Rola tzw. przystawki to bardzo trudny kawałek politycznego chleba. Jak bardzo, świadczy długa lista porażek tych, którzy próbowali przepchać się do pańskiego stołu za kawałkiem głównego dania. Przypadek Jarosława Gowina jest dla mnie na tej liście przypadkiem szczególnym. Nie tylko dlatego że Olsztyn stał się, jeżeli nie głównym, to jednym z najważniejszych przyczółków Porozumienia. Bardziej ze względu na wspólnotę konserwatywnych wartości i ciekawość kolejnej próby konfrontacji tzw. umiarkowanej prawicy z naturalnie wrogim dla niej środowiskiem demokracji.
Z politycznego punktu widzenia Jarosław Gowin wychodzi z tej próby obronną ręką. Zręczność z jaką od lat, ze swoim więcej niż skromnym wianem 1 proc. poparcia, pokonuje kolejne polityczne rafy, musi budzić szacunek. Ale ta ocena dotyczy jedynie metody trwania w obrębie władzy.
To, co się obecnie dzieje w obozie Zjednoczonej Prawicy w niczym nie przypomina dotychczasowych, wybuchających od czasu do czasu buntów „przystawek” o zachowanie swojej względnej autonomii. Pandemia i obawy przed jej gospodarczymi skutkami przyspieszyły indywidualne wyścigi do wyborczej mety, choć jej linię wyznaczono dopiero na jesień 2023 r. Ta zdecydowana zmiana politycznej narracji z wyraźną próbą grania na siebie, u nas widoczna za sprawą posłów Wojciecha Maksymowicza i Michała Wypija, którzy o miejscach na listach wyborczych PiS mogą zapomnieć, stanowi wyraźną cezurę na politycznej drodze Porozumienia. Jak zatem wygląda bilans udziału jego polityków w koalicji Zjednoczonej Prawicy z perspektywy ich sympatyków i wyborców?
Uchwalenie nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, z aplikacją amerykańskich metod zarządzania prywatnymi uczelniami do polskich warunków państwowego szkolnictwa wyższego, przedstawiany przez polityków Porozumienia jako ich okręt flagowy, przemielony legislacyjnymi poprawkami, dawno kogokolwiek przestał zachwycać.
Jednak liczyć na partię Jarosława Gowina można było w tak istotnej dla przedsiębiorców sprawie jak próba zmiany naliczania wysokości składki ZUS. Z podobnym, jednoznacznym sprzeciwem spotkał się pomysł uchwalenia podatku medialnego, a ostatnio próba wzmocnienia władzy policjantów i aparatu państwa nad ukaranymi mandatem kierowcami.
Zdumiewa mnie natomiast dobre samopoczucie działaczy Porozumienia w związku z wiosennymi wyborami prezydenta RP. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej Michał Wypij mówi tak: W zeszłym roku, właśnie w kwietniu-maju mogliśmy oddzielić chłopców od mężczyzn i stwierdzić, kto prawdziwie służy krajowi, a kto ma tylko wypisane frazesy na swoich bannerach.
Na miejscu posła Wypija akurat w tej sprawie darowałby sobie podziały na mężczyzn i chłopców, bo, jak sami pokazali wiosną 2020 r. w polityce te kategorie bywają dosyć płynne. O ile bowiem sprzeciw mężnych posłów Porozumienia wobec wyborów korespondencyjnych rzeczywiście zapobiegł ponurej farsie o trudnych do przewidzenia skutkach, o tyle ich pomysł na przeprowadzenie samych wyborów zasługuje na porównanie do chłopców, którzy na dodatek tęgo narobili w portki (zresztą w doborowym składzie całej politycznej elyty). Propozycja zmian w Konstytucji w tak istotnej, bo dotyczącej głowy państwa sprawie, to zaprzeczające istocie konserwatyzmu „kłanianie się okolicznościom”. A tułanie się od partii do partii w skazanej na niepowodzenie misji przekonania do tego pomysłu kogokolwiek, to groteska, która na długo pozostanie w zbiorowej pamięci.
Jedynym pomysłem, który mógł za jednym zamachem rzucić koło ratunkowe Jarosławowi Kaczyńskiemu i zjednoczyć Polaków ponad głowami zainteresowanej odłożeniem wyborów opozycji, było przeprowadzenie wyborów 10 maja w lokalach wyborczych, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Czego zabrakło? Bynajmniej nie wyobraźni, bo w kręgach władzy takie rozwiązanie brano pod uwagę. Po prostu chłopcy straszący się nawzajem duchami 300-400 (!) zachorowań dziennie, takich decyzji podjąć nie potrafią.
Piszę o tym tak obszernie, bo dla partii Jarosława Gowina mógł to być rzeczywiście moment zwrotny, na którym można budować polityczny kapitał. Bez względu na to, jak potoczyłby się ostatecznie wyborczy scenariusz. Ta intuicja kierowała zapewne przywódcą Porozumienia, gdy w takim momencie postanowił rozpocząć wojnę z Jarosławem Kaczyńskim. Tylko zabrakło pomysłu jak ją zakończyć.
Pożegnanie z Platformą i akces do Zjednoczonej Prawicy uwolnił Jarosława Gowina od daleko idących kompromisów światopoglądowych. Jednak wpakował go w rolę żyranta systemowej rewolucji nazywanej reformą sądownictwa. O upartyjnianiu wszystkiego co się da nie wspominając. „Powaga państwa” oraz „służba krajowi” na które powołuje się Michał Wypij we wspomnianym wywiadzie, nakazywały już wtedy powiedzieć non possumus. Kiedy organizowaliśmy na ten temat publiczną debatę, lokalni politycy Zjednoczonej Prawicy ją zbojkotowali. Michał Wypij także. Wtedy zamiast męstwa zwyciężyła partyjna mądrość etapu.
Nigdy nie miałem złudzeń co do szczerych intencji Jarosława Gowina cywilizowania brzydoty i pospolitości demokracji. Ale z jeszcze większym przekonaniem twierdzę, że czarna dziura demokracji jest zdolna pochłonąć wszystko co szlachetne.
Jarosław Gowin nie trafił na swój czas i miejsce. Ze swoimi poglądami, sposobem bycia, wielkimi ambicjami oraz zdolnościami politycznego gracza odnalazłby się w liberalnych ustrojach XVII i XIX wieku, gdy poniewieranie ludzi wybitnych w demokratycznym konkursie na przedstawicieli społeczeństwa ograniczały cenzusy wyborcze. W teatrze demokracji skazany jest na takie przedstawienia, jak ostatnio w Olsztynie, z 200 mln dla naszego regionu. Kiedyś pokusa wzmocnienia partyjnych szeregów podsunęła mu pomysł wpuszczenia lisa do własnego kurnika, w nadziei, że Adam Bielan porzucił swoją naturę. Teraz, korzystając z gwałtownego ataku konfliktu sumienia u posłanki Lewicy Moniki Pawłowskiej, postawiono na jej transfer do Porozumienia. Wprawdzie powszechnie wiadomo, że lepiej z mądrym zgubić..., ale pokusa, że w polityce jest odwrotnie, nigdy nie ustępuje.
Janek Kaczmarek śpiewał kiedyś, że bilans musi wyjść na zero. Dla partycypujących we władzy i publicznych pieniądzach działaczy Porozumienia to niewątpliwie znacznie więcej. A dla jego wyborców i sympatyków? Oto jest pytanie!
Nie interesuje mnie ilu najbliższych pretorian Gowina uchowa się w parlamencie. Tym bardziej losy patronatu jaki rozciągnęli nad swoimi lokalnymi działaczami.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość