Jerzy Małecki z Pisza został przywrócony w prawach członka klubu PiS w Sejmie, a jakby tego było mało, otrzymał też funkcję wiceprzewodniczącego komisji rolnictwa i rozwoju wsi. Do tej pory był tylko członkiem tej komisji.
Przypomnijmy, iż Jerzy Małecki wraz z 14 innymi posłami został zawieszony w prawach członka klubu parlamentarnego PiS. Była to kara za głosowanie przeciwko ustawie "Piątka dla zwierząt". Wcześniej poseł Małecki był typowany na szefa Zarządu Okręgu olsztyńskiego PiS w miejsce Jerzego Szmita, którego przywództwo jest coraz głośniej kwestionowane w szeregach tej partii oraz wśród wyborców PiS. Jednak kara zawieszenia wyłączała posła z ubiegania się o wszelkie stanowiska w partii.
Nagły zwrot w karierze posła Małeckiego nastąpił, gdy odwołany z funkcji ministra rolnictwa i zawieszony poseł Jan Krzysztof Ardanowski ogłosił, że występuje z PiS i zakłada wraz z innymi posłami PiS, którzy są przeciwni ustawie "Piątka dla zwierząt", koło (wymaga 3 posłów), albo nawet klub poselski. Poseł Małecki pytany, czy pójdzie w ślady posła Ardanowskiego kategorycznie zaprzeczył. Ale w ślady Ardanowskiego poszedł poseł Lech Kołakowski z Podlasia. 17 listopada w porannej rozmowie w RMF z Robertem Mazurkiem oświadczył, iż wystąpił z klubu PiS i przechodzi do koła posła Ardanowskiego.
Reakcja prezesa Jarosława Kaczyńskiego była błyskawiczna. Tego samego dnia odwieszono 13 zbuntowanych posłów, w tym Jerzego Małeckiego. Następnego dnia prezes przyjął zarówno posła Ardanowskiego, jak i posła Kołakowskiego (zabiegali o to od maja). Po tej rozmowie, posłowie ci także zostali odwieszeni, a poseł Jerzy Małecki dodatkowo został nagrodzony funkcją wiceprzewodniczącego komisji rolnictwa.
KOMENTARZ
Morał z tego taki, jaki wynika z piosenki Wojciecha Młynarskiego o dwóch koniach, jednym potulnym, który zawsze dostaje batem i drugim narowistym i zbuntowanym, którego woźnica boi się batożyć, by nie oberwać od niego kopytami w zęby. Piętnastka zbuntowanych posłów pokazała siłę charakteru. Normalnie skończyłoby się to dla nich zesłaniem na niebiorące miejsca na listach do parlamentu w kolejnych wyborach, albo w ogóle z nich wypadnięcie. Jednak w sytuacji, gdy każdy głos posła jest na wagę utrzymania minimalnej większości sejmowej, Prezes musiał odłożyć bat w kąt i wyjąć marchewkę. Prawdopodobnie oznacza to, że ustawa "piątka dla zwierząt" pójdzie też do kosza.
Jestem często pytany, dlaczego prezes Jarosław Kaczyński ostatnio podejmuje samobójcze decyzje? Najpierw wystrzelił z armaty do rolników, którym PiS zawdzięcza zwycięstwo wyborcze, wyprowadzając ich z traktorami na ulice i tracąc ten elektorat, następnie wysadzając w powietrze trudny kompromis aborcyjny w najgorszym możliwym momencie, w okresie pandemii, gdy frustracja i lęki ludzi o swoje życie sięgają zenitu. Czy prezes oszalał? Czy miesza mu się w głowie z racji wieku? - pytają mnie czytelnicy.
Ani oszalał, ani nie dopadła go starcza demencja. Prezes stał się ofiarą własnego tworu pt. "partia wodzowska". Wcześniej dotyczyło to PO, której wódz Donald Tusk wycinał ze swojego dworu konkurentów wykazujących się niezależnością myślenia i charakterem, aż zostali mu sami "Nowakowie", wierni pretorianie, którzy w zamian mogli kraść ile wlezie. Mieli jedynie nie dać się złapać, bo jak dali się złapać za rękę, wylatywali z gry.
Podobny proces miał miejsce w PiS-ie. Politycy z charakterem i potrafiący samodzielnie myśleć zostali przez Prezesa wycięci, zostali w ścisłym kierownictwie sami pretorianie. Stąd nie było w najbliższym otoczeniu Prezesa nikogo, kto by mu uświadomił konsekwencje decyzji w sprawie dotyczącej rolników, a następnie w sprawie aborcji. Dopiero bunt 15 posłów i widmo utraty większości sejmowej otrzeźwiło Prezesa.
Ten bunt i jego następstwa są ważnym sygnałem dla pozostałych posłów PiS, któzy zachowali instynkt samozachowawczy, że można i trzeba mówić veto szalonym pomysłom Prezesa, jeśli nie chcą skończyć na "śmietniku historii".
Adam Socha
PS. Poseł Jerzy Małecki już po raz kolejny nie odebrał ode mnie telefonu, gdy wcześniej, ostatnio na początku listopada, chętnie udzielał mi wywiadów (ostatni wywiad ukaże się w czwartek 19 listopada w "Debacie"). Wysłałem więc do posła SMS z pytaniem: "Czy to prawda, że Jerzy Szmit ostrzegł Pana przed rozmowami ze mną, mówiąc Panu, że, cytuję: "Socha, to wróg PiS-u"? Jeśli tak było, Panie Pośle, to informuję, że nie tyle jestem "wrogiem PiS-u", a jedynie całe życie zawodowe starałem się być wierny wskazówce Marszałka Piłsudskiego: "trzeba bić k... i złodziei", niezależnie z jakiej są partii, dodałbym jeszcze tylko "także durniów, którzy niszczą państwo".
Skomentuj
Komentuj jako gość