W demokracji chcąc zostać wybranym na posła czy senatora (to są takie synekury dla przeambicjonowanych obywateli) należy suwerenowi obiecywać korzyści (przywileje).
Np. górnikom należy obiecać dopłaty do każdej tony węgla. I każdy Polak dopłaca do jednej tony średnio rocznie 2.000,-złotych. W przeciwnym wypadku nie dość, że górnicy nie zagłosowaliby na kogo trzeba, to jeszcze mogliby przyjechać pod Sejm z żelaznymi argumentami i oponami. A tego wybrańcy narodu się boją. Pamiętać przy tym trzeba, że brać górnicza to prawie 100 tysięcy osób, co wraz z rodzinami stanowi pokaźny elektorat.
Biurokracji czyli tzw. administracji państwowej i samorządowej należy obiecywać podwyżki. I tak się dzieje. Urzędnicy zarabiają więcej niż zatrudnieni w firmach prywatnych pomimo tego, że nie jest to zdrowa sytuacja. A biurokratyczny elektorat (bez ich rodzin!) to ok. 700 tysięcy osób, co wraz z rodzinami czyni bardzo znaczącą liczbę głosów, mogącą mieć poważny wpływ w wyborach.
Uważa się, że urzędników mamy za dużo, lecz chłodne zdanie fachowca w tych sprawach, który przepracował wiele lat w administracji państwowej – felietonisty Adama Kowalczyka – przekonuje mnie do innego spojrzenia na te sprawy. Otóż Kowalczyk uważa, że kiedy się uświadomi jak w Polsce intensywna jest biegunka legislacyjna – to należy stwierdzić, iż urzędników jest zbyt mało, bo ta ich ilość nie jest w stanie opanować wszystkich tworzonych praw i przepisów.
A przecież uprzywilejowanych grup społecznych jest więcej. I to takich, którym państwo (tzn. my wszyscy) płaci ogromne pieniądze. I z którymi władza musi się liczyć.
Warto przypomnieć ile kosztują nas rocznie:
- nauczyciele – co najmniej 1 mld zł – 660 tysięcy pedagogów
- sędziowie i prokuratorzy – prawie 1,5 mld zł – 10 tys. sędziów + 6 tys. prokuratorów
- górnicy – ponad 4,5 mld zł – ponad 170 tys
- mundurowi – ok. 8,5 mld złotych rocznie – ponad 120 tys.
- żołnierze – prawie 9 mld złotych rocznie – ponad 130 tys.
- rolnicy – ponad 16 mld złotych rocznie – ponad 1.4 mln gospodarstw
Trudno emerytów (i rencistów) nazwać „grupą uprzywilejowaną”, niemniej ta grupa społeczna to prawie 10 milionów osób, której głosy mogą zaważyć na wyborach.
I każda z tych grup to jest elektorat. To są głosy w wyborach. I o tym muszą pamiętać parlamentarzyści chcąc zdobyć upragnione synekury parlamentarne. I obiecywać, obiecywać, obiecywać...
W ostatnich wyborach i w trakcie obecnej kadencji parlamentu, fajerwerki obietnic nabrały jeszcze większego tempa. Te wszystkie ‘500+’, ‘300+’, ‘mieszkanie+’, to jest właśnie rozdawnictwo, a na wypełnienie wszystkich obietnic potrzebne są kwoty przewyższające – niestety - wpływy z podatków.
(Obietnice owe nazywane są także prościej „korumpowaniem elektoratu”, ale wyborcy to lubią).
Aktualne płacone podatki ustawione są jednak zbyt wysoko, i skutkuje to tym, że co trzecia firma woli ryzykować pracę w szarej strefie miast płacić wygórowane podatki fiskusowi.
Kiedy rząd wydaje więcej pieniędzy, niż potrafi uzyskać z podatków i innych źródeł tworzy się luka w budżecie (deficyt budżetowy czyli tzw. „dziura budżetowa”) – i oznacza to, że państwo żyje ponad stan, a wówczas trzeba pożyczać pieniądze na jej załatanie u tych, którzy te pieniądze mają.
Potwierdzeniem dla wierzyciela, który pożycza rządowi pieniądze jest obligacja, tj. zobowiązanie rządu, że taką obligację wykupi w umówionym terminie i zapłaci umówiony procent.
Faktycznie rząd wykupuje obligacje za pieniądze odebrane obywatelom w podatkach, co oznacza, że deficyt budżetowy państwa jest pokrywany poprzez zadłużanie obywateli.
Niezwykle ważną rzeczą przy emitowaniu obligacji jest odpowiednie ustalenie wysokości procentu, jaki zarobi wierzyciel czyli obligatariusz - właściciel obligacji. Wysokość procentu jest oceną wiarygodności państwa (jego gospodarki, ekonomii) dokonywaną przez kupujących obligacje. Nietrafne jego ustawienie może skutkować niewykupieniem obligacji. Rząd premiera Millera, który wypuścił obligacje 20-letnie na ponad miliard złotych – nie sprzedał jej ani jednej. Finansowi gracze ocenili, że nie wiadomo, czy Polska przetrwa te 20 lat, a jeśli przetrwa – nie wiadomo, czy będzie zdolna te obligacje wykupić z umówionym procentem.
Istnieje kilka rodzajów obligacji różniących się nieznacznie od siebie (m.in. kilkumiesięczne czy kilkuletnie), ale ważna jest analiza t.zw. rentowności obligacji czyli ile inwestor może zarobić na poszczególnych jej rodzajach. Dla niego i dla postronnego obserwatora istotne jest porównywanie rentowności obligacji w poszczególnych krajach (by móc przerzucić kapitał do kraju lepiej rokującego, o prężniejszej gospodarce) oraz porównywanie rentowności obligacji w jednym kraju lecz na przestrzeni odpowiedniego czasu.
I tak np. średnia rentowność niektórych 10-letnich obligacji skarbowych w maju 2017 w krajach UE przedstawiała się następująco: inwestorzy skłonni byli kupić obligacje Litwy i Niemiec licząc nawet na 0,3% zarobku (to jest właśnie owa rentowność obligacji) darząc zaufaniem system finansowo-gospodarczy tych krajów. Chcąc by kupiono takie same obligacje polskie – rząd nasz musiał zadeklarować na nich 3,4% zarobku. Nie mówiąc już o Grecji, której obligacje zostały wystawione po 5,9% - i dopiero wówczas znalazły nabywców, bo tak niekorzystnie jest postrzegana sytuacja ekonomiczno-gospodarcza tego kraju.
Warto zaznaczyć, że Polacy indywidualnie coraz chętniej kupują obligacje Skarbu Państwa. W roku obecnym (2018) sprzedano już detalicznych obligacji skarbowych na 7 miliardów złotych, to jest tyle, ile za cały ubiegły rok. Prognoza sięga 12-tu miliardów za cały rok.
Koniecznie trzeba podkreślić, że oprócz innych stałych inwestorów także Chiny wykupiły obligacje Skarbu Państwa dedykowane specjalnie dla nich – tzw. Obligacje Panda. Można je było wykupić za 3 miliardy juanów, a popyt na nie przekroczył dwukrotnie kwotę wyemitowanych obligacji. Rentowność obligacji Panda wyniosła 3,4 proc. w skali roku a termin tzw. "zapadalności" ich to 26 sierpnia 2019 roku.
Informacje o obligacjach potrzebne są w kontekście oceny stabilności gospodarki państwa przez inwestorów. Można mieć pewność, że posiadacze kapitału świetnie znają stan finansowo-gospodarczy państwa i nie zaangażują swoich prywatnych pieniędzy w poczynania (obligacje!) niepewne czy grożące stratą. Dlatego warto od czasu do czasu zajrzeć na strony internetowe Skarbu Państwa informujące o aktualnej i wcześniej rentowności wybranych dwóch-trzech rodzajów obligacji – np. czteroletnich i dziesięcioletnich. Ich analiza to najczęściej „papierek lakmusowy” mówiący wiele o stanie finansów i gospodarki kraju. Jeżeli rządowi udaje się sprzedawać obligacje z minimalną rentownością – to oznacza, że inwestorzy są pewni finansów państwa i te obligacje kupią, nawet z niewielkim zyskiem, natomiast jeżeli rentowność obligacji jest podnoszona z miesiąca na miesiąc – to znaczy, że kraj idzie w kryzys.
A teraz nieco mniej przyjemna część wiadomości o obligacjach.
Nawet jeżeli rząd nie naobiecuje nowych przywilejów, to i tak w każdym roku następnym będzie musiał zaciągać coraz większy kredyt emitując nowe obligacje – ponieważ w kolejnym roku trzeba będzie wykupić obligacje będące u inwestorów i które stały się „zapadalne” oraz spłacać inwestorom także procenty, czyli ich zarobek (wartość obligacji+procenty).
Ale skąd rząd, który nie ma pieniędzy, będzie je miał w przyszłym roku? Oczywiście i w przyszłym roku nie będzie miał. Co zatem robić? Ano, żeby wykupić poprzednie obligacje i zapłacić procenty, wypuści następne obligacje, ale już na kwotę znacznie wyższą. W następnym roku – jeszcze wyższą. I tak dalej. W ten oto sposób rząd zmusza następne pokolenia (a więc ludzi, których jeszcze nie ma) do finansowania bieżących wydatków państwowych. Gdyby tak postępował ojciec wobec dzieci, nazwalibyśmy go utracjuszem i ojcem wyrodnym. Ale kiedy to samo robi rząd, uważamy, że wszystko jest w porządku i nawet się od niego tego domagamy, nie zdając sobie, być może, sprawy, że ograbiamy własne wnuki.
I tym miłym akcentem…
Marian Zdankowski
PS
Jako ciekawostkę warto przytoczyć informację, iż brytyjski parlament w 2015 roku przegłosował ustawę, która zobowiązuje wszystkie przyszłe rządy do utrzymania wydatków państwa na poziomie jego przychodów, a nawet wygospodarowania nadwyżki. Innymi słowy uchwalił ustawowy zakaz deficytu budżetowego!
http://wyborcza.pl/7,155287,22395170,zrzutka-na-gornictwo-trwa-ale-zwiazki-zawodowe-boja-sie-co.html
https://wynagrodzenia.pl/artykul/porownanie-wynagrodzen-w-sektorach-publicznym-i-prywatnym
https://www.polskieradio.pl/42/273/Artykul/1122023,Praca-w-administracji-zarobki-wyzsze-niz-w-firmach-prywatnych
https://ceo.com.pl/zawody-najbardziej-uprzywilejowane-w-polsce-27684
https://www.wykop.pl/link/1930972/polska-jest-na-drugim-miejscu-w-ue-pod-wzgledem-liczby-sedziow/
Skomentuj
Komentuj jako gość