Wizerunek politycznego gangstera, zbrodniarza wojennego, rutynowanego zbira Putin zapewnił sobie już przed laty. Masowe mordy w Czeczeni, napaść na Gruzję, wysadzanie w powietrze własnych obywateli, fizyczna likwidacja niepoprawnych dziennikarzy, zbiegłych funkcjonariuszy systemu albo po prostu ludzi nielubianych, to tylko nieznaczna część z listy dokonań Władimira Władimirowicza.
Po Tłustym Czwartku nic też nowego nie pojawiło się w postawie tego aroganckiego chama i patentowanego łgarza: katastrofę "Kurska" spuentowano w Rosji identycznie jak zatopienie krążownika "Moskwa", zachęcanie do gwałtów na jeńcach czeczeńskich niczym nie różni się od uciechy okazywanej na Kremlu przy okazji dzisiejszych gwałtów na Ukrainkach. W tym zakresie, jeżeli wojna w Ukrainie zmieniła cokolwiek, to chyba jedynie to, że od teraz nawet najbardziej odporni na fakty nie będą mogli ignorować faktycznego emploi aktualnego wielkorządcy Wszechrusi.
A jednak ta wojna już przemodelowała w sposób zasadniczy wizerunek Putina, kolejne tygodnie i miesiące niechybnie zmianę ową jeszcze pogłębią i uwypuklą; w końcu dla wszystkich stanie się jasne, że ów człowiek, postrzegany jako twardy i potężny imperator, jest tylko zacietrzewionym tetrykiem. Mało kogo obchodzi, że władając przez ponad dwadzieścia lat, Putin nie dokonał niczego, aby przezwyciężyć najgorsze zmory Rosji. Alkoholizm, ubóstwo, galopująca depopulacja, obezwładniająca korupcja, szalejące bezprawie, koszmarny poziom sanitarny i zdrowotny, zapaść cywilizacyjna na ogromnych obszarach Imperium mają się jak najlepiej. Przepaść technologiczna, która odgradza putinowską Rosję od światowej czołówki, powiększa się a nie kurczy: dziś Rosjanie nie tylko nie są w stanie samodzielnie uruchomić własnych samolotów, nie potrafią nawet wytworzyć białego papieru do komputerowych drukarek, których zresztą też nie są w stanie sami wyprodukować.
Wszystko to nie ma wpływu na wizerunek Putina, bo ten nigdy nie opierał się na idei modernizacyjnej reformy. Ale przecież sypią się właśnie pryncypia tego nadętego kagebisty. Naraz okazuje się, że nie ma on bladego pojęcia o państwie, którym rządzi. Jego najbliżsi karmią go bzdurami, których nie potrafi rozpoznać. Łyka bezkrytycznie banialuki podstawiane mu przez służalczych wasali. Zawierza egzekucję własnych, nieustannie błędnych decyzji, ludziom bezwartościowym, pozbawionym podstawowych kompetencji i równie zdezorientowanym, jak on sam. Skutki są widoczne: jego przepotężne służby tajne, tak skuteczne w dobijaniu bezbronnych cywili, nie były w stanie nawet omsknąć się o rzeczywistość oceniając polityczną i społeczną sytuację w przedwojennej Ukrainie. Jego niezwyciężona armia dostaje łomot od sił zbrojnych sezonowego państwa założonego przez nieistniejący naród. Jego propaganda, ta kierowana do świata zewnętrznego, budzi śmiech, poczucie zażenowania i oburzenia; ulegają jej jedynie skończeni idioci. Jego tezy o bezbronności cynicznego, rozmemłanego Zachodu warte są dzisiaj tyle, co kiepski żart. Putin nie przejdzie do historii jako wielki władca, przejdzie do niej jako polityczna oferma, facet, o którym będzie się mówiło, że nie mógł się mylić bardziej.
Bo to on, jak nikt inny, jak żaden z wrogów Moskwy, udowodnił, że Rosja to państwo tekturowe, nieudolne, słabe i godne pożałowania. To Putin ograniczył zasięg tzw. kultury rosyjskiej, bo dziś cały świat się od niej odwraca i nikt, nawet Hitler, nie uczynił tyle dla derusyfikacji Ukrainy, co on. To on sprawił, że naraz Sojusz Północnoatlantycki przypomniał sobie po co istnieje, odzyskał dawny blask i sens, ten sam, w który jeszcze przed chwilą powątpiewali nawet niektórzy z jego członków.
To Putin wzmocnił militarne ramię NATO, przybliżył jego najlepsze oddziały do granic Rosji, odnowił bojowego ducha Sojuszu, a zaraz okaże się, że pomnożył jego szyki i wydłużył rosyjsko-natowską granicę o ponad 1300 kilometrów. To Putin przypomniał Zachodowi, co to znaczy być Zachodem, co jest jego fundamentem, że słowa mają swoje znaczenie a czyny następstwa. Putin wykonał przeogromną pracę dla definitywnego rozdzielenia cywilizacji rosyjskiej od naszej; dowiódł, jak niewiele mamy ze sobą wspólnego. Rubież dziczy została klarownie oznakowana.
Aż dotąd za największą pierdołę w XX-wiecznej Rosji uchodził Michaił Siergiejewicz Gorbaczow, człowiek który rozwalił ZSRS, bo chciał go wzmocnić. Putin właśnie wysuwa się na czoło niechlubnego rankingu; sprawia, że najgorsze koszmary Rosjan (i jego osobiste) właśnie przyoblekają się w ciało.
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość