Prywatna służba zdrowia nigdy nie będzie tak efektywna, jak państwowa. W Polsce nie ma praktycznie państwowej służby zdrowia, tylko publiczna, a to jest zupełnie co innego. W ramach polemiki z artykułem Bogdana Bachmury na temat szpitali zamieszczamy artykuł ekonomisty Piotra Solisa na temat przyczyn zapaści służby zdrowia.
Szanujący się ekonomista musi spojrzeć na system. Na świecie są dwa systemy służby zdrowia, plus mutacje. Prywatna oraz państwowa służba zdrowia. W Polsce, poza kilkoma poliklinikami, praktycznie nie ma państwowej służby zdrowia. W Polsce od 1999r. funkcjonuje publiczna służba zdrowia, która poza kwestią własności, niewiele różni się od prywatnej służby zdrowia.
W Polsce, jak i w wielu krajach, pokutuje mit, że prywatne zawsze jest lepsze, niż państwowe. Obszar służby zdrowia jest dowodem, że ten mit jest fałszywy. W ekonomii, właśnie, mówi się o tzw. efekcie skali, co w prywatnej służbie zdrowia jest niewykonalne, bo każdy pojedynczy szpital, czy też ich grupa/sieć, musi mieć drogi sprzęt i równie drogich specjalistów dla procedur wysoko specjalistycznych, jak u konkurencji. Jeśli nie, wypadnie z rynku, zbankrutuje.
Problem w tym, że wiele procedur wysoko specjalistycznych nie jest usługą powszechną i względy efektywności ekonomicznej wymagają objęcia nimi dużo większej liczby potencjalnych pacjentów, niż ta obsługiwana przez szpital. Rzecz w tym, że jeśli prywatny szpital nie będzie miał oferty takich usług, pacjenci wybiorą konkurencję. Co innego usługi podstawowe, czy nisko specjalistyczne, np. zwykłe przeziębienie, czy badanie okulistyczne itd. Tu nie ma istotnej różnicy, czy szpital będzie prywatny, czy państwowy.
W dobrze zarządzanej państwowej służbie zdrowia są szpitale z powszechnymi usługami medycznymi, a ponad nimi placówki bardziej specjalistyczne, obejmujące swym zasięgiem większą liczbę pacjentów, aż po te najbardziej specjalistyczne, kilka ośrodków na cały kraj. Taki układ pozwala wykorzystać efekt skali, gdzie koszt, w przeliczeniu na głowę mieszkańca, jest niski.
Prywatne szpitale muszą posiadać usługi wysoko specjalistyczne, niezależnie od liczby obsługiwanych mieszkańców, bo przegrają z konkurencją. Te usługi, w przeliczeniu na głowę mieszkańca są bardzo drogie, bo liczba mieszkańców jest w mianowniku, natomiast w liczniku liczba powinna być zbliżona, jak w państwowej służbie zdrowia. Tak nie jest w prywatnych szpitalach, bo nawet dla stosunkowo małej liczby mieszkańców, należy mieć kosztowne usługi medyczne. W państwowej służbie zdrowia wysoki koszt w liczniku jest dzielony przez bardzo wysoki mianownik, czyli przez dużą liczbę potencjalnych pacjentów, przez co koszt jednostkowy jest niższy. W prywatnej służbie zdrowia koszt w liczniku jest podobny, jednakże w mianowniku jest znacząco mniejsza liczba pacjentów, a więc koszt jednostkowy jest gigantyczny. Zwykła matematyka.
Piszę o szpitalach, a nie zwykłych przychodniach lekarskich, gdzie efekt skali ma minimalne znaczenie. Po reformach Buzka z 1999r. w Polsce powstała publiczna służba zdrowia. Od prywatnej służby zdrowia różni się ona jedynie instytucją właścicielską, którą zazwyczaj jest lokalny samorząd. Poza tym jej sposób funkcjonowania jest zbliżony do prywatnej służby zdrowia, która jest bardzo nieefektywna ekonomicznie z powodu braku efektów skali.
Powie ktoś, kolejny mit, że państwowa (tak naprawdę publiczna) służba zdrowia, to gigantyczne kolejki, syf, malaria i komary widliszki. Ten mit zbankrutował pod koniec 2012r., gdy w publicznej służbie zdrowia skończyły się kontrakty z NFZ. Tylko niewielka część pacjentów, ta lepiej sytuowana, ustawiła się w prywatnych gabinetach, a natychmiast pojawiły się kolejki i zdenerwowanie pacjentów. A co by było, gdyby nie było już publicznej służby zdrowia i wszyscy pacjenci ustawili się w prywatnych gabinetach? Zaledwie przedsmak tego był na koniec 2012r.
Odejdźmy na chwilę od rozważań systemowych i podeprzyjmy je faktami. Na początek weźmy dwa sąsiadujące ze sobą kraje, jeden ze wzorcową, prywatną służbą zdrowia, a drugi z państwową. Te kraje, to USA i Kanada. Koszt służby zdrowia, w przeliczeniu na głowę mieszkańca, w USA jest, według różnych opracowań, od 3 do 7 razy wyższy, niż w sąsiedniej Kanadzie. Pomimo tego poziom zdrowia Kanadyjczyków jest znacząco lepszy, niż Amerykanów.
Idźmy dalej. Ceny lekarstw w aptekach w USA są znacząco wyższe, niż w sąsiedniej Kanadzie! Dlaczego? Wśród producentów leków liczy się tylko kilka koncernów, więc mamy klasyczny oligopol, którego w prywatnej służbie zdrowia nikt, dosłownie nie „temperuje” - w oligopolu nie działają prawa rynku. Mało tego, ten oligopol starał się narzucić całemu światu, także Polsce, ACTA oraz FACTA, w czym Tusk chciał dopomóc (masowe protesty zniweczyły te plany Tuska i oligopolu).
No to może chociaż transakcje w prywatnej służbie zdrowia są przejrzyste i uczciwe, wszak właściciel pilnuje, by nikt go nie okradał? Kolejny mit, równie fałszywy, jak poprzednie. W USA, co roku z systemu służby zdrowia złodzieje kradną („kręcą lody” według ówczesnej posłanki PO, Beaty Sawickiej) ok. 200 mld. USD rocznie.
W Polsce publiczna służba zdrowia działa analogicznie, jak prywatna i mamy ten sam problem. Wykryto już afery z przeprowadzaniem operacji, np. kolana, które były zbędne z medycznego punktu widzenia. Niedawno poprzez media przewinęły się informacje na temat tzw. wyceny usług medycznych. Okazuje się, że określone lobby mające „dojścia”, wpłynęło na znaczące zawyżenie kosztów pewnych usług, podczas, gdy inne ważne są niedoszacowane. Pośród liczb pojawiła się i taka, że w ten sposób jest marnowane nawet 20% środków będących w gestii NFZ. A to nie jedyna droga wycieku pieniędzy z systemu służby zdrowia w Polsce. Ile pieniędzy z naszych składek jest w podobny sposób rabowanych?
Efekty skali, a w zasadzie ich brak odpowiada, że wiele sprzętu, także ze zbiórek J. Owsiaka, leży od wielu lat w szpitalach, nawet nie rozpakowana. NIK wykrył takiego sprzętu na ok. 3,5 mld. zł, a przecież wykrył zaledwie wierzchołek przysłowiowej góry lodowej. Instalacja takiego sprzętu oraz zatrudnienie wysokiej klasy specjalistów kosztuje! Przy relatywnie małej liczbie obsługiwanych pacjentów, te nakłady nigdy się nie zwrócą. Cóż, znowu ten „przebrzydły” efekt skali. Jako ekonomista nie muszę się z tego tłumaczyć, bo efekt skali, to zwyczajna matematyka, a nie fanaberie tego, czy innego ekonomisty.
Mógłbym pisać jeszcze długo na tematy/patologie szczegółowe. Ograniczę się do sposobu funkcjonowania tzw. izb przyjęć przy szpitalach. Co i rusz czytamy, że kogoś wielokrotnie nie przyjęto do szpitala i ten ktoś umarł. Takie wiadomości czytamy i będziemy czytać często, jeśli nie zrobimy porządku z chorym systemem. To jest ustawowy obowiązek Premiera (aktualnie Tuska) oraz podległego mu Min. Zdrowia (aktualnie Arłukowicza). Jeśli te osoby piastujące funkcje publiczne nie zrobią z tym porządku, w przyszłości zostaną rozliczeni nie przez historię, ale przez sądy powszechne.
Nie wspomniałem o zyskach właścicieli szpitali, którzy prowadzą biznes, a nie akcję charytatywną. Te zyski podnoszą koszty, ale w porównaniu z efektami skali, to przysłowiowy „pikuś”.
Mamy niekompetentnego Premiera i jeszcze bardziej niekompetentnych ministrów. Priorytetem jest zadowolenie środowisk homo coś tam, a nie przejmowanie się, że chory system służby zdrowia w Polsce zabija ludzi. Czyżby Tusk hołdował zasadzie, że po mnie choćby i potop?
Miał być zwykły artykuł, a powstało coś na temat systemowych rozwiązań w służbie zdrowia. Ten, powstały mimochodem, program, nie jest konkurencyjny wobec rozwiązań PiS-u. Panowie, budowy domu nie zaczyna się od okien, dachu itp., ale od fundamentów. Taką rolę pełni w tym przypadku system, a potem rozwiązania szczegółowe. PO-PSL każdego dnia udowadniają swą nieudolność, Palikotów i SLD interesują tematy zastępcze. Pozostał mi tylko PiS, jako poważni adresaci. Panowie, jeśli trzeba, wesprę Was merytorycznie. Polska i Polacy zasługują na dobrego gospodarza.
Piotr Solis, ekonomista
Skomentuj
Komentuj jako gość