzbarskiego, nowomiejskiego i ostródzkiego.
Rozmawiał Dariusz Jarosiński
Skomentuj
Komentuj jako gość