Może ktoś mi wreszcie wytłumaczy, dlaczego dumny ja mam być z tego, że piłkarz Lewandowski gra w klubie z niemieckiego miasta Monachium ? Albo, że Kamil Grosicki gra dla Anglików a np. Krychowiak dla Francuzów ? Dlaczego ja mam się radować, że ich tam chwalą, hołubią, wybierają do – na przykład – ligowej jedenastki tygodnia ? I co mi po tym ?
Dlaczego mają mnie przebiegać narodowe ciarki, kiedy sukcesy odnosili wczoraj Mirek Klose, Łukasz Podolski a dziś Laurencjusz Koscielny ? Ci pierwsi są niewątpliwie Polakami, ci drudzy posiadają niewątpliwie polskie pochodzenie. I to ma mi wystarczać do narodowej dumy ? Czy to jest w ogóle powód do narodowej dumy ? A jeśli to jakaś zasada, to czy powinienem odczuwać dumę z faktu, że exminister Nowak (ten od zegarka) zarządza drogami na Ukrainie ?
Nie mam nic przeciwko piłkarzowi Lewandowskiemu oraz całej pozostałej reszcie. Przeciwnie, życzę im jak najlepiej: niech pięknie grają, niech robią kariery i pieniądze. Tak jak każdy, kto na to zasługuje i potrafi. Nie mam im za złe, że wybierają obce barwy. Robią co chcą, i robią to dla siebie. Jednak, jeśli już, to wolę być dumny (no dobrze, mile połechtany), że np. Thiago Cionek a dawniej Sebastian Boenisch grali dla Polski, chociaż to wcale nie musiało być oczywiste. Znaczy: dokonali wyboru. I trafili pod nasze barwy.
Niech ktoś mi wreszcie wytłumaczy, dlaczego dumny ja mam być z tego, że polityk Donald Tusk wybrany został przewodniczącym Rady Europejskiej ? Że go tam hołubią, chwalą, dają reelekcję ? Nie napiszę, bo zadrży mi klawiatura, że mu życzę owocnej kariery oraz jeszcze większej kasy. Bo robi to, co robi - dla siebie.
Wymierzona w Tuska rozgrywka pisowskiego rządu była majstersztykiem politycznej aberracji, szczytem dyplomacji idiotów, ósmym cudem nieporadności i bezskuteczności. Niedościgłym wzorcem porażki wypracowanej pieczołowicie, własnoręcznie. W niczym to jednak nie przesłania faktu, że były premier RP zignorował rząd własnego państwa, rząd wyłoniony przez demokratycznie wybraną większość parlamentarną. Pozwolił, aby Polska została nie tylko międzynarodowo ograna, ale wręcz ośmieszona. Tradycyjnie już zachował wzgląd wyłącznie na osobisty interes, własną wygodę. Zupełnie jak wtedy, kiedy z dnia na dzień porzucił najważniejszy urząd w kraju (pozostawiając go dosłownie byle komu), bo zza Odry pomachano mu nieco większą kością.
Niech ktoś mi wreszcie wytłumaczy, dlaczego dumny ja mam być z tego, że polski premier jest podręcznym niemieckiej kanclerz ? Że udał mu się transfer i że trafił do lepszego klubu, że jest lepiej opłacany, ma lepsze zaplecze i widoki na dalsze transfery, może nawet jakiejś politycznej Barcelony ? I że na starość, kończąc karierę, pogra ze dwa sezony w macierzystym klubie. Będzie mi od tego lepiej ?
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość