Dziś już nie ma wątpliwości: Powstanie Warszawskie zostało Polakom przywrócone. Stanowi diament w koronie zwycięskiego boju o narodową pamięć, bo nie jest przecież jedynym wątkiem naszej historii, którym przez dziesięciolecia poniewierano, który ignorowano i/lub fałszowano. Nie tyle przywrócenie, co nadanie Powstaniu - wreszcie - poczesnego miejsca w podręcznikach, kalendarzach, głowach Polaków stało się faktem. Prawdopodobnie nieodwracalnym. Powstanie jest ważne jako sygnał zjawiska o wiele szerszego, bo wszyscy stajemy się beneficjentami kolejnych "odkryć" narodowej biografii: już nie tylko 1-szy ale i 17-ty września, już nie tylko Tobruk i Monte Cassino ale i Katyń, już nie tylko krematoria Auschwitz ale i "operacja polska" Jeżowa, już nie tylko AK i BCh ale i NSZ ...
Powstanie ma też inną odsłonę, bo jego dzieje współczesne dowodzą, że w końcu doczekaliśmy się na serio prowadzonej '"polityki historycznej". Każde przytomne, szanujące siebie i pragnące uchodzić za poważne państwo na świecie posiada taki instrument w swoim dossier. I każde liczyć się musi z uwarunkowaniami jego stosowania, jeśli ma ono pozostać skuteczne. A więc, przede wszystkim, godzić się przychodzi z banalizacją przesłania każdego z wydarzeń / postaci / pojęć dziejowych, używanych do prowadzenia "polityki historycznej". Po drugie, godzić się przychodzi z jego komercjalizacją, wchłonięciem, i po raz kolejny zbanalizowaniem przez nasz popkulturowy świat (Gombrowicz to 'upupieniem'). Po trzecie, godzić się trzeba na niechybne pojawienie się efektu wahadła, czyli działań ośmieszających, umniejszających, a nawet mających na celu upodlenie tego, co się stawia na piedestał. Po czwarte, godzić się przychodzi z faktem, że zmonumentalizowany, ucukrowany, upudrowany wątek dziejowy coraz bardziej oddalać się będzie od swojej realnej źródłowej postaci: "polityka historyczna" jest od kreacji figur stylistycznych a nie od dociekania realiów dziejowych. I jeszcze jedno. Skutecznie prowadzona "polityka historyczna" nie może być zbyt zawiła. Na piedestale nie może panować tłok. Należy ustalić hierarchię tak, by bohaterów, czy motywów - przepraszam za wyrażenie - priorytetowych nie było zbyt wiele. Francuzi mają Napoleona i Wielką Rewolucję, Wyspiarze heroizm okopów nad Sommą i Bitwy o Anglię, Włosi Risorgimento, Amerykanie wojnę o niepodległość, Rosjanie Wielką Wojnę Ojczyźnianą, Białoruś zaś mit partyzanta.
I tu zaczynają się wątpliwości: czy Powstanie Warszawskie jest aby dobrze dobranym liderem naszej "polityki historycznej" ?
Zupełnie nie przeszkadza mi brak jednomyślności w jego ocenie. Fakt, że przez ponad 70 lat nie zetlał nasz wewnętrzny spór świadczy jedynie o żywotności Powstania, jego wadze dla nas wszystkich. A przecież chodzi o spór, w którym nie sposób dorzucić cokolwiek odkrywczego - jedyne, co jest w nim nowe to nazwiska dyskutantów, bo do głosu dochodzą kolejne pokolenia historyków, publicystów itd. Nie przeszkadza mi również wyszydzane - tu i ówdzie - przesłanie, a w zasadzie jego ważki element: Powstanie rzekomo utwardza nas wszystkich w bezrozumnie romantycznej postawie życiowej. Nawet jeśli tak było, to już dawno nie jest. Nie była romantyczną "Solidarność"; za diabła też egzaltowanego romantyzmu nie da się dzisiaj określić jako dominantę etosu czy pragmatyki życiowej Polaków.
Przeszkadza mi tylko jedno. Mianowicie, że ową największą z polskich bitew II wojny światowej myśmy po prostu przegrali. Czy więc nie lepiej chwalić się rokiem 1920 ? Wydarzenie to, czyli wojna polsko - bolszewicka, jest heroiczne jak trzeba, dramatyczne nieprawdopodobnie, znaczenie jego zaś o wiele bardziej uniwersalistyczne, bo efekty bitwy warszawskiej nie tylko dla nas miały realne następstwa. Da się też wojnę z bolszewikami o wiele łatwiej niż Powstanie aktualizować, tj. adaptować dla potrzeb polityki bieżącej. Rozmawiając dzisiaj w Waszyngtonie, Berlinie, Moskwie, Londynie wspomnieć można o parnym lecie '44 chyba tylko po to, aby wywołać wyrzuty sumienia "wysokich układających się stron". Przypominając zaś o parnym lecie '20 można uświadomić jednym, że do czegoś się jednak przydajemy, drugim - że bywamy niebezpieczni.
Kolega Melchiora
Polska
Powstanie Warszawskie kontra Bitwa Warszawska
- Szczegóły
Komentarze (2)
-
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredniSzkoda, że nawet wygrane bitwy nie przynosiły Polsce tyle korzyści, ile powinny. Nasza dyplomacja nie nadążała nigdy za męstwem. Przykładem Bitwa pod Grunwaldem, Bitwa pod Wiedniem, Bitwa Warszawska i wiele innych... W dalszym ciągu nie nadążamy w dyplomacji...
Zgadzam się z autorem, że Bitwa Warszawska powinna być bardziej eksponowana. Właśnie w polskiej dyplomacji. Powstanie Warszawskie natomiast, to dobry przykład determinacji, patriotyzmu, dumy narodowej i męstwa Polaków w najtrudniejszych warunkach.0 Lubię -
Gość - SZARY
Odnośnik bezpośredniA kto to jest kolega Melchiora? Niedawno redakcja toczyła bój z nipokornymi forumowiczami, że anonimowi to tacy cwani, że wielonicków używają, a sam Główny Zastępca, że jak ktoś się podpisze z imienia i nazwiska to może nawet opublikują. Jak widać mijał się z prawdą, bo i anonimowo się drukuje, grunt, że nasi i poprawnie.
0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość