Tak, to ja. Wyklinany, przeklinany, obśmiewany, znienawidzony. Ja istnieję. Wcale nie jestem stworzeniem mitycznym. Pan Który Wychodzi Punkt Piętnasta, Władca Formularzy, Mistrz Podań I Wniosków, Starszy Nad Odwołaniami, Ten Który Buja Nogą I Popija Kawę, Szafarz Druków, Cesarz Odmowy Ze Względów Formalnych Lub/I Merytorycznych.
Jestem uosobieniem spełnienia systemu - jedyne, czego nauczyłem się w Urzędzie, to takie formułowanie pism, że sam nie rozumiem, co napisałem. Jestem z tego okrutnie dumny, bo wiem, jak wysoko ceniony jest adekwatny trend literatury współczesnej oparty na technice zwanej "nurtem świadomości".
Po dwóch dekadach przewalania papierów stałem się człowiekiem bez właściwości: nie liczę na nic, nic mnie nie obchodzi, nic nie chcę wiedzieć. Moją ulubioną czynnością w godzinach służbowych jest przekazywanie petentów do innych działów. Byle dalej. Lubię też odraczanie spraw, powoływanie się na nieznane paragrafy, które paraliżują zainteresowanych. Moim hobby jest wynajdywanie przepisów, które wzajem się wykluczając, zawieszają postępowanie w próżni absolutnej. To wcale nie jest trudne.
I będę w tym wszystkim coraz lepszy. Nic mnie nie powstrzyma. Bo nic nie powstrzyma kretynizmu maszyny administracyjnej. Przez trzydzieści lat pracy miałem jedną podwyżkę - było to w prehistorycznej epoce premiera Millera. Obecnie moje uposażenie stanowi odpowiednik 1/3 średniej krajowej. Albo mniej. Zadań i funkcji w tym czasie przybyło mi ponad trzykrotnie.
Szefa mam co i raz to nowego. Każdy ogłasza nowatorskie "priorytety", "zadania", "cele". Wczorajsze już się nie liczą. Co kwadrans przechodzimy reformę "polityki firmy". Nowa jej odsłona za każdym razem ma być rudymentem, którego tym razem już na pewno trzymać się będziemy po Sąd Ostateczny. Mydłki obecne w firmie od pięciu minut, pouczają arogancko starych wyjadaczy (plotąc przy tym nieprawdopodobne wręcz bzdury). Jednym ruchem palca (klawisz "delete") likwiduje się merytoryczny dorobek pokoleń. Bogiem jest stołeczne naczalstwo (na Wielkanoc jadą do stolicy specjalni wysłannicy z ręcznie malowanymi strusimi jajami).
Praca właściwa stanowi margines. Zajmujemy się raczej multiplikacją czynności manipulacyjnych. To efekt cyfryzacji kraju. Rządzą nami mongoidalne "aplikacje dedykowane", które łączy jedno: mrugające kółeczko pośrodku monitora. Oto system się zawiesił.
I te spędy... Koszt ich musi być ogromny (przejazdy, noclegi, wyżywienie dla kilkuset osób). Jeszcze nie zdarzyło się, aby podczas takiej narady padł jakikolwiek konkret. Meritum kilkudniowych nasiadówek daje się ścisnąć do kwadransa przekazu, do kilku akapitów maila.
Ogłupiany ogłupiam. Jestem debil biurowy. Mnożę się.
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość