Tragiczna śmierć Pawła Adamowicza to dzwon na trwogę, wezwanie do rachunku sumienia, przemiany stylu naszego życia politycznego, wspólnotowego, społecznego, medialnego, do wyrugowania z języka pogardy, poniżania, deprecjonowania, odzierania z czci - powiedział w sobotę abp Sławoj Leszek Głódź w swojej homilii, podczas mszy pogrzebowej.
W homilii, wygłoszonej w czasie uroczystej mszy pogrzebowej prezydenta Gdańska, abp Sławoj Leszek Głódź podkreślał, że Paweł Adamowicz jest ofiarą "zbrodniczego, okrutnego, niepojętego w swej scenerii zamachu". Mówił, że 13 stycznia "miała miejsce porażająca zbrodnia, która wstrząsnęła milionami serc". Wspominał, że był w nocy z niedzieli na poniedziałek w szpitalu, do którego przewieziony został prezydent Gdańska.
"Widziałem pana prezydenta - nieprzytomnego, otoczonego gronem lekarzy walczących o rozdmuchanie płomienia jego życia. Modliliśmy się o cud, świadomi, jak tragiczny jest jego stan. Ale pan ludzkich losów rozrządził inaczej. I nie wysłuchał naszych modlitw, bowiem przy szpitalnym łóżku prezydenta Gdańska stanął Anioł Śmierci. Otworzył przed nim bramy wieczności. Przeprowadził na drugą stronę życia. Ku Chrystusowi, którego Paweł Adamowicz stanowił – tak jak każdy chrześcijanin – własność" - powiedział metropolita gdański.
Przypominał ostatnie słowa Adamowicza przed tragicznym zamachem, podczas końcowego finału dorocznej kwesty Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: "Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem, Gdańsk chce być miastem solidarności!". Podkreślił, że odczytujemy te słowa jako swoisty testament, wyznanie i deklarację miłości, uznania, szacunku i zachwytu dla Gdańska", którego prezydentem był 20 lat.
"Powraca jeszcze raz telewizyjny obraz prezydenta Pawła ze wzniesioną ku górze ręką. +To jest swoista statua wolności dla Gdańska, i nie tylko+. Takie słowa wpisałem w Księdze Kondolencyjnej w Urzędzie Miasta. W ręku trzymał światełko skierowane ku niebu. Ku światłości wiekuistej, gdzie mieszka Bóg +bogaty w miłosierdzie+. Jakby sygnał, oznajmienie – nieuświadomione wtedy – że niebawem i on będzie zmierzał ku Temu, który +zna wszystko+" - powiedział metropolita gdański.
Jak zaznaczył, śmierć prezydenta Gdańska "wstrząsnęła wspólnotą naszego narodu". "Zda się ku naszemu miastu, ku ojczyźnie, nadbiegło dramatyczne pytanie Boga z Księgi Rodzaju, skierowane ku Kainowi, zabójcy brata swego: +Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośna woła ku Mnie z ziemi+" - mówił.
"Dla wielu to, co się wydarzyło w niedzielny wieczór na Węglowym Targu, zostało odebrane jako potężny, gwałtowny, niemilknący dzwon na trwogę. Wezwanie do rachunku sumienia. Do koniecznej przemiany stylu naszego życia, stylu politycznego, wspólnotowego, społecznego, medialnego także. Do definitywnego wyrugowania z polskiej polityki, więcej, z przestrzeni życia społecznego języka pogardy, poniżania, deprecjonowania, odzierania ze czci i godności naszych braci, bliskich, czasem niedawnych przyjaciół. Wypływa ten język z serc, w których być może wygasł płomień miłości do ojczyzny i do polskiej wspólnoty. Wyrasta z niekontrolowanej wiarą sumienia pychy, która jest nieodrodnym dzieckiem pogardy. Tak być nie może! I mówimy stop! Włosi mówią: basta! Stop!" - apelował abp Głódź.
Jak podkreślał, to pycha "buduje mury osobności, wzywa do ich obrony, jest niezdolna do autorefleksji, do dostrzeżenia w swych sercach braku miłości, imperatywu pokoju, szacunku dla racji i poglądów innych, podważania tego, co jest rezultatem demokratycznych zasad". "Trzeba nam braterstwa serc, dłoni otwartych, a nie zaciśniętych pięści" - oświadczył duchowny.
"Dźwięk tego dzwonu wzywa nas do odbudowy polskiej wspólnoty wedle miary miłości, zaufania, szacunku. Do definitywnego zakończenia recydywy swoistej walki klas, w nowym przebraniu i propagandowym instrumentarium; pamiętanej dobrze przez starsze pokolenie. Przynosiła opłakane owoce społecznych krzywd, konfliktów, destabilizację wspólnoty polskiej wspólnoty. To dotyczy także próby wypłukiwania z przestrzeni publicznej roli Kościoła, który jakże często bywał mediatorem, nawet w czasach PRL; wypłukiwania i rugowania zadań i posłannictwa (Kościoła) „ - podkreślił arcybiskup.
Jak przekonywał, trzeba nam powrotu do "hierarchii trwałych, sprawdzonych wartości, budowanych na fundamencie rodziny, szkoły, Kościoła; powrotu koniecznego niczym koło ratunkowe wrzucone na wzburzoną głębinę polskiej wspólnoty"; wartości, dzięki którym - jak ocenił - Polska trwa. Głódź podkreślał, że z nich wyrosła przed stu laty jej utracona niepodległość, odebrana przez sąsiadów w sytuacji wewnętrznej słabości i głębokich podziałów.
Głódź mówił, że wartości te "w polskie pokiereszowane opresją komunistycznej ideologii życie wniosła Solidarność". "A Solidarność – to znaczy jeden i drugi (…) A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni – przeciw drugim”. "Tak mówił, tu, w Gdańsku, św. Jan Paweł II. Wielu zapomniało o tym doszczętnie. A to zadanie niespełnione, jesteśmy za to odpowiedzialni wszyscy. Trzeba je podjąć" - zaznaczył duchowny.
Wskazywał, że papież Franciszek w tegorocznym orędziu na Światowy Dzień Pokoju przypominał, że „przekazanie pokoju znajduje się w centrum misji uczniów Chrystusa”, a polityka, jeśli jest realizowana z podstawowym poszanowaniem dla życia, wolności i godności ludzi, może naprawdę stać się wzniosłą formą miłości". "Tej nowej formy miłości potrzebuje Polska – jak +łania pragnie wody ze strumieni+" - mówił Głódź.
Ocenił, że Polska potrzebuje harmonii społecznej i motywowanego miłością oraz szacunkiem kształtu polskiej wspólnoty narodowej, a wszyscy mamy obowiązek współtworzyć Polskę" zgodną, sprawiedliwą, miłującą, solidarną". Jak wskazywał dziś nasze społeczeństwa – pośród nich i polskie – potrzebują "+budowniczych pokoju+, którzy mogliby być autentycznymi świadkami Boga, który chce dobra i szczęścia rodziny ludzkiej”. Dziś winniśmy wrócić do słów ważnych: proszę, dziękuję, przepraszam. Słów, o których mówił Ojciec Święty" - powiedział abp Głódź.
Podkreślił, że oddajemy dziś ostatnią posługę braterstwa, szacunku i uznania śp. prezydentowi Gdańska Pawłowi Adamowiczowi i wyrażamy solidarność z jego rodziną, a także "zaświadczamy o jedności naszych serc w obliczu tragedii, której padł ofiarą". Głódź wskazał, że w tej modlitewnej solidarności z rodziną Pawła Adamowicza uczestniczy papież Franciszek, który za pośrednictwem kard. Konrada Krajewskiego, Jałmużnika Papieskiego, przesłał różańce najbliższym prezydenta Gdańska "z zapewnieniem, iż przytula ich do serca i modli się za nich".
Głódź wspominając Pawła Adamowicza podkreślał, że "szedł on drogą swego doczesnego dynamicznego, twórczego, wybiegającego ku przyszłości życia" i jako prezydent Gdańska był "wychylony ku przyszłości, ku planom, projektom, marzeniom, które były przed nim, z którymi miał się zmierzyć"- mówił Głódź. Zaznaczał, że Adamowicz "był patriotą Gdańska", był prezydentem tego miasta 20 lat i ofiarował tej służbie "swoje serce, zapał, kompetencje, wrażliwość, inteligencję i twórczą wyobraźnię" oraz zrobił wiele, aby Gdańsk "wyrastał nad poziomy".
Abp Głódź powiedział, że "bogaty plon życia" prezydenta Gdańska i jego oddana służba gdańskiej wspólnocie spowodowały, że zdecydował o złożeniu prochów Pawła Adamowicza właśnie w Bazylice Mariackiej. Wskazał, że będzie drugi od lat taki pogrzeb, bo niespełna 10 lat temu złożono tu także szczątki marszałka Macieja Płażyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
Duchowny podkreślał, że Paweł Adamowicz należał do pokolenia, "które na drodze swych młodzieńczych lat odczuło tchnienie wichru Solidarności" i było "ogarnięte pragnieniem wolności i w służbie wolności". Przypomniał, że w roku 1989 Paweł Adamowicz włączył się w życie społeczne, polityczne, a przede wszystkim samorządowe.
"Takim go znaliście od lat i takim ja go znałem od 2008 roku. Lider gdańskich samorządowców. Od 1998 roku prezydent miasta Gdańska. Zwycięzca kolejnych wyborów (...) Jakże wiele zrobił, aby nasze miasto wzrastało nad poziomy, piękniało, nasycało się rozmaitymi inwestycjami w służbie gdańskiej pamięci, edukacji, artyzmu, zdrowia, życia społecznego, użyteczności publicznej. Aby promieniowało przedsięwzięciami artystycznymi i kulturalnymi. Przyciągało ku sobie, szczególnie latem, innych. Było gościnne, atrakcyjne; wielkie i dumne. Świadome swej ważnej roli w historii współczesności ojczyzny, ale i także chrześcijańskiej Europy" - mówił Głódź.
Podkreślił, że także Kościół katolicki w Gdańsku otrzymał od Adamowicza wiele pomocy, a wiele działań Kościoła, szczególnie tych o wymiarze społecznym, mogło liczyć na wsparcie włodarza miasta. Głódź przypomniał też, że śp. prezydent "był człowiekiem wiary, praktykującym katolikiem" i nie wstydził się swojej wiary.
Magdalena Adamowicz: wierzę, że dobro rozleje się dalej, że skończy się fala nienawiści
Pawle, zachęcałeś do czynienia dobra tu, w małej ojczyźnie, w Gdańsku; wierzę, że to dobro rozleje się dalej, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści - mówiła w sobotę w Bazylice Mariackiej w Gdańsku Magdalena Adamowicz żegnając zmarłego męża.
"Wierzę, że Twoje idee, myśli, Twoja twórczość nie umrze razem z Tobą, że Twoi przyjaciele zadbają o kontynuację Twojego dzieła i że zostaniesz oczyszczony ze wszystkich pomówień" - powiedziała Magdalena Adamowicz.
"Ty uczyłeś otwartości, miłości, empatii, zachęcałeś do czynienia dobra tu, w małej ojczyźnie, w Gdańsku, ja wierzę, że to dobro rozleje się dalej na inne miasta, na cały świat, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści" - powiedziała żona zmarłego tragicznie prezydenta Gdańska.
Dziś potrzebna jest cisza, ale nie może ona oznaczać milczenia, bo milczenie jest bliskie obojętności; Paweł nie był obojętny, nie był oportunistą. Dzisiaj wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia, co robiliśmy, gdy obok działo się zło - mówiła Magdalena Adamowicz.
"Cisza, dzisiaj potrzebna jest nam cisza, ale cisza nie może oznaczać milczenia, bo milczenie jest bliskie obojętności. Paweł nigdy nie był obojętny, nigdy nie był oportunistą. Dzisiaj wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia, co robiliśmy, gdy obok nas działo się zło, niesprawiedliwość, niegodziwość, gdy padały złe słowa" - powiedziała żona zmarłego prezydenta Gdańska.
Hall: Pawła Adamowicza zabiła nienawiść, którą podsycano, jestem pewny, że ta nienawiść nie zwycięży
Pawła Adamowicza zabiła nienawiść, którą wzbudzano i podsycano, jestem pewny, że ta nienawiść nie zwycięży - mówił podczas uroczystości pogrzebowych zamordowanego prezydenta Gdańska jego przyjacie, historyk, działacz opozycji w czasach PRL Aleksander Hall.
Hall dziękował rodzicom tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska, jego żonie i bratu. "Paweł Adamowicz był jednym z najświetniejszych, najwybitniejszych przedstawicieli pokolenia, któremu odzyskanie przez Polskę niepodległości i demokracji otworzyło możliwość działania w sferze publicznej - pokazał, jak wiele można było zdziałać w Polsce w warunkach wolności, pozostawił po sobie wielkie dzieło" - podkreślił Hall.
"Pawła zabiła nienawiść, jestem pewny, że ta nienawiść nie zwycięży - zwycięży dobro, któremu służył Paweł. W tym miejscu muszę jednak powiedzieć, że tę nienawiść, która zabiła Pawła wzbudzano i podsycano, dyskwalifikując go moralnie, przypisując mu niskie intencje i nieuczciwość - tak przedstawiały go tzw. media publiczne" - dodał.
Hall zaapelował również do rządzących. "Apeluję do tych, którzy mają wpływ na nasze życie publiczne, a więc przede wszystkim do rządzących, aby zerwali z tymi praktykami - wyciągnijmy wnioski z tej okrutnej lekcji. Niech już nigdy się nie powtórzy ta tragedia, która spotkała Pawła, jego rodzinę, okryła żałoba Gdańsk, ale i całą Polskę" - podkreślił.
"Paweł Adamowicz pozostawił po sobie wyrazisty testament. Pokazał, jak powinniśmy odnosić się do drugiego człowieka, jak nieść dobro, pokazał także jak ważna jest obrona demokratycznych instytucji, konstytucji, niezależności władzy sądowniczej. Pokazał, że polityka może być naprawdę rozumną służbą dobru wspólnemu, służbą Polsce. Pawle - będziemy wierni twojemu testamentowi" - dodał Hall.
O. Ludwik Wiśniewski: trzeba skończyć z nienawiścią
Jestem przekonany, że Paweł Adamowicz chce, bym wypowiedział następujące słowa: trzeba skończyć z nienawiścią, nienawistnym językiem, z pogardą, z bezpodstawnym oskarżaniem innych; nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę - powiedział w sobotę dominikanin o. Ludwik Wiśniewski.
O. Wiśniewski, który jest honorowym obywatelem Gdańska, mówił podczas uroczystości pogrzebowych prezydenta Pawła Adamowicza, że z miasta tego "wielokrotnie wychodził głos, który wielu ludziom przywracał moralną równowagę".
Według niego, obecnie przeżywamy historyczny moment. "Ja tu dzisiaj jestem przekonany, że Paweł chce, abym wypowiedział następujące słowa: trzeba skończyć z nienawiścią, trzeba skończyć z nienawistnym językiem, trzeba skończyć z pogardą, trzeba skończyć z bezpodstawnym oskarżaniem innych" - oświadczył o. Wiśniewski.
Jak oświadczył, nie można dłużej być obojętnym "na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w Internecie, w szkołach, parlamencie, a także w Kościele".
"Człowiek budujący swoją karierę na kłamstwie, nie może pełnić wysokich funkcji w naszym kraju i będziemy odtąd tego przestrzegać" - podkreślił dominikanin.
Zebrani w gdańskiej katedrze zareagowali na słowa o. Wiśniewskiego brawami na stojąco.
(pw)
KOMENTARZ
Muszę się odnieść do słów Aleksandra Halla, który odpowiedzialność za mord na Pawle Adamowiczu przypisuje mediom publicznym. „Wiadomości” i TVP Info stały się prymitywnym narzędziem propagandowym, szczującym jednych na drugich. Taka jest moja ocena od samego początku. Dlatego, jako członek SDP byłem autorem projektu uchwały wzywającej do odwołania prezesa Jacka Kurskiego i oddanie tych mediów w ręce dziennikarzy, którzy będą budować najwyższe standardy rzetelności dziennikarskiej, którzy stworzą programy informacyjne wyznaczające wzorzec dla całego rynku medialnego. Mój projekt został okrojony przez zjazd SDP.
Ostatnim alarmowym dzwonkiem dla kierownictwa PiS powinno było być wyemitowanie animacji w stylu goebbelsowskim – nie waham się tego słowa użyć – wymierzonej w Jerzego Owsiaka i Hannę Gronkiewicz-Waltz. Po tej emisji nie tylko powinien zostać zawieszony red. Rachoń ale natychmiast odwołany prezes Jacek Kurski. Tak się nie stało. ALE TAK SIĘ STAĆ MUSI, jeśli mamy zejść z drogi prowadzącej do bratobójczej wojny.
Natomiast stawianie przez polityków znaku równości między telewizją Jacka Kurskiego a mordem schizofrenika, jest żerowaniem na śmierci Pawła Adamowicza. Stefan W. chciał swoją nienawiść za urojone krzywdy wyładować w sposób spektakularny, próbował dostać się do Pałacu Prezydenckiego, próbował zabić swojego kolegę, w końcu padło na Pawła A|damowicza. Schizofrenik z Olsztyna, który zamordował sąsiadkę nie miał ani telewizora, ani internetu. Zawiniła policja, która mimo błagań jego siostry i sąsiadek, nie zawiozła go do szpitala psychiatrycznego. I takich przykładów można podać setki.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość