Wielki Czwartek 2019 r. Msza Krzyżma. Wielkoczwartkowa celebracja każe nam dzisiaj podjąć refleksję nad kapłaństwem. Jest to w istocie refleksja nad Kościołem, w którym kapłaństwo Chrystusowe jest fundamentem relacji człowieka z Bogiem i posługiwania na rzecz tej relacji. Udział w kapłaństwie Chrystusa, zarówno w wymiarze kapłaństwa wspólnego, właściwego wszystkim ochrzczonym, jak i kapłaństwa hierarchicznego, to sposób uczestniczenia w Kościele i w jego zadaniach.
W obecnym roku duszpasterskim mamy na tę rzeczywistość spojrzeć pod kątem Ducha Świętego. Co dla nas kapłanów i wszystkich chrześcijan, których łączy kapłaństwo wspólne ludu Bożego oznacza, że „zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym”?
Wiemy, że wszystko co Boże w nas jest dziełem Ducha Świętego. Z Niego jest nasze zrodzenie w wierze, nasze życie łaską, nasze powołanie, nasza gotowość posługiwania, nasze posłuszeństwo Kościołowi, jego nauce i decyzjom. Wszystko to ma ten jeden wspólny mianownik i jest uwarunkowane obecnością Ducha Świętego w nas, tym, że zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym, że prowadzimy życie duchowe, czyli w Duchu Świętym.
Duch Święty, Jego obecność w nas, jest warunkiem podjęcia, zrozumienia i owocnego wypełnienia naszego powołania w Kościele. Dotyczy to każdego chrześcijanina, a kapłana, któremu dane jest kapłaństwo służebne tym bardziej, gdyż bez Ducha Świętego jego posługa nie ma mocy, nie ma zbawczej skuteczności, która jest dziełem wyłącznie Ducha Świętego. Z tego wynika, że każda troska osobista i duszpasterska kapłana winna być wpierw poprzedzona troską o obecność w nas Ducha Świętego, o życie w łasce.
Kościół przypomina nam tę podstawową prawdę naszej wiary poprzez dzisiejszą liturgię poświęcenia Oleju Krzyżma i pobłogosławienia Oleju Chorych. Jest to w swojej istocie liturgia nakładania na te oleje mocy Ducha Świętego, która w tych znakach będzie przekazywana wiernym. Wiele mówi fakt, że Kościół przez wiele pierwszych stuleci nie posiadał rytu namaszczeń ale zawsze posiadał modlitwę poświęcenia i błogosławieństwa olejów, gdyż za istotę uważał i uważa owe nałożenie mocy Ducha Świętego na te znaki.
Tylko w ten sposób nadaje im bowiem zbawczą skuteczność. Nie można o tym zapominać w naszej pasterskiej posłudze. Nie my działamy, lecz On, a nasze działanie jest służebne wobec Jego mocy. Mamy być Jego narzędziem. Do bycia takimi zostaliśmy także uzdolnieni Jego mocą. A
godność naszej posługi stąd, że jesteśmy szafarzami Jego mocy.
Właśnie dzisiaj jest czas aby podziękować wielu kapłanom, którzy mimo
zamętu, niezrozumienia i upokorzeń potrafią pozostać wierni Duchowi
Chrystusowemu, któremu ślubowali i zawierzyli i nie bez bojowania
wewnętrznego i zewnętrznego trwają w gorliwej posłudze Bogu i Kościołowi. Bo
czy można na tym świecie czynić coś ważniejszego i wznioślejszego?
Niestety, ale zdarza się również i to, że nie widać w nas kapłanach prawdziwej dumy z
naszego posługiwania. Nie widać w nas radości i przejawów poczucia godności z
tego akurat faktu. Raczej oczekujemy na pochwały tego świata, których brak
przyprawia wielu o frustrację, a czasami wpędza w kryzys aż do porzucenia
kapłaństwa włącznie. A przecież, czy może być większy powód do radości i dumy
jak fakt bycia sługą Boga, kimś, kogo Bóg Ojciec powołuje, Syn Boży nazywa
swoim przyjacielem a Duch Święty czyni współuczestnikiem dzieła zbawiania
świata? Nie bójmy się tej godności i dumy, bo jest prawdą o nas, która szczerze
przeżywana sprawi w nas także prawdziwe poczucie pokory przed Bogiem i
ludźmi.
W Duchu Świętym mamy także szukać zrozumienia zadań jakie stają
dzisiaj przed nami. Jest to wyzwanie dla każdego pokolenia kapłanów. Jakie są te
zadania dla nas dzisiaj? Bogu odpowiedź zawsze musimy dawać osobiście. Mamy
jednak ważne podpowiedzi płynące ze źródeł, które właśnie z racji na asystencję
Ducha Świętego należy wziąć pod uwagę. Jednym z nich jest tegoroczny list do
kapłanów skierowany przez biskupów Kościoła w Polsce. Nie przejdźmy nad nim
obojętnie.
Wyjątkową podpowiedź daje nam także papież Benedykt w znanym już
przesłaniu, odnoszącym się do palących problemów współczesnego Kościoła,
zwłaszcza kapłanów. Po, jak zawsze, bardzo przenikliwych analizach aktualnej
sytuacji Kościoła papież daje wskazania co czynić. Uderzają stawiane przez
papieża akcenty. Pierwszy z nich to konieczność głoszenia i dawania świadectwa
o istnieniu Boga.
Pisze papież Benedykt: „Pierwsze zadanie, które musi wypływać z
moralnych wstrząsów naszych czasów, polega na tym, byśmy ponownie zaczęli
żyć Bogiem i skierowani ku Niemu. My sami musimy się przede wszystkim
ponownie nauczyć uznawać Boga za fundament naszego życia, zamiast pomijać
Go jak jakiś nierealny frazes. Nigdy nie zapomnę ostrzeżenia, jakie kiedyś napisał
do mnie wielki teolog Hans Urs von Balthasar na jednej ze swoich pocztówek.
„Boga w trzech osobach: Ojca, Syna i Ducha Świętego nie zakładać, ale
wskazywać!”. Istotnie, także w teologii Bóg jest często traktowany jako
oczywistość, ale konkretnie nikt się Nim nie zajmuje. Temat Boga wydaje się tak
nierealny, tak oddalony od rzeczy, które nas zajmują. A jednak wszystko staje się
inne, kiedy nie zakłada się z góry Boga, ale Go wskazuje. Kiedy nie zostawia się
Go jakoś w tle, ale uznaje za centrum naszego myślenia, mówienia i działania”.
Dalej papież stwierdza: „W Apokalipsie św. Jana został nam przedstawiony
dramat ludzkości w całej swojej rozciągłości. Naprzeciwko Boga Stwórcy stoi
diabeł, który mówi źle o całej ludzkości i całym stworzeniu. Mówi nie tylko do
Boga, ale przede wszystkim do ludzi: Spójrzcie, co ten Bóg zrobił. Pozornie dobre
stworzenie. A w rzeczywistości jest ono pełne nędzy i obrzydzenia. To
zniesławianie stworzenia jest w rzeczywistości zniesławianiem Boga. Ma ono
dowieść, że sam Bóg nie jest dobry i w ten sposób odciągnąć nas od Niego.
Aktualność tego, o czym mówi nam tutaj Apokalipsa, jest oczywista. W obecnym
oskarżaniu Boga chodzi nade wszystko o to, by zdyskredytować Jego Kościół w
całości i w ten sposób odciągnąć nas od niego. Idea lepszego Kościoła
stworzonego przez nas samych jest w rzeczywistości propozycją diabła, za
pomocą której chce nas odciągnąć od Boga żywego, poprzez kłamliwą logikę, na
którą zbyt łatwo dajemy się nabierać. Nie, nawet dzisiaj Kościół nie składa się
tylko ze złych ryb i chwastów. Kościół Boży istnieje także dzisiaj i także dzisiaj
jest on właśnie narzędziem, za pomocą którego Bóg nas zbawia. Bardzo ważne
jest przeciwstawianie kłamstwom i półprawdom diabła pełnej prawdy: Tak, w
Kościele jest grzech i zło. Ale także dzisiaj jest święty Kościół, który jest
niezniszczalny. Także dzisiaj jest wielu ludzi, którzy pokornie wierzą, cierpią i
kochają, w których ukazuje się nam prawdziwy Bóg, kochający Bóg. Bóg ma
także dzisiaj swoich świadków („martyres”) na świecie. Musimy tylko być czujni,
by ich zobaczyć i usłyszeć.
(…) Dzisiejszy Kościół jest bardziej niż kiedykolwiek Kościołem męczenników
i w ten sposób świadkiem Boga żywego. Jeśli z czujnym sercem rozglądamy się
wokół i słuchamy, możemy dzisiaj wszędzie, szczególnie pośród zwykłych ludzi,
ale także w wysokich rangach Kościoła, odnaleźć świadków, którzy swoim
życiem i cierpieniem stają w obronie Boga. Lenistwo serca sprawia, że nie
chcemy ich dostrzec. Jednym z wielkich i zasadniczych zadań naszej
ewangelizacji jest – na tyle, na ile możemy – ustanowienie przestrzeni życiowych
dla wiary, a nade wszystko znalezienie ich i rozpoznanie.
Widzieć i odnaleźć żywy Kościół jest cudownym zadaniem, które wzmacnia nas
samych i pozwala nam ciągle na nowo weselić się wiarą”.
Te papieskie refleksje to swoisty rachunek sumienia dla nas kapłanów. Ilu
z nas woli mówić o sprawach tego świata niż o Bogu? Także na ambonie. Ilu z
nas ma pokusę tworzenia nowego, lepszego Kościoła według własnych
oczekiwań, zamiast odkrywać ten prawdziwy i mu służyć? Ilu opuszcza Kościół
bo nie odpowiada ich oczekiwaniom, bo nie jest taki, jaki oni chcieliby aby był?
Ilu mówiąc o Kościele ma do powiedzenia jedynie żale, że Kościół nie spełnia ich
oczekiwań? Ilu z nas utraciło radość wiary i nie potrafi już nią promieniować?
Czy potrafimy sobie i wiernym czynić „przestrzeń życiową dla wiary”?
Dzisiaj liturgia przywraca nam nadzieję w odzyskanie tego wszystkiego w
co kiedyś uwierzyliśmy i co ślubowaliśmy Bogu i Kościołowi. Tak, jest to
możliwe, bo „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił”. Jakże nie
odrodzić w sobie radości powołania kiedy znów słyszymy Zbawiciela, który
nazywa nas przyjaciółmi i udowadnia, że do końca nas umiłował?
Panie, jam sługa Twój – poślij mnie. Amen.
Skomentuj
Komentuj jako gość