Lektura „Gazety Olsztyńskiej” codziennie utwierdza mnie w przekonaniu, że jest w tym świecie, który pędzi jak szalony, coś stałego i niezmiennego. Lata płyną, a ja ciągle muszę się szczypać, czy czytam gazetę z roku 2012, czy np. 1982. Jeśli artykuł dotyczy okresu PRL to niezawodnie natrafię na autorytet w postaci byłego ubeka. Jak na komentarz bieżący, to jak wyjęty z biurka red. nacz. Czesława Pazery.
Były ubek mówi o "epizodzie wojennym"
Również w piątek 16 marca ta opoka trwałości mnie nie zawiodła. Ujrzałem znajome oblicze red. Feliksa Walichnowskiego, z którym red. Marek Barański przeprowadził wywiad na temat filmu „Róża”, ktory ukazał się pod wiele mówiącym (o autorze i redakcji) tytule: "Róża" to tylko epizod wojenny" - jak muszą się czuć kobiety, które przeżyły gwałty krasnoarmiejsców, gdy teraz, po latach dowiadują się od redakcji "GO", że to co przeżyły to był "epizod"? Dla redakcji „GO”, jak pisze o sprawie lustracji, to wręcz można robić zakłady, że autorytetem będzie szef SB Wiesław Poczmański, a jak o wyczynach krasnoarmiejców i ubeków na „ziemiach wyzwolonych”, to jak w dym redaktor pospieszy do Feliksa Walichnowskiego, jednego z „pionierów”, który jako młody chłopak przybył do Prus Wschodnich z grupą płk Jakuba Prawina. Później ten kolejarz robił karierę w UB, następnie partia postawiła go na odcinek propagandy i zrobiła redaktorem naczelnym „Panoramy Północy”. Były ubek szybko przeprowadził czystkę w redakcji, pozbył się zdolnych publicystów, otoczył się młodymi kobietami „godnymi jego zainteresowania”, jak ocenił go w raporcie dla SB TW „Zenit”* i zapełniał łamy politgramotą, w której demaskował KOR-owców-kosmopolitów wysługujących się amerykańskim imperialistom.
Zgodnie z zasadą leninowską, po 1989 roku zrobił adin szag nazad i już nie twierdzi, że Prusy Wschodnie zostały wyzwolone przez krasnoarmiejców, nie zaprzecza, że gwałty miały miejsce. „Te fakty miały miejsce” – przyznaje. Ale nie jest w stanie wyzbyć się nowomowy. Dalej bowiem czytamy: „W każdej wsi na Warmii i Mazurach powinien stanąć kamień pamiątkowy z tekstem „Cześć kobietom cierpiącym w końcowej fazie II wojny światowej”. Piękny eufemizm: nie „gwałconym na śmierć w zbiorowych gwałtach przez żołnierzy radzieckich”, tylko „kobietom cierpiącym”. Na coś takiego wpaść może tylko absolwent Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR.
Wypędzonych z Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej przez Stalina już co prawda nie nazywa „repatriantami”, tylko „przybyszami „zza Buga”, emigrantami, którzy stali się imigrantami. „Te zniszczone i wyludnione tereny trzeba było zasiedlić emigrantami i zagospodarować”. A ja myślałem, że emigrantami są młodzi Polacy, którzy zmuszeni zostali z braku pracy do emigracji do Londynu, a przywiezieni w bydlęcych wagonach z Kresów, to wypędzeni. „Pionierzy” zaś to ludzie dobrowolnie zasiedlający Amerykę Północną, a nie ubecy, którzy mieli zaprowadzić terrorem komunizm.
Dr Feliks Walichnowski twierdzi, że „Rosjanie w 1945 roku okrutnie zemścili się na kobietach w Prusach Wschodnich za zbrodnie hitlerowców”. Ktoś, kto ma tytuł naukowy doktora i w związku z czym zabiera głos w tej sprawie, powinien znać prace historyków na temat gwałtów w Prusach Wschodnich. To nie był żaden dziki odwet, tylko na zimno wykalkulowana przez Stalina strategia „czystek etnicznych”; sposób na pozbycie się reszty ludności niemieckiej z Prus wschodnich, żeby przygotować teren dla wypędzonych Polaków z Kresów i móc postawić aliantów przed faktem dokonanym. Żołnierze radzieccy robili to na rozkaz przełożonych. Dr Feliks Walichnowski może mieć we mnie sprzymierzeńca, jeśli wystąpi z inicjatywą postawienia pomnika, nie „kobietom cierpiącym” a gwałconym na śmierć, w miejsce „Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej” w centrum Olsztyna.
Ideały Ewy Mazgal
Na tym moja utwierdzenie się w przekonaniu, że „panta rhei” nie odnosi się do „Gazety Olsztyńskiej”, byłego organu KW PZPR, nie skończyło się w tym wydaniu. Niezawodna red. Ewa Mazgal komentuje udział kilku tysięcy Polaków w święcie narodowym Węgrów (164 rocznica powstania węgierskiego). To braterstwo prawie wzruszyło czołową komentatorkę „GO” do łez, „ale”.... Ale publicystka „GO” zachowała czujność rewolucyjną i przypomniała nam, że rządy Orbana to prawie totalitaryzm. Ale to nie nie było najważniejsze odkrycie Ewy Mazgal. Najważniejsze było odkrycie podobieństwa pomiędzy obchodami Święta Niepodległości 11 Listopada i Święta Węgrów, cytuję” „wtedy też na ulice Warszawy wyszły dwie manifestacje: jedna ostro prawicowa druga centrolewicowa. I przyjechali Niemcy! Co prawda antyfaszyści, ale Niemcy. Ile było pisania i gadania, nie tylko po prawej stronie, jaki to straszny skandal. Ja skandalu nie widziałam, nie ma nic złego, jeśli ludzi różnych krajów łączą wspólne ideały. Jeżeli prawicowi Polacy mogą popierać Orbana na Węgrzech to dlaczego niemieccy antyfaszyści nie mogą wspierać polskich antyfaszystów?”.
Czyli ci, którzy świętują 11 Listopada to „ostra prawica” i faszyści, natomiast ci, którzy im to świętowanie chcą wybić z głowy, urządzają blokadę i wzywają do pomocy w rozpędzeniu Marszu Niepodległości młodych bandytów z Niemiec, to „centrolewica” i "antyfaszyści".
Bandyci z Niemiec zostali zaproszeni przez finansowany przez państwo i prezydent Warszawy postleninowskie środowisko „Krytyki Politycznej, w dniu 11 listopada po to, żeby kastetami i pałkami wybili z głowy Polakom patriotyzm. I wnukowie nazistów, którzy stolicę Polski zrównali z ziemią i wymordowali 200 tys. jej mieszkańców, wywiązali się z zamówienia; urządzili polowanie na ulicach Warshau.
Polacy nie pojechali 15 marca do Budapesztu, żeby na kogoś napadać, ale aby wyrazić swoją solidarność z narodem węgierskim, który wyzwolił się z postkomunizmu i walczy o swoją podmiotowość. Gdyby Polacy naruszyli cielesność choć jednego Węgra, przeciwnika rządu Orbana, to informacja ta nie schodziłaby z żółtego paska TVN24.
Red. Ewa Mazgal zapomniała, że poparcie dla, jej zdaniem, prawie totalitarnego rządu Orbana wyraził premier Donald Tusk. Czy premier to też „ostra prawica”, "faszysta", "antyfaszysta" czy „centrolewica”?
Wróćcie do „Głosu Olsztyńskiego”
Mam prośbę do Ewy Mazgal, Marka Barańskiego i całego zespołu „Gazety Olsztyńskiej”. Skończcie z hipokryzją, skończcie z powoływaniem się na tradycję gazety Pieniężnych i Liszewskich, gazety narodowo-katolickiej, za którą jej redaktor Seweryn Pieniężny oddał życie. Niemal każdym numerem udowadniacie, że ta tradycja jest Wam głęboko obca. Oddajcie ten zagrabiony przez PZPR tytuł potomkom założycieli „Gazety Olsztyńskiej” z mottem „Ojców mowy, ojców wiary/ Brońmy zgodnie: młody, stary! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!” Wróćcie do tytułu „Głos Olsztyński” i wtedy uprawiajcie leninowską propagandę i drukujcie wynurzenia byłych ubeków. Tak będzie uczciwie.
Adam Socha
*Dane z artykułu dr Piotra Kardeli „Różne odcienie współpracy z SB”, „Debata” nr 5/2011. Tych faktów z życiorysu F. Walichnowskiego nie znajdziemy w „Leksykonie Kultury Warmii i Mazur” redagowanego przez CEiK za pieniądze podatników.
Skomentuj
Komentuj jako gość