Rafał Bętkowski
Na łamy olsztyńskich gazet ponownie wraca temat zabytkowego tartaku, który znajduje się jeszcze w zakolu Łyny lub, jak kto woli, przy ul. Knosały w Olsztynie. Piszę „znajduje się jeszcze” - bo były i jak się ostatnio okazało, są nadal plany jego wyburzenia.
Industrializacja
Pod koniec XIX wieku, dzięki intensywnej industrializacji, niewielkie, prowincjonalne dotychczas miasteczko Allenstein przekształcało się gwałtownie w znaczącą w regionie aglomerację, a następnie w stolicę regionu. Poniżej Starego Miasta, w zakolu Łynu, powstała dzielnica przemysłowa z gazownią, browarami, wytwórnią mydła, sody, octu, musztardy oraz tartakami m.in. braci Rudolfa i Louisa Raphaelsohnów. Jak napisał Rafał Bętkowski: „zabudowania firmy [braci Raphaelsohnów] położone pomiędzy parcelą gazowni i tartaku Orłowskiego składały się z otoczonego placami składowymi, ryglowego budynku fabrycznego z wysokim kominem. Przed wschodnim szczytem fabryki wykopany był połączony z Łyną basen, z którego wyciągano dostarczane rzeką drewno. Firma prowadziła również handel węglem”.
Ocalały cudem tartak (pozostałe budynki zostały zniszczone - zburzone lub przebudowane) jest świadkiem tego niezwykle dynamicznego rozwoju miasta, a na dodatek jednym z ostatnich „aktywnych uczestników” tamtych wydarzeń. Równie ważnym przyczynkiem do poznania historii miasta jest nieco młodsza „willa leśna”, znajdująca się obok zlewni ścieków (przy ul. Leśnej 18), której powstanie związane jest z uruchomieniem w sierpniu 1899 r. kanalizacji miejskiej.
Co łączy oba budynki poza tym, że są weteranami tamtego pionierskiego okresu?
Tartak i willa należą do miasta, oba stały się zbędne, opuszczone, aż w końcu na oba wydano ten sam wyrok: wyburzyć!
Buldożer uderzy
14 lutego 2006 roku w „Gazecie Olsztyńskiej” ukazał się artykuł „Buldożer uderzy”, w którym doniesiono o planowanym wyburzeniu willi przy ulicy Leśnej: „dni budynku są policzone”, bo „na polecenie miejskich wodociągów zostanie zburzony”. Okazało się, że ich użytkownik, Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, nie było zainteresowane sprzedażą budynku, a tym bardziej „remontem budynku z uwagi na jego zły stan”.
Wydawało się, że los willi był już przesądzony i zniknie ona bezpowrotnie z krajobrazu (a z nią kawałek historii miasta), tym bardziej, że przedstawiciel miejskich służb konserwatorskich wyznał, że służby są bezradne i „nie mają wpływu na los willi”. Okazało się bowiem, że budynek choć cenny i stanowi „ewenement w skali miasta”, nie był wpisany do rejestru zabytków. Na pocieszenie obwieszczono, że do 31 marca 2006 r. ma zostać sporządzona pamiątkowa dokumentacja konserwatorska ( tak jak się robi pożegnalne zdjęcie), a potem nieodwołalnie wkroczy tytułowy buldożer….
Wkracza Sadyba
Budynek został jednak ocalony, a buldożer nie uderzył. Dzięki dramatycznej informacji prasowej, zapowiadającej rychły kres willi, Stowarzyszenie na rzecz Ochrony Krajobrazu Kulturowego Mazur „Sadyba” złożyło wniosek… do konserwatora zabytków o wpisanie willi do rejestru zabytków. W maju 2006 r. Wojewódzki Konserwator Zabytków w Olsztynie wpisał do rejestru zabytków „willę leśną stanowiąca przyczynek do poznania historii miasta”, która nadal opuszczona (choć jak na swoje lata w całkiem niezłym stanie) czeka na nowego użytkownika.
W przypadku budynku przy ulicy Knosały nie było dramatycznego prologu, ale zwykła, czyli gminna wieść przekazywana przez ludzi dobrej woli, mówiąca, że wkrótce w tartak … buldożer uderzy. Ponieważ w każdej plotce jest nieco prawdy, Stowarzyszenie Sadyba skorzystało ze swoich statutowych uprawnień i w dniu 7 sierpnia 2007 roku złożyło wniosek o wpisanie do rejestru zabytków „budynku tartaku wzniesionego z pruskiego muru w latach 80-tych XIX wieku […] stanowiącego rzadki już przykład architektury przemysłowej”, dodając we wniosku, że planowane jest wyburzenie budynku, dlatego należy podjąć pilne starania w celu objęcia go natychmiastową ochroną wynikającą z ustawy o ochronie zabytków.
Kolejny zabytek?
Po raz kolejny procedura wpisywania do rejestru poszła sprawnie i 5 listopada 2007r. „budynek w konstrukcji szkieletowej z ceglanym wypełnieniem […] ostatni już przykład architektury industrialnej na terenie pierwszej olsztyńskiej dzielnicy przemysłowej” został wpisany do rejestru zabytków województwa warmińsko - mazurskiego. Tym samym miasto Olsztyn zyskało kolejny zabytek, co w zasadzie powinno być powodem do dumy, mimo to wcale nie zostało przyjęte z euforią i fajerwerkami.
Wprost przeciwnie - władze miasta chyba nie chcą kolejnego zabytku, bo i tak mają ich dosyć: przecież na Zatorzu stał stary browar, nieopodal przy ul. Kasprowicza jakieś opuszczone koszary (tak opuszczone, że nawet zapomniano je wyburzyć), w lesie opuszczona, nikomu niepotrzebna „willa leśna”, a na drugim krańcu miasta, na Tracku równie opuszczony dwór vel Beliana czy Grzymałów. Co zrobić z kolejnym zabytkiem, który nie dość, że z pruskiego muru, to koliduje z planami zabudowy zakola Łyny? No bo gdzie wybudować kolejne (beta) centrum handlowe lub stare miasto (bis)? Jak tu dbać o rozwój miasta, które ma stać się metropolią?
Dwa muzea
W grudniu 2007 roku sejmik województwa przyjął „Program Opieki nad Zabytkami Województwa Warmińsko-Mazurskiego na lata 2008-2012”, w którym zwrócono uwagę na brak muzeum techniki i muzeum historii regionu. Bardzo dziwnym trafem, tyle że nieco wcześniej, „pasjonaci” walczący o zachowanie tartaku Raphaelsohnów, wychodząc z założenia, iż będzie on skutecznie uratowany tylko wówczas, gdy będzie miał odpowiednią funkcję użytkową, zaproponowali utworzenie tam muzeum. Rafał Bętkowski zaproponował muzeum techniki, a piszący te słowa muzeum współczesnego rozwoju regionu.
Moim zdaniem można poprzez zabytki techniki, nauki i przedmioty życia codziennego ukazać kolejne etapy rozwoju miasta i regionu – od okresu „industrialnego" (końca XIX w), przez „wschodniopruski" (po zniszczeniach I wojny światowej) po „peerelowski” (po II wojnie światowej).
Nowo utworzone i nowoczesne (w koncepcji wystawieniczej) muzeum mogłoby mieć filie tematyczne – choćby wodno-kanalizacyjną, ukazującą też obiekty związane z wodą (młyny, elektrownie wodne itp.) w czekającej na użytkownika willi przy ul Leśnej. Kolejna filia mogłaby powstać w budynku po browarze Jurand, w którym można by było pokazać bogatą historię gorzelni i browarów (z działającym mini-browarem, ale ponieważ budynek sprzedano, to jest możliwość bardzo teoretyczna i zależy już tylko od inwencji nowego właściciela).
Nadmiar zabytków?
Jednak oba pomysły pasjonatów nie zapłodniły umysłów odpowiednich urzędników, choć jeden z nich przyznał, że pomysł utworzenia muzeum jest interesujący i można by nawet znaleźć na to pieniądze. I cisza. Czy przyjęty przez Sejmik „Program Opieki nad Zabytkami …” w którym mowa o brakujących muzeach to tylko zbiór życzeń? Chyba tak, bo prezydent miast Olsztyna, nie chcąc kolejnego zabytku nie pozostał bierny i przystąpił do działania: prawie miesiąc po ustawowym terminie złożył do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego odwołanie od decyzji o wpisaniu tartaku do rejestru zabytków! Jakby skandali ratuszowych było mało, Tomasz Głażewski (wiceprezydent odpowiedzialny za sprawy architektoniczne w mieście!) stwierdził, że „w obecnym stanie budynku nie ma sensu chronić”!
Prezydenci miasta ignorują kompetencje i opinie konserwatorów zabytków i na dodatek publicznie podważają obowiązującą od 23 lipca 2003 roku Ustawę o ochronie zabytków. Zgodnie z nią, w przypadku uszkodzenia zabytku, na jego właścicielu spoczywa obowiązek natychmiastowego jego zabezpieczenia, tak by trwale zachowane zostały wartości zabytku. To oznacza, że zły stan budynku jest powodem do jego natychmiastowego zabezpieczenia i do remontu, a nie pretekstem do dywagacji na temat sensu jego ochrony! Ocena takiego sensu leży w gestii konserwatora zabytków, który w bardzo jasny i bardzo zdecydowany sposób przedstawił swoją opinię, uznając, że tartak należy chronić.
Władze Olsztyna nie wykonując prac zabezpieczających, postulowanych podczas oględzin tartaku, (we wrześniu 2007 r.) dopuszczają się więc czynu karalnego, a ignorując publicznie ciążący na nich obowiązek dają naganny przykład innym właścicielom zabytków!
Era budownictwa wielkopowierzchniowego
Moim zdaniem Olsztyn nie ma zbyt dużo zabytków (a na pewno brak w nim zabytków techniki, przeżywających ostatnio swoisty renesans). Ale zapewne inaczej uważają magistraccy urzędnicy, skoro już wcześniej, bo w listopadzie 2007 r. na kolegium prezydenta miasta zapadła decyzja o… wykreśleniu z rejestru zabytków dworku na Tracku. To znaczy władze mają takie życzenie, dlatego złożyły stosowny wniosek, a jak stwierdził niedawno dyrektor Zarządu Lokali i Budynków Komunalnych „konserwator ma teraz czas do końca marca na ocenę tego wniosku”.
Tak więc urzędnicy magistraccy trącą swój czas i energię ( a więc nasze – podatników – pieniądze) na bezsensowne pisanie wniosków o wykreślanie zabytków z rejestru, zamiast zająć się ich remontami. Co gorsze, zabierają także cenny czas i szczupłe fundusze konserwatora zabytków, który musi teraz wydać opinię i podjęć decyzję (a może to celowe działanie, by zająć czymś innym konserwatora zabytków?).
Władze miejskie zapominają, że troska o miasto to nie tylko dbanie o chodniki czy budżet, ale też o zachowanie śladów jego rozwoju, tak, by przyszłe pokolenia bez grzebania w archiwach mogły ją prześledzić. To także troska o zabytki ukazujące historyczny rozwój miasta, po to by każdy mógł zobaczyć, że po gotyku nie od razu nastąpiła era supermarketowego budownictwa wielkopowierzchniowego - tak charakterystycznego dla początków XXI wieku.
Krzysztof A. Worobiec
Skomentuj
Komentuj jako gość