Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie oddalił pozew Stowarzyszenia "Siedliska Warmińskie" przeciwko decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które utrzymało w obiegu prawnym decyzję burmistrza Jezioran zezwalającą na postawienie 2 farm wiatrowych w Lekitach, jako inwestycji celu publicznego. WSA stanął na tym samym stanowisku co SKO, że chociaż decyzja burmistrza była wydana z rażącym naruszeniem prawa - farmy wiatrowe nie są bowiem inwestycją celu publicznego, to od wydania decyzji minęło ponad 12 miesięcy, więc nie można jej unieważnić. Stowarzyszenie zapowiada zaskarżenie wyroku do NSA.
W niedzielę 23 sierpnia o 23.00 "Deb@ta" odebrała wiadomość ze Stowarzyszenia "Siedliska Warmińskie". Inwestor zamierzał przewieżć tej nocy ostatni element farmy wiatrowej - śmigła, na Świętą Górę w Lekitach. Dwóch wcześniejszych transportów, na które inwestor miał zezwolenie, Stowarzyszeniu nie udało się zatrzymać. Tym razem byli zdeterminowani. Jednak inwestor wybrął tym razem inną drogę, nie dojeżdżając do Jezioran, przewiózł śmigła przez pola w Kostrzewach. Ma więc już jedną kompletną farmę.
Pierwszy transport na Święta Górę w Lekitach ruszył w czwartek 20 sierpnia. Inwestor chce metodą faktów dokonanych postawić farmę przed wyborami parlamentarnymi, gdyż boi się, że nowy rząd wprowadzi ustawę zgłoszoną przez PiS, a zablokowaną przez rząd PO i PSL, która wprowadzi zakaz lokowania farm w odległości mniejszej niż 3 km od siedlisk ludzkich.
W czwartek 20 sierpnia protestujący ze Stowarzyszenia „Siedliska Warmińskie" przeciwko tej inwestycji oraz w ogóle przeciwko zniszczeniu krajobrazu Warmii i Mazur farmami wiatrowymi, dowiedzieli się, iż inwestor Marek Brejta uzyskał zezwolenie GDDKiA na transport wiatraków drogami wojewódzkimi i powiatowymi. Wcześniej burmistrz Jezioran Leszek Boczkowski nie wyraził zgody na transport drogami gminnymi, toteż inwestor pod dowiezieniu wiatraka ze szrotu w Niemczech do Ruszajn załatwił z GDDKiA przejazd przez Jeziorany drogą wojewódzką, a następnie powiatową, czyli ulicą Sienkiewicza i Kajki.
Poseł Lidia Staroń interweniowała na Policji, ale odpowiedziano jej, że inwestor ma wszystkie wymagane zezwolenia. Inwestor otrzymał zgodę na transport w dniach 20-21.08. w godzinach 22.00 – 5.00. Protestujący ze Stowarzyszenia wspierani przez grupę mieszkańców Jezioran, którym towarzyszył burmistrz Leszek Boczkowski (w sumie około 100 osób) postanowili więc zatrzymać konwój w Jezioranach do godziny 5, do momentu wygaśnięcia zgody na transport. Zabrakło 1 godziny, by ten plan się powiódł.
Protestujący zaparkowali auta na poboczach ulicy Sienkiewicza – wlotowej od strony Barczewa – w miejscach do tego dozwolonych, ale w taki sposób, by szeroki wóz transportujący wiatrak nie mógł między nimi przejechać, natomiast inne pojazdy mogły swobodnie się poruszać.
Kilka aut ustawiło się na krzyżówkach dróg z Barczewa do Jezioran, na wypadek, gdyby inwestor zmienił trasę przejazdu i wybrał transport przez pola wielkich obszarników ziemskich, posiadaczy dziesiątków hektarów ziemi – braci Romanowskich. - Okazało się, co podejrzewaliśmy od początku, że Marek Brejta jest tylko „słupem" wynajętym przez Romanowskich – tłumaczy Wojciech Sobierański ze Stowarzyszenia. - Romanowscy w końcu wystąpili jawnie na sesji rady miasta w Jezioranach lobbując za wiatrakami, a teraz dali zgodę na przejazd przez ich pola na Świętą Górę.
Rzeczywiście, Marek Brejta nie pojawił sie podczas transportu wiatraków, mimo że wcześniej zawsze uczestniczył w działaniach związanych z inwestycją. Za to kolejny raz swoje zaangażowanie w tę inwestycję Romanowscy pokazali w nocy 20 sierpnia. Po 21 zatelefonowała z drogi spod Krokowa prezes Stowarzyszenia Danuta Kozłowska, wołając o pomoc, gdyż została zaatakowana przez córkę Romanowskiego. Wojciech Sobierański zawiadomił załogę radiowozu policyjnego, który akurat pojawił się na ul. Sienkiewicza i w kilka aut protestujący pojechali na pomoc. Zastali na środku drogi w aucie roztrzęsioną Danutę Kozłowską oraz stojącego za jej autem auto mężczyznęy, który twierdził, że mieszka w Jezioranach. Z relacji Danuty Kozłowskiej wynikało, że córka Romanowskiego wyprzedzała jej auto swoim autem i blokowała jej dalszą jazdę, a z tyłu blokować miał ją w drugim auta mężczyzna. Córka Romanowskiego miała podejść do jej auta i grozić jej poderżnięciem gardła (pokazał taki gest). Gy po interwencji wszyscy wrócili do Jezioran, była już córka Romanowskiego i jak gdyby nigdy nic robiła zdjęcia protestującym na ul. Sienkiewicza.
Najpierw, po 22 przez Jeziorany przejechały 2 dźwigi. Natomiast główny konwój z złożony z dwóch wozów transportowych dotarł do Jezioran o 23.30. Pilot zatrzymał się przy wąskim gardle stworzonym przez dwa auta zaparkowane na poboczach. Wkrótce pojawiły się 3 radiowozy i jedno policyjne auto osobowe, w sumie około 15 funkcjonariuszy z komendy w Biskupcu z komendantem Morozem na czele. Jeden z policjantów non stop filmował całe zdarzenie i protestujących. Zachowywał się przy tym bardzo prowokująco, niemal wchodził obiektywem kamery w twarze protestującym, uśmiechając się przy tym złośliwie. Protestujący też mieli swoich kamerzystów. Z mediów był obecny na miejscu tylko reporter „Deb@ty". Protestującym nie udało się zainteresować wydarzeniem mediów olsztyńskich. Wojciech Soberański prosił o przyjazd m.in. TVP Olsztyn i TVN.
Policjanci drogówki najpierw sprawdzili, czy transportujący mają wymagane zezwolenia, następnie podali przez megafon niezrozumiały komunikat. Nadali go tylko raz i tak cicho, że nikt z kierowców się nie zorientował, jakie padło polecenie. W tym czasie nadjechał od strony Barczewa wóz zaopatrzeniowy Biedronki, który nie mógł już przejechać, ulica została zatarasowana przez kolumnę transportową. W kolumnie utknął też kierowca auta osobowego, który domagał się od policjantów usunięcia konwoju i umożliwienia przejazdu. Po około 40 minutach policjanci polecili pilotowi, by usunął się na pobocze i umożliwił przejazd. Jako, że stałem na poboczu zaraz za tym kierowcą, postanowiłem skorzystać z okazji i przeparkować auto, jednak po przepuszczeniu auta przede mną pilot konwoju ponownie zatarasował drogę. Zaskoczony, zapytałem policjantów, o co tu chodzi? Czy chodzi im o to, żeby auta parkujące na poboczu odjechały, czy przeciwnie? Podleciał do mnie policjant z kamerą i filmując wmawiał mi, że zgłosiłem, że mam uszkodzone auto, co było ewidentnym kłamstwem. Dopiero, gdy przedstawiłem się, że jestem dziennikarzem policjanci kazali pilotowi przepuścić mnie.
Od dowódcy oddziału policyjnego dowiedziałem się, że wezwali z Olsztyna lawety i będą chcieli w ten sposób usunąć auta z pobocza. Policjanci wcześniej nie podjęli żadnej próby odnalezienia wśród protestujących właścicieli aut. Tym razem jednak policja dostała inne wytyczne od decydentów politycznych niż 24 września 2014 roku. Wówczas protestujących na polnej drodze spacyfikował tarczami oddział prewencji z Olsztyna złożony z ok. 60 policjantów. Usunięto też wówwczas posła Jerzego Szmita, któremu policja założyła sprawę, ale sejm nie wyraził zgody na uchylenie immunitetu. Natomiast do sądu trafiło 6 uczestników pikiety, za blokowanie drogi publicznej.
Po północy z jednego z domów wyszedł kierowca parkujący na poboczu i chciał odjechać. Został jednak spisany, mimo że prawidłowo parkował. Tłumaczył, że był u znajomych, razem oglądali mecz, a teraz chce wrócić do domu. Policjanci jednak zablokowali mu wyjazd, chcąc by jego auto zabrała laweta. W tej samej sytuacji znalazł się Wojciech Sobierański, który w pewnym momencie postanowił opuścić pobocze, wówczas naprzeciwko jego auta, na środku jezdni stanął radiowóz, by mu to uniemożliwić. Podszedłem do komendanta Moroza, pytając o co tu chodzi? Przecież celem policji było utorowanie drogi konwojowi, skoro parkujący chcą dobrowolnie odjechać, dlaczego im się to uniemożliwia? Komendant odparł, że już za późno, bo wezwali lawety, twierdził też, że kierowcy zostali o tym uprzedzeni. Jednak Wojciech Sobierański zaprzecza, by policjanci go o tym poinformowali.
Dwie lawety firmy Jarząbek nadjechały około 2 rano. W tym czasie Danuta Kozłowska, którą spisywano w radiowozie źle się poczuła, cała się trzęsła. Protestujący wezwali karetkę pogotowia. Karetka przyjechała. Laweciarze odstąpili od załadunku aut, gdy ich kierowcy zapłacili im po 200 złotych za przyjazd. Następnie policja pozwoliła ich właścicielom przeparkować.
Konwój ruszył. Wówczas protestujący zaczęli przechodzić przez zebrę. Ponownie pojawiły się radiowozy i bez użycia siły doprowadzili do zejścia protestujących z zebry. Konwój ruszył, ale wóz skręcając z Sienkiewicza pod kątem prostym w Kajki zaklinował się, tarasując całą jezdnię. Wykorzystały to protestujące kobiety, które stanęły na krawędziach chodników, w miejscu, w którym wóz stykał się z chodnikiem. Wydawało się, że plan zatrzymania konwoju do godziny 5 się powiedzie, bo nastąpiła awaria urządzenia skręcającego w miejscu koła pojazdu transportującego. Jednak po 30 minutach obsłudze wozu udało się awarię usunąć i kolumna ruszyła. Wówczas kawalkada aut protestujących ruszyła szutrową drogą przez Lekity, licząc że uda się zatrzymać konwój przed zjazdem na pola Romanowskich. Nie zdążyli. Po godzinie 4 konwój skręcił z drogi asfaltowej na pola i stamtąd na Świętą Górę.
25 sierpnia odbędzie się w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Olsztynie rozprawa na wniosek Stowarzyszenia "Siedliska Warmińskie", które kwestionuje decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego. SKO bowiem uznało, że inwestor nie mógł uzyskać zgody na postawienia farm, jako inwestycji celu publicznego, bo farmy nie są taką inwestycją, ale upłynął termin na jej uchylenie. Stowarzyszenie kwestionuje tę decyzję.
- Inwestor prowadzi politykę faktów dokonanych – tłumaczy Wojciech Sobierański. - Chce postawić farmę przed wyborami parlamentarnymi. Później, jeśli nawet wygramy w sądzie, to bardzo trudno będzie doprowadzić do rozebrania farmy z uwagi na wysokie koszty odszkodowania.
Walka Stowarzyszenia i mieszkańców Lekit z wiatrakami trwa już 4 lata. Pierwsza decyzja została wydana w 2008 roku, lecz mieszkańcy dowiedzieli sie o niej dopiero 3 lata później. Inwestor miał za sobą byłego burmistrza Jezioran Leszczyńskiego, byłego starostę powiatowego w Olsztynie Mariana Pampucha i SKO. Protestujący – sąd administracyjny, który za każdym razem uchylał decyzje SKO, a SKO ją podtrzymywało.
Adam Socha
https://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/region/4469-kolejna-noc-walki-w-jezioranach-kafelek.html#sigProIded2ce7b479
Skomentuj
Komentuj jako gość