Do naszego miasta kolejny raz przyjechał Robert Biedroń – ambasador tolerancji, prezes Kampanii Przeciwko Homofobii i gość zorganizowanego przez Miejski Ośrodek Kultury Festiwalu Bez Tabu. Były rozmowy, spotkania, wywiady. Jak zawsze o tolerancji. Że owszem, jest, ale ciągłe za mało i że wiele mamy do zrobienia. Że trzeba nas, homofonów, edukować, a dzieci wychowywać i przełamywać tabu.
Na szczęście mamy Biedronia – wychowawcę, nauczyciela i przewodnika po świecie tolerancji. Zaprawdę, sprytu takim jak on, apostołom tolerancji, nie brakuje. Można powiedzieć, „ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni”. O tolerancji można się od nich dowiedzieć niewiele. Że polega na tolerowaniu różnorodności i jest kryterium cywilizowanego, postępowego człowieka. Do miłości i akceptacji homoseksualistów, a później małżeństw i adopcji dzieci tyle musi wystarczyć. Prawdziwe znaczenie słowa „tolerancja”, choć mamy do czynienia z wrogami tabu, tutaj pozostaje tabu specjalnego znaczenia. Pojmowanie tolerancji zgodnie z jej definicją, jako zdolność i wysiłek znoszenia rzeczy, których nie akceptujemy, które nam się nie podobają i sprawiają przykrość, zmieniłoby wszystko. Polacy wyszliby wtedy na naród tolerancyjny, szanujący prywatność wyboru i praktyk seksualnych. Do wpływania i kreowania nowej rzeczywistości taka tolerancja się nie nadaje. Potrzebna jest akceptacja związków homoseksualnych na równi z heteroseksualnymi. Dlatego akceptację ubrano w szaty tolerancji.
Ojciec prof. Mieczysław Albert Krąpiec twierdził, że: „Tolerancja może oznaczać tylko uznanie różnych dróg do dobra”. Dążenie do uznania za małżeństwo związku dwóch mężczyzn czy kobiet i pozwolenie im na adopcję dzieci do żadnego dobra nie prowadzi. Chyba, że zamierzamy dać wiarę nowym oświeconym prorokom, że dobre dla nas są lód i łyżwy, zamiast stabilnego fundamentu religii, obyczaju i tradycyji naszych przodków. Robert Biedroń w wywiadzie dla „Gazety Olsztyńskiej” twierdzi, że „ Niestety, nie jesteśmy - jak chcieliby niektórzy – wyłącznie katolickim, zarezerwowanym dla białych ludzi, narodem. Nie ma też szablonowego światopoglądu.” Może więc interpretację o. Krąpca uznać za niewystarczającą. Dlatego w sprawie tolerancji odwołam się do bliższej Robertowi Biedroniowi, liberalnej tradycji. Jej ojcowie założyciele: A. Smith, J. Locke czy I. Kant zakładali, że prawda została odnaleziona w religii i tradycji oraz nakładali na władzę obowiązek jej krzewienia. Była to tolerancja dla rzeczy uznawanych dla złe lub błędne. W przypadku J. Locka była to tolerancja dla katolików i ateistów.
W dalszej części wywiadu dla „GO” Robert Biedroń mówi o rozpoczęciu w Olsztynie działalności Kampanii Przeciwko Homofobii. „Najpierw musi wybuchnąć bomba, żeby potem nastał spokój” – zapowiada. „Dyskryminacja jest – pokazała się już w internecie i być może wyjdzie na ulice. Oby nie”. Podzielam obawy pana Biedronia. Wyjście na ulice Olsztyna idiotów epatujących publicznie swoimi obrzydliwymi dla wielu osób skłonnościami seksualnymi byłoby nadużyciem tolerancji. I nie służyłoby dobrze społecznemu spokojowi. Chyba, że o to właśnie chodzi.
PS. W relacji z Festiwalu bez Tabu („GO” z 30.11.2009) pani Ewa Mazgal ubolewa nad częstszą niż u kobiet niechęcią mężczyzn do tzw. Drag queens – poprzebieranych za kobiety i zachowujących się prowokacyjnie mężczyzn. Według pani redaktor, to „szpila wbijana w nadęty balon <<machyzmu>>, dla którego twarda samczość jest świętością”. Jak widać dorobiliśmy się liberalnej awangardy dla której męskie gacie na męskim tyłku i spodnie zamiast pończoch to przejaw „machyzmu”. Na szczęście żaden przebrany za męską prostytutkę wesołek nie jest wstanie nikomu wbić czegokolwiek, bo mu zwyczajnie brakuje jaj. Może co najwyżej śmieszyć, ale częściej wywołuje naturalny wstręt i obrzydzenie. Możliwe, że u kobiet nieco później. Na przykład, gdy partner postanowi swoją „twardą samczość” nieco złagodzić damskimi fatałaszkami. Ale wtedy może być za późno by pozostać poza gronem homofobów.
Skomentuj
Komentuj jako gość