„Fakt” twierdzi, że powodem usunięcia z (L)WP posła Leonarda Krasulskiego nie była jego „postawa niepodległościowa” a defraudacja 20 litrów spirytusu. Przed tą publikacją z 11 stycznia w obronie posła Krasulskiego wystąpili, dzień po dniu, na antenie Polskiego Radia Olsztyn szef okręgu olsztyńskiego PiS Jerzy Szmit (9.01) i poseł PiS Iwona Arent (10.01.). Zarówno Szmit, jak i Arent gromili media za stawianie zarzutu posłowi Krasulskiemu z powodu jego służby w (L)WP.
Jednak „Fakt”, a za nim inne media nie zarzucili posłowi Krasulskiemu służby w (L)WP, a jedynie 1) ukrywanie tego faktu w oficjalnej biografii posła, 2) oraz kłamstwo, iż odmówił wykonania rozkazu wyjazdu wraz ze swoją jednostką na pacyfikację stoczniowców Trójmiasta.
„To są rzeczy obrzydliwe – tak medialne ataki na działaczy Prawa i Sprawiedliwości w okręgach elbląskim i olsztyńskim za to, że byli żołnierzami Ludowego Wojska Polskiego nazwał goszczący w Porannych Pytaniach Polskiego Radia Olsztyn Jerzy Szmit, wiceminister infrastruktury i prezes PiS w okręgu olsztyńskim.
Zdaniem Jerzego Szmita atakowanie posła Leonarda Krasulskiego oznacza, że wściekłość i zacietrzewienie przeciwników politycznych Prawa i Sprawiedliwości przekroczyły granice absurdu, a atakujący tracą rozum i grunt pod nogami. W przypadku posła Leonarda Krasulskiego do wojska trafił w trybie poboru i nie miał nic do powiedzenia. To, że służył w jednostce, która wcześniej czy później była używana do tłumienia demonstracji w Gdańsku, to w żaden sposób nie można go tym obciążać. My jako Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie negowaliśmy służby w Wojsku Polskim. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej to (…) zwyczajnie kłamie. Podobnie jest z radnym Jarosławem Babalskim. Zarzucanie mu, że był oficerem Wojska Polskiego jest absurdalne (…) To właśnie dobrze, że ci ludzie przeszli taką drogę życiową, bo poznali aspekty życia, różne aspekty funkcjonowania państwa – tłumaczył Jerzy Szmit.
W tym samym duchu następnego dnia mówiła w Porannych Pytania PRO poseł Iwona Arent: Służba zasadnicza w Ludowym Wojsku Polskim i członkostwo w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej to nie są plamy na honorze członków Prawa i Sprawiedliwości – mówiła w Porannych Pytaniach Polskiego Radia Olsztyn posłanka PiS Iwona Arent. Zdaniem posłanki nie tylko żaden członek PiS, ale także żaden Polak nie powinien się wstydzić tego, że odbył zasadniczą służbę wojskową lub należał do PZPR. - Tysiące, jak nie miliony młodych ludzi, przez tyle lat było wcielanych do zasadniczej służby wojskowej. Wiele razy zdarzały się przypadki, gdzie młodzi ludzie ratowali się studiami, różnymi fortelami, chorobą, żeby nie dostać się do wojska, ale jeżeli nie mieli takich możliwości to byli przymusowo zmuszani do zasadniczej służby wojskowej. Jaka to plama na honorze? (…) Jeżeli ktoś kończył studia wojskowe, Wojskową Akademię Techniczną, czy Wojskową Akademie Medyczną otrzymywał stopień wojskowy (…) a służbę wojskową Polacy musieli odbywać. Ktoś musiał służyć w wojsku, ale to nie znaczy, że mordowali, czy brali udział w jakiś masakrach robotników, czy innych akcjach przeciwko wolności ludzi w Polsce. Zdaniem parlamentarzystki podobnie było z członkostwem w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To, że ludzie byli członkami PZPR nie oznacza plamy na honorze do końca życia - powiedziała poseł Arent.
Szkopuł w tym, że ani Jerzy Szmit, anie poseł Iwona Arent nie odnieśli się do rzeczywistych zarzutów „Faktu”, a odnosili się do zarzutu wymyślonego przez siebie. Niestety, dziennikarze prowadzący rozmowy z politykami PiS nie zwrócili im na to uwagi.
Tymczasem „Fakt” zwrócił się do posła Leonarda Krasulskiego, o podanie prawdziwego powodu wyrzucenia z wojska, a gdy poseł nie odpowiedział, opublikował 11 stycznia tekst, w którym czytamy:
„Po burzy wywołanej publikacją z 3 stycznia do redakcji Faktu zgłosili się świadkowie tamtych czasów. I niezależnie od siebie opowiedzieli spójną historię finału wojskowej kariery posła. – Na Krasulskiego mówiono „gaciowy”. W kompanii medycznej miał dostęp do leków i spirytusu – opowiada nam płk L. Nie ujawnia swoich personaliów, ale podpisał oświadczenie i jest gotów potwierdzić w sądzie to, co wie. Dlaczego go zdegradowano? – pytamy. – Poszło o defraudację 20-litrowej beczki spirytusu i innego mienia – mówi pułkownik.
Inny z naszych informatorów, Ryszard M. dodaje, że Krasulski został poddany werdyktowi sądu honorowego podoficerów. To była częsta praktyka zmierzająca do tego, by takie sprawy rozwiązywać wewnątrz jednostki. Dzięki temu nie było kontroli z zewnątrz, która mogłaby wykryć inne nieprawidłowości”.
Poseł Leonard Krasulski w odczytanym Oświadczeniu 4 stycznia w Elblągu zapowiedział wytoczenie "Faktowi" procesu sądowego. W Oświadczeniu czytamy:
Niniejszym oświadczam, iż wymieniona wyżej publikacja zawiera nierzetelne i nieuczciwe treści, a tezy w nich zawarte, naruszają moje dobre imię, łącząc mnie z tragicznymi wydarzeniami grudnia 70 roku. Przez nierzetelność dziennikarską zostałem postawiony w jednym rzędzie ze skazanymi prawomocnymi wyrokami karnymi członkami jednostek wojskowych, które uczestniczyły w pacyfikacji robotników. Oświadczam, że podejmę wszelkie możliwe kroki prawne przeciwko nierzetelnym wydawcom i dziennikarzom rozpowszechniającym te stawiające mnie w złym świetle treści.
(pw)
Skomentuj
Komentuj jako gość