Rozmowa z Nadią i Arkadym, uciekinierami politycznymi z Białorusinami, którzy zamieszkali w Olsztynie (imiona dla bezpieczeństwa ich bliskich zmieniłem). Poznałem ich przez córkę, która prosiła, żeby zaopiekować się jej przyjaciółmi z Białorusi. Ten wywiad powstał też po przeczytaniu wywiadu w „PlusieMinusie” z 23 kwietnia z Pawłem Łatuszką, byłym ministrem kultury, który powiedział, że „świat zapomniał o Białorusi”.
Adam Socha
- Nadio, opowiedz, jak doszło do tego, że stałaś się uciekinierką polityczną z Białorusi, a szerzej, opowiedz, jak doszło do przebudzenia Białorusinów?
Nadia: Gdy Łukaszenka pierwszy raz wygrał wybory prezydenckie w 1994 roku, miałam 11 lat. Te pierwsze wybory nie były sfałszowane, on naprawdę zwyciężył. Rosłam na prowincji, w jednym z miast byłych Kresów Wschodnich II Rzeczpospolitej. Na prowincji ludzie słabo się angażują. Ten stan rzeczy utrwala edukacja. Moi rodzice są prostymi ludźmi, pochodzącymi ze wsi, mama ma wyższe wykształcenie nauczycielskie, była wychowawczynią w przedszkolu, a tata pracował w fabryce, jako robotnik. Mój tata w latach 90. XX wieku przyjmował rzeczywistość taką jaka ona była. Nawet jeśli sporadycznie jakaś informacja z opozycyjnych gazet docierała do prostych ludzi o nadużyciach władzy, to nie wierzyli.
- Czy w latach 90. twoja rodzina miała problemy materialne, jaki był stan materialny większości społeczeństwa w tych latach?
Nadia: Żyło się bardzo ciężko, nam babcia dawała pieniądze na chleb. Mogła nam pomóc, bo na wsi uprawiała swoją działkę. Mama jeździła do Rosji sprzedawać rzeczy, żeby nam cokolwiek kupić. Do tego w sklepach były nieustanne braki i niekończące się kolejki. Latem 1993 r. inflacja przekroczyła 100 procent. Ja do dzisiaj żałuję, że nie mogłam pójść do szkoły muzycznej, bo rodziców nie było na to stać. Uczyłam się bardzo dobrze, więc wyjechałam w 2002 roku do Mińska, żeby studiować. W 2007 roku skończyłam studia magisterskie i zaczęłam studia doktoranckie.
- W 2006 roku odbyły się kolejne wybory prezydenckie, po tzw. Referendum, w którym naród pozwolił Łukaszence na ponowny start. Instytut Gallupa ocenił poparcie dla Łukaszenki na 49% . Oficjalnie zdobył 82,6% głosów, pokonując demokratycznego kandydata Alaksandra Milinkiewicza (zdobył on 6% poparcia). Mój kolega dziennikarz był wówczas na Białorusi jako ich obserwator. Mówił, że na prowincji, zwłaszcza na wsi Łukaszenka cieszył się autentycznym poparciem, nazywali go „Baćką” (ojcem). Wszędzie panował idealny porządek, było czysto, emerytury wypłacane na czas, bardzo niskie bezrobocie. Było biednie, ale każdy miał co jeść i w co się ubrać.
Nadia: Gdy Łukaszenka został prezydentem w 1994 roku, skończyła się w Białorusi demokracja. W 1996 roku zmienił konstytucję i rozpędził Radę Najwyższą. Mianowani przez niego nowi deputowani bezprawnie przedłużyli kadencję Łukaszenki do 2001 roku Konstytucyjnie wybory powinny były się odbyć w 1999 roku. Zaczęli ginąć czołowi politycy opozycyjni: byli deputowani do Rady Najwyższej Wiktar Hanczar i Anatol Krasouski, byli szefowie MSW Juryj Zacharanko, Hienadzia Karpienko, operator telewizji ORT Dzmitryj Zawadski. Pułkownik białoruskiego MSW Aleh Ałkajew, po ucieczce do Niemiec potwierdził przypuszczenia opinii międzynarodowej, że na Białorusi, z polecenia prezydenta Łukaszenki powstała specjalna jednostka likwidująca białoruskich opozycjonistów. Ałkajew przez ostatnie dziesięć lat sprawował funkcję naczelnika więzienia śledczego w Mińsku, był odpowiedzialny za wykonanie wyroków kary śmierci.
O tym wszystkim wówczas ani ja, ani moja rodzina, ani większość społeczeństwa nie wiedziała. Nie było niezależnej informacji, internetu. Mimo to każde młode pokolenie w dużych miastach próbowało protestować, na ulice wychodziło kilkaset do 3 tysięcy ludzi. Zawsze OMON-owcy ich bili i aresztowali liderów. Akurat w dniu wyborów byłam w rodzinnym mieście i wieczorem poszłam zagłosować. W komisji wyborczej powiedzieli, że nie mogę, bo powinnam była zagłosować w Mińsku. Odebrałam to jako machlojkę wyborczą. Moja koleżanka tego dnia wróciła do Mińska z rodzinnej miejscowości od mamy i prosto z metra chciała iść na uczelnię, na zajęcia. Tylko wyszła z metra i została zatrzymana, bo wiozła w torbie kiełbasę. Zatrzymywali tego dnia każdego, kto szedł na plac, na którym demonstrowali studenci. Rewidowali torby i jeśli było w nich jedzenie lub odzież (była zima), to zatrzymywali pod zarzutem, że niesie dla nielegalnie protestujących. W areszcie koleżanka powiedziała, że to niesprawiedliwe, że ona w ogóle nie szła na plac protestować, tylko na zajęcia. Takie zetknięcie się z represjami przez ludzi, którzy byli apolityczni i całkowicie bezpodstawnie zostali zatrzymani i uwięzieni, to otwierało oczy. Do młodzieży zaczęło powoli docierać, że żyjemy nadal w radzieckim ucisku. Studenci, ale i też niektórzy lektorzy, poszli do dziekanatu, by się za nią wstawić.
Arkady: Wykładowcy chodzili po salach i ostrzegali studentów przed pójściem na demonstrację, zastraszali: „nie idźcie na demonstrację, bo kto zostanie złapany, wyrzucimy ze studiów, władza wam wszystko daje, macie darmowe studia, tanie jedzenie”.
- Jak Łukaszenka budował system „łukaszenkowski”?
Nadia: Główny filar jego władzy to resorty siłowe, policja, KGB, wojsko. Drugi to sfera budżetowa, kadra kierownicza państwowych zakładów, urzędnicy, nauczyciele. Np. do komisji wyborczej kieruje się nauczycielkę samotnie wychowującą dziecko. Gdyby nie podpisała sfałszowanego protokołu wyborów, to wiedziała, że straci pracę i źródło utrzymania.
System rekrutacji do służb siłowych wzorowany jest na systemie sowieckim. Często biorą ludzi z głuchych wsi, którzy nie mają pracy, żadnej przyszłości, a w KGB czy OMON-ie dostają mieszkanie, pensję wyższą od nauczycielskiej czy akademickiej, wcześniejszą emeryturę, od 45 lat i od razu na rękę jednorazową kwotę na zagospodarowanie np. 5 tys. dolarów. Wolno im wszystko, aby tylko byli wiernymi psami. By utrzymać ich w posłuszeństwie wprowadził system kontraktowy zatrudnienia. Jak kończy się pracownikowi okres zatrudnienia, to szef ocenia twoją postawę, jeśli podpadłeś, traciłeś pracę, a jak traciłeś pracę, to musiałeś oddać część tej jednorazowej kwoty, np.: nie dopracowałeś 2 lata do końca kontraktu 5-letniego, to przy kwocie 5 tys. dolarów oddawałęś 2 tys. dolarów. Taki system, który Łukaszenka budował przez 26 lat jest bardzo ciężko rozbić. Mimo to byli ludzie, którzy wyszli z tego militarnego systemu, np. mój brat w 2011 zrezygnował z pracy w policji, w ochronie drogowej Łukaszenki, po tym, jak musiał brać udział w zduszeniu protestów po wyborach 2010. Wtedy, zobaczył, że to system niewolniczy, że jak pozostanie w tym systemie, to będzie stawał przed wyborami moralnymi i zmienił zawód.
- Jak w szkole, na studiach kształtowano was ideologiczne?
Nadia: Wmawiali nam, że alternatywa będzie gorsza, że Łukaszenka jest najlepszym liderem, dzięki niemu w kraju panuje porządek, jest praca, są regularnie wypłacane emerytury, to co mamy jest dla nas najlepsze. Jak przyjdzie ktoś inny, to będzie naród okradał, wróci korupcja, bezrobocie, bieda.
Arkady: Ja jestem z Mińska. U mnie w szkole średniej wszyscy śmieliśmy się z Łukaszenki, dla nas był prymitywem, śmieszył nas, rysowaliśmy jego karykatury.
- Czy byłaś na Zachodzie przed ucieczką z Białorusi?
Nadia: Pierwszy raz w 2012 roku na konferencji naukowej w Litwie, a potem miałam około 10 wyjazdów do Polski, Litwy i kilka innych krajów Europy Zachodnej.
- Czy dostrzegłaś jakieś różnice w poziomie życia, w swobodach politycznych?
Nadia: Oczywiście, że miałam zrozumienie, że na Zachodzie jest inne życie i są inne zasady życia.
- Czy cokolwiek na studiach mówiono o Unii Europejskiej, czy dyskutowało się o tym, czy warto wstępować do Unii?
Nadia: Nie było na ten temat żadnych rozmów na ten temat w moim otoczeniu. A część inteligencji wyznawała zasadę, jeżeli możesz coś zrobić dla kultury i odrodzenia białoruskiego, to rób to, zmieniaj od wewnątrz instytucje, w której pracujesz. Na uniwersytetach, w dużych miastach powoli rozwijało się życie podziemne. I pewnie dużo ludzi chciałoby żyć w Europie, ale byli przekonani, że to nieosiągalnie.
Arkady: W szkole średniej mój kolega miał motto: „Rasija w żopu, Białoruś w Jewropu”. Później został działaczem opozycji. Jedyny, który po uwięzieniu nie napisał prośby o ułaskawienie, długo siedział w więzieniu.
- Czy mieliście swobodny dostęp do Internetu?
Arkady: Po 2010 roku większość zaczęła mieć komputery, ale ściąganie danych było bardzo drogie, do tego połączenia modemowe – bardzo wolne i to ograniczało dostęp do wolnej informacji. Od roku 1990 były gazety opozycyjne, np. najbardziej znana “Narodna Wola” czy „Bielaruskipartyzan”, założona w roku 2006 przez Pawła Szeremeta, znanego opozycjonistę, zabitego w Kijowie w 2016 roku. Te pisma ukazywały się oficjalnie. W pewnym sensie te media opozycyjne były uszami i oczami Łukaszenka. On je czytał i jak opisywali problemy, to on mówił, ja ten problem rozwiążę i np. zwalniał jakiegoś dyrektora. Łukaszenka wykorzystywał te media do utrwalania władzy.
- W PRL mówiliśmy na takie pisma, którym władza pozwalała na pewną krytykę „wentyle bezpieczeństwa”.
Nadia: Tak, to u nas taką rolę spełniało. Ludzie, którzy od lat 90. byli w opozycji, rozumieli kim jest Łukaszenka, ale nie moi rodzice, którzy nie mieli czasu na szukanie prawdziwej informacji, bo walczyli o przetrwanie rodziny. Wybory w 2010 i 2011 roku przypadły na czas kryzysu ekonomicznego, częste podwyżki cen paliw przekładały się na wzrost cen żywności. Ludzie wtedy zaczęli „milczące protesty”. Wychodzili po pracy, po obiedzie i szli na centralne place Mińska, robili korki na drogach i klaskali. Kolega z mojego miasta przyjechał do Mińska i ja go z koleżanką zaprowadziliśmy na plac pokazać taki protest, ale sama nie brałam w nim udziału. W 2014 roku, po zajęciu przez Putina Krymu, nie było protestów. Łukaszenka mówił: „widzicie, do czego doprowadziły te majdany na Ukrainie? Tylko ja mogę Białoruś przed czymś takim uchronić”. Największy kryzys ekonomiczny nastąpił w 2015 roku, po dewaluacji.
- Co wobec tego sprawiło, że tak masowo społeczeństwo powiedziało w 2020 roku Łukaszence „odejdź”?
Nadia: Przez 26 lat władzy Łukaszenki Białoruś przeszła gwałtowny proces industrializacji i urbanizacji. Ludzie ze wsi wyjeżdżali do miast, znajdowali pracę, po pewnym czasie mieli pieniądze na zakup mieszkania, osiągali stabilizację, urządzali się. Dziś Białoruś jest najbardziej zurbanizowanym krajem w Europie Wschodniej i jednym z najbardziej zurbanizowanych krajów w całej Europie. Urbanizacja W 2020 roku osiągnęła poziom prawie 74 procent. Eksperci twierdzą, że jest to najwyższa liczba na przestrzeni postsowieckiej. W Mińsku mieszka już co piąty Białorusin. Ale co było najważniejsze, do 2020 roku większość społeczeństwa ok. 60 procent żyło z pracy w sektorze prywatnym. Na Białorusi była możliwość rozwoju dla „selfmademanów”, aktywni i utalentowani ludzie mogli osiągnąć samodzielnie sukces, nie wytworzyła się oligarchia jak w Rosji. Praca poza sferą budżetową na własny rachunek, niezależność od państwa radykalnie zmieniła mentalność ludzi. Ludzie uwierzyli w siebie. Od 2010 roku dokonała się też zmiana pokoleniowa, był duży odsetek osób z wyższym wykształceniem. Na to pokolenie mówiono „nie zbite”, bo po 2010 roku nie doświadczyli przemocy ze strony służb siłowych. No i ostatni czynnik, to rewolucja cyfrowa. Po 2010 roku ponad 80 procent mieszkańców miast miało komputery i używało internetu. Dlatego na Białorusi jest tak mało „watników”. „Watnikami” nazywamy w Białorusi ludzi zniewolonych przez rosyjską TV, którzy są jak zombie, w głowie mają watę-propagandę, a nie mózg. Tym się różnimy od Rosjan.
- Do rewolucji IT przyczynił się chyba Łukaszenka zezwalając w 2005 roku na powstanie Białoruskiego Parku Wysokich Technologii, który osiągnął poziom światowy usług i produktów informatycznych. W październiku 2020 r. w BPWT zarejestrowanych było 969 firm i ok. 65 tys. pracowników Dochód z IT w PKB Białorusi osiągnął w 2020 roku 5,7%, gdy z rolnictwa i leśnictwa 6,4%.
Arkady: Urzędnik Walery Cepkała przekonał rząd i Łukaszenkę, że na Białorusi może powstać Dolina Krzemowa. Łukaszenka się zgodził, bo nie wnikał i nie wiedział, co to takiego. Ale rewolucja cyfrowa na Białorusi dokonała się już wcześniej. Pierwsze firmy produkujące komputery osobiste powstały w połowie lat 90. XX wieku (nb. pierwszy białoruski komputer powstał w 1960 roku). Początkowo komputery nie były dostępne dla wszystkich, najtańszym sposobem było zbudowanie ich z komponentów. I ludzie potrafili to robić. Sprzedaż i obsługa sprzętu komputerowego stały się normalnym biznesem, Komputer mógł kosztować w tym czasie ok. 200 dol. (importowany model IBM PC AT 286). Średnia pensja na Białorusi wynosiła wtedy ok.10–30 dol.
Nadia: Mimo tych wszystkich przeobrażeń, jakie przeszło społeczeństwo Białorusi od 1990 roku, na przełomie 2019 i 2020 roku panował marazm i poczucie beznadziei, pamiętam to uczucie. Iskrą, która doprowadziła do rewolucji była pandemia Covidu. W tym momencie państwo zostawiło społeczeństwu same sobie z tym problemem.
- W Polsce oglądaliśmy wypowiedzi Łukaszenki, który śmiał się z pandemii. Mówił że to spisek Zachodu i zalecał aby po pracy, np. na traktorze, wypili 40-50 gramów wódki, by grali w hokeja lub chodzili do sauny, bo skrajne temperatury zabiją wirusa. Jednego razu grając w hokeja, zapytał dziennikarkę, która go spytała o Covida: „Widzisz ten wirus?” „Nie”. “Ja też nie widzę”.
Nadia: Okazał całkowite lekceważenie problemu i pogardę cierpiącym ludziom. Mówił, a TV to pokazywała: „Umarł? A po co tam polazł?” „Zmarł, a co to takiego? Każdy musi umrzeć”. Jak w tym powiedzeniu: „Pamierł Maksim, no i ch… z nim”. Tymczasem komuś umarła babcia, komuś córka, syn, ojciec, brat, sąsiad, było coraz więcej zgonów, a władza nic z tym nie robiła, nie wprowadziła żadnych obostrzeń, ignorowała apele. Studenci wystosowali petycję do władz (złożono pod nią ok. 16 tys. podpisów) o wprowadzenie e-learningu, zakazu dużych zgromadzeń oraz obowiązkowego testowania studentów wracających z zagranicy. Część studentów ogłosiła bojkot i odmówiła przychodzenia na zajęcia. Petycję do władz w Mińsku z prośbą o zaostrzenie polityki przeciwdziałania epidemii wystosowali również białoruscy lekarze pracujący za granicą. Łukaszenka to zignorował, drwił i szydził z ludzi. Do prostych ludzi to dotarło, zaczęli mówić, że w innym kraju to by ludzie takiego tyrana zrzucili. Wszyscy wówczas zobaczyli prawdziwe oblicze „baćki”, zrozumieli, że on traktuje naród jak bydło, że życie ludzkie dla niego nie ma znaczenia. Do dzisiaj nie wiemy, ile ofiar zabrała pandemia, bo szpitale nie prowadziły ewidencji. Ludzie zrozumieli, że muszą sami się ratować. Powstał masowy, oddolny ruch wolontariacki. Wolontariusze wozili lekarzom do szpitali jedzenie, szyli im ubrania ochronne i maski. Nikt dokładnie nie zna ile ofiar pochłonęła pandemia w Białorusi. To wspólne działanie sprawiło, że powstało zjednoczone społeczeństwo. Do ludzi dotarło, że mogą obejść się bez państwa, że sami sobie poradzą. Do czasu pandemii jak wykazywałeś własną inicjatywę obywatelską, to mogłeś wylądować w więzieniu. Od pandemii ludzi sami stali się państwem.
I w takiej sytuacji ogłoszono na 9 sierpnia 2020 roku wybory prezydenckie. Zgłosił się Wiktar Babaryka, były prezes Biełhazprambanku, filantrop, który wcześniej nie działał w polityce i Siarhiej Cichanouski, bloger, opozycjonista prodemokratyczny, autor kanału na YouTube „Państwo do życia”. Pojawił się kandydaci, którzy chcieli wziąć na siebie odpowiedzialność i zaryzykowali, bo od 10 lat nie było dla Łukaszenki alternatywy. On swoich przeciwników albo zamordował, albo gnili w więzieniu, albo musieli uciekać zagranicę. Łukaszenka ich się wystraszył, bo zobaczył w nich siebie, jak pierwszy raz został prezydentem, tak samo jeździł po wsiach i miastach, spotykał się na wiecach z ludźmi, oskarżał wszystkich polityków o korupcję i zapewniał, że położy temu kres. Już wcześniej zdobył popularność, bo jako przewodniczący parlamentarnej „Komisji do Walki z Korupcją” w 3-godzinnym raporcie transmitowanym przez telewizje oskarżył całą klasę polityczną o korupcję. Teraz taka popularność zdobyli Cichanouski i Babaryka. Inni opozycyjni kandydaci byli popularni, ale tylko w swojej grupie spolecznej (np. Cepkała w środowisku IT). Pod koniec maja 2020 sondaże internetowe wykazywały, iż Baryka zająłby pierwsze miejsce z ponad 50% poparciem. Od 21 maja do 19 czerwca każdy kandydat musiał zebrać 100 tysięcy podpisów, wymaganych w celu zarejestrowania. To było trudne, jak na 6.845 tys. wyborców. Ale po doświadczeniu z pandemią nagle przed komisjami ustawiły się olbrzymie kolejki do złożenia podpisu poparcia dla kandydatów. Ludzie szli prosto z pracy złożyć podpis i wtedy zobaczyli, że przeciw Łukaszence jest ich bardzo dużo. Ludzi brali urlopy, aby zostać wolontariuszami w kampaniach przedwyborczych. Teraz tych wolontariuszy i tych, którzy podpisali listy opozycyjnym kandydatom represjonuje się, wyrzuca z pracy. Zespół Babaryki zgłosił 425 000 zebranych podpisów. Komisja wyborcza odmówiła rejestracji jego list i Babaryka został aresztowany. To samo spotkało Cichanouskiego.
- Aresztowanie kandydatów nie wystraszyło ludzi?
Nadia: Nie. Przeciwnie, bo wtedy zarejestrowała swoją kandydaturę żona Cichanouskiego Swiatłana i zaczęła zbierać podpisy. Ludzie błyskawicznie zebrali wymagane podpisy, mimo że miała bardzo mało czasu. Łukaszenka ją zlekceważył, bo to kobieta. On mówił: „Konstytucja nie jest dla kobiety, prezydentem nie może być kobieta”. Nie wierzył, że ludzie zagłosują na kobietę. Były dwie części głosowania, pierwsza przed oficjalnym terminem, gdy zwozili studentów, nauczycieli, wojsko do komisji, żeby oddali głos, po to żeby zdążyć te głosy podmienić na głosy na Łukaszenkę. Cichanouska przed wyborami powiedziała ludziom, żeby mieli białą wstążkę, aby było widać, kto idzie na nią głosować. Powiedziała też, jak złożyć kartkę, żeby od razu w urnach było widać, ile jest na nią głosów.
Ale najlepszy system monitoringu wyborów stworzyli informatycy. Uruchomili w sieci platformę Voice, Zubr i Honest People, każdy kto chciał głosować rejestrował się na niej, w dniu wyborów robił zdjęcie swojej karty do głosowania i wysyłał na platformę, a po zakończeniu liczenia głosów, tam gdzie wywieszono protokół ludzie mieli robić zdjęcie i wysyłać na platformę. Nawet mój 65-letni tata emeryt zrobił zdjęcie swojej kartki i wysłał. Dużo ludzi pojechało do swoich babć i dziadków, żeby zarejestrować ich do platformy i wytłumyczyć, jak zagłosować). Jak 9 sierpnia ludzie przyszli po 20.00, po zakończeniu głosowania, pod swoje komisje, okazało się, że wiele z nich policja wywiozła gdzieś wraz z urnami. Już po godzinie 20.00 przewodnicząca centralnej komisji wyborczej ogłosiła około 80% za Łukaszenką i 10% za Cichanouską. Gdyby sfałszowali na 65%, to może protesty by nie wybuchły, ale dzięki tłumom ludzi w lokalach wyborczych z białymi wstążkami, ludzi wedzieli, kto zwyciężył.
Potwierdziła nam to platforma Voice (Głos) ludzie się dowiedzieli, jaki był prawdziwy wynik. Informatycy przetworzyli oficjalne zapisy głosowania z 1310 na 5767 komisji (22,7% wszystkich komisji) w których głos oddało 1.875.998 wyborców (32,2% wszystkich uprawnionych do głosowania). Z tych 1310 komisji głosy, które otrzymała Swietłana Cichanouska, stanowiły 75% całości jej głosów. Otrzymała w nich 81,1% głosów. Np. w mojej komisji oficjalny wynik był, że za Cihanouską było 295 głosów, ale ludzi wysłali 569 zdjęć swoich kart, że głosowali na Svietłanę, a 939 osób wysłało informację bez zdjęcia, ze oddało na nią głos. Informatycy podali, że w 30% komisji wybory były sfałszowane.
Ludzie tak ogromnego oszustwa nie wytrzymali i wyszli w nocy na ulicę. OMON-owcy strzelali do ludzi, rzucali w nich granatami, bili i porywali. Widziałam, jak rzucali granaty pod szpitalem położniczym. Mimo to przez trzy kolejne noce ludzie wychodzili protestować. Pierwszego tygodnia aresztowali około 7, 5 tysiąca ludzi. Wszystkie komisariaty w kraju spłynęły krwią. Było tysiące pobitych. Ludzie przez kilka następnych nocy w ogóle nie spali, szukali po komisariatach, po szpitalach swoje dzieci, swoje rodzeństwo. Nie było rodziny lub znajomych, żeby ktoś nie został pobity. Tylko w Pińsku demonstranci nie pozwolili się bić. Ludzie poszli do urzędu miasta, domagali się podania wyników wyborów, ale sprowokowali ich OMON-owcy i ludzie zaczęli rzucać w nich ławkami, co było pod ręką. Na trzy dni kraj został odcięty od internetu, ale ludzie wysyłali sobie z komórek zdjęcia zmasakrowanych ludzi. Całe społeczeństwo było świadkiem gwałtu, jedno przeżyli traumę pobicia, a reszta traumę bycia świadkiem przemocy.
- Za to w środę 12 sierpnia w dzień wyszły demonstrować same kobiety. Dlaczego?
Nadia: Bo ich mężowie i synowie zostali aresztowani i pobici, mój brat też został pobity i ja też poszłam demonstrować, sumie szłam protestować kilkanaście razy. W środę kobiety wyszły na biało z kwiatami na rynek Komarowski w Mińsku. OMON-owcy nie spodziewali się samych kobiet i nie wiedzieli jak zareagować. Tego dnia nikogo tam nie zatrzymali. Następnego dnia wyszły jeszcze większe tłumy kobiet. Nasza rewolucja to też rewolucja antypatriachalna. Łukaszenka pozował na „maczo”, gardził kobietami. Dlatego w czasie demonstracji wisiały plakaty „Patriarchat tiebie pizdziec”. Symbolem rewolucji stał się obraz „Eva” Chaima Soutine, wybitnego malarza białoruskiego, takiego „drugiego” Marca Chagalla. Ten obraz kupił Babaryka i kiedy go zaaresztowano, to „zaaresztowali” też jego obrazy jakie kupował dla Białorusi. Natychmiast „Eva” pojawiła się na torebkach, na koszulkach.
Protestantka w koszulce z Evą Chaima Soustine a
Łukaszenka obrażał ludzi, mówił, że na protesty chodzą prostytutki, darmozjady, narkomanii, pijaki. To na protestach krzyczałyśmy: „czy są tu prostytutki?” Wszyscy odpowiadali: ”Taaak!”. „Czy są alkoholicy? Taaak!”... To był cud obudzenia się społeczeństwa. Uważamy, że mimo nie obaliliśmy Łukaszenki, odnieśliśmy zwycięstwo. Nie mieliśmy szans zrobić Majdanu, jak na Ukrainie. Nie było broni, nawet wielu myśliwym zabrano broń. Ponadto, wojska rosyjskie już u nas stały.
Widzimy co zrobiły teraz w Kazachstanie w styczniu 2022, jak wybuchły u nich protesty. U nas byłoby jeszcze gorzej. Putin by powiedział, „a co tam, z tymi Białorusinami, strzelać”. Przecierpieliśmy. Nadal mamy szansę na pokonanie Łukaszenki, to tylko kwestia czasu. Byli policjanci, prokuratorzy, adwokaci, sędziowie, którzy wyemigrowali z Białorusi, bo nie chcieli uczestniczyć w systemie represji, stworzyli organizację BYPOL i zbudowali plan „Pieramoga” (zwycięstwo), mobilizacji społeczeństwa w walce z reżimem Łukaszenki. Jest kilka podobnych inicjatyw. Ludzie zapisują się na platformę w sieci, podają wiek, płeć, co potrafią, w czym mogą pomóc np. mam samochód i mogę coś przewozić. Z tych co się zapisują, budują organizację, którą przygotowują na ostateczne wystąpienie celem obalenia reżimu Łukaszenki. Gdy wybija godzina powstania, ludzie otrzymają SMS, gdzie mają się udać i co robić. Ci partyzanci, którzy wykoleili pociągi z zaopatrzeniem dla wojsk rosyjskich na Ukrainie, robili to właśnie we współpracy z by.pol i innymi. W 2020 roku firmy IT ogłosiły zbiórkę pieniędzy na zwrot jednorazowej kwoty dla pracowników służb siłowych, którzy zdecydują się porzucić w nich pracę. Szefa tej kampanii IT, zamknięto za to w więzieniu, ale jego rolę przejęły inne firmy. BYPOL ma też swoich ludzi w systemie siłowym Łukaszenki, którzy są teraz „uśpieni”.
- Dlaczego musiałaś wyjechać z Białorusi?
Nadia: - Miałam bardzo dobrą pracę, stanowisko kierownicze. Oddawałam cesarzowi co cesarskie, żeby móc robić coś pożytecznego dla wspólnoty i kultury białoruskiej, ale po represjach ta część, którą trzeba było płacić „cesarzowi” stała się bardzo duża, było coraz więcej pracy biurokratycznej i ciężko mi było pracować. Chodziłam na protesty, a osoby na stanowiskach kierowniczych musiały być nadal członkami partii Łukaszenki „Biała Ruś”. Mnie nie proponowali, bo wiedzieli, że wyślę ich tam, gdzie rosyjski korabl. Zapisałam się tylko do związku zawodowego, ale wypisałam się po protestach jesienią 2020 roku. W 2021 roku przyszedł do mnie dyrektor i powiedział, że nie może u nas pracować człowiek na stanowisku kierowniczym, który nie zgadza się z polityką państwa. „Jest pani na zdjęciach z demonstracji”. W sumie brałam udział w kilkunastu demonstracjach. Bałam się, ale miałam poczucie, że to mój obowiązek. Przed 25 marca, rocznicą ogłoszenia w 1918 roku Białoruskiej Republiki Ludowej ostrzegli mnie, że jak pójdę tego dnia demonstrować, to wyrzucą mnie z pracy. Ja na to, że jestem patriotką i nie odstąpią od swoich zasad. Po 25 marca przychodzi do mnie kolejna osoba z kierownictwa, mówi: „mamy na panią dowody, jest taka opcja, że pani sama zrezygnuje z pracy i my tych dowodów nie puścimy dalej”.
Nie jestem bohaterką. Raport Komisji Praw Człowieka podał, że w 2021 roku ponad 35 000 osób zostało zatrzymanych za protesty lub wyrażanie solidarności z ofiarami pobić. Torturowanie więźniów i inne formy poniżającego lub nieludzkiego traktowania jest rutynowo stosowane. Jak zostało 10 dni do wyznaczonego przez nich terminu odejścia z pracy, to powiedziałam, że sama zrezygnuję, dla nich to lepiej, niż gdyby ich kierownik został aresztowany. I ostatniego dnia, gdy miałam złożyć rezygnację, już nie poszłam do pracy, tylko samolotem wyleciałam do Ukrainy. Dużo ludzi od nas wyjeżdżało na Ukrainę, ale jak Rosja napadła na Ukrainę, dostaliśmy nienawiść od Ukraińców, że pomagamy agresorowi. Pisali „białoruś” małą literą. A przecież my uciekliśmy właśnie dlatego, żeby nie chcieliśmy wspierać Łukaszenki. Mówi się, że wyjechało od 200 do 500 tys Białorusinów. Z Ukrainy wyjechałam do Moskwy. W ambasadzie Polski w Moskwie w 15 minut dostałam wizę, ambasador zatelefonował do mnie. Napisałam projekt pracy naukowej i będę go realizować na uczelni.
- Jaki był stosunek Kościołów do protestów orzeciwko sfałszowaniu wyborów? Jaka jest pozycja Kościołów w Białorusi?
Nadia: Kościoł Prawosławny jest dominujący i nawet ma więcej przywilejów od państwa i tym samym jest bardzieju uzależniony od władzy państwowej. Kościół Prawosławny na Białorusi jest częścią Kościoła Ruskiego. Kierownictwo Kościoła Prawosławnego jest całkowicie podległe pod KGB. Dlatego "watników" jest więcej wśród prawosławnych. Taki "kiszenny kościół". Image wśród społeczeństwa Kościoła Prawosławnego upadł po protestach 2020 roku, a po wybuchu wojny w Ukrainie, myślę jest w ogóle zniszczony. Dlatego niektórzy przestali chodzić do cerkwi w ogóle po 2020 roku i po wybuchu wojny w Ukrainie.
Kościoł Katolicki ma mniej wsparcia od władzy, bo czasem się władzy sprzeciwia i tym samym jest mniej uzależniony, chociaż też musi liczyć się z władzą.
Według statystyk w 2015 roku około 58,9 % (około 5.5 mln) ludności określa siebie jako wierzący. Z nich 82% (około 4.5 ml) jako prawosławni, 12% - katolicy (ok. 660 tys.) i 6% (ok. 330 tys.) – innych konfesji. Ale w mojej ocenie wśród tych 82%, większość jest nominalnych, nie praktykujących chrześcijan. Myślę, że liczba praktykujących jest mniej więcej bliska u katolików i prawosławnych, może z przewagą prawosławnych. Jacy są "wierzący" Rosjanie już zobaczyliśmy po napaści Rosji na Ukrainę.
Wiemy, że wśród więźniów politycznych jest 19 prawosławnych, 10 katolików i 13 innych konfesji (to ci, o których wiemy). Wśród liderów protestu też są ludzie różnych konfesji. Np. Siargej Cichanouski, Pawieł Siewiaryniec i Nikołaj Statkewiecz są prawosławni, Władzimir Mackiewicz protestant.
Arkady: Kościoły nie są jednorodne i jest różnica między wiernymi a hierarchią. Metropolita prawosławny wspiera Łukaszenkę otwarcie, chodził do OMONU święcił broń i uśmiechał się do głównych katów. Tylko jeden biskup prawosławny Artemij Kiszczenko z Grodna potępił prześladowania. Jego odsunięto od kierownictwa biskupstwem i postawili innego, lojalnego. Natomiast metropolita katolicki, mińsko-mohylewski abp Tadeusz Kondrusiewicz, po sfałszowanych wyborach 11 sierpnia, jako pierwszy protestował przeciwko użyciu siły wobec manifestantów i rozlewowi krwi. Jak podkreślił: „Po raz pierwszy w historii Białorusi brat podniósł rękę na brata”. Wezwał też do dialogu i zwołania „okrągłego stołu” władz i opozycji. 15 sierpnia apelował do władz o zaprzestanie stosowania przemocy wobec protestujących oraz uwolnienie aresztowanych, którzy w jego opinii „chcą tylko poznać prawdę o wyborach prezydenckich”. Dodał też, że przelana krew, pobicia i brutalne obchodzenie się z demonstrantami to „ciężki grzech na sumieniu tych, którzy wydają przestępcze rozkazy i szerzą przemoc”. W jego opinii tego typu działania przyczynią się do pogłębienia podziałów, które można obserwować w obrębie społeczeństwa białoruskiego. Z kolei 18 sierpnia w czasie nabożeństwa w „czerwonym kościele” (pw. św. św. Szymona i Heleny) w Mińsku metropolita wezwał do pokuty tych, „którzy świadomie czynili zło przeciwko narodowi, jego przyszłości i każdemu przedstawicielowi”, ale także do wybaczenia winnym i „ogólnonarodowego pojednania”. Przed wspomnianą mszą w intencji Białorusi metropolita prosił władze o umożliwienie mu spotkania z uwięzionymi. Kiedy nie otrzymał na to zgody, w drodze na eucharystię modlił się za uwięzionych w pobliżu mińskiego aresztu śledczego przy ulicy Wołodarskiego 1. Wcześniej, 19 sierpnia, modlił się przed mińskim aresztem przy ulicy Okriestina, gdzie szczególnie brutalnie torturowani byli zatrzymywani manifestanci. Metropolita spotkał się także z ministrem spraw wewnętrznych Białorusi Jurijem Karajewem, któremu przekazał swoje zaniepokojenie brutalnością sił porządkowych. Za swoją postawę 31 sierpnia, gdy wracał z Polski, nie został wpuszczony na Białoruś. Łukaszenka wpuścił abp Kondrusiewicza po 3 miesiacach, gdy metropolita złożył rezygnację z funkcji.
Natomiast Watykan pd czasu protestów nie osądził Łukaszenki za gwałty. Papież poświęcając Rosję i Ukrainę sercu Marii, w marcu 2022 roku, nawet nie wspomniał o Białorusi. Nuncjusz Apostolski przekazał ministerstwu spraw zagranicznych Białorusi list uwierzytelniający jako ambasador, co oznaczało, że Wytykan uznał władzę Łukaszenki. Tego nie zrobiła większość państw. Następnie pił szampana z Łukaszenką.
Podobnie jak abp Kodrusiewicz zachował się metropolita prawosławny Paweł (Ponomariow), który był na Białorusi od 2013 roku jako „dodatek do kredytu od Moskwy”. Paweł w sierpniu jeździł do szpitali, do pobitych ludzi i okazał współczucie, rozmawiał z ludźmi na schodach katedry prawosławnej w Mińsku w pierwszy tydzień protestów. Nawet takie ostrożne gesty nie spodobały się Łukaszence i odesłał go do Rosji. Paweł okazał się bardziej chrześcijaninem i człowiekiem niż Metropolita Wieniamin (Tupieka), którego postawili w miejsce Pawła akurat 25 sierpnia 2020 roku. Łukaszenka postawił na jego miejsce człowieka lojalnego, który nie będzie miał ani chęci, ani możliwości sprzeciwienia się. Wieniamin akurat taki jest, bez woli, wychowany w ideologii monastycznej posłuszeństwa i mitem „Świętej Rusi” w głowie. Jest słaby i politycznie, i moralnie. Jeździł do OMON-owców i robi wszystko co mu każe białoruskie KGB. Z Pawłem nie było tak łatwo. Po protestach jest mocne uzależnienie kościoła prawosławnego od służb specjalnych. Przy poprzednim metropolicie Pawle, Filarecie (Wachromejewym), takiego okropnego uzależnienia nie było i nie mogło być, z nim władza musiało się liczyć, bo był mocną osobą, miał dużo kontaktów międzynarodowych i dobre notowania w świecie.
Nadia: Najbardziej znanym miejscem, gdzie cierpieli protestanci było więzienie przy ulicy Okrestina w Mińsku. Tam rodziny szukały swoich bliskich i czekały na uwolnienie uwięzionych. Wspomagało ich dużo wolontariuszy, nie tylko pod tym więzieniem. Wśród tych wolontariuszy byli też księża katoliccy, prawosławni i protestanccy. Robili spis uwięzionych, pomagali w przekazywaniu im ubrań, lekiów i jedzenia, wspomagali też ich rodziny. A wychodzących więźniów wspierali jedzeniem, odzieżą, opieką medyczną, prawną i psychologiczną, odwozili ich bezpłatnie do domu lub szpitala. Władze ten „obóz pomocy” zlikwidowały późną jesienią 2020, jeśli dobrze pamiętam. Ucisk księży i batiuszek, którzy wyrazili solidarność z protestującmi jest taki sam; przeszukania w domu, przesłuchania na KGB. Ostatnio zrobili sprawę kryminalną batiuszce, jego żonie i synowi, oskarżając ich o „terroryzm”. Kilkoro batiuszek jak i księży wyjechało z Białorusi na skutek prześladowań. Prawosławni naprawdę wierzący nie mieszają władzy kościelnej z nauką Chrystusa, piszą listy, pomagają więźniem i protestują, jak i katolicy, protestanci i ateiści. Dużo wiernych uświadomiło sobie, że to oni są Kościołem, jak i Białorusini, że oni są państwem.
- Dlaczego Łukaszenko tak zawzięcie walczy z tradycją narodową i językiem białoruskim?
Arkady: Bo jego dziedzictwo jest radzieckie, on w pierwszej swojej kampanii prezydenckiej powiedział: „jeśli będzie trzeba, to padnę w Moskwie na kolana, aby tylko wcielono Białoruś do Rosji”. Natomiast opozycja odwołuje się do tradycji i symboli narodu białoruskiego, dlatego on tak tych symboli i języka nienawidzi, bo to co białoruskie jest dla niego niebezpieczne. Jak tylko został prezydentem, to zrobił sfałszowane referendum i zniósł flagę biało-czerwono-białą i zamienił na radziecką. Tak samo zrobił z godłem, usunął Pogoń i wstawił, jak my mówimy „kapustę”, albo „wschód słońca nad błotem”, wprowadził język rosyjski jako równorzędny, zmniejszył drastycznie klasy z językiem białoruskim w szkołach. Jest taka anegdota, „w jakim języku mówi Łukaszenka? W języku rosyjskim. Aaa, to jest język rosyjski?”. Ludzie z zapadłych wsi, których zatrudniał w służbach siłowych natychmiast przestawali mówić po białorusku, bo po białorusku mówią ludzie drugiego sortu. Łukaszenka też wywodzi się z rejonu, w którym mówiło się po białorusku. Ale dla równowagi Łukaszenko zrobił proces działaczom skrajnych nacjonalistów prorosyjskich i posadził ich do więzienia, To taka jego polityczna zagrywka. On ciągle lawiruje.
- Tak jak w sprawie wojny z Ukrainą. Nie wysyła swojej armii na Ukrainę, ale robi manewry przy granicy i wiąże wojska ukraińskie na Wołyniu.
Nadia: Łukaszenka wie, że jakby wysłał wojska na Ukrainę, to większość żołnierzy natychmiast się podda i odda broń i będzie po nim. Ukraina daje nam nadzieję. Będziemy pomagać Ukraincom w ich słusznej wałce jak tylko kto z nas Białorusinów może.
Rozmawiał Adam Socha
Strotsev Dmitry, tłum. na j. polski Natalji Rusieckej
*
białoruscy uchodźcy
przyjmują ukraińskich uchodźców
na polskich dworcach
sztafeta przemocy
sztafeta cierpienia
sztafeta miłości
06.05.2022
*
белорусские беженцы
принимают украинских беженцев
на польских вокзалах
эстафета насилия
эстафета страдания
эстафета любви
06.05.2022
https://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/polska/8259-to-byl-cud-przebudzenia-bialorusi-najnowsze-slajd-kafelek.html#sigProId38fbb62fb7
Skomentuj
Komentuj jako gość