Prof. Romuald Kmiecik, prawnik, profesor zwyczajny w artykule „Do Rzeczy” stwierdził: Tegoroczne wybory są dotknięte nienaprawialną wadą konstytycyjną i na to nie ma rady. Najlepszym rozwiązaniem według niego należałoby uznać czerwcowe wybory jako ich kontynuacja z 10 maja, tylko że wtedy nie można by tworzyć nowych komitetów wyborczych i zgłaszać nowych kandydatów.
Ogłoszenie wyborów 28 czerwca jest złamaniem Konstytucji, która w art.128 ust.2 stwierdza, że wybór prezydenta powinien nastąpić nie później niż 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta RP. Ale tej sytuacji już nie odwrócimy.
Błędem PiS-u było nie przeprowadzenie wyborów prezydenckich w maju. Opozycja robiła wszystko, aby do tych wyborów nie doszło, bo wszystkie sondaże przewidywały, że Andrzej Duda wygra już w pierwszej turze. Tak naprawdę przeprowadzenie wyborów w maju uniemożliwił Jarosław Gowi, który wymyślił sobie, że przekona opozycyjnych posłów do zmiany Konstytucji. Zaproponował, aby Andrzejowi Dudzie przedłużyć o dwa lata kadencję, ale potem nie mógłby już stanąć w szranki w następnych wyborach.
Konstytucja jasno mówi, że funkcję prezydenta RP można sprawować przez dwie kadencję. Borys Budka pogrywał sobie z Gowinem, a duża część działaczy i posłów Porozumienia nie rozumiała postępowania swojego lidera. Porozumienia ma tylko 18 posłów, ale za to ma 9 stanowisk ministrów i wiceministrów, w tym wicepremiera, przy rozpadzie koalicji rządowej te funkcje by utracili. O co naprawdę chodziło Jarosławowi Gowinowi? Krakowska „Gazeta Wyborcza” napisała wprost: Gowin chciał za dwa lata startować na prezydenta RP.
Porozumienie wydelegowało Jolantę Turczynowicz-Kieryłło na szefa sztabu kampanii wyborczej Andrzeja Dudy. Pani ta pomyliła rewię mody z pracą w sztabie wyborczym. Po rezygnacji powiedziała, że nie wie czy będzie głosować na Andrzeja Dudę, a ostatnio, że podoba się jej to, co mówi Rafał Trzaskowski. A Andrzej Sośnierz z Porozumienia, krytykuje rząd ostrzej od polityków tzw. totalnej opozycji. Czy to nie najlepsze świadectwo wątpliwej kohabitacji rządowej koalicji?
Gdyby wybory prezydenckie odbyły się w maju albo w pierwszej turze wygrałby Andrzej Duda, a gdyby doszło do drugiej tury, startowałby tam – według sondaży – Władysław Kosianiak Kamysz. Polityk ten ograł Pawła Kukiza (w tej kadencji ani jednego przemówienia w sejmie) i Jarosława Gowina, a sam przegrał dzięki własnej formacji i siedzeniem na obu stronach barykady.
To Michał Kamiński (PSL) i Gabriela Morawska-Stanecka (Lewica) – wicemarszałkowie senatu wnieśli poprawkę do ustawy, aby wybory prezydenckie odbyły się dopiero po ustaniu kadencji obecnego prezydenta. To doprowadziłoby to kompletnego paraliżu państwa. Żadna ustawa nie mogłaby wejść w życie, nie mógłby zostać nominowany żaden sędzia czy oficer wojskowy, bo wszystko wymaga podpisu prezydenta. I Kosiniak Kamysz te anarchistyczne działania swoich senatorów afirmował. Za kunktatorstwo przestał się liczyć w prezydenckich wyborach.
Robert Biedroń utracił nawet wyborców Lewicy i przede wszystkim młodzież, którą zgromadził wokół partii Wiosna. Kto lubi być oszukiwany? Całe jego działania służyły wyłącznie własnej promocji. Został europosłem i pokazał, że ta nababowa posada była celem jego działań. Wcześniej obiecał, że będzie dalej prezydentem Słupska, że zrezygnuje z mandatu europosła, nawet gdy zostanie wybrany, itp, itd. I tego publicznego kłamcę Lewica wystawiła w prezydenckich wyborach. Czy prezydentem RP może zostać publiczny kłamca, którego jedynym programem jest antyklerykalizm?
Szymon Hołownia był kandydatem zastępczym dla PO. Szołmen TVN-u, do tej pory nie mający nic wspólnego z polityką, na wzór Ukrainy został wydelegowany na prezydenta RP. Pytany o jakiekolwiek szczegóły dotyczące gospodarki, wojska czy polityki zagranicznej, odpowiada, że to skonsultuje ze swoimi ekspertami. Ignorant zapowiadający, że pierwszą rzeczą którą zrobi, gdy zostanie prezydentem, to pousuwa krzyże z pałacu i nie będzie uczestniczył w żadnej mszy św. jako prezydent. Jego szefem sztabu wyborczego jest Jacek Cichocki, za rządów Donalda Tuska szef MSWiA, któremu podlegały wszelkie tajne służby. Więc chyba jasno można wyciągnąć wniosek, kto stoi za tą kandydaturą.
Małgorzata Kidawa-Błońska – „Prawdziwy prezydent” – jak głosiło jej hasło wyborcze, wcześniej kandydatka na premiera z PO, okazała się osobą, która nie potrafi odczytać dwóch zdań z kartki, aby się nie pomylić. Rafał Trzaskowski przy niej to geniusz intelektu. Ten potrafi powiedzieć wszystko, co chcą usłyszeć zebrani. Raz mówi, że chce być pierwszym prezydentem stolicy, którzy udzieli ślubu homoseksualistom, a jako kandydat na prezydenta RP nagle zapomina swoich poprzednich wypowiedzi.
Ostatnio jako prezydent Warszawy przeznaczył 2 mln zł na ławki w kolorach tęczy. Tych ławek ma być równo 666. Katolicy dobrze wiedzą, że ta liczba to jest znak Szatana. Gdyby został prezydentem RP blokowałby wszelkie ustawy sejmowe i jak już zapowiedział marszałek senatu Tomasz Grodzki, wybór kandydata PO doprowadziłby bardzo szybko do upadku rządu i nowych wyborów. R. Trzaskowski już zapowiedział swoje pierwsze decyzje , jakie podjąłby jako prezydent: zablokowanie przekopu Mierzei Wiślanej (szampana piliby Rosjanie) i wstrzymanie budowy centralnego portu lotniczego (brawa biliby Niemcy).
I jak zapowiedział Borys Budka – w imieniu Rafała Trzaskoweskigo – pierwszą decyzją prezydenta PO będzie mianowanie przewodniczącym Sądu Najwyższego Włodzimierza Wróbla. Wcześniej Budka podczas konferencji prasowej podpowiadał, co ma mówić Kidawa-Błońska, teraz wprost zapowiada, że to on będzie wyznaczał, co ma robić ewentualnie prezydent Trzaskowski. Oczywiście Borys Budka, jako prawnik, wcześniej minister sprawiedliwości w rządzie Ewy Kopacz powinien wiedzieć, że nowy prezydent nie może odwołać przewodniczącego Sądu Najwyższego przed upływem kadencji, bo byłoby to pogwałceniem Konstytucji, ale przecież dla polityków PO Konstytucja widać nie ma żadnego znaczenia.
A Krzysztof Bosak? Nie przekroczył w sondażach poparcia jakie ma Konfederacja. Otrzymał dwa pocałunki śmierci. Raz od posła PO, który zapowiadał wspólną koalicję rządową z Konfederacją w przyszłym parlamencie (od czego się nie odcięli) i ostatnia wypowiedź posła Konfederacji Jacka Wilka, że w drugiej turze wyborów poprą Rafała Trzaskowskiego. Politycy PO oczerniają polski rząd w Brukseli i mediach zachodnich, posłowie Konfederacji robią to samo na flance wschodniej udzielając wywiadów proputinowskiemu „Sputnikowi”. Wspólna linia Konfederacji i PO to antyrządowy kompleks sprzedawany zagranicznym kontrahentom.
Gdy nie chcemy rewolucji (obyczajowej, ekonomicznej, społecznej) to powinniśmy zagłosować na Andrzeja Dudę. Wbrew antypisowskiej propagandzie nie jest tylko „długopisem”, wszak zawetował 9 ustaw rządowych w pierwszej kadencji, a Aleksander Kwaśniewski w dwóch kadencjach tylko 4. Druga kadencja pozwoli mu na większą samodzielność. Mamy trudne czasy. Czy podczas przeprawy przez rzekę dokonuje się zmiany zaprzęgu?
Jan Rosłan
Skomentuj
Komentuj jako gość