Adam Jerzy Socha
CZY SPALARNIA ZA 515 MLN ZŁ ZAŁATWI PROBLEM ODPADÓW?
Stało się! Nie mamy gdzie wozić naszych odpadów. Na znalezienie składowiska mamy tylko 2 miesiące. Składowisko w Mławie zgodziło się jeszcze tylko przez 2 miesiące przyjmować odpady z Olsztyna. Wojewódzki Sztab Antykryzysowy ratunek widzi w składowisku w Mażanach pod Kętrzynem. Tylko że w „Planie Gospodarki Odpadami dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego na lata 2007-2010” wpisano to składowiska do zamknięcia w 2007 roku, jako nie spełniające wymogów unijnych!
EKOLOGICZNY ZEGAR TYKA
Składowiska, które do końca 2009 roku nie spełnią standardów unijnych muszą zostać zamknięte. Do tego zobowiązała się Polska w „Traktacie przedakcesyjnym”. Niedotrzymanie umów pociągnie za sobą surowe kary finansowe.
W „Traktacie” zobowiązaliśmy się też, że na składowiska będą trafiać tylko te odpady, których nie można odzyskać lub przetworzyć. Obecnie w Polsce na składowiska trafia 91% odpadów komunalnych nie segregowanych (zmieszanych), czyli takich prosto z kontenerów przy naszych blokach (dane Eurostat z 2006r.) Dla porównania: w Niemczech tylko 1% odpadów trafia na składowiska, w Holandii, Belgii, Danii i Szwecji – do 5%, w Austrii – 10%, Francji – 35%, Hiszpanii – 50%, Włoszech – 52% Reszta jest odzyskiwana do powtórnego wykorzystania w produkcji (recykling surowców) lub spalana (odzysk energii).
Polska musi objąć wszystkich mieszkańców zorganizowanym systemem selektywnego zbierania odpadów, najpóźniej do końca 2010 r. W 2010 r. nie możemy składować odpadów komunalnych ulegających biodegradacji więcej niż 75% masy tych odpadów wytworzonych w 1995 r., a w 2013 r. - nie więcej niż 50%.
Olsztyn produkuje rocznie 60-65 tys. ton odpadów, w tym w 1995 r. wyprodukował 26,75 tys. ton odpadów biodegradowalnych (są to odpady kuchenne, z ogrodów, pochodzące z pielęgnacji terenów zielonych oraz papier). Oznacza to, w 2013 roku Olsztyn może wywieźć na składowisko tylko 13,37 tys. ton takich odpadów. Resztę trzeba przerobić na kompost.
„Plan Gospodarki Odpadami dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego na lata 2007-2010” podzielił obszar naszego regionu na 8 stref, które mają wspólnie zorganizować gospodarkę odpadami. Olsztyn znalazł się w strefie C wraz gminami Dobre Miasto, Dywity, Gietrzwałd, Purda, Stawiguda, Świątki. (Razem 216 tys. mieszkańców). Docelowo w skład rejonu C powinno wejść 40 gmin z powiatów: olsztyńskiego, bartoszyckiego, lidzbarskiego, piskiego, mrągowskiego, kętrzyńskiego i szczycieńskiego (w sumie 550 tys. mieszkańców). Podstawą gospodarki odpadami komunalnymi mają stać się Zakłady Zagospodarowania Odpadów (ZZO) o przepustowości wystarczającej do przyjmowania i przetwarzania odpadów z obszaru zamieszkałego minimum przez 150 tys. mieszkańców, czyli w rejonie C powinny powstać 3 takie zakłady. Ustawa o odpadach nakazuje unieszkodliwianie odpadów w miejscu ich wytwarzania i zabrania ich transferu do innego województwa, jak to się dzieje teraz (Mława).
GDZIE ZBUDOWAĆ ZZO DLA OLSZTYNA?
Za jego budową w Łęgajnach lobbuje inż. Piotr Kowalski, przedsiębiorca prowadzący w Olsztynie skup złomu metali nieżelaznych. Na składowisku w Łęgajnach, do chwili jego wyłączenia z eksploatacji w 2007 roku, zatrudniał 30 osób. Do 2003 roku był członkiem Rady Nadzorczej ZGOK. Od tamtego czasu, gdzie tylko może – na łamach prasy i w wystąpieniach do władz miasta i regionu – krytykuje program gospodarki odpadami realizowany przez olsztyński ZGOK i przedstawia swoją wizję. Jest traktowany przez władze w najlepszym razie „z przymrużeniem oka”. Czy jednak można uważać za ekspertów od gospodarki odpadami komunalnymi tych urzędników ratusza i pracowników spółki ZGOK, którzy doprowadzili do obecnej dramatycznej sytuacji z odpadami, spowodowali stratę rzędu 8 mln zł z powodu budowy spalarni odpadów pomedycznych (co nie jest zadaniem własnym gminy), wyprowadzili z Olsztyna 6 mln złotych z tytułu opłat środowiskowych do kasy marszałka woj. mazowieckiego, przejedli środki na rekultywację wysypiska w Łegajnach i zadłużyli spółkę na 1,5 mln zł, przepłacili 2 mln zł wybierając składowisko w Mławie zamiast w Mażanach, nie licząc innych błędnych decyzji, jak zakup linii do sortowania szkła, która leży w magazynie. Inż. Kowalski do tego rachunku strat dorzuca jeszcze 24 mln zł, które jego zdaniem miasto przez 8 lat straciło z powodu oddania eksploatacji biogazu z wysypiska w Łęgajnach firmie duńskiej za 5% zysku (ZGOK oddał tej spółce korzystanie z biogazu do 2024 roku!). Daje to razem kwotę 41,5 mln zł. Za taką sumę mielibyśmy nowoczesne składowisko i ZZO (Taki zakład we Wrocławiu przyjmujący rocznie 210 tys. ton odpadów powstał za 27 mln zł).
Piotr Kowalski twierdzi, że ZGOK na własne życzenie wycofał się z dalszej eksploatacji składowiska w Łęgajnach i odrzucił dofinansowanie zewnętrzne na modernizację składowiska i przekształcenie go w teren rekreacyjny (stok narciarski). Taką koncepcję przekształcenia składowiska inż. Kowalski przedstawił w prasie w 2006 roku. Dopiero w tym roku ZGOK wystąpił z identyczną propozycją do Departamentu Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego, wnosząc o wstrzymanie wydania decyzji o zamknięciu składowiska w Łęgajnach. W opracowaniu ZGOK z 16.03.2009 czytamy: „Prośba o wstrzymanie wydania decyzji zamknięcia spowodowana jest rozważanym pomysłem przekształcenia terenu składowiska na tereny rekreacyjne, głównie stok narciarski z możliwością przebudowy pod kątem budowy nowej kwatery składowania lub wykorzystania odpadów. Istnieją możliwości techniczne, przesłanki środowiskowe, społeczne i ekonomiczne za takim przedsięwzięciem. Jest jednak duża przeszkoda w postaci nieufności lokalnej społeczności”.
-Nigdy służby ekologiczne Olsztyna nie traktowały społeczności lokalnej w sposób partnerski – tłumaczy Piotr Kowalski przyczyny nieufności mieszkańców Łęgajn.
O braku umiejętności kadry ZGOK-u do prowadzenia negocjacji z mieszkańcami Łęgajn przyznało się kierownictwo spółki na 10 stronie własnego sprawozdania z 2008 r. dla Rady Miasta Olsztyn. Czytamy w nim: „realizacja przedsięwzięcia w Łegajnach zgodnie z koncepcja ZGOK sp. z o.o. wymaga dużego potencjału wykonawczego oraz doświadczenia i skuteczności w prowadzeniu negocjacji społecznych”.
ZGOK miał do 2009 roku przygotować i przedstawić do konsultacji społecznych koncepcję modernizacji składowiska w Łegajnach. Mamy lipiec 2009 i cisza...
ŁĘGAJNY – TO SE NE VRATI...
Piotr Kowalski pokazał mi teren składowiska w Łęgajnach i działkę 11,2 ha – patrz zdjęcie - należącą do gminy Olsztyn. Od północy jest dojazd do tej działki i składowiska drogą utwardzoną do krajowej 16, w kierunku na Kaplityny, a więc NIE PRZEZ ŁĘGAJNY (Przejazd śmieciarek przez Łęgajny był jedną z przyczyn konfliktu z mieszkańcami). Przy tej działce znajdują się wszystkie media: woda, energia elektryczna, gaz.
Prezydent Piotr Grzymowicz przyznał w rozmowie ze mną, że rzeczywiście najlepszym rozwiązaniem dla Olsztyna byłoby istnienie składowiska w Łęgajnach.
- Ale to jest nierealne – mówi prezydent. I wylicza powody:
1. Nie dostaniemy pozwolenia zintegrowanego, bo pod spodem jest zbiornik wód podziemnych.
Z tym argumentem nie zgadza się Piotr Kowalski, domaga się ekspertyzy geologicznej; twierdzi, że składowisko oddziela od wód 22 metrowa warstwa gliny. (W „Planie Gospodarki Odpadami Olsztyna 2004-07” mowa jest o 10-12 metrowej warstwie)
2. Plan zagospodarowania przestrzennego Gminy Barczewo wyklucza przeznaczenie przemysłowe dla tej działki.
Dziwny to plan, który nie dopuszcza w tym miejscu składowiska odpadów, a dopuszcza żwirowisko (patrz zdjęcie).
3. Obecny burmistrz Barczewa i Rada Miasta i Gminy Barczewa nie chcą słyszeć o składowisku w Łegajnach.
Z tym argumentem prezydenta Grzymowicza trzeba się zgodzić. Byłem z Piotrem Kowalskim 1 lipca br. na sesji Rady Miasta i Gminy Barczewo, Piotr Kowalski chciał przekonać radnych do swojej koncepcji, proponując w zamian pakiet cywilizacyjny dla Łęgajn, Kaplityn i Barku, które pilnie potrzebują nowego przedszkola i szkoły. Jednak reakcja burmistrza Barczewa, Lecha Nitkowskiego, na wystąpienie Piotra Kowalskiego, nie pozostawia złudzeń. - Łęgajny są zamknięte! - poderwał się z krzesła zdenerwowany burmistrz. - Budowa składowiska oznacza wypłatę kilkumilionowych odszkodowań właścicielom działek. Nie stać nas na to!
Piotr Kowalski przyjął ten atak ze stoickim spokojem. - Niech władze Olsztyna przedstawią sołectwom spójny, całościowy, odpowiedzialny pakiet i jestem spokojny o wynik referendum w Łęgajnach, Kaplitynach i Barku - mówi.
Prezydent Piotr Grzymowicz nie podziela tego przekonania. - Przecież mieliśmy z gminą Barczewo porozumienie i je realizowaliśmy. W zamian za składowisko gmina Barczewo otrzymywała rocznie 400 tys. zł; mieszkańcy Łęgajn byli zatrudnieni w ZGOK i przedstawiciele wsi byli członkami Rady Nadzorczej ZGOK. Porozumienie zerwała była burmistrz Barczewa, która wygrała wybory pod hasłem zamknięcia składowiska. W Łęgajnach odegrały też rolę prywatne interesy, np. były dyrektor wydziału ochrony środowiska urzędu wojewódzkiego w Olsztynie kupił w Łęgajnach działkę z sadem. Sądził, że odsprzeda ją z zyskiem miastu i optował za istnieniem składowiska, ale gdy miasto nie kupiło jego działki, przyłączył się do przeciwników... - wyjaśnia Piotr Grzymowicz.
Gdzieś jednak trzeba będzie odpady składować...
PALĄ SIĘ DO SPALARNI
Wszystko wskazuje na to, że władze Olsztyna w budowie spalarni za 515 mln zł. widzą jedyne rozwiązanie problemu z odpadami. Pod koniec maja 2009 roku przedstawiciele 36 gmin (na 40) podpisali w olsztyńskim ratuszu porozumienie w sprawie wspólnej budowy spalarni.
Czy rzeczywiście spalarnia (w dokumentach nie używa się słowa „spalarnia”, żeby nie wywołać oporu społecznego, a terminu „unieszkodliwianie termiczne”) jest dobrym i jedynym rozwiązaniem? Tak twierdzi Adam Sierzputowski, były starosta olsztyński, który reprezentuje podolsztyńskie gminy w rozmowach z władzami Olsztyna na temat budowy spalarni. Tak też twierdzą olsztyńscy radni i urzędnicy, którym zafundowano wycieczkę do Wiednia celem przekonania do budowy spalarni w Olsztynie. Cel został osiągnięty, radni wrócili zachwyceni Wiedniem i spalarnią. (Prezydent Piotr Grzymowicz zastrzega, że nie był na tej wycieczce).
Entuzjazm do spalarni był tak ogromny, że p.o. prezydenta Olsztyna Tomasz Głażewski i prezes ZGOK Ryszard Szymański podpisali z firmą szwedzką list intencyjny w sprawie budowy spalarni.
- Nawet radni nie wiedzieli o istnieniu tego listu - mówi prezydent Piotr Grzymowicz. - W czerwcu w ratuszu zjawili się przedstawiciele tej firmy ze Szwecji z umową do podpisania. Natychmiast zleciłem trzy ekspertyzy prawne. Wszystkie oceniły tę umowę na nie! Budowa spalarni, to jest zbyt odpowiedzialna decyzja, żeby ją podejmować bez pełnej wiedzy, co do jej skutków dla środowiska.
Porównajmy problem z odpadami Wiednia i Olsztyna. Liczba mieszkańców Wiednia: 1 680 tys. (a z aglomeracją wiedeńską – 2,3 mln osób). Liczba mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego: 1 420 tys. (w tym mieszkańców Olsztyna: 176 tys.) Gęstość zaludnienia: Wiedeń – 4050 osób/km2, woj. warmińsko-mazurskie – 59 osób/km2 - najniższe w kraju.
Mieszkańcy Wiednia produkują rocznie 1 milion ton śmieci; mieszkańcy woj. warmińsko-mazurskiego - 301 tys. ton (Olsztyna – 60-65 tys. ton). Na zachodzie dlatego buduje się spalarnie, bo mają bardzo wysoki procent odzysku surowców wtórnych. My odzyskujemy zaledwie 2,7% rocznie! Co to oznacza? W Olsztynie właściwie wszystko będzie trafiać do spalania, a w Wiedniu pali się głównie biomasę i dlatego ich instalacje są względnie bezpieczne, bo skutkiem ubocznym spalania nie jest aż tyle trujących i rakotwórczych substancji. W Polsce będzie raczej tak jak we Włoszech. Za dziennikiem "Życie Warszawy" z 9 marca 2009 roku: „Skandal w spalarni śmieci pod Rzymem. Trzynaście osób aresztowano w poniedziałek w rezultacie ujawnienia skandalu z paleniem toksycznych odpadków w uważanej za wzorcową spalarni śmieci na przedmieściach Rzymu. Palono dosłownie wszystko, na przykład całe opony samochodowe, narażając zdrowie mieszkańców okolicy”.
Jak widzimy, porównywanie Wiednia i Olsztyna w gospodarce odpadami jest pozbawione sensu. Wiedeń z taką masą odpadów w tak wielkim mieście, z brakiem terenów na składowiska, nie miał wyjścia, musiał zbudować spalarnię, a że jest superbogatym miastem, więc stać go na tak kosztowną technikę unieszkodliwiania odpadów. Czy radni, którzy zwiedzali spalarnię zapytali, ile Wiedeń dopłaca do spalania 1 tony odpadów, ile mieszkaniec Wiednia płaci za spalanie?
JAK NA SPALARNI WYCHODZĄ W WARSZAWIE?
Dlaczego olsztyńscy radni i szefostwo ZGOK-u zamiast do Wiednia, czy Bordeaux (spalanie odpadów w łuku plazmowym) nie wybrali się bliżej, do Warszawy, do jedynej w Polsce spalarni, wybudowanej 9 lat temu za 195 mln zł?
Warszawa produkuje ok. 660 tys. ton odpadów komunalnych. Z tej masy warszawski ZUSOK przerabia rocznie około 80 tys. ton odpadów, z czego 43 tys. ton jest spalanych. Miasto co roku dokłada do eksploatacji spalarni grube miliony. Za 2008 rok budżet miasta musiał pokryć deficyt spalarni kwotą 15,6 mln zł. Budżet na 2009 rok zakłada 12,1 mln zł deficytu (dane z budżetu miasta Warszawy). Miasto dokłada do każdej tony spalanych odpadów praktycznie drugie tyle, ile płaci ich dostawca. Kompost produkowany w ZUSOK nie nadaje się do nawożenia i wędruje prosto na wysypisko. Popiół, pył, żużel miały być wiązane w bezpieczny ekologicznie beton. Nic z tych zapowiedzi nie wyszło. Oprócz żużli i pyłów produktem spalania odpadów są ścieki powstające podczas chłodzenia żużlu z paleniska oraz mokrego oczyszczania spalin. Ścieki te zawierają szereg zanieczyszczeń takich jak fenole, cyjanki, fluorki, arsen i metale ciężkie. W wyniku spalania powstają silnie toksyczne związki dioksyn i furanów o rakotwórczym działaniu.
W podręczniku akademickim „Gospodarka odpadami komunalnymi” (Wydawnictwo PWN), czytamy (str. 203): „Doświadczenia krajów Unii, związane z likwidacją tradycyjnych składowisk i powszechnym wprowadzaniem spalania odpadów, dowodzą, że ten ostatni sposób może być bardzo kosztowny, głównie ze względu na konieczność projektowania i budowy skomplikowanych systemów oczyszczania spalin. Problem ograniczenia emisji szczególnie rtęci, dioksyn i furanów powodują, że coraz rzadziej uważa się spalanie odpadów surowych za optymalny sposób ich przekształcenia. Także ilość odpadów pozostałych po spaleniu w postaci zużlu i szlamów jest dosyć duża. Na ogół jest to 25-50% pierwotnej masy odpadów. W tej sytuacji wydaje się, że tylko kompleksowe podejście do utylizacji odpadów komunalnych jest rozwiązaniem rozsądnym. Przykład takiego podejścia w Finlandii na miarę XXI wieku jest system WABIO.”
Adam Sierzputowski, były starosta olsztyński, który reprezentuje podolsztyńskie gminy w rozmowach z gminą Olsztyn nt. Spalarni, twierdzi że budowa spalarni, to jedyne wyjście. - Przecież nie możemy przyszłym pokoleniom zostawić w ziemi bomb ekologicznych – mówi i argumentuje: - Poza olsztyńskim rejonem, pozostałe duże miasta regionu zbudowały lub budują sortownie odpadów. Oznacza to, że będą produkować paliwo alternatywne (odpady o zawartości węgla powyżej 6%). To tysiące ton w skali roku, które trzeba będzie termicznie unieszkodliwiać. Gdzie? W Olsztynie!
Były starosta mówi jednak otwarcie, że jest pewien szkopuł, który może uniemożliwić budowę spalarni. Ten szkopuł, to popiół i żużel, który pozostanie po spaleniu odpadów, z dużą koncentrację metali ciężkich. - Pytanie, czy znajdziemy kwaterę na jego składowanie? - martwi się Adam Sierzputowski. - Linowo koło Szczytna już odpowiedziało, że nie ma mowy o składowaniu u nich popiołu. Jeśli nie znajdziemy kwatery na popiół, trzeba rozważyć spalanie odpadów w łuku plazmowym, w temperaturze 5-6 tys. stopni C. W wyniku spalania powstaje „szkło”, które może służyć jako podkład do budowy autostrad.
Z tym, że na technologię plazmową nie starczy 515 mln zł.
CZY SPALANIE TO JEDYNA METODA?
Czy rzeczywiście budowa spalarni, to jedyne wyjście dla Olsztyna?
- Pójście w spalarnie to ciężki idiotyzm – dosadnie stwierdza Jerzy Okulicz, prezes Olsztyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Zachód ma interes, żeby nam sprzedać swoje technologie i urządzenia, które u nich wychodzą z użycia. My powinniśmy postawić na budowę sortowni i odzysk odpadów. Zbudujmy ją w gminie o wysokim bezrobociu i dajmy ludziom pracę.
„Plan Gospodarki Odpadami dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego na lata 2007-2010” wskazuje też na inną metodę unieszkodliwiania odpadów: mechaniczno-biologiczną. Tę metodę wybrało wiele miast w Europie. W „starych” państwach Unii istnieje ponad 250 instalacji mechaniczno-biologicznych referencyjnych, w tym duże i nowoczesne jak MBA w Lipsku (300 tys. ton odpadów rocznie) lub MBS w Dreźnie (105 tys. ton rocznie), w aglomeracji berlińskiej (5 instalacji, w sumie 830 tys. ton przerobu rocznie), w Londynie (2 instalacje, 300 tys. ton rocznie).
Tę drogę wybrał też np. Wrocław, który już był na liście indykatywnej budowy spalarni i się z niej wycofał. Prywatna firma wybudowała bowiem w tym mieście nowoczesną sortownię na 210 tys. ton odpadów za 27 mln zł (przypomnę – spalarnia ma kosztować 515 mln zł).
ZAMIAST SPALAĆ – ODZYSKIWAĆ W EKODOMKACH
Prof. dr hab. Bazyli Poskrobko, członek Państwowej Rady Ochrony Środowiska i ekspert od gospodarki odpadami pisze tak: „Większość samorządów zaplanowała budowę spalarni odpadów. Spalimy i problem z głowy! Dobrze by było. Niestety, zapewnimy tylko odzysk, ale jak wtedy zapewnić recykling 55% masy odpadów opakowaniowych i skąd wziąć połowę (w 2013 r.) odpadów organicznych do biologicznej degradacji? Za nieuzyskanie tych poziomów grożą nam kary, których łączna wartość może być wyższa od tego, co otrzymamy na ochronę środowiska z Unii. To jest jeden z głównych powodów, że wybudowane w latach 80. ubiegłego wieku spalarnie odpadów w Niemczech obecnie nie mają co spalać. Czy nie lepiej pominąć ten etap rozwoju gospodarki odpadami i od razu zacząć totalną segregację odpadów komunalnych bezpośrednio na osiedlu? System taki wymyślił inż. A. Bartoszkiewicz, a zastosowała Mazowiecka Spółdzielnia Mieszkaniowa w Płocku. Tradycyjne altany śmieciowe zastąpiono tam estetycznymi, nowoczesnymi pawilonami kontenerowymi, służącymi do segregacji odpadów przynoszonych przez mieszkańców bloków”.
Osiem ekodomków, wyposażone nawet w natrysk dla pracownika, postawiono w 10-tysięcznym osiedlu (takie ich „Jaroty”, typowe blokowisko). Zatrudniony w ekodomku pracownik starannie rozdziela wstępnie segregowane przez mieszkańców odpady na kilkadziesiąt szczegółowych rodzajów - np. poszczególne kolory szkła, rodzaje tworzyw sztucznych, rozbiera zabawki, sprzęt agd, meble na poszczególne elementy, jest też możliwość zniszczenia dokumentów w niszczarce. Uzyskiwany na osiedlu poziom recyklingu sięga 70- 80%, co jest wynikiem rewelacyjnym w skali UE. Wyselekcjonowane w „ekodomkach” odpady ulegające biodegradacji trafiają do przerobu w kompostowni. Jeden domek obsługuje ok. tysiąca mieszkańców (200-300 rodzin) i kosztował 130 tys. zł. System Eko-AB pozwolił na utrzymaniu opłaty za odpady na poziomie 5 zł od osoby na miesiąc, zapewnia porządek na osiedlu i wysoki poziom sanitarny, ogranicza składowanie odpadów do 20%, wypełnia dyrektywy unijne i tworzy miejsca pracy dla osób o niskich kwalifikacjach. Dzięki Systemowi Eko-AB istniejące kwatery do składowania wystarczą na kilkadziesiąt lat. „Ekodomki” były prezentowane na Warszawskim Okrągłym Stole Odpadowym i uzyskały wysoką ocenę ekspertów.
Jak szybko policzyłem z Andrzejem Bartoszkiewiczem, dla 170 tys. Olsztyna trzeba by wybudować około 200 takich „ekodomków” za cenę co najwyżej 30 mln zł! A my mamy budować spalarnię za 515 mln zł.
Adam Socha
APEL do prezydenta Olsztyna
Panie prezydencie, zwracam się do Pana z apelem o zwołanie Olsztyńskiego Okrągłego Stołu Odpadowego z udziałem wszystkich zainteresowanych gospodarką odpadami, w tym przedsiębiorców oraz naukowców z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (mamy przecież na uniwersytecie aż 2 wydziały ochrony środowiska i największe problemy z odpadami w regionie).
Mieszkańcy Olsztyna muszą otrzymać szczegółową informację dotyczącą budowy spalarni w naszym mieście i skutków, jakie pociągnie za sobą jej budowa, tak dla środowiska, jak i dla naszych kieszeni. Powinni też mieć możliwość poznania innych metod gospodarki odpadami. Dlatego namawiam Pana gorąco do zaproszenia Andrzeja Brzostkiewicza z prezentacją systemu Eko-AB (ekodomki) do Olsztyna.
Jeśli jednak zapadnie decyzja o budowie spalarni, mieszkańcy Olsztyna powinni mieć możliwość wyrażenia swojego stanowiska w tej sprawie w referendum.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość