Dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie Mariusz Sieniewicz w reakcji na protesty wobec znieważenia Ukrzyżowania Jezusa Chrystusa oraz Godła Polski na wystawie w Galerii „Dobro” na Starym Mieście zwołał konferencję i ogłosił, że wystawa będzie czynna do końca tj. do 29 listopada, a więc w okresie obchodów 100-lecia Niepodległości. Zrobił przy tym show obrażając i ośmieszając protestujących. Prezydent Piotr Grzymowicz na ten popis chamstwa nie zareagował.
„WYRAZ LĘKÓW, MARZEŃ I OBSESJI"
Przypomnijmy, że na wystawie, w dawnej Galerii „Rynek” na Starym Mieście w Olsztynie, pt. „Polacy Europie”, czynnej od 3 października, jest obraz ukrzyżowanej nagiej kobiety, z której łona wyrastają trzy męskie genitalia oraz orzeł stylizowany na Godło Polski, z domalowanymi męskimi genitaliami. Wieść o tej wystawie dotarła do mnie za pośrednictwem osób z personelu administracyjno-technicznego MOKu, które poczuły się znieważone i prosiły, bym spowodował usunięcie bluźnierczych malunków. Poinformowałem więc o wystawie prezydenta Piotra Grzymowicza, prosząc by zajął stanowisko. Prezydent nie odpowiedział, za niego uczynił to dyrektor MOKu na konferencji-show w galerii 10 października.
Mariusz Sieniewicz stwierdził na niej, iż obrazy są dziełem zbiorowym 10 młodych ludzi, którym przyrzekł całkowitą wolność. Wyjaśnił, że rysunki są wyrazem ich „lęków, marzeń i obsesji" w reakcji na „falliczną, patriarchalną, przemocową i opresywną rzeczywistość polityczną” naszego kraju. On zaś nie może odpowiadać „za stan realny i rzeczywisty naszych lęków, strachów i fobii, tym bardziej, że one wytworzyły się w dialogu między artystami a mieszkańcami”.
To oczywiste, że dyrektor MOKu nie odpowiada za „lęki, marzenia i obsesje” osób, których nazywa „artystami”, natomiast ponosi pełną odpowiedzialność moralną i prawną za prezentowanie tych obsesji w galerii należącej do samorządu miejskiego, a więc do wszystkich mieszkańców Olsztyna, a nie tylko 10-osobowej grupki „obsesjonistów”.
Przypomnijmy, że wcześniej dyrektor Sieniewicz wydał zarządzenie, na mocy którego odmówił osobie z Organizacji Narodowo-Radykalnej udostępnienia na 1 godzinę sceny Staromiejskiej 1 marca 2018 roku, w celu upamiętnienia Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. W tym przypadku dyrektor MOKu wykazał się daleko posuniętą ostrożnością obawiając się, iż treści, jakie mogłyby być wygłaszane ze sceny Staromiejskiej, związane by były z ideologią przemocy, rasizmu, ksenofobii. W wywiadzie udzielonym mi wówczas Mariusz Sieniewicz powiedział, że po 1. scena nie będzie udostępniania partiom i organizacjom politycznym, po 2. będzie udostępniał scenę po uprzednim przedłożeniu dokładnego scenariusza imprezy, a nie tylko ogólnego hasła gdyż: „diabeł tkwi w szczegółach, a ja nie jestem idiotą”.
Dlatego tym większe było moje zaskoczenie, iż oddał bez żadnych zastrzeżeń miejską galerię osobom, które, jak pokazała wystawa, są skrajnie zideologizowane i używają przemocy symbolicznej wobec ludzi wyznających inny system wartości. Zrobili to przy tym w stylu obscenicznych rysunków znanym pokoleniu wychowanemu w PRLu z publicznych szaletów. Wówczas tego rodzaju fobie i lęki tam znajdowały swój upust.
Jeśli z zaproszenia dyrektora MOKu skorzystałaby inna grupa „artystów”, ogarnięta innymi obsesjami i lękami, które wyraziłaby malując męskie genitalia na gwieździe Dawida i brodzie Proroka, umieszczając w galerii znak „nie pedałuj” (grafika przedstawiająca kopulujących mężczyzn), napisy „White Power” i swastyki – to czy dyrektor Sieniewicz również by nie zareagował, aby uszanować ich prawo do wolności w sztuce?
W cytowanym wywiadzie dyrektor Sieniewicz deklarował „nie udaję, że się wziąłem z kosmosu, każdy z nas ma jakieś poglądy a czas zweryfikuje, czy ja je potrafię schować i zachować bezstronność”. Jak pokazała wystawa, nie potrafił tej bezstronności zachować, oddając galerię osobom, które przez hasło „wolności w sztuce” rozumieją wulgarne obrażanie uczuć inaczej czujących i myślących.
„ZAPRASZAM NA DEBATĘ NA TEMAT GRANIC WOLNOŚCI W SZTUCE”
Pan Sieniewicz na swoim show zapraszał przedstawicieli olsztyńskiego PiSu na debatę na temat granic wolności w sztuce. Te granice ludzie z kindersztubą, dobrze wychowani wyznaczają sobie sami, po prostu wynoszą je z domów rodzinnych. Wiedzę instynktownie, co w towarzystwie wypada a co nie wypada. Uważam, że dyrektorem samorządowej placówki kultury musi być przede wszystkim człowiek „kulturalny”, a więc wychowany w kulturze, która liczy tysiące lat, a składa się na nią judaizm, filozofia grecka, prawo rzymskie i moralność chrześcijańska, i szanującym to dziedzictwo. Z tej całej bogatej, wspaniałej i ogromnej spuścizny, która stała się fundamentem cywilizacji europejskiej wystarczy znać tylko jedną zasadę rabbiego Hillela , by umieć zachować się przyzwoicie. Rabbi Hillel (przełom I w. p.n.e. i I w. n.e.) sformułował „złotą zasadę”: „Nie czyń bliźniemu twemu, co tobie niemiłe: to cała Tora. Reszta jest komentarzem – idź i poznaj go.”. Tak Hillel odpowiedział poganinowi, który oświadczył, że zostanie żydem, o ile może być nauczony Tory stojąc na jednej nodze.
Skoro jednak komuś brakuje zwykłej kindersztuby i poczucia smaku, to musi szanować prawo, które wyznacza granice wolności dla naszej publicznej ekspresji, po której przekroczeniu wolność zamienia się w anarchię i nihilizm. Te granice określiła Konstytucja RP. Art. 31. 2. Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Kodeks karny, art. 196. Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Ustawa o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych. Art. 1. 1. Orzeł biały, biało-czerwone barwy i „Mazurek Dąbrowskiego” są symbolami Rzeczypospolitej Polskiej. 2. Otaczanie tych symboli czcią i szacunkiem jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej oraz wszystkich organów państwowych, instytucji i organizacji. Kodeks karny - art. 137: „§ 1. Kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwowy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.
„SPOŁECZEŃSTWO FALLICZNE, PATRIARCHALNE, PRZEMOCOWE I OPRESYWNE”
Dyrektor Sieniewicz na konfrencji-show ocenił społeczeństwo polskie, jako „falliczne, patriarchalne, przemocowe i opresywne”. Jako reprezentantów „idei patriarchatu, siły i kultury fallicznej, która funkcjonuje w przestrzeni politycznej” wymienił protestującym przeciwko wystawie miejskich radnych, panów Dariusza Rudnika, Macieja Tobiszewskiego oraz pana Radosława Nojmana z PiS. Zarzucił im „brak odwagi cywilnej”, bo nie przyszli do galerii, by zamalować to co ich „brzydzi”, bo w ten sposób „wytwarza się dialog”. Dyrektora Sieniewicz podsumował, że do tego „trzeba mieć jaja”, których radnym zabrakło, więc on ich w tym wyręczy i zaklei „siusiaki”, by uniknąć „skarania boskiego”.
Dyrektor Sieniewicz myli pojęcia, to nie jest dialog, to jest zaproszenie do udziału w walce nagich pań w kisielu, do awantury, do eskalacji nienawistnych gestów. Podstawowym warunkiem dialogu jest poszanowanie godności drugiej strony. Natomiast cała konferencja miała na celu ośmieszenie i poniżenie ludzi wyznających inny system wartości.
Co do przypisywania działaczom PiSu „idei patriarchatu, siły i kultury fallicznej, która funkcjonuje w przestrzeni politycznej”, to projektowanie własnych zachowań na adwersarza politycznego. Wszak to prominentny funkcjonariusz PRL a później działacz SLD i prezydent Olsztyna z tej partii jest oskarżony o molestowanie seksualne podległych urzędniczek i zgwałcenie jednej z nich, gdy była w ciąży, w czasie, gdy wszystkie urzędy w mieście i województwie zajmowali działacze SLD, którzy doskonale wiedzieli, co ich towarzysz wyprawia w Ratuszu. Jego zastępcą był Piotr Grzymowicz, obecny prezydent.
Wszak to wieloletni działacz PO, prezydent Legionowa Roman Smogorzewski wygłaszał na konwencji wyborczej 24 września, pod adresem swoich kandydatek seksistowskie dowcipy i docinki: „Jest z Tobą kłopot, bo jesteś trochę za ładna i wiesz... masz wiele innych walorów i kompetencji, ale jak zacznę za bardzo to wiesz... moja żona w ogóle nie jest zazdrosna, typowa kobieta. No i pani od seksu (śmiech). Przepraszam, ale tak mi się pani kojarzy. Tutaj mamy chyba dwie najbardziej aktywne, powiedziałbym, że napalone...”. Wszystko odbywało się przy gromkim aplauzie publiki. A na koniec obecny na konwencji rzecznik PO Jan Grabiec wręczył Smogorzewskiemu szablę ze słowami: "Prowadź nas do boju".
Słowa dyrektora Sieniewicza: „Nie chcemy uczestniczyć w wojnie polsko-polskiej” są obłudne. Właśnie tą wystawą wciągnął Miejski Ośrodek Kultury w sam środek wojny polsko-polskiej, rozniecił konflikt społeczny i konferencją-show jeszcze go eskalował. Natychmiast znalazł oddźwięk. Ofiary „fallicznej opresji” zniszczyły bilbord wyborczy pana Dariusza Rudnika malując mu na twarzy fallusa.
„DUCH PLATONA NAD OLSZTYNEM”
Dyrektor Sieniewicz tak opisuje rzeczywistość, przeciwko której wystąpili młodzi ludzie-autorzy malunków: „Na tej wystawie jest 7 czy 9 penisów osadzonych w różnych kontekstach. To, że budujemy rzeczywistość falliczną, patriarchalną, przemocową i opresywną, to daje nam obraz naszego społeczeństwa. Tacy jesteśmy i tak wyglądamy”. Zaklejając genitalia na malunkach kartką z napisem: „Zaklejony fragment pracy ze względu na naruszenie idei Dobra i Piękna”, skomentował, odnosząc się do mojego tekstu, w którym poinformowałem o tej wystawie: „Nie spodziewałem się, że duch Platona tak mocno unosi się nad naszym miastem”.
Szanowny panie Mariuszu, jak pan sam stwierdził „nie jest pan idiotą”. I ja tak uważam, że jest pan piekielnie inteligentnym człowiekiem i doskonale pan wiedział co robi, zmieniając nazwę Galerii „Rynek” na „Dobro” i oddając ją środowiskom neomarksistowskim. Tak, nie tylko nad Olsztynem, ale nad Europą przez tysiące lat unosił się duch Platona, Cycerona i Duch Święty. Duchy te omal nie zostały zniszczone przez widma nazizmu i komunizmu krążące nad Europą. Wydawało się, że wraz z klęską nazistów w 1945 roku a następnie upadkiem komunizmu w 1989 roku na kontynencie europejskim, na trwałe pokonaliśmy te widma. Jednak w latach 60. XX wieku do głosu doszło pokolenie kontrkultury opętane widmem neokomunizmu. Ich naśladowcy z panem i pana akolitami kwestionujecie „antropologię opartą na utrwalonej kulturowo i wypracowanej zarówno przez starożytność, judaizm, jak i chrześcijaństwo koncepcji człowieczeństwa, bez którego nie byłoby zachodniej koncepcji wolności jednostki i państwa prawa” - jak stwierdził Prof. Andrzej Bryk, historyk ustroju, amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” („Europa Środkowo-Wschodnia ma być uległa, albo opuścić UE”, „Plus Minus” nr 39 z 13.10.). - Ideolodzy pokolenia 1968 r. zdecydowali się przekształcić najpierw kulturę, język opisujący rzeczywistość, i w ten sposób, narzucając nowe jej zdefiniowanie, przebudować społeczeństwo – mówi dalej prof. Bryk. - Kluczem do tego nowego podejścia było pojęcie emancypacji, czyli wyzwolenia z opresji istniejącej kultury. To taka klasyczna, propagandowa, prometejska formuła przejęta od nowej lewicy. Wypowiedziano wojnę całej tradycyjnej kulturze, a nawet – jak w przypadku ideologii gender – naturze, jako opresyjnym, czyli nieopartym na totalnej równości. Taka równość ma być podstawą sprawiedliwego społeczeństwa (…). Dziś to hegemoniczna narracja europejska. W rzeczywistości tworzy wykorzenioną kulturę nihilizmu i moralnego chaosu, gdzie rozum nie dąży do prawdy, ale do niczego”.
Miarą wielkości artysty stało się obrażanie symboli katolickich i narodowych. Im bardziej obrazoburczo i kontrowersyjnie tym lepiej. Epatuje się nas erotyzmem, nagością, wulgarnością, w przypadku wystawy olsztyńskiej, ociera się to o pornografię. Ma to nas „wyzwolić seksualnie”, wyleczyć z naturalnej potrzeby piękna, dobra i prawdy.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość