Trwa walka 70-letniego Janusza Kijowskiego o kolejne przedłużenie kontraktu bez konkursu. Jego natychmiastowego odwołania domaga się warmińsko-mazurskie OPZZ za nazwanie związkowców „chamami”, Państwowa Inspekcja Pracy kończy kontrolę w teatrze na wniosek Związku Zawodowego Pracowników Teatru, który oskarżył dyrektora i jego partnerkę, a zarazem zastępcę dyrektora Beatę Ochmańską o poniżanie pracowników, łamanie praw pracowniczych i związkowych. Negatywną opinię jego 14-letnich rządów wystawiło Towarzystwa Kultury Teatralnej Warmii i Mazur. Ogłoszenia konkursu chce Komisja Kultury i Edukacji Sejmiku (na wniosek przewodniczącej z PiS Bożenny Ulewicz) oraz Partia Razem.
Media od lewa do prawa również, jak nigdy, są zgodne, że Kijowski musi odejść. Felietonista portalu e-teatr ujawnił jak ogromne pieniądze wypłaca sobie dyrektor Kijowski. Ostatnio, zaczepiony przez Kijowskiego na fb, zdemaskował swego byłego szefa pisarz Mariusz Sieniewicz, który musiał odejść z teatru po 11 latach pracy. Podsumował karierę Kijowskiego w Jaraczu: Od hierarchicznej omnipotencji do etycznej impotencji.
Jednak upadek Janusza Kijowskiego nie jest wcale przesądzony. Stoi bowiem za nim murem wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka. Marszałek województwa przy podejmowaniu decyzji kadrowej w sprawie dyrektora teatru Jaracza musi uzyskać akceptację tego resortu.
Historia zatoczyła koło
Na naszych oczach w Teatrze im. S. Jaracza w Olsztynie rozgrywa się film pt. „Aktorzy prowincjonalni II” połączony z Makbetem. Debiut Agnieszki Holland powstał m.in. na podstawie obserwacji życia olsztyńskich aktorów w 1978 roku. Zagrał w nim nawet aktor teatru Jaracza śp. Stefan Burczyk. Jej film jest zaliczany do nurtu kina moralnego niepokoju. Twórcą tego pojęcia jest dyrektor naczelny i artystyczny Janusz Kijowski, o czym informuje w swojej notce biograficznej na witrynie internetowej teatru Jaracza. On również stworzył dwa filmy w tym nurcie: „Indeks" (1977) i „Kung-fu" (1979).
Przypomnijmy o czym jest film „Aktorzy prowincjonalni”. Do prowincjonalnego teatru przyjeżdża znany reżyser z Warszawy. Zespół wiąże z nim ogromne nadzieje, bowiem z przygotowanym przez niego przedstawieniem dramatu Wyspiańskiego „Wyzwolenie" ma wystąpić na festiwalu teatrów regionalnych. To również życiowa szansa dla najzdolniejszego w zespole aktora, który dostał rolę Konrada. Jednak szybko okazuje się, że dla młodego reżysera ten spektakl to chałtura, masakruje tekst Wyspiańskiego, a brak pomysłu zasłania prostackimi sztuczkami „awangardyzmu". Aktor buntuje się przeciwko temu, ale jest bez szans: jest tylko aktorem i musi grać.
Trzydzieści lat później Holland wystawiła „Aktorów” w opolskim teatrze. Czterdzieści lat od filmu możemy oglądać „na żywo” „Aktorów” w olsztyńskim teatrze.
Tak jak w filmie do prowincjalnego, w każdym tego słowa znaczeniu, teatru prowadzonego przez 13 lat przez Zbigniewa Marka Hassa (1990–2003), teatru w zapaści, przyjeżdża w 2004 roku znany reżyser filmowy z Warszawy Janusz Kijowski. Ma wówczas 56 lat i sukcesy filmowca już dawno za sobą. Ostatni film (serial Kameleon) nakręcił w 2001 roku. Posada w Olsztynie to dla niego dar niebios. Natomiast w wywiadzie udzielonym „Przeglądowi” w 2011 roku, z okazji startu do sejmu z listy SLD, twierdził: Schroniłem się w teatrze, aby do końca nie zgłupieć razem z polskim filmem. Schronił się w Olsztynie wraz z kolejną, dużo młodszą partnerkę Beatą Ochmańską, którą mianuje swoim zastępcą ds. produkcji.
- Zespół powitał Kijowskiego z entuzjazmem i ogromną nadzieją – powiedział mi Andrzej Fabisiak, przez wiele zastępca dyrektora teatru, wyrzucony z teatru przez Kijowskiego w 2014 roku, po 23 latach pracy.
Swoją nadzieję budowali na wyreżyserowanej w ich teatrze przez Kijowskiego „Mszy za miasto Arras”. Aktorka Irena Telesz twierdzi, że to ona namówiła reżysera do wystawienia czegoś w Jaraczu, podczas spotkania w 1990 roku z okazji premiery filmu Kijowskiego „Stan strachu” w olsztyńskim WDK-u. Spektakl okazał się dużym sukcesem teatru. Jednak od jego premiery do objęcia dyrektorstwa olszyńskiego teatru minęło 10 lat…
Początki nowego dyrektorowania były obiecujące. Kijowski już w następnym roku doprowadził do podniesienia rangi teatru poprzez wpisanie go na listę teatrów prowadzonych wspólnie przez samorząd wojewódzki i ministerstwo kultury. Dzięki temu budżet teatru z niecałych 3 wzrósł do prawie 10 milionów złotych.
- Kijowski i jego partnerka przyjechali do nas w 2004 roku zdezelowanymi autami, a z teatru tylko jeden aktor miał auto, ale i to dzięki pracy kelnera w USA - powiedział mi jeden ze związkowców (zastrzegł sobie anonimowość w obawie przed zemstą dyrektora). - Nowy dyrektor podwoił nam pensje i po kilku latach ciężko było znaleźć wolne miejsce na teatralnym parkingu zamkniętym, również pani dyrektor i pan dyrektor kupili sobie po luksusowym aucie.
Również na przykład z autami powołał się Janusz Kijowski odpowiadając „Gazecie Olsztyńskiej” na zarzuty związkowców, iż pracownicy teatru klepią biedę.
Dyrektor polityk
Kijowski oprócz prowadzenia teatru prowadził też zajęcia w instytucie dziennikarstwa na UWM (w 2004 roku uzyskał tytuł doktora habilitowanego nauki o sztukach pięknych).
Ale teatru i nauki było mu mało. Ciągnęło go do polityki. Politykiem był też jego ojciec Józef, szef wojewódzkiego ZSL i poseł z Olsztyna. Janusz Kijowski uważa się za człowieka lewicy. Jak powiedział w wywiadzie udzielonym w 2011 roku Markowi Książkowi dla „Przeglądu”, w czasie marca 68 roku w proteście przeciwko zdjęciu "Dziadów" rozwieszał wraz z Andrzejem Celińskim i Antonim Macierewiczem na Krakowskim Przedmieściu klepsydry z portretem Adama Mickiewicza. Był w tym czasie studentem II roku historii na Uniwersytecie Warszawskim, członkiem rady wydziałowej ZSP, która przekształciła się potem w komitet strajkowy. Ale nie dotknęły go represje. Wyjechał studiować historię sztuki w Paryżu (1969-70) i żeby się utrzymać – jak mówi w wywiadzie - śpiewał w rosyjskich kabaretach pieśni Okudżawy, Wysockiego i cygańskie romanse.
Po Sierpniu 1980 roku zaangażował się w odnowę. Był jednym z założycieli Solidarności Pracowników Filmu, szefem Komitetu Obrony Kinematografii, przewodniczącym Koła Młodych Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Wymyślił Studio Filmowe im. Karola Irzykowskiego.
Na zlecenie telewizji belgijskiej nakręcił film dokumentalny "Przed bitwą" z pierwszego zjazdu "Solidarności”. Pokazał w nim pęknięcie ruchu na obóz prawicowo-nacjonalistycznym i lewicowo-liberalny. Stan wojenny zastał go w Brukseli. Zaangażował się w stowarzyszenie Solidarni z "Solidarnością. Na Zachodzie umocnił się jego lewicowy światopogląd, gdy na własnej skórze doświadczył, czym jest kapitalizm. Jest to genialny system, bo pozwala żyć, ale ciągle musisz machać łapkami, by nie utonąć, choćbyś nie wiem ile zarabiał - powiedział w wywiadzie.
Z takim bagażem politycznych doświadczeń w 2005 roku, a więc po roku pracy w teatrze, otwierał w Olsztynie listę Partii Demokratycznej w wyborach do Sejmu. Zdobył ponad 5% głosów, ale w skali kraju lista przepadła. W 2010 roku znalazł się w komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego na urząd prezydenta (także w 2015 roku) i został przez niego odznaczony.
Ponownie spróbował wejść do sejmu w 2011, tym razem z listy SLD. (Związkowcy twierdzą, że do kampanii zaangażował sprzęt i pracowników teatru). Tak tłumaczył „Przeglądowi” swój start z listy pogrobowca PZPR:
Platforma nie odpowiada mi ideowo. Jeśli oni określają się jako liberałowie, to nie mogę się z nimi wiązać, ponieważ nie jestem liberałem. Mam poglądy socjaldemokratyczne. (...) Gdy przyjaciele zaproponowali mi kandydowanie z listy SLD, pomyślałem, że w moim wieku powinienem już przestać wybrzydzać, bo nie ma innej partii o poglądach zbliżonych do moich.
Nie dostał się do sejmu, mimo że startował z drugiego miejsca za Tadeuszem Iwińskim.
Swoje zaangażowanie polityczne wyrażał też w cyklu rokrocznych debat prowadzonych w teatrze, nawiązujących nazwą do rewolucji bolszewickiej: „Czerwony Październik” i zapraszając działaczy „Krytyki Politycznej”.
„My-elity” kontra „endecki naród”
Brak sukcesów w polityce rekompensował sobie napaściami na polityków prawej strony na swoim profilu fb.
Przegrane wybory przez PO+PSL skomentował:
„Przegraliśmy z polskim chamem. Przegraliśmy z obarczonym rodziną, pozbawionym gustu jełopem przekupionym przez PiS. Przegraliśmy. My - elita. My - naród. My - autorytety, narzucone endeckiemu narodowi w 1989 roku”.
Kolejne wpisy:
„Jaki nie jest Berią, Jeżowem ani Himmlerem... Jest po prostu mściwym kretynem! Jaki jest Jaki - każdy widzi”. „Ale taki Kukiz – to jakiś ponury żart historii. On świni się bezinteresownie. Skacze do szamba na własne życzenie (…) Sprzedaje się jak dziwka” - za ten wpis Marek Jakubiak z Kukiz15 złożył w lutym tego roku zawiadomienie na policji w Ciechanowie.
Janusz Kijowski broni też demokracji uczestnicząc niemal w każdej manifestacji KOD-u w Olsztynie (jest stryjem Mateusza Kijowskiego). Związkowcy twierdzą, że daje z teatru sprzęt nagłaśniający i obsługę. Gdy wicepremier Jarosław Gowin powiedział o działaczach KOD-u, że to resortowe dzieci, Janusz Kijowski wypalił na facebooku: Gdyby pan Gowin posiadał zdolność honorową, to naplułbym mu w twarz. Skoro nie - to obetrę tylko podeszwę.
Również mnie się oberwało za teksty demaskujące plagiatora z UWM Piotra Obarka. Kijowski wystąpił na Senacie uczelni w jego obronie a na fb napisał:
"Oto brunatno-talibański portal, mylnie zwany "debatą", piórem swojego ajatollacha Sochy, opluwa profesorów naszego Uniwersytetu (UWM) - w tym, oczywiście, i mnie. Ja jestem odporny, bo przeżyłem Moczara, Gontarza i innych "apostołów" narodowo-socjalistycznej propagandy. Ale są inni! Czy Rektor nie powinien chronić dobrego imienia swoich profesorów? Panie Rektorze - do dzieła, bo może być za późno, jak w marcu '68 roku na UW...!"
Syn Obarka – Mateusz – zaprojektował stronę internetową teatru i robi plakaty sztuk wystawianych w Jaraczu, mimo że teatr ma grafika na etacie (związkowcy chcą, by prokuratura zbadała również tę umowę).
W 2015 roku wybuchł skandal na UWM. Studenci Instytutu Dziennikarstwa mieli już dosyć tego, że ich wykładowca od dawna nie zjawia się na zajęciach (ale wypłatę przyjmuje). Napisali skargę. Komisja dyscyplinarna stwierdziła, że nie ma dowodów na to, że wykładowca „lekceważył obowiązki służbowe”. Jednak smród był zbyt duży i po 10 latach dr hab. Janusz zrezygnował z pracy na uczelni.
Uważa się za „Brukselczyka”. Dlatego kilka lata temu zaapelował do zarządu województwa, by nie organizował rekonstrukcji Bitwy pod Grunwaldem. Argumentował:
Zbliża się kolejna rocznica bitwy grunwaldzkiej. Pola pod Stębarkiem (dawniej Tannenberg) zalane deszczem. A my znowu będziemy czcić zwycięstwo dzikich Litwinów, Tatarów i Mazowszan - nad kwiatem europejskiego rycerstwa w 1410 roku; czcić zwycięstwo króla Władysława, które niczego Polsce nie dało. Tylko oddaliło w czasie europejską modernizację kraju. Lubimy te zwycięskie wojny, które do niczego nie prowadzą...
Przeciętny, mieszczański teatr
Jednak sceny teatralnej raczej nie wykorzystywał instrumentalnie w celach propagandowo-politycznych. Ku zaskoczeniu krytyków realizował linię repertuarową opartą na sprawdzonych sztukach wybitnych dramaturgów polskich i obcych, część z nich była mu bliska światopoglądowo. Nie posunął się jednak nigdy do skandalu tego typu co teatr wrocławski zapraszając prostytutki czy Powszechny ze sceną seksu oralnego z figurą Jana Pawła II. Wystawiony w 2012 roku „Boski spór” wspólnie z aktorem Jerzym Bończakiem, kumplem od kielicha, który ma dom w Starych Jabłonkach, okazał się zdaniem recenzentów gniotem i chałturą. Kontrowersję wzbudził jedynie plakat wykorzystujący motyw Chrystusa ukrzyżowanego. Mimo to dwaj olsztyńscy radni PiS ostatnio zaatakowali Kijowskiego za lewacką linię repertuarową i brak wartości patriotycznych. Głosowali przeciwko przyznaniu 20 tys. złotych dotacji na Olsztyńskie Spotkania Teatralne. (Innego zdania był radny PiS Maciej Tobiszewski, który chwali teatr).
Jedyna licząca się nagroda jaką zdobył teatr przez 14 lat dyrektorowania Kijowskiego, to obsypana nagrodami w 2017 roku „Kartoteka” za reżyserię Andrzeja Majczaka i grę aktorów.
- To nie jest znakomity teatr – powiedziała Radiu Olsztyn (audycja Śliska sprawa z 18 maja) kierownik literacki Ewa Jarzębowska, z zarządu związku – mimo twierdzeń dyrektora, że jesteśmy w I lidze i wie o nas świat. Tak nie jest, świadczy o tym to, że tylko sporadycznie ukazują się recenzje ze spektakli w renomowanych pismach poświęconych teatrowi.
Za to ogromnym sukcesem Kijowskiego, a zwłaszcza Beaty Ochmańskiej stała się rewitalizacja liczącego 90 lat budynku teatru, na którą samorząd województwa przyznał dotację unijną. W sumie teatr otrzymał ponad 42 miliony złotych. Remont zaczął się w 2009 roku, a 8 listopada 2012 roku odbyła wielka gala w nowoczesnym, rozbudowanym i świetnie wyposażonym w najnowsze cuda techniki obiekcie. Na galę przybyła elita polityczna regionu na czele z marszałkiem z PO Jackiem Protasem, działaczami PSL i SLD. Gościom pokazano „Damy i huzary" Aleksandra Fredry.
Beata Ochmańska i Janusz Kijowski
Po takim sukcesie marszałek po raz kolejny przedłużył Kijowskiemu kontrakt bez konkursu, do 31 sierpnia 2018 roku. Dopiero teraz pracownicy techniczni teatru zaczęli mówić, m.in., iż zapomniano o wentylacji w pracowniach, w których występują szkodliwe opary oraz w toaletach pracowniczych i o innych niedoróbkach.
„Reżyserski doktor Jekkyl, dyrektorski Mr Hyde”
Remont teatru stał się momentem zwrotnym, co podkreślają wszyscy moi rozmówcy związani z Jaraczem. Wcześniej, według najstarszej stażem aktorki, zespół był jedną wielką rodziną. Kijowski świętował swoje i Beaty Ochmańskiej urodziny razem z aktorami, wspólnie pili wódkę, a on śpiewał im i grał na gitarze. Wielu aktorom miał pomóc – wg jej słów - w trudnej dla nich chwilach. Najwybitniejszego aktora teatru miał po wylewie zawieźć do dobrego szpitala w Warszawie i przy nim czuwać. Aktor wyzdrowiał. Irenie Telesz, gdy wylądowała na głodowej emeryturze 1400 złotych, gdyż w 1984 roku została wyrzucona z teatru za Solidarność i miała 7 lat przerwy w pracy, dał etat.
Jednak w czasie remontu odciął się od zespołu i od środowiska artystyczno-kulturalnego Olsztyna. Gdy będąca z nim po imieniu aktorka zwróciła mu uwagę, że zespół nie ma z nim kontaktu, odparł: „przecież ja was codziennie widzę” i pokazał na ekran monitoringu w swoim gabinecie.
Miały zacząć się prześladowania i poniżanie pracowników, którzy śmieli mieć choć odrobinę inne zdanie od jego i jego zastępczyni, którą zaczęto postrzegać w tym związku jako Lady Makbet. Jak mówi człowiek zarządu związku kierownik literacka Ewa Jarzębowska w audycji Radia Olsztyn, w teatrze są „święte krowy”, pracownicy, którzy mogą popełniać błędy i nic ich za to nie spotka oraz „kozły ofiarne”, pracownicy, którzy nie zawinili, ale poniosą karę. Tydzień w tydzień na zebraniach są atakowani pracownicy np. za to, że gołąb narobił, że są pajęczyny na płocie, że kot przyniósł zdechłą mysz na posesję… Jak ktoś się chwali sukcesem, to słyszy od dyrektora: lepiej powiedz, co złego w tym tygodniu zrobiłaś. Na skutek takich działań kilka osób miało wylądować na leczeniu psychiatrycznym (w odpowiedzi pisemnej na moje pytania Kijowski napisał, że z tych zwolnień „korzystają ci, którym zarzucam poważne uchybienia w wykonywaniu obowiązków służbowych zaś poszukiwanie pomocy u psychiatry jest podyktowane wyrzutami sumienia pracownika z powodu popełnionych błędów, ewentualnie dążeniem do uniknięcia za niego odpowiedzialności i poczuciem wstydu, że taki błąd miał miejsce”).
Dyrektor zaczął się rozstawać z ludźmi zasłużonych dla teatru. Nie przedłużył umowy Elżbiecie Lenkiewicz na prowadzenie „Teatru przy stoliku”, dzięki któremu sztuka teatralna docierała do najdalszych granic województwa. W 2014 roku wyrzucił swojego zastępcę Andrzeja Fabisiaka, w dniu wigilii w teatrze, po 23 latach pracy. Dyrektor Kijowski wyjaśnił mediom, iż Fabisiak był mu potrzebny do czasu, aż nauczy się od niego prowadzenia teatru. Nauczył się, więc Fabisiak stał mu się zbędny.
- Kijowski zbudował wieżę z kości słoniowej – powiedział mi Andrzej Fabisiak. - Tylko on zna się na wszystkim i wszystko wie najlepiej, zaczął pracowników traktować przedmiotowo, wymagał ślepego posłuszeństwa. Odszedłem, bo zostałem cynicznie oszukany.
Kijowski rozstał się też, w 2016 roku, po 11 latach pracy w teatrze, z olsztyńskim pisarzem Mariuszem Sieniewiczem, który najpierw był asystentem dyrektora do spraw programowych, a od 2014 roku kierownikiem Sceny Margines. Sieniewicz dopiero teraz, poruszony postem Kijowskiego na fb, w którym ten stwierdził, iż teatr przez 11 lat „utrzymywał” pisarza, odpisał co o nim myśli.
Panie Januszu, żyjemy w świecie odwróconych wartości, gdzie nikczemność wdzięczy się przed lustrem, chwaląc swoją cnotę i urodę. Nieraz - w dawnych, dobrych czasach - o tym rozmawialiśmy, uznając, że nie będziemy sobie przystawiać narcystycznych luster i jednocześnie - że nie będziemy rozglądać się za klęcznikami do tej, czy innej opcji politycznej.
Tymczasem brnie Pan z tym lustrem i klęcznikiem przez mediewistykę, przez feudalizm, przez wyższościowy, paternalistyczny i mokotowski ton oraz polityczną schizofrenię niczym przez moczary dyrektorskiego ego, wszędzie widząc zjawy niewdzięczników i wrogów. I niestety, nie jest to chód wyprostowany, którego domaga się od nas Herbert. Od hierarchicznej omnipotencji do etycznej impotencji droga krótka - napisał m.in. Sieniewicz dziś dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie. I zakończył słowami: Chcę wierzyć, że w Pana przypadku twórczy, reżyserski doktor Jekkyl, przezwycięży dyrektorskiego Mr Hyde'a. Noc musi się kiedyś skończyć.
Patologiczna rodzina
Jako pierwsi bunt podnieśli pracownicy techniczni. Teatr zatrudnia 116 osób, w tym 28 aktorów. Klepali biedę, dorabiając do lichych pensji. Obecnie zasadnicze to 1872 zł – napisał mi dyrektor Kijowski, ale są pracownicy, którzy na rękę dostają 1.600 złotych i nie mają nawet na pokrycie podstawowych opłat, więc muszą dorabiać. Jednak dyrektor Ochmańska miała im zakazać fuch z wykorzystaniem pracowni teatralnych. Sama jednak – jak twierdzą – zamówiła u teatralnych stolarzy meble do okazałego domu, który sobie postawili w gminie Jonkowo.
W miarę, jak związkowcom było coraz ciężej, widzieli jak rośnie dobrobyt dyrekcji. Najpierw dyrektor Kijowski kupił sobie, Nissana Qashqai (w 2011 roku) a następnie jego partnerka, zastępca dyrektora ds. produkcji kupiła Subaru Forester TX z napędem na 4 koła, z 6 biegami (w sierpniu 2015 roku - zaznacza, że pół roku wczesniej niż zakup dla teatru). Byli zaskoczeni, gdyż po jakimś czasie teatr kupił identyczne auta u tego samego dilera. Służbowe Subaru kosztowało 122 tys. złotych i służy np. do rozwożenia plakatów po mieście. Jednak dyrektor Kijowski w pismie do mnie zaznacza, że on kupił Nissana rok wcześniej, a Beata Ochmańska kupiła Subaru pół roku wcześniej.
W 2016 roku grupka pracowników technicznych postanowiła reaktywować związek zawodowy. Jedynym aktorem, który przyszedł na to spotkanie był Grzegorz Gromek i to on, formalnie wiceprzewodniczący związku, stał się jego twarzą.
Gdy Kijowski zaczynał dyrektorowanie Gromek był studentem Studium Aktorskiego przy teatrze. Zdolnym studentem. Jak wspomina Irena Telesz, talent jej ucznia szybko zauważył Kijowski i obsadził go w głównej roli Syna w „Pieszo” Mrożka. Gromek miał wówczas 23 lata. Gromek potwierdził swój talent kolejnymi rolami. Dwukrotnie został nagrodzony za Teatralną Kreację Roku - za rolę tytułową w przedstawieniu „Elling" (2010) i za rolę Nikodema Dyzmy (2014). Nie musiał więc się buntować. Aktor, który dużo gra może zarobić nawet ok. 9,5 tys. złotych – taką gażę jednego z aktorów z kwietnia 2018 roku podał mi dyrektor. Kijowski uważa go za swego ucznia. Napisał o nim niedawno na fb: „Nigdy nie obraziłem Grzegorza Gromka, aktora, któremu przez lata dawałem główne role...”.
Jednak Gromek nie potrafił przejść obojętnie wobec cierpiących biedę pracowników technicznych. Mówi mi, że to sprawa empatii, którą nauczyli go, polonistka ze szkoły podstawowej Ewa Radziwinowicz i animator kultury Ryszard Michalski. Ponadto człowiekowi empatycznemu ciężko jest być w teatrze manekinem wykonującym ślepo rozkazy.
Mimo strachu przed represjami aż 65 osób zapisało się do związku, a więc blisko 60 procent załogi. Było więcej, jednak gdy zaczął się konflikt wycofali się – zdaniem związkowców - zausznicy Kijowskiego. - Jest oczywiście grupa pracowników – dworzan dyrektora – którzy kadzą mu na każdym kroku i nadskakują. - powiedział mi jeden ze związkowców. - Przypominają dzieci z klasycznej patologicznej rodzinę, w której ojciec pije i bije, ale dzieci nic z tym nie zrobią, bo tatuś co jakiś czas kupi pomarańcze.
„Teatr jest instytucją feudalną”
Gdy związek w końcu został zarejestrowany, wybrali władze i zgłosili się do dyrektora. Poprosili o podwyżki. Dyrekcja powiedziała, że teatr jest biedny, jest na minusie a marszałek nie chce dać więcej środków (jak podał mi dyrektor, dotacja marszałka w latach 2014-17 wynosiła 4.870.000 zł, a w w 2018 została zmniejszona o 312 tys. zł w związku ze spadkiem dochodów województwa). Nie uspokoiło to związkowców, gdyż zdobyli rachunki, z których dowiedzieli się jakie apanaże wypłaca sobie ich dyrektor.
Kijowski czując, że grunt zaczyna mu się palić pod nogami, próbował zdobyć inną posadę. Jeszcze W 2016 roku był kandydatem PO do Rady Mediów Narodowych. Ostatecznie do Rady wszedł Juliusz Braun, więc Kijowskiemu ostał się jeno teatr. Ściągnął do Jaracza, w październiku 2016 roku wiceminister kultury Wandę Zwinogrodzką. Na pani minister ogromne wrażenie zrobiły, odnowiony gmach teatru i frekwencja na spektaklach. Kijowski przyjął też panią minister po królewsku w swojej imponującej posiadłości w Mątkach. Jak wkrótce się okaże, opłaciło się oczarować „faszystkę” z PiSu (ale być może są kumplami z dawnych lat?).
Wanda Zwinogrodzka i Janusz Kijowski
By zyskać na czasie Kijowski ogłosił 22 czerwca 2017 roku referendum. Załoga miała odpowiedzieć na pytanie: „Czy jesteś za tym, bym nadal pełnił funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru im. Stefana Jaracza?”.Pracownicy do dzisiaj nie poznali wyniku tego sondażu. Mieli jednak nadzieję, że marszałek tym razem ogłosi konkurs na dyrektora. Jednak Gustaw Marek Brzezin ogłosił, iż znów przedłuży kontrakt Kijowskiemu, gdyż pozytywną opinię dyrektorowi wystawił resort kultury (czytaj - wiceminister Zwinogrodzka).
Nieoczekiwanie, ku zaskoczeniu marszałka, Komisja Kultury i Edukacji Sejmiku Wojewódzkiego, w której PO, PSL i SLD ma zdecydowaną większość 13 lutego 2018 roku przyjęło wniosek przewodniczącej z PiS Bożenny Ulewicz, by ogłosić konkurs na stanowisko dyrektora Jaracza.
Przeciwko konkursowi zaoponował dyrektor Kijowski. Zaprosił radnych 15 marca do teatru. Tłumaczył, że jego odejście zniszczy pozycję teatru, który wprowadził do I ligi. Wskazał, że od 2014 roku teatr sukcesywnie zwiększał liczbę wystawionych spektakli (z 306 w 2014 roku do 451 w 2017), liczbę widzów (w ubiegłym roku było ich nieco ponad 63 tysiące) oraz obłożenia sali (w 2014 roku było to 75%, 2015 – 83%, 2016 – 90% oraz w 2017 – 80%).
– W porównaniu do innych teatrów dramatycznych w Polsce jesteśmy naprawdę na samym szczycie – przekonywał dyrektor Kijowski. Podkreślał również, że aktualnie budżet placówki wynosi około 10 milionów złotych rocznie. – Kiedy obejmowałem funkcję dyrektora były to 2 mln 900 tys. zł. – dodał Kijowski i wyraził gotowość kontynuowania swojej misji. Ewentualny konkurs skomentował: Konkurs to jest procedura bardzo demokratyczna. Powiem może coś, co zaszokuje albo wywoła polemikę, ale teatr jest instytucją feudalną. To świat, gdzie mistrzowie przekazują swoje doświadczenia czeladnikom i terminatorom – tłumaczył.
Poparła go radna, aktorka i ikona olsztyńskiej Solidarności z lat 80. Irena Telesz. Powiedziała, iż „feudalizm w teatrze to jedyna forma właściwa. Dyrektor jest osobą, która za wszystko odpowiada”. W rozmowie telefonicznej wyjaśniła co miała na myśli:
- Wypowiedź Kijowskiego na komisji kultury została wyrwana z kontekstu – mówi mi Irena Telesz. - Wcześniej powiedział on, że na jubileuszu Teatru Stu w Krakowie Krzysztof Jasiński poklepał kogoś po plecach i ustanowił go swoim następcą. I taka forma przekazywania sukcesji jest dla niego normalna. Dyrektor Kijowski zaproponował, że jeśli nie on, to teatr powinna poprowadzić wskazana przez niego osoba (związkowcy domyślają się, że chodzi o jego partnerkę Beatę Ochmańską – przypis mój). W tym momencie, ktoś z radnych zaprotestował, że tak nie może być. Wówczas odezwałam się, jako aktorka z 50-letnim stażem. „Teatr jest monarchią oświeconą. Taki był teatr Jaracza, Englerta, Hanuszkiewicza, Grabowskiego, Hassa, a teraz Kijowskiego. Teatr to nie jest przedsiębiorstwo. W teatrze nie ma żadnych prawideł, które pozwoliłyby precyzyjnie ustalić, kto jest dobry a kto nie. Dlatego dyrektor musi mieć swobodę decydowania, kto zagra role Hamleta”.
Większość radnych jednak nie dała się przekonać Telesz i podtrzymała wniosek o przeprowadzenie konkursu.– Opinia radnych nie jest wiążąca – przypomniał wówczas radnym Zdzisław Fadrowski, dyrektor departamentu kultury. - Decyzję w sprawie dyrektora podejmuje zarząd województwa wspólnie z ministerstwem.
„Chamy chyba dopięły swego..."
Zgodnie z procedurą marszałek przed podpisaniem kontraktu musi się zwrócić o opinię także do związku zawodowego i stowarzyszeń twórczych związanych z teatrem. Również Towarzystwo Kultury Teatralnej Warmii i Mazur opowiedziało się za konkursem, wystawiając negatywną ocenę 14 lat pracy Janusza Kijowskiego. Ich zdaniem Kijowski nic nowego nie wniósł, reaktywował jedynie scenę Margines i kontynuował to, co wymyślili jego poprzednicy. Olsztyn nie stał się takim zjawiskiem na mapie teatralnej Polski, jak. np. teatr w Legnicy, Opolu czy Wałbrzychu, a więc w dużo mniejszych ośrodkach. W podsumowaniu opinii czytamy m.in.:
Formuła prowadzenia Teatru Jaracza przez obecnego dyrektora już dawno się wyczerpała i nie wnosi, jako ważna instytucja artystyczna nic szczególnie nowego w życie społeczno-kulturalne miasta i regiony (…).
Opinię podpisali m.in. prezes Andrzej Fabisiak i wiceprezes Elżbieta Lenkiewicz, osoby z którymi dyrektor Kijowski się rozstał, więc ją podważa.
Wówczas na szalę swoją skargę dorzucili związkowcy. Napisali skargę do Państwowej Inspekcji Pracy. Inspekcja przekazała ich zawiadomienie dotyczące naruszania praw pracowniczych i prowadzenia działalności związkowej przez zastępcę dyrektora teatru. Na tej podstawie Komenda Miejska Policji w Olsztynie wszczęła dochodzenie, natomiast Inspekcja Pracy ma zakończyć kontrolę do czerwca.
Związkowców poparła Partia Razem. Ideowo im bliski Kijowski skreślił się w ich oczach stwierdzeniem, iż teatr to instytucja feudalna. Napisali do marszałka:
Taką wypowiedź uważamy za skandaliczną! Potwierdza te wszystkie opinie pracowników teatru, które docierały do opinii publicznej w ubiegłych miesiącach. Janusz Kijowski pracuje na stanowisku dyrektora od 2004 roku. Po 14 latach zarządzania zachowuje się jak udzielny książę na lennie. Pozbył się z teatru zasłużonych twórców, dzieli artystów i artystki na lepszych i gorszych. Wreszcie kupuje sobie drogie zabawki – terenowe auto za 122 tysięcy złotych. Czas na zmiany w Teatrze.
W tym momencie Januszowi Kijowskiemu puściły nerwy, o 3 rano wrzucił na swój fb post. Odpisał związkowcom, że: Chamy chyba dopięły swego... Bo ja nie mam siły udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Niech robią to oni... Gromek, Jarzębowska, Bergmann etc. 15 lat – wystarczy. W historii Teatru Jaracza nie było od 1945 roku osoby, która zasłużyłaby się bardziej dla tej instytucji niż Beata Ochmańska. I co? Infamia? Jak można z tym żyć?!” Twierdził, że otrzymał wyrazy poparcia ze strony Agnieszki Holland, Wiktora Zborowskiego, Zbigniewa Hołdysa i Krzysztof Materny.
Ten wpis i wcześniejsze stwierdzenie Kijowskiego, że teatr jest instytucją feudalną skomentował 4 maja Witold Mrozek na portalu e-teatr. I, proszę państwa, Kijowski właściwie ma rację. Teatr jest wciąż instytucją zanurzoną w kulturze feudalnej. Nie tylko dlatego, że dyrektor wyzywa swoich pracowników od chłopów pańszczyźnianych - bo co innego znaczy "cham"? Chodzi też o to, że stosunki w polskim teatrze są klientelistyczne, jak na magnackim dworze w XVII wieku.
Mrozek ujawnił też, jakie kwoty podpisuje z Kijowskim jego partnerka i zastępczyni Ochmańska:
Za reżyserię spektaklu - 55 tysięcy. Za opracowanie adaptacji tekstu powieści do własnego spektaklu - 25 tysięcy. Za "konsultacje" przy spektaklach dyplomowym studentów z przyteatralnego studium aktorskiego, którego jest dyrektorem, reżyserowanych przez innych artystów - 20 tysięcy zł za spektakl. Owszem, Kijowski jest reżyserem, więc reżyseruje - ale czy choć część z powyższych zadań nie wchodzi w zakres obowiązków pełnionych przez niego jako dyrektora szkoły czy teatru? - pyta retorycznie Mrozek.
Jak powiedzieli Radiu Olsztyn kierownik literacka Ewa Jarzębowska i aktor Grzegorz Gromek - Dyrektor wyznacza sobie najwyższe stawki, gdy sam reżyseruje, na poziomie 80 tys. złotych. Bierze też za opracowanie tekstu, mimo że np. przy „Sztukmistrzu z Lublina” skorzystał z gotowej adaptacji Michała Komara i Jana Szurmieja i wykonał jedynie skróty reżyserskie. Wziął za to 25 tys. złotych. Inni reżyserzy za skróty i a nawet opracowania tekstu nie otrzymują honorarium – mówi radiu Jarzębowska i Gromek. - Inni realizatorzy przechodzą, męki podczas negocjacji stawki z dyrektor Ochmańską i dostają 30-35 tys. złotych za spektakl, na na spektakle dyrektora Kijowskiego zawsze są pieniądze i to dwa razy większe. W innych teatrach dyrektor dla dobra instytucji bierze połowę średniej stawki albo nawet za darmo reżyserują, a u nas jest odwrotnie.
„Żądamy natychmiastowej dymisji dyrektora”
Na wpis o „chamach” i tekst Mrozka zareagowało także Warmińsko-Mazurskie OPZZ. 7 maja do marszałka wpłynęło ich żądanie natychmiastowej dymisji dyrektora Kijowskiego. Marszałek twierdzi, że trwa procedura, musi zebrać wszystkie opinie i dopiero na tej podstawie zarząd województwa może podjąć decyzję.
Kijowskiego znów poniosło. Zaatakował w poście szefa WM OPZZ Jarosława Szunejkę: „z opzz, crzz i pzpr” nie mam i nie zamierzam mieć nic wspólnego - napisał. W kolejnym poście przeprosił za „chamy” i wyjaśnił: W teatrze działa grupka „związkowców", która dąży do zmiany dyrekcji, licząc na podwyżki i nowe układy. Przepraszam za „chamy” w poprzednim wpisie, ale krew mnie – i moich współpracowników – zalewa. A Marszałek milczy. A Teatr stoi. Ważny polski Teatr!
W teatrze trwa zaplanowana jeszcze w grudniu 2017 roku kontrola finansowa Komisji Rewizyjnej Sejmiku, na czele której stoi polityk SLD Marcin Kulasek. Jednak nie należy się spodziewać, by coś wykryła. Jak poinformowała mnie przewodnicząca Komisji Kultury i Edukacji Sejmiku Bożenna Ulewicz, przewodniczący Kulasek nałożył knebel swojej komisji. Ograniczył zakres kontroli tylko do roku 2017. Sekretarz generalny SLD Marcin Kulasek chroni swojego towarzysza partyjnego.
Kwoty jakie przyznaje partnerka dyrektora dyrektorowi nie robią wrażenia na wiceminister Wandzie Zwingrodzkiej. W odpowiedzi na moje pytania w tej kwestii stwierdziła, że takie same stawki obowiązują i w innych teatrach, a „w wielu instytucjach honoraria bywają wyższe”. . Natomiast to, że stawki Kijowski negocjuje ze swoją partnerką skwitowała:
„MKiDN nie otrzymywało w czasie trwania kadencji Janusza Kijowskiego sygnałów o potrzebie zmiany ładu organizacyjnego w Teatrze. Nie było też informowane przez organizatora o nieprawidłowościach, które – jeśli zaistniały – powinny były wyjść na jaw w trakcie rutynowych kontroli. Pojawienie się tych zarzutów dopiero w czternaście lat po nominacji p. Ochmańskiej i zarazem w momencie forsowanej zmiany kadencyjnej budzi niepokój o ich bezstronność. Rzecz powinna bez wątpienia zostać starannie zbadana i wyjaśniona przez powołane do tego organy i służby”.
Ponoć marszałek tłumaczy się związkowcom, że nie może ogłosić konkursu, gdyż ministerstwo grozi cofnięciem teatrowi dotacji. Oficjalnie wiceminister Zwinogrodzka w tej sprawie odpowiedział mi tak:
„Dotacja MKiDN regulowana jest umową o współprowadzeniu, podpisaną między Marszałkiem Województwa a Ministrem Kultury. Tylko jej poważne naruszenie skutkujące np. utratą kontroli zarządczej albo trwałą destabilizacją finansowo-organizacyjną instytucji mogłoby skłonić ministra do jej rewizji bądź – w skrajnym przypadku - wypowiedzenia. Taką okolicznością z pewnością nie jest ani zmiana kadencyjna na stanowisku dyrektora, ani też sposób jego powołania – to są ustawowe prerogatywy organizatora czyli w tym wypadku - marszałka”.
Chciałem osobiście porozmawiać z dyrektorem Januszem Kijowskim i jego zastępczynią, a zarazem życiową partnerką Beatą Ochmańską, ale dyrektor odmówił. Odpisał:
Zagadnienia, na temat których chciałby Pan ze mną rozmawiać są przedmiotem kontroli organów powołanych do oceny tego typu zjawisk i ich ewentualnego występowania. To tym organom będę przedstawiał argumenty świadczące o niezasadności zarzutów zawartych w piśmie związków zawodowych, na które Pan się powołuje. Nie widzę więc możliwości ani potrzeby dyskutowania z kimkolwiek na ten temat, w szczególności w mediach, prasie itp.
Wobec tego wysłałem pytania zarówno do dyrektora, jak i do marszałka województwa. Dyrektor odpowiedział na część pytań w chwili, gdy już oddawałem gotowy tekst do druku. Marszałek przedłużył termin odpowiedzi do czerwca.
„Gazecie Olsztyńskiej” Janusz Kijowski a propos zarzutów związkowców powiedział, że te straszne pomówienia go bolą. Przyznał, że pracownicy rzeczywiście maja „bidne” etaty, ale to są pieniądze za gotowość do pracy. Prawdziwe zarobki są za uczestnictwo w próbach i spektaklach, a tych jest 50-55 w miesiącu, żaden teatr tyle nie gra. Skarży się na fatalną atmosferę w teatrze. Boi się, że z tego powodu wyląduje w szpitalu. Zaprasza związkowców do rozmów. Mają czas do 15 maja, bo później zaczynam próby do „Anny Kareniny.
„Jest o co walczyć”
W „Aktorach prowincjonalnych” sfrustrowany aktor grający Konrada w „Wyzwoleniu” zaczyna pić, próbuje popełnić samobójstwo, doprowadza do rozpadu małżeństwa. Pijany przychodzi do teatru i oznajmia dyrektorowi, że nie będzie więcej grał Konrada. "Musimy robić coś, co by od nas zależało" - bełkocze słowami Konrada z "Wyzwolenia".
Jak potoczy się los Konrada-Gromka w „Aktorach prowincjonalnych II”, który nomen omen też zagrał w „Wyzwoleniu” wystawionym w Jaraczu przez Krzysztofa Jasińskiego? Ma dwójkę małych dzieci, jego żona jest też aktorką w Jaraczu. Założył pierwszy w historii Olsztyna prywatny Teatr Nowy, bez siedziby i zaplecza. Druga premiera będzie 29 lipca.
- Ja jestem z Olsztyna – powiedział mi. - Dwa lata pomieszkałem w Warszawie, pograłem w innych teatrach i powiedziałem sobie, że chcę tu żyć. Mieszkam na Zatorzu, stąd są moi rodzice, dziadkowie, ja się nie potrzebuje wyprowadzać, to nie ja tu przyjechałem. Teatr jest bardziej nasz niż jego. Dlatego jest o co walczyć.
Adam Socha
PS.Tekst ukazał się w majowym numerze miesięcznika „Debata”, został uzupełniony o odpowiedzi wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej i cytaty z audycji Radia Olsztyn „Śliska sprawa” Leszka Tekielskiego wyemitowanej 18 maja, a więc już po skierowaniu miesięcznika do druku. Również po ukazaniu się majowego numeru został opublikowany w „Gazecie Olsztyńskiej” list pracowników teatru-obrońców dyrektora Kijowskiego. Przytaczam go poniżej w całości.
LIST
„Wobec fali hejtu skierowanego przeciwko Dyrektorowi Teatru Januszowi Kijowskiemu czujemy się w obowiązku zabrać głos w tej sprawie - pisze grupa aktorów olsztyńskiego Teatru Jaracza.
Wobec fali hejtu skierowanego przeciwko Dyrektorowi Teatru Januszowi Kijowskiemu czujemy się w obowiązku zabrać głos w tej sprawie. Informacje, które ukazują się w mediach są jednostronne i nie w pełni oddają rzeczywistość, a jednocześnie uderzają w dobre imię Teatru Jaracza.
Dzięki staraniom obecnej Dyrekcji Teatr uzyskał status Narodowej Instytucji Kultury. Przeprowadzony został generalny remont sceny, budynku szkoły oraz rewitalizacja budynku Teatru.
Dzięki tej inwestycji Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie to obecnie jeden z najnowocześniejszych i najlepiej wyposażonych budynków teatralnych w kraju.
Starania Dyrektora o utworzenie Zamiejscowego Wydziału Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, w miejsce istniejącego od 27lat Policealnego Studium Aktorskiego im. Aleksandra Sewruka, są w końcowej fazie realizacji.
Przedstawienia dyplomowe studentów cieszą się ogromnym zainteresowaniem i otrzymują nagrody na festiwalach szkół teatralnych (m.in. Toruń, Sankt Petersburg, Kemerowo)
Od strony artystycznej Teatr utrzymuje stały, bardzo wysoki poziom, który przyciąga znaczących realizatorów, krytyków i inne osoby ze środowiska opiniotwórczego.
Od kilku lat, dzięki trafnym wyborom repertuarowym, liczba widzów w naszym teatrze sukcesywnie rośnie. W ubiegłym roku zagraliśmy ponad 450 spektakli, które obejrzało ponad 60.000 widzów. Przekłada się to na ogólną frekwencję na poziomie 80%.
Teatr jako instytucja artystyczna nigdy nie był i nie będzie instytucją demokratyczną. Osobowość twórcza Dyrektora Artystycznego ma największy wpływ na kształt artystyczny
Teatru i jego wizerunek. Organy demokracji takie jak Związek Zawodowy Pracowników, Związek Zawodowy Aktorów Polskich oraz ZASP - Stowarzyszenie Polskich Artystów
Teatru, Filmu, Radia i Telewizji mają prawo podejmować dyskusję i mieć odmienne zdanie. Niepokoi nas jednak, że wewnętrzne sprawy Teatru wypłynęły na forum publiczne i nabrały niewłaściwych rozmiarów.
Dbając o dobre imię Teatru apelujemy do mediów, aby nie eskalować konfliktu i zaczekać na rozstrzygnięcie, które jest w gestii Marszałka Województwa Warmińsko - Mazurskiego w Olsztynie.
Z poważaniem
Wieloletni pracownicy Teatru im. Stefana Jaracza
w Olsztynie
Artur Steranko
Anna Lipnicka
Cezary Ilczyna
Marian Czarkowski
Dariusz Poleszak
Jarosław Borodziuk
Paweł Parczewski
Zbigniew Marek Hass
Grażyna Nowak,
Lidia Okuszko
Ewa Barczak
Maria Filipkowska
Opinia Towarzystwa Kultury Teatralnej Warmii i Mazur
1. Nie ma teatr w swoim repertuarze atrakcyjnej finansowo i mobilnej oferty spektakli, które mogłyby być grane w małych miasteczkach, domach i centrach kultury.
2. Teatr zlikwidował realizowany z powodzeniem cykl czytania dramatów przez aktorów w ramach działalności Teatru przy Stoliku, prezentowany z powodzeniem nie tylko w Olsztynie, ale też w najmniejszych miejscowościach regionu.
3. Zaprzestał ważnych działań edukacyjnych w zakresie doskonalenia zawodowego w Studium Teatralnym dla nauczycieli i animatorów kultury. Zrezygnował też zatrudnienia profesjonalnego pedagoga teatralnego, który prowadził zajęcia z młodzieżą po obejrzanych spektaklach.
4. Brak repertuaru dla dzieci i młodzieży gimnazjalnej.
5. Olsztyński teatr stał się hermetyczną, niedostępną twierdzą, niemającą żadnej świadomości wynikającej z wartości płynących z partycypacji społecznej.
6. Przytoczona ilość spektakli nie świadczy i nie ma związku z jakością prowadzonego teatru.
7. Sukcesem jest współprowadzenie Teatru przez województwo oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod względem otrzymanej Dotacji Finansowej. Niestety nie idzie to w parze z osiągnięciami artystycznymi. Głośniej w Polsce jest w teatrach o znacznie mniejszych lub podobnych miejscowościach jak np. Legnica, Wałbrzych, Kielce, Opole – teatrach finansowanych tylko przez samorządy.
8. Nie słyszeliśmy, by – poza Festiwalem Klasyki Polskiej w Opolu (nagrodzona „Kartoteka”) - olsztyński teatr uczestniczył w ostatnich latach w znaczących prestiżowych festiwalach.
9. Scena Margines to kontynuacja działań offowych za dyrekcji Aleksandra Sewruka jeszcze w latach 60.
10. Festiwal Demoludy, mimo wieloletnich działań promocyjnych ma problemy frekwencyjne i nie jest w stanie konkurować z toruńskim Festiwalem Kontakt.
11. Olsztyńskie Spotkania Teatralne nie są zasługą obecnego dyrektora; to kontynuacja autorskiego projektu Andrzeja Fabisiaka.
12. Rewitalizacja budynki Teatru jest niewątpliwie sukcesem, ale też nagannym byłoby niewykorzystanie sprzyjających warunków w pozyskaniu funduszy europejskich.
13. Nagradzanie znakomitych aktorów olsztyńskiej sceny wyróżnieniami teatralnymi i filmowymi nie świadczy o zarządzaniu teatrem.
14. Przez wiele lat Teatr wypracował sobie markę Salonu Artystycznego miasta i regionu, w którym warto i wypada bywać. Od kilku lat funkcję tę na swoje szczęście a ze szkodą dla Teatru przejęła Filharmonia.
Konkluzja.
Najwyższa pora, by Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie stał się dynamiczną instytucją kultury o interdyscyplinarnym programie, wspierającą innowacyjne poszukiwania twórcze i kuratorskie oraz oddolne działania środowiska artystycznego i społeczeństwa obywatelskiego. Droga do osiągnięcia tego celu może być konkurs na dyrektora Teatru.
Skomentuj
Komentuj jako gość