Po zestrzeleniu samolotu pasażerskiego nad terytorium opanowanym przez rosyjskich separatystów jestem w podwójnym szoku. Raz z powodu tragedii 295 pasażerów i ich rodzin, drugi raz reakcją świata, MAK-u, Ukrainy I Rosji. Reakcji jakże drastycznie odmiennej od tej, po katastrofie smoleńskiej (wyjątek - Maciej Lasek).
Pierwsze moje zaskoczenie dotyczyło przyjęcia przez cały wolny świat hipotezy prezydenta i rządu Ukrainy, że to był zamach terrorystyczny, separatyści uzbrojeni w wyrzutnię rakiet BUK prawdopodobnie pomylili ukraińskiego Antonowa z pasażerskim Boeingiem.
W przypadku tragedii smoleńskiej polski prezydent od początku wiedział, że przyczyna katastrofy jest – „arcyboleśnie prosta" - zawinili piloci, a SMS-owy przekaz do posłów PO dodawał: „trzeba ustalić, kto zmusił pilotów do lądowania".
Drugie zaskoczenie, to telefon prezydenta Obamy do prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki. Prezydent Obama mocno naciskał, by wszystkie dowody i części po katastrofie pozostały na terytorium Ukrainy do czasu aż międzynarodowa komisja dochodzeniowa będzie zdolna zbadać wszystkie aspekty tej tragedii.
Trzecie zaskoczenie, to natychmiastowy zgłoszenie przez przywódców państw, których obywatele zginęli w tym samolocie, by przyczyny katastrofy badała międzynarodowa komisja z udziałem ekspertów tych państw. To samo od razu zadeklarował prezydent Ukrainy. Strona rosyjska na początku próbowała oponować, twierdząc, że mają najlepszego na świecie fachowca od badania katastrof lotniczych gen. Anodinę, ale już następnego dnia prezydent Putin spuścił z tonu, a MAK napisał w piątek na swej stronie internetowej, że
„w tak skomplikowanej sytuacji w rejonie, gdzie doszło do katastrofy samolotu Boeing 777, niezbędne jest utworzenie pod egidą ICAO międzynarodowej komisji do zbadania tej katastrofy i przekazanie jej do zbadania tzw. czarnych skrzynek".
Czy muszę przypominać, jak w analogicznej sytuacji zachował się premier Donald Tusk? Jak głosy domagające się powołania komisji międzynarodowej, zwrócenia się o pomoc do NATO i USA, traktowania tego lotu jako wojskowego, bo tak był zarejestrowany w dokumentach, nie ruszania niczego na miejscu katastrofy, do czasu przybycia międzynarodowych ekspertów? Premier zapytał w Sejmie: chcecie wojny z Rosją?
Dzisiaj tylko jeden człowiek nie załapał, że trzeba zmienić narrację, jak uczynił to premier Tusk - Maciej Lasek, szef polskiej komisji badania wypadków lotniczych i pracownik etatowy wydziały propagandy rządu Donalda Tuska dowodził w TVP.Info, że
„Rosyjska komisja MAK ma pełne prawo, aby badać tę katastrofę".
Polacy, tak jak i ja, muszą przecierać oczy ze zdumienia, widząc i słysząc, jak wyglądają normalne procedury w przypadku takiej katastrofy. Jakie wnioski wyciągną z tego porównania ci, którzy szydzą z „religii smoleńskiej"?
Adam Socha
Na zdjęciu „żółwik" premiera Tuska z premierem Putinem na miejscu katastrofy smoleńskiej.
Skomentuj
Komentuj jako gość