(Tekst pochodzi z portalu express.olsztyn.pl) Poseł Iwony Arent wygłosiła przemówienie na posiedzeniu Komisji Kultury, Edukacji i Mediów, które odbyło się 20 czerwca w ramach sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Przemówienie dotyczyło - ogólnie mówiąc - wolności słowa i wolności mediów. Iwona Arent jawi się w nim jako orędowniczka swobody wypowiedzi, braku cenzury i wróg "kneblowania" dziennikarzy. Tylko jak to się ma do procesów, jakie wytacza dziennikarzowi Debaty o zniesławienie właśnie? Trochę to wygląda na stosowanie podwójnych standardów. Dziennikarze mogą więc - w ramach wolności wypowiedzi - pisać o wszystkim, z wyjątkiem pisania o jej osobie. Poniżej tłumaczenie przemówienia poseł Iwony Arent.
"Szanowni Państwo!
Podczas posiedzenia Komisji, jakie miało miejsce 1 czerwca 2016 r. w Paryżu, zaprezentowano raport "Wolności Prasy i Mediów". Zawierał on sugestie, że w Polsce wolność mediów i swoboda wypowiedzi są zagrożone. Chciałabym zwrócić uwagę, że jesienią 2015 r. w Polsce miały miejsce demokratyczne wybory. Podczas nich Naród Polski wybrał partię Prawo i Sprawiedliwość jako partię rządzącą. Ludzie mieli dość byłych rządów, podczas których byliśmy świadkami prawdziwego naruszania swobody wypowiedzi i wolności mediów:
- dziennikarze, którzy krytykowali rząd, tracili pracę;
- programy, które krytycznie oceniały pracę rządu, były ściągane z anten;
- sprzedaż dziennika Rzeczpospolita, który jest jedną z najlepiej sprzedawanych gazet była wywołana naciskami poprzedniego rządu, tak samo jak tygodnika Uważam Rze, który cieszył się sporym uznaniem.
Podczas poprzednich rządów swoboda debaty publicznej i wolność słowa były ograniczone w mediach publicznych oraz mediach prywatnych, które były opłacane przez publiczne instytucje. Chciałabym zwrócić uwagę, że w czasie poprzednich rządów stworzyliśmy zespół ds. Obrony Wolności Słowa, której byłam wiceprzewodniczącą. Mój zespół stworzył raport dotyczący finansowania mediów przez instytucje publiczne, gdzie wskazaliśmy, że większość pieniędzy była przekazywana na telewizje i gazety prywatne. Instytucje, które kontrolowały media w Polsce, pozbawiły reprezentacji opozycji. Te same instytucje odmówiły w 2011 katolickiej telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie, pozbawiając tym samym widzów dostępu do jedynej katolickiej telewizji w Polsce. Przeciwko temu demonstrowały setki tysięcy ludzi. Tylko sympatycy poprzedniej partii rządzącej byli zapraszani do programów telewizyjnych.
A teraz moje pytanie: gdzie wtedy było Europejskie Centrum Wolności Prasy i Mediów? Czy stworzyli jakiś raport? Odpowiedź brzmi: nie!
Kiedy w Polsce mierzyliśmy się z prawdziwym ograniczaniem wolnej debaty, gdzie byli korespondenci europejskich mediów, którzy uważają się za wiedzących wszystko o demokracji?
Sądy skazywały dziennikarzy na zapłatę ogromnych odszkodowań za to, że przedstawiali Polakom prawdziwe fakty o sytuacji politycznej w Polsce. Te wyroki łamały dziennikarzy i w konsekwencji byli oni zmuszeni do przeprosin za to, że podawali prawdziwe informacje. To nie były kłamstwa.
Sądy zakazywały nadawania programów jeszcze przed ich emisją (Misja Specjalna). Publicyści, którzy mówili prawdę o sytuacji politycznej w Polsce byli publicznie zaszczuwani, tracili pracę i nikt nie chciał ich zapraszać do programów TV, gdzie mogliby przedstawić swoje zdanie i porozmawiać z innymi.
Dzisiaj reprezentacji KOD i opozycji próbują wmówić całemu światu, że zmiana Rządu, która była dokonana przez Polaków w demokratycznych wyborach jest największym zagrożeniem dla demokracji. To nonsens, ponieważ demokracja w Polsce ma się dobrze. Media funkcjonują prawidłowo, ludzie mają prawo do protestów. Każdy może wyrażać swoje opinie bez konsekwencji.
Prokuratura zajmuje się wyjaśnianiem przypadków dotyczących inwigilacji dziennikarzy i presji na media, co miało miejsce podczas poprzednich rządów. Prokuratura zajmuje się także innymi sprawami, takimi jak:
- utrata pracy przez redaktora naczelnego Rzeczpospolitej, co odbyło się na żądanie ministra w poprzednim Rządzie;
- wtargnięcie służb specjalnych do redakcji Wprost;
- niejasna prywatyzacja Rzeczpospolitej.
Możemy się różnić w naszych politycznych ocenach, ale musimy się wzajemnie szanować. Każdy ma prawo do własnych przekonań i opinii. Obecny rząd wprowadza normalne zasady i pluralizm do mediów. Każdy ma prawo być reprezentowany w mediach publicznych, nawet jeśli pochodzi z partii opozycyjnej.
Kto dziś prowadzi dyskusję o łamaniu wolności słowa w mediach publicznych w Polsce? Ludzie, którzy ukrywają prawdę o gwałtach i rabunkach, jakich dopuszczają się imigranci? Ludzie, którzy rozpędzili demonstrację w Kolonii? Niemcy, którzy kontrolują w Polsce 70 proc. mediów? Ludzie, którzy milczeli gdy służby specjalne wkroczyły do redakcji gazety Wprost i podsłuchiwały polskich dziennikarzy za czasów poprzednich rządów?
Demokracja działa dobrze, kiedy media zapewniają ludziom prawdziwe i uczciwe informacje. Wszystkim Wam tego życzę.
Dziękuję za uwagę".
PS od redakcji "Debaty".
Olsztyńska policja prowadzi jedno z najpoważniejszych śledztw w ostatnim czasie. Śledztwo zostało wszczęte po zawiadomieniu poseł Iwony Arent, iż Adam Socha złamał ustawę o ochronie danych osobowych, zamieszczając na portalu debata.olsztyn.pl skan jej pozwu przeciwko niemu z jej danymi osobowymi (adresem i peselem). Do zamieszczenia pozwu przyznała się żona Adama Sochy. Jednak poseł Iwony Arent to nie zadowoliło, bowiem poluje na dziennikarza, który ośmielił się ujawnić, iż toczy się postępowanie prokuratorskie w sprawie finansów stowarzyszenia Helper prowadzonego przez jej przyjaciółkę i koleżankę partyjną Katarzynę Kaczmarek, żonę agenta Tomka, więc policja kontynuowała przesłuchania. Dwukrotnie został przesłuchany Adam Socha i prezes Fundacji "Debata" Bogdan Bachmura oraz raz Adam Kowalczyk. Obecnie policja żąda informacji na temat portalu debata.olsztyn.pl: m.in. kto ma uprawnienia do obsługi portalu. Podczas przesłuchań pełnomocnik poseł Arent posunęła się do tego, że domagała się ujawnienia haseł dostępu na portal.
Mimo że postępowanie jeszcze trwa poseł Iwona Arent zażądała w piśmie do prezesa Radia Olsztyn S.A., pracodawcy Adama Sochy, wyciągnięcia wobec niego konsekwencji służbowych, a do ZG SDP o wytoczenie mu sprawy dyscyplinarnej, w związku z naruszeniem ustawy o ochronie danych osobowych.
Następne zawiadomienie złożyła na policji przyjaciółka poseł Iwona Arent, prezes Helpera Katarzyna Kaczmarek oskarżając Adama Sochę, iż zilustrował tekst na temat Helpera zdjęciem należącym do tego stowarzyszenia (w rzeczywistości zdjęcie pochodziło z witryny PiS). W tej sprawie na razie zostali przesłuchani tylko Adam Socha i Bogdan Bachmura - prezes Fundacji "Debata".
Wszystkie te działania poseł i jej przyjaciółka podejmują oczywiście w obronie wolności słowa.
Skomentuj
Komentuj jako gość