Od kilkunastu lat widzę, że najważniejszym celem polskiej dyplomacji jest wprowadzenie amerykańskich baz wojskowych, przynajmniej jednej solidnej i stałej bazy. Rodzaj broni jest sprawą drugorzędną, chodzi o to, żeby tu byli realni, żywi żołnierze amerykańscy. Nie wyjaśnia się narodowi, dlaczego ustanowienie tych baz jest takie ważne, skoro znikąd nie grozi nam niebezpieczeństwo. Przez te kilkanaście czy 25 lat nic nam nie groziło, ale teraz, gdy Rosjanie przyłączyli Krym, żadne wyjaśnienie nie jest potrzebne, wszystko bowiem jasne: Rosja i nas może chcieć przyłączyć. I tu następuje opis świata, z którego wynika, że Krym, Donbas to tylko początek podboju Europy i świata, jaki planują na Kremlu. Żeby ktoś nie pomyślał, że robię tu sobie retoryczne drwinki z poważnej sprawy, przytoczę na dowód parę zdań streszczających wspomniany opis świata. „Zachód musi być przygotowany na wszelkie scenariusze i na użycie wszelkich narzędzi, które zniechęcą Rosję do zmieniania mapy świata. Nie zniknęło zagrożenie dla suwerenności Litwy, Łotwy i Estonii. Nie zmniejszyły się rosyjskie apetyty na zniewolenie Gruzji, Mołdowy, Kazachstanu. Nie zniknęło zagrożenie dla krajów Europy Środkowej, w tym Polski. To wyzwania dla całego świata, nie tylko dla Unii, NATO czy Waszyngtonu” („Rzeczpospolita”, 11 czerwca 2015). Taka treść w przeróżnych odmianach stylistycznych przepełnia polskie media i konferencje politologiczne.
Rosja stara się zachować wpływy w bliskiej zagranicy, co jest zrozumiałe, i z tego polscy specjaliści od spraw wschodnich i politycy wyprowadzają wniosek, że chce ona podbić Polskę, Europę, świat. Czy usilne zabiegi rządu o ustanowienie amerykańskich baz nie mają innego uzasadnienia lub przyczyny niż takie brednie? Bazy wojskowe obcego, potężnego mocarstwa, niezależnie od tego, czy zostały nam narzucone, czy sprowadzone na nasze usilne prośby, nie są dowodem naszej niepodległości. Przeciwnie, w tym wypadku świadczą, że na niepodległość nas nie stać. W Polsce niepodległość stoi na najwyższym podium wartości patriotycznych, w czym nie jesteśmy wyjątkiem, ale z pewnością przesadzamy, rozpatrując dzieje narodowe we wszystkich ich wymiarach – kulturalnym, gospodarczym, moralnym, a nawet religijnym – z punktu widzenia niepodległości. I oto teraz, gdy ta niepodległość wreszcie nastała, czyni się wysiłki, aby ją ograniczyć.
Zależności od USA ja się nie boję. Znajdują się daleko i mają taką metodę panowania nad narodami od nich zależnymi, że nie wtrącają się do wszystkiego; twardo – są niesamowicie skuteczne – kontrolują punkty strategiczne, dla wielu może niewidoczne, resztę puszczają na żywioł, w czym są przeciwieństwem panowania rosyjskiego, które lubuje się w rządzeniu szczegółami i przez to jest takie uciążliwe. Rozpowszechniony dowcip w krajach mających kłopoty: Co zrobić? Wydać wojnę Ameryce i przegrać.
Moje zmartwienie polega na tym, że sprowadzanie baz amerykańskich nie zostało postanowione po rozważeniu położenia narodowego, wszelkich za i wszelkich przeciw, lecz było psychologicznym musem, wynikiem działania mimetycznego, skutkiem instynktu naśladowczego. Przypomnijmy sobie, jak to było. Istniał Wolny Świat, demokratyczny i kapitalistyczny, w którym istniały amerykańskie bazy, i Polacy mieli głębokie przekonanie, że ich właściwe, należne im miejsce jest w Wolnym Świecie. Przyjęli w sposób niejako naturalny panujące tam główne instytucje i zasady ustrojowe, podzielili się na wiele partii, wprowadzili dość uczciwe wybory, zlikwidowali cenzurę starego typu, wojsku nadali cywilnego ministra, wartość pieniędzy będących w obiegu zrównali z wartością towarów do sprzedania, czym szybko zapełnili półki sklepowe, i wiele innych jeszcze cech krajów Wolnego Świata słusznie zaczęli naśladować. Czuli mimo to, że czegoś im jeszcze brakuje. Kraje demokratyczne trwale im się skojarzyły z bazami US Army i dopóki takich baz nie będzie na naszej ziemi, Polacy będą się uważać za demokratyczny kraj drugiej kategorii. A bardzo nie lubimy drugiej kategorii. Źródło polskiej bazomanii jest irracjonalne, ale skutek jest jak najbardziej racjonalny. Amerykanie mają swoją koncepcję radzenia sobie z Rosją, utrzymywania jej w stanie strategicznej słabości, a ich nieukrywana praktyka polega m.in. na otaczaniu tego regionalnego mocarstwa bazami wojskowymi, żeby mu się nie zachciało być mocarstwem ponadregionalnym. W tym punkcie zbiegają się strategiczne interesy amerykańskie z bazomanią polskich rządów wywodzących się z ruchu solidarnościowego.
Bronisław Łagowski
Tekst ukazał się w Tygodniku Przegląd i na stronie https://www.tygodnikprzeglad.pl/
Polska
Bazomania
- Szczegóły
- Bronisław Łagowski
Komentarze (4)
-
Gość - xxxx
Odnośnik bezpośredniBardzo żałuję że Debata od czasu do czasu (ale zbyt często) przedrukowuje "takie sobie nic" jakby wolnego miejsca na jej łamach było zbyt wiele. Nie mam ochoty polemizować z każdym takim "artykułem". Część tych "artykułów" jest obustronnie szyta czyli zawiera i krytykę kogoś tam czy czegoś tam i pochwałę tychże rzeczy. Przypomnę autorowi tylko że byłe RFN utrzymywało armie p połowe mniejszą niż Polska (dokładnie o połowę) wobec zagrożenia 500 tysięcznym kontyngentem Armii Czerwonej stacjonującej w byłej NRD plus 120 tysięcy wojsk logistyki stacjonujących w Polsce kozrystając z osłony baz amerykańskich na swoim terytorium. Trump podczas wiecu wyborczego powiedział: my im (Niemcom) gwarantujemy bezpieczeństwo (za darmo) a oni nam przysyłają swoje samochody. (do salonów sprzedaży). Oni (Niemcy) produkowali samochody na szybach których rozpłaszczaliśmy sobie nosy a mu wyprodukowaliśmy 90 000 szt czołgów (za PRL) z czego 40 000 T54 i 50 000 szt T55M i dalsze serie.
0 Lubię -
Super jest jak "nic" znajduje drugie NIC. Jest o czym/niczym pogadać, jak "nic" z NICZYM.
0 Lubię -
Gość - Carlos
Odnośnik bezpośredniA kiedy zniknie zagrożenie dla suwerenności Katalonii czy Szkocji. To okupacyjne realia. Odsyłam do nastrojów społeczeństw i analizy ilości przelanej krwi w obronie tych państw. Hipokryzja? A są inne " przypadki".
0 Lubię -
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredni„Źródło polskiej bazomanii jest irracjonalne”. W pewnym sensie zgoda chociaż polską politykę należałoby podzielić na trzy kategorie: Racjonalną, wynikającą z wiedzy i rozumowania – to forma szczątkowa; nieracjonalną, pochodzącą z uczuć i woli (najczęściej ze strachu oraz chciejstwa); oraz irracjonalną, będącą ironią z tego, co wiemy i wyrozumujemy wg jakichś przyjętych norm i prawideł, z tego co człowiek odpowiedzialny za losy narodu powinien chcieć i i do czego powinien poczuwać się. Przy czym to, co racjonalne ocenia się jako „jest dobrze”, nieracjonalne jako „nie jest źle”, a irracjonalne jako „jest źle”. I w tym aspekcie oceniam polska politykę jako „jest źle”, bo jest irracjonalnie.
PS. Nie wymyśliłem tego sam – przeczytałem. Przekonuje mnie takie stawianie sprawy, choć schemat jest zawsze schematem i fakty mogą się nie mieścić w nim.0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość