Pierwszy etap kampanii prezydenckiej w USA zbliża się powoli do końca. Nominację Partii Demokratycznej uzyska zapewne Hilary Clinton. Republikanie wybiorą z kolei miliardera Donalda Trumpa. Polska prawica często patrzy na tę partię z nadzieją, zwłaszcza w kontekście imperialnej polityki Moskwy. Tymczasem w przypadku ewentualnego, ostatecznego zwycięstwa Trumpa trudno będzie liczyć na kontynuację polityki Dwighta Eisenhowera czy Ronalda Reagana, przynajmniej na odcinku rosyjskim.
Trump inaczej rozkłada akcenty w swojej „wizji” polityki międzynarodowej USA. Tylko jedno z kilku jego flagowych haseł wyborczych dotyczy tej sfery i nie chodzi wcale o relacje z Federacją Rosyjską tylko z Chinami. To właśnie ten kraj postrzega on - prawdopodobnie słusznie – jako główne wyzwanie dla bezpieczeństwa (głównie ekonomicznego) Stanów Zjednoczonych. Stanowisko Trumpa dotyczące bezpieczeństwa międzynarodowego rozmija się z oczekiwaniami większości polskiej klasy politycznej, która dalej z nadzieją patrzy na Wielkiego Brata zza oceanu. Republikański kandydat w wyborach prezydenckich wielokrotnie podczas kampanii podkreślał bowiem konieczność samoograniczenia polityki Waszyngtonu w sferze światowego bezpieczeństwa oraz odejście od roli globalnego „żandarma”. Postuluje także redukcję zaangażowania USA w ramach NATO i tym samym przerzucenie większej odpowiedzialności w tej sferze na inne państwa członkowskie Paktu. Rosję postrzega prawdopodobnie jako potencjalnego sojusznika w rywalizacji z Pekinem.
Dla nas bardziej interesujące jest podejście amerykańskiego miliardera właśnie do naszego wschodniego sąsiada. I tutaj zwolennicy ostrego kursu wobec Moskwy mogą się srodze rozczarować. Wypowiedzi Trumpa sugerują politykę „pragmatyczną”, daleką od konfrontacyjnego kursu. Trudno szukać w nich powrotu do zimnowojennej retoryki. W ubiegłorocznym wywiadzie dla Fox News stan napiętych relacji amerykańsko-rosyjskich nazwał „bezsensownym”, a samego Putina scharakteryzował w następujący sposób „(…) jest osobą, z którą naprawdę bym się dogadał. Jestem za to mocno krytykowany. Budowałem wielkie przedsięwzięcie w Moskwie około 2 lata temu. Uważam, że miałbym dobre stosunki z Putinem”. Słabość Trumpa do Putina wydaje się być zresztą odwzajemniona, bo gospodarz Kremla nazwał go nieco na wyrost „absolutnym liderem wyścigu prezydenckiego”. Donald Trump bardzo ostrożnie wypowiada się na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę. W MSNBC powiedział, że konflikt zbrojny na Ukrainie to według niego problem zachodniej Europy, szczególnie Niemiec, a Amerykanie nie powinni używać NATO jako instrumentu w polityce przeciwko Rosji. Można się także zastanawiać, czy to tylko przypadek, że Donald Trump na miejsce swojego pierwszego ważnego wystąpienia na temat wizji polityki zagranicznej wybrał Center for the National Interest, które portal „Politico” nazywa jedną z dwóch najbardziej pro-kremlowskich instytucji pozarządowych działających w Stanach Zjednoczonych? To właśnie ten think tank w 2014 roku był organizatorem konferencji prasowych usprawiedliwiających politykę Rosji wobec Ukrainy.
Komu więc powinna kibicować polska prawica? Może Hilary Clinton? Niektórzy twierdzą, że będzie ona w stanie prowadzić ostrzejszą politykę wobec Moskwy niż Trump. W tym przypadku rysuje się jednak kilka wątpliwości. Po pierwsze, to Clinton współautoryzowała (a niektórzy twierdzą także, że wymyśliła) politykę „resetu” wobec Federacji Rosyjskiej, którą Barack Obama ogłosił w 2009 roku. Warto odwołać się tutaj do analizy Ośrodka Studiów Wschodnich, gdzie możemy przeczytać, iż „Zaproponowana przez USA polityka „resetu” przyniosła Rosji szereg korzyści geopolitycznych, prestiżowych i gospodarczych. Do najważniejszych zaliczyć należy: powrót do kontroli zbrojeń; wycofanie się USA z planów rozmieszczenia elementów strategicznego systemu obrony przeciwrakietowej w Polsce i Czechach; wejście w życie porozumienia o cywilnej współpracy nuklearnej” (M. Kaczmarski, Kruchy reset. Bilans i perspektywy przemian w relacjach rosyjsko-amerykańskich, „Punkt Widzenia”, OSW, kwiecień 2011). Po drugie, okazało się niedawno (dzięki aferze Panama Papers), że jeden z największych rosyjskich banków, powiązany z Kremlem, Sbierbank korzysta w USA z usług firmy lobbingowej Podesta. Chodzi, m.in. o poprawę nadszarpniętego w Stanach Zjednoczonych wizerunku Rosji i rosyjskiego biznesu. Firmę prowadzą bracia Tony i John Podesta, obaj od lat związani z Partią Demokratyczną. Pierwszy sprawuje obecnie pieczę nad finansami kampanii wyborczej Hilary Clinton, a drugi jest jednym z jej kluczowych strategów.
Najbliższe amerykańskie wybory to trudny orzech do zgryzienia dla Polaków o prawicowej wrażliwości. Z ich perspektywy pewnie trochę to przypomina klasyczny wybór między dżumą a cholerą. Oczywiście wszystkie przedwyborcze deklaracje mogą pójść w odstawkę, kiedy nowy prezydent USA po przejęciu władzy stanie przed realnymi wyzwaniami.
Marcin Chełminiak
Świat
Trump, Rosja a kwestia polska
- Szczegóły
- Macin Chełminiak
Komentarze (1)
-
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredniOgólnie znane przypuszczenia, które należy traktować jak obietnice wyborcze, bo nawet amerykański krawiec kraje jak mu (materiału) staje. Nie jest tak prosto zmienić tendencje w kraju, gdzie przemysł nastawiony jest na wojnę a nie na pokój, gdzie wreszcie trzeba coś zrobić z tym nadrukowanym na krawędzi kryzysu dolarem. Ameryka powoli wychodzi z kryzysu i nie sądzę, żeby ktoś odważył się zatrzymać ten proces. Ograniczono nawet fundusze na kosmos, bo to nie daje szybkiego zwrotu. Jedynym i pełnym wyjściem z kryzysu jest wojna. Problem do rozstrzygnięcia między Clinton a Trumpem, z kim. Z Rosją czy Chinami, a nie daj Bóg z Chinami i Rosją jednocześnie, co może spowodować H. Clinton. Tramp stawia chyba sprawę jasno, że tylko z Chinami. Do tej pory wojny arabskie ratowały kraj poprzez produkcję zbrojeniową fundusze Ameryki, ale ratowały również Rosję i Chiny, które także zarabiały na dostarczaniu broni. Niestety, te wojny okazały się „niewystarczające” i Trump może oszukać Amerykę podobnie jak PiS Polskę. Sądzę, że Trump chce obciążyć kosztami bezpieczeństwa kraje NATO, ale w tym jest plan ich zubożenia i uczynienia z nich rynku zbytu dla produkcji amerykańskiej. W tym celu chce wyeliminować Chiny i dlatego poparcie Rosji może mu być potrzebne. Ile to będzie kosztować to trudno sobie wyobrazić, ale druga Jałta nie jest wykluczona. Jeszcze tylko Anglia musi się zdecydować, czy chce być kolonią razem z Europą, czy pójdzie na partnerstwo z USA. Nie zapominajmy, to jest polityka, z którą największe kurewstwo przegrywa. Czytajcie te zmagania w kraju, żeby coś globalnego zrozumieć.
0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość