"Wiedza i doświadczenie mieszkańców Olsztyna na temat rzeczywistego funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych mocno wykracza poza średnią krajową. Niekończące się konflikty i procesy rządzących spółdzielniami sitw pokazały, jak mętną wodą dla ludzi sprytnych i chciwych są otrzymane w spadku po poprzednim systemie „spółdzielnie”." -pisze Bogdan Bachmura
Zapewne wielu mieszkańców olsztyńskich spółdzielni mieszkaniowych z zakłopotaniem podrapało się w głowę, gdy kilka dni temu na drzwiach klatek schodowych przeczytało apel o poparcie protestu przeciwko ustawie o spółdzielniach mieszkaniowych.- Protestujemy przeciwko tym manipulacjom będącym zwykłym mydleniem społeczeństwu oczu, gdyż nikt nie wierzy, że najlepszą metodą naprawy spółdzielczości jest jej likwidacja – napisali w proteście adresowanym do prezydenta, marszałka sejmu i premiera pracownicy spółdzielni mieszkaniowych województwa warmińsko-mazurskiego.
Dwadzieścia lat temu nie brakowało poparcia Polaków, a jedynie woli politycznej i pomysłu na zrobienie porządku z tym, co komuniści nazywali spółdzielczością mieszkaniową. Wtedy właśnie, razem z Adamem Kowalczykiem, napisaliśmy programy prywatyzacji lokali komunalnych i użytkowych, które po kilku latach udało się przeforsować w olsztyńskiej Radzie Miasta. Zakładaliśmy, że zarządzanie majątkiem będzie się odbywało poprzez organizmy nazywane teraz wspólnotami mieszkaniowymi. Jednak dzisiaj Adam, bogatszy o swoje doświadczenia zawodowe ze wspólnotami, publicznie, na łamach Gazety Olsztyńskiej, jednoznacznie sprzeciwia się takiemu, przewidzianemu w projekcie ustawy, zarządzaniu obecnym majątkiem spółdzielni. Trudno zaprzeczyć, że współpraca mieszkańców wewnątrz wspólnot, a tylko taka gwarantuje prawidłowe zarządzanie wspólną częścią majątku, wygląda, delikatnie mówiąc, różnie. Różnie też bywa z wysokością opłat jakie ponoszą mieszkańcy wspólnot w porównaniu z kosztami obsługi spółdzielni mieszkaniowych. A jednak, według mnie, sprawa nie wydaje się tak jednoznaczna. Wiedza i doświadczenie mieszkańców Olsztyna na temat rzeczywistego funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych mocno wykracza poza średnią krajową. Niekończące się konflikty i procesy rządzących spółdzielniami sitw pokazały, jak mętną wodą dla ludzi sprytnych i chciwych są otrzymane w spadku po poprzednim systemie „spółdzielnie”. Nie bez powodu pomysłodawczynią i osobą forsującą nową ustawę jest mieszkanka Olsztyna Lidia Staroń. Wróg numer 1 pracowników spółdzielni, ale jednocześnie osoba, która miejsce w parlamencie zawdzięcza autentycznemu poparciu mieszkańców dla walki ze spółdzielczą patologią. W swoim proteście do władz państwa związkowcy z olsztyńskich spółdzielni żądają m.in. „upodmiotowienia spółdzielców poprzez umożliwienie im wyboru pomiędzy spółdzielnią a wspólnotą”. Bardzo słusznie, szkoda tylko, że dopiero teraz, z nożem na gardle. Również inne fragmenty protestu pokazują, że wieloletnia obrona spółdzielczego lobby przed jakimikolwiek zmianami nie była przypadkiem. Powoływanie się na „stukilkudziesięcioletnią tradycję spółdzielczości polskiej i nasz kilkudziesięcioletni dorobek w poprawianiu warunków życia dziesięciomilionowej rzeszy mieszkańców spółdzielni mieszkaniowych” świadczy o samopoczuciu wykluczającym jakąkolwiek krytyczną samo - refleksję. „Nie tędy wiedzie droga do Europy, która zrodziła ruch spółdzielczy i która go z powodzeniem rozwija” – oznajmiają sygnatariusze protestu.
Rzeczywiście, powoływanie się na „drogę do Europy” może wydawać się dla polskich, a szczególnie olsztyńskich spółdzielców dosyć paradne. Jednak z drugiej strony istnieje groźba, że zamiast dzisiejszych spółdzielni zafundujemy sobie lód i łyżwy. Wtedy wszystko będzie zależało od aktywności i zaangażowania lokatorów w funkcjonowanie przyszłych wspólnot. Zaangażowania, którego brak w spółdzielniach pozwalał na rozwój patologii, a we wspólnotach może prowadzić do dekapitalizacji majątku. Jeżeli jednak projekt ustawy polegnie i wszystko pozostanie po staremu, to przynajmniej nie grozi nam żadna katastrofa, bo zarządzanie majątkiem większości olsztyńskich spółdzielni pozwala spać spokojnie. No i pozostanie cień nadziei, że ludzie zarządzający spółdzielniami i spółdzielczością mieszkaniową naprawdę wybiorą drogę do spółdzielczej Europy i podzielą się władzą ze spółdzielcami.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość