Pan Jarosław Kaczyński podczas spotkania wyborczego rozpowiadając o gazie łupkowym wyjaśnił, że polskim problemem jest „polityka transakcyjna” – czyli „zaspakajanie interesów różnych grup”. Taka polityka, zdaniem kandydata na Prezydenta RP, „wynika z ideologii liberalnej, a właściwie neoliberalnej”. Wezwał on liberalnych ekonomistów by, wzorem ekonomistów z Wielkiej Brytanii „przeprosili za swoje błędy”.
Rozumiem, że Pana Paweł Szałamacha, były Wiceminister Gospodarki, który dostąpił zaszczytu prowadzenia tego spotkania, już przeprosił. Miał bowiem okazję przez wiele lat tę ideologię wyrażać, będąc ekspertem Centrum Adama Smitha. No cóż, przez nasze skromne progi na ulicy Bednarskiej w Warszawie przewinęło się wiele osób poszukując widocznie odskoczni do karier politycznych. Był tam nawet Pan Profesor Marek Belka, był też Pan Cezary Mech. Widocznie nie czytali Smitha, zanim przyszli. Albo może myśleli, że my tym Smithem tylko się wspieramy. Ale my mamy nie tylko „brend”. Mamy też własną „Biblię”. A w zasadzie dwie: „Teorię uczuć moralnych” i „Bogactwo narodów”. Dlatego łatwo nam „trzymać kurs”. Liberalny oczywiście. Więc pozwolę sobie zwrócić uwagę Pana Jarosława Kaczyńskiego, skoro nie raczył zrobić tego Pan Paweł Szałamacha, że liberałowie nie mają za co przepraszać! Niech przepraszają różni „łżeliberałowie”. Im głośniej będą przepraszać, tym większe mają szanse na udział w nowym podziale łupów politycznych.
Ja ze swej strony uprzejmie informuję, że liberalizm polega na tworzeniu warunków aby KAŻDY mógł realizować jak najlepiej interesy SWOJE, a nie jakichś tam „różnych grup”!
O sposobach uzasadnienia wolnego rynku zdefiniowanych przez Pana Profesora Ryszarda Legutko pisałem już w drugim odcinku idei klasycznego liberalizmu (http://blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=223).
Teraz przypomnę, że wolny rynek uzasadnia między innymi „racja jednostki”. Utylitaryzm za podstawową siłę twórczą świata ludzkiego uznaje poczucie użyteczności, rozumianej jako pragnienie każdego człowieka szukania przyjemności i unikania nieprzyjemności. Utylitaryści, patrząc na świat z perspektywy indywidualistycznej, uważają, że instytucje życia społecznego są tworzone albo dla jednostki (rodzą wtedy poczucie zadowolenia) lub przeciw niej (wywołując frustrację). Każdy, pozostawiony samemu sobie, bez konieczności podporządkowania się temu, co uchodzi za „dobro obiektywne”, a co zwykle sprowadza się do arbitralnych nakazów paraliżujących wolność, będzie maksymalizował własną użyteczność, przy okazji przyczyniając się, jakby mimochodem, do zwiększenia użyteczności innych. Dlatego wolny rynek jest optymalną metodą zapewnienia „maksymalnego szczęścia maksymalnej liczbie ludzi”. W klasycznej teorii wolnorynkowej argumenty utylitarystyczne eksponowali Jeremy Bentham i obydwaj Millowie. Współcześnie głównym ich orędownikiem był Milton Friedman.
Co prawda Pan Profesor Legutko utrzymuje, że utylitarystyczna obrona wolnego rynku "oparta jest na paradoksie, lub, wyrażając to mocniej, na konfuzji, lub, wyrażając to jeszcze mocniej, na sprzeczności. Argumenty mające uzasadniać kapitalizm wolnokonkurencyjny można bowiem tak rozszerzyć i przeformułować - a żadne teoretyczne założenie nie zabrania zrobienia tego - aby służyły również obronie porządku etatystycznego”. Nie jest to jednak do końca prawda. Wystarczy bowiem, że dla wsparcia utylitaryzmu za Kelsenowską Grundnorm uznamy wolność, a więc całkiem inaczej niż sam Kelsen, ale etatyzm nie będzie wówczas możliwy do logicznego uzasadnienia. A wolność jest taką wartością, której w Polsce, tak długo dotknie tej jej brakiem, nie powinno być wstyd bronić. Więc za jej obronę nie zamierzam żadnych etatystów przepraszać.
P.S. Teks ten nie oznacza bynajmniej poparcia dla innego niż Pan Jarosław Kaczyński, kandydata na Prezydenta, a już zwłaszcza tego, który uznał, że Pan Profesor Marek Belka „wielkim ekonomistą jest”, bo, jak wielokrotnie deklarowałem, polityką się nie zajmuję i nie zamierzam marnować cennego czasu na szwendanie się po lokalach wyborczych. Utwierdził mnie zresztą w tym przekonaniu sam Pan Premier Donald Tusk, stwierdzając, że nie interesuje go „żyrandol w Pałacu Prezydenckim” ani parę miejsc do obsady w BBN. Więc mnie tym bardziej nie interesuje, kto ten żyrandol będzie oglądał.
Robert Gwiazdowski, prawnik i ekonomista, komentator gospodarczy, ekspert w dziedzinie podatków w Centrum im. Adama Smitha, doktor habilitowany nauk prawnych.
Przedruk ze strony www.blog.gwiazdowski.pl za zgodą
Skomentuj
Komentuj jako gość