Środowisko „NOWEJ KONFERDERACJI” ogłosiło konstruktywne propozycje prawdziwych reform sądownictwa (TUTAJ):
1. Uzdrowienie Krajowej Rady Sądownictwa
a) maksimum - ze zmianą konstytucji: odwrócenie celu i większość członków spoza korporacji (obsadzenie większości składu Rady szanowanymi obywatelami, a nie sędziami)
b) minimum: demokratyzacja tego organu (np. zrównanie głosów sędziów apelacyjnych i okręgowych z rejonowymi).
2. Wyrwanie Sądu Najwyższego z mechanizmu wewnętrznej korporacyjnej kooptacji przez wybór członków większością 2/3 przez Sejm
3. Wymóg zdobycia doświadczenia życiowego w innym zawodzie prawniczym przed zostaniem sędzią
4. Otwarte konkursy na stanowiska sędziowskie
5. Transparentność orzecznictwa i utworzenie internetowej bazy wyroków.
Komentarza Bartłomieja Radziejewskiego, redaktora naczelnego „Nowej Konfederacji”
KRS. Najradykalniejszym, o ile wiem, w dobrze rozumianej walce z sędziowską kastowością projektem reformy tej instytucji był pochodzący z 2005 r. pomysł prof. Andrzeja Rzeplińskiego, wówczas czołowego krytyka „państwowego związku zawodowego konserwującego interesy źle służące polskiemu sądownictwu”. Przypomniał go przed niespełna dwoma laty Jan Rokita. Projekt zakładał zmianę, jak pisał były lider PO, „ustrojowej roli KRS z reprezentanta korporacji sędziowskiej w rzecznika interesów obywateli” poprzez m.in. obsadzenie większości składu Rady szanowanymi obywatelami, a nie sędziami. Wymaga to zmiany art. 186 konstytucji, co dziś trudno sobie, ze względu na temperaturę politycznego sporu, wyobrazić. Jednak sukces prezydenta Dudy w budowaniu swojej pozycji jako mediatora i promotora ponadpartyjnych interesów mógłby być związany z taką właśnie inicjatywą ustawodawczą. Czy zarzekająca się, że pragnie prawdziwych reform opozycja mogłaby odrzucić projekt autorstwa wysławianego dziś przez nią pod niebiosa prof. Rzeplińskiego? Oczywiście, mogłaby. Ale byłoby to wizerunkowo samobójcze posunięcie.
W razie niepowodzenia zmiany konstytucji na stole leżą bliźniacze projekty zdrowej reformy KRS drogą ustawową: ten zaproponowany przez Zbigniew Ziobrę na początku kadencji i ten pióra sędziów ze stowarzyszenia „Iustitia” (przyjęty następnie jako własny przez polityczną opozycję) sprzed kilku miesięcy. Oba przewidujące dezoligarchizację KRS poprzez zrównanie głosów sędziów apelacyjnych i okręgowych z rejonowymi (stanowiącymi 90 proc. społeczności). Można rozważyć również projekt uobywatelnienia procesu wyboru sędziów poprzez włączenie weń lokalnych komisji spoza korporacji, co proponował na naszych łamach prezes Fundacji Court Watch Polska Bartosz Pilitowski.
Po drugie, jeśliby udało się wypracować zgodę w sprawie zmiany konstytucji, gdy idzie o KRS, tak uzdrowiona Rada mogłaby wskazywać kandydatów do Sądu Najwyższego, akceptowanych następnie przez Sejm większością 2/3 głosów. Najlepiej, gdyby znalazło to odzwierciedlenie w kolejnej noweli ustawy zasadniczej. Jeśli warunek co do KRS nie zostałby spełniony, a tym samym pozostałaby ona ciałem korporacyjnym, uprawnienie do wskazywania kandydatów powinien uzyskać prezydent, również w połączeniu z wyborem przez izbę niższą większością dwóch trzecich, wymuszającą szeroki, ponadpartyjny konsensus.
Po trzecie, realne usprawnienie działania sądów powszechnych – najlepiej współbrzmiące z obniżeniem kosztów systemu, dziś proporcjonalnie znacznie wyższych niż średnia unijna – wymagałoby całego szeregu zmian w duchu dbałości o państwo i znajomości mechanizmów rządzących wymiarem sprawiedliwości. Należą do nich propozycje współpracownika „Nowej Konfederacji” Andrzeja Mikosza, zmierzające z jednej strony do zwiększenia prestiżu sędziów, z drugiej – do wzrostu społecznej nad nimi kontroli. Jeszcze w wywiadzie dla nas były minister skarbu postulował m.in., aby zmorę sędziowskiej ignorancji wypędzić wymogiem zdobycia doświadczenia w innym zawodzie prawniczym. Z kolei w niedawnym artykule w „Dzienniku Gazecie Prawnej” zaproponował wprowadzenie jawnych konkursów na stanowiska sędziowskie.
Ważnym elementem prawdziwej sanacji sądownictwa powinno być też wprowadzenie, zgodnie z postulatem Pawła Dobrowolskiego sprzed pięciu lat, podobnych do amerykańskich zasad transparentności orzecznictwa: publikowanie wyroków w internecie i magazynowanie w jednej, umożliwiającej łatwe wyszukiwanie bazie. Radykalnie zwiększyłoby to społeczną kontrolę, wzmacniając w sędziach odruch liczenia się z dobrem ogółu i presją opinii publicznej.
Skomentuj
Komentuj jako gość