Dariusz Przywieczerski, nazywany "mózgiem afery FOZZ" po 12 latach od wyroku trafi do zakładu karnego. 72-letni dziś biznesmen został w sobotę (8.09.) deportowany z USA do Polski. O godz. 13.15 wylądował na lotnisku w Warszawie, ma odsiedzieć 3,5 roku za wyprowadzenie z Funduszu 1,5 mln dolarów. O komentarz do sprawy afery FOZZ zwróciłem się do pana Jerzego Szczudlika, który był dyrektorem generalnym Banku Handlowego International w Luksemburgu powołanym przez BH w Warszawie w okresie schyłku PRL, a który był ważny ogniwem w aferze FOZZ.
Jerzy Szczudlik pracę w tym banku zaczął 1 września 1990 roku, co najmniej rok po wyjeździe pana Grzegorza Żemka, początkowo jako audytor wewnętrzny (do którego obowiązków należało wykrycie wszystkich podejrzanych transakcji byłego pracownika BHI, a późniejszego dyrektora FOZZ Grzegorza Żemka).
Jerzy Szczudlik od 13 lat jest mieszkańcem gminy Gietrzwałd, pisze wiersze, dramaty i książki, jest też publicystą „Gazety Gietrzwałdzkiej”, ma w tym piśmie swoją stronę pt. „KULturĄ W PŁOT”.
Adam Socha: Chciałem prosić pana o skomentowanie dzisiejszego wydarzenia, czyli ekstradycji z USA do Polski Tytusa Dariusza Przywieczerskiego.
Jerzy Szczudlik: Wszystko co miałem w tej sprawie do powiedzenia powiedziałem przez te wszystkie lata. Nie znam pana Przywieczerskiego, nigdy się z nim nie zetknąłem, więc na ten temat, niestety, nic nie mogę powiedzieć.
- Wiem, że pan się nie zetknął, ale pan jako były dyrektor BHI ma nieporównanie większą wiedzę niż przeciętny Polak, jakie rozmiary szkód wyrządził państwu polskiemu Przywieczerski, bo pan musiał „posprzątać” po tej aferze.
Jerzy Szczudlik: Ja się zajmowałem tylko tym, co zrobił pan Żemek. Wątek pana Przywieczerskiego jest mi zupełnie nie znany i nie miałem z tym nic wspólnego.
- Czy skala tych strat, jakie państwo polskie państwo poniosło jest rzeczywiście tak olbrzymia, jak ocenia minister Ziobro od 2 do 8 mld dolarów?
Jerzy Szczudlik: Ja znalazłem ponad 40 mln dolarów, to co przez BHI przepływało i czego bank nie mógł się doliczyć. To oczywiście też była duża kwota, wartość kapitału akcyjnego banku. Te wszystkie jakieś miliardy, nie wiem skąd dzisiejszy minister czy wcześniejszy, mieli takie dane, niestety, nie wiem. Ja tylko badałem dane, które przechodziły przez BHI w Luksemburgu. I to czego brakowało, to chyba 42 mln dolarów.
- Czy wpana zdaniem, środki wyprowadzone z Banku via FOZZ, były tym „pierwszym milionem”, który wielu osobom umożliwił po 1989 roku zbudować kapitalizm w Polsce?
Jerzy Szczudlik: Z pewnością tak, to zostało udowodnione podczas procesu, że Żemek współpracował ze służbami wojskowymi i był zamieszany w jakieś inne służby, do czegoś te pieniądze służyły. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy ktoś poza tymi, którzy to robili, gdzie te pieniądze poszły i co sfinansowały. Natomiast z pewnością tak, chociaż cały proceder zaczął się przed zmianami w 1989 roku, więc nie sądzę, żeby chodziło tylko o początki kapitalizmu w Polsce.
- Jaki był mechanizm, który umożliwił wyprowadzenie tych środków?
Jerzy Szczudlik: Stworzono instrument pośredni w postaci FOZZ, bo wcześniej Bank Handlowy był bankiem państwowym, który otrzymywał z ministerstwa finansów złotówki a przekazywał dewizy na spłatę zadłużenia Polski. Natomiast FOZZ był instytucją pośrednią, do której wpływały środki złotowe. Fundusz powinien był przekazywać do BH równowartość dewiz wydanych przez BH, ale te wpływały nieregularnie a często nie wpływały. Mimo różnych interwencji, w tym moich, w ministerstwie finansów, niestety, te środki szły gdzieś bokiem i nie zawsze do BH trafiały i to wszystko co wiem.Natomiast, gdzie szły i jak, to niestety nie zajmowałem się tym.
- Jak pan zamknął już pracę w Luksemburgu, czy stworzył pan jakiś raport dla władz państwa na tematy FOZZ?
Jerzy Szczudlik: W ramach pomocy prawnej współpracowałem z prokuratorami w Warszawie i wszystko co wykryłem zostało przekazane do prokuratury a przede wszystkim do ministerstwa finansów.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Adam Socha
Afera FOZZ była pierwszą wielką aferą III Rzeczypospolitej. U schyłku PRL, w momencie bankructwa państwa, rząd Mieczysława Rakowskiego stworzył specjalny fundusz. Jego zadaniem było skupowanie - za pośrednictwem podstawionych podmiotów i przy wsparciu polskich służb specjalnych - polskiego długu zagranicznego. Wtedy za 1 dolara polskiego długu na giełdzie płacono 22 centy.
Fundusz, który rozpoczął działalność na początku 1989 roku, miał charakter tajny i znajdował się pod parasolem służb. Działał do grudnia 1990 r. wbrew prawu międzynarodowemu i międzynarodowym zasadom bankowości.
Przywieczerski został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie w marcu 2005 roku na 3,5 roku więzienia w związku z wyprowadzeniem z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego 1,5 miliona dolarów amerykańskich. Biznesmen jeszcze przed decyzją sądu pierwszej instancji zniknął i został za nim wydany list gończy.
W 2006 Sąd Apelacyjny w Warszawie złagodził mu wyrok za pierwszy czyn (wyprowadzenie kwoty 503 tys. dolarów) na 2,5 roku bezwzględnego pozbawienia wolności i karę grzywny. W 2009 roku taką samą karę wymierzono mu za drugi z czynów (wyprowadzenie 1 mln dolarów). W 2010 roku stołeczny sąd okręgowy wydał wyrok łączny, skazując Przywieczerskiego na 3,5 roku pozbawienia wolności.
Według ministra sprawiedliwości, w związku z aferą FOZZ polski skarb Państwa mógł zostać uszczuplony na kwotę "od dwóch do nawet ośmiu miliardów dolarów".
Ziobro przypominał, że "w aferę FOZZ uwikłani byli niezwykle wpływowi ludzie, z wielu środowisk, przede wszystkim ze służb specjalnych dawnego PRL, aparatu komunistycznego, ludzie związania z aparatem władzy". "Pojawili się też ludzie związani z służbami sowieckimi oraz zwykli bandyci, gangsterzy" – mówił.
"To budziło naturalny strach ludzi, którzy byli odpowiedzialni za funkcjonowanie organów kontroli państwa. Bali się sądzić tę sprawę, bali się zemsty ludzi wpływowych, bezwzględnych ludzi, którzy dorobili się gigantycznych majątków kosztem FOZZ" - dodał Ziobro.
Jak podkreślił, aferę FOZZ udało się osądzić dzięki "wysiłkowi polskich prokuratorów, funkcjonariuszy organów ścigania, biegłych, ale przede wszystkim dzięki determinacji sądu".
W 2006 roku ustalono, że skazany już Przywieczerski może ukrywać się w Stanach Zjednoczonych. Dlatego Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości, którego szefem był wtedy także Ziobro, z wnioskiem o ekstradycję skazanego z USA do Polski.
Wniosek o ekstradycję, jak poinformował resort sprawiedliwości w komunikacie, został przekazany do Departamentu Stanu USA w lipcu 2006 roku. W kolejnych latach (2007-2010) strona amerykańska wielokrotnie żądała uzupełnienia dokumentacji, na podstawie której Przywieczerski miałby zostać wydany Polsce.
W 2012 roku, po uprawomocnieniu się wyroku łącznego, Sąd Okręgowy w Warszawie ponownie zwrócił się do resortu sprawiedliwości o ekstradycję skazanego. Te dokumenty również przesłano do USA, a przez kolejne lata resort musiał udzielać stronie amerykańskiej wyjaśnień - wynika z komunikatu.
Dopiero dziesięć lat od wysłania Amerykanom pierwszego wniosku w sprawie coś się ruszyło. Sąd Okręgowy w Warszawie otrzymał z USA pismo, że ekstradycją biznesmena zajmie się Biuro Prokuratora Federalnego dla Środkowego Okręgu Florydy w Tampie. W lutym 2017 USA informowało, że Przywieczerski może wkrótce zostać aresztowany. Do zatrzymania doszło 31 października ub.r. na Florydzie - podało MS.
Ziobro ocenił, ze procedury ekstradycyjne ze Stanami Zjednoczonymi nie są szybkie i "rzeczywiście trwają". Jednak w przypadku Przywieczerskiego było to "wyjątkowo długo". Minister oświadczył, że zatrzymanie Przywieczerskiego poprzedziła wizyta przedstawicieli resortu sprawiedliwości w USA, którzy poruszali temat aferzysty z FOZZ jako sprawy priorytetowej. "Podjąłem działania i starania, aby pan Przywieczerski trafił tam, gdzie jego miejsce i to się właśnie stało" - zaznaczył minister.
Z komunikatu wynika, że Przywieczerski byłby przywieziony do Polski już w lutym, gdy sąd w Tampie zatwierdził jego wydanie polskim władzom, ale biznesmen odwołał się od tej decyzji. Po zakończeniu postępowań przed amerykańskimi sądami dokumenty trafiły do Sekretarza Stanu USA, który podjął ostateczną decyzję o ekstradycji Przywieczerskiego.
Ministerstwo Sprawiedliwości, we współpracy z Komendą Główną Policji, podjęło kroki, by jak najszybciej przywieźć Przywieczerskiego do kraju. Sprawa była trzymana do końca w ścisłej tajemnicy.
Ziobro pytany był także, czy jeśli pojawią się jakieś nowe fakty w sprawie FOZZ, będą stawiane kolejne zarzuty. "Niestety upływ czasu, w zderzeniu z obowiązującym w Polsce prawem i do tego jeszcze zmianami, jakie wprowadziła PO pod koniec swojego urzędowania, która wprowadziła de facto taką cichą amnestię (...), spowodowały, że nie ma dzisiaj w mojej ocenie szans na to, żeby wrócić - od strony prawno-karnej - do odpowiedzialności tych, którzy dopuścili się przestępstw w związku z FOZZ-em" - powiedział.
"Można natomiast dążyć do tego, aby ujawnić pewne okoliczności i fakty, które z całą pewnością mogą mieć charakter kompromitujący i mogą wiele mówić o początkach tworzenia się wielkich fortun; tego rodzaju informacje, gdyby wypłynęły z tej sprawy, mogłyby być pouczające i dające do myślenia" - dodał minister sprawiedliwości.
Ministra zapytano również, kto dziś może obawiać się powrotu Dariusza Przywieczerskiego do Polski.
"Nie ulega wątpliwości, że fundusz ten (FOZZ – PAP) i działanie Banku Handlowego (...) były realizacją zasady, (...) że pierwszy milion dolarów trzeba ukraść; czasami kradziono dziesiątki milionów dolarów i robiły to grupy osób, które miały kontakty z ówczesną władzą, a przede wszystkim władzą jeszcze PRL-owską, ludźmi służb specjalnych i ludźmi, którzy byli ulokowani w Banku Handlowym i ministerstwie finansów" - powiedział Ziobro.
Śmierć wielu osób, którzy zajmowali się badaniem afery FOZZ, przypisuje się służbom PRL. Nagle zmarł Michał Falzmann, inspektor Najwyższej Izby Kontroli, który ujawnił aferę FOZZ.
Jego zwierzchnik prezes NIK Anatol Lawina zmarł w wyniku pobicia przez nieznanych sprawców na ulicy. Jego następca, Walerian Pańko zanim zginął w wypadku samochodowym zapowiedział, że ujawni wszystkie dokumenty dotyczące FOZZ. Nie zdążył tego zrobić.
W sprawie FOZZ dwadzieścia lat temu skazano płotki: Janinę Chim i Grzegorza Żemka.
(PAP/wpolityce/sa)
Skomentuj
Komentuj jako gość