„Jesteśmy skazani na wielkość i albo wielkość tę zdobędziemy lub też się w niwecz obrócimy. Musimy dlatego być narodem imperialnym, prężnym inicjatywą i wolą ekspansji. Tak jak niegdyś stoją przed nami nieograniczone wprost możliwości. Ale Imperium Polskie może powstać w tym punkcie geograficznym, w którym nas Opatrzność postawiła, tylko pod warunkiem nadania mu absolutnie odmiennego charakteru od dwu sąsiadujących z nami imperiów. (…) Musimy podjąć naszą dawną misję historyczną w odmiennych wprawdzie warunkach i wymagających odmiennych form politycznych, ale opierając się na tych samych założeniach ideowych i kierując się tym samym duchem tolerancji narodowej i religijnej”.
Tak brzmiał fragment deklaracji ideologicznej zespołu - środowiska politycznego skupionego wokół czasopisma „ Polityka” w roku 1938. Był to tygodnik wydawany przez środowisko ówczesnych młodych polskich konserwatystów i redagowany przez Jerzego Giedroycia, późniejszego redaktora i wydawcy miesięcznika „Kultura” w Paryżu, po drugiej wojnie światowej. Jednym ze współautorów tej deklaracji był Adolf Bocheński, młody, nawet bardzo młody pisarz, publicysta polityczny, mocno zaangażowany w dyskusję o kształcie politycznym Rzeczypospolitej w drugiej połowie lat trzydziestych.
Kim był Adolf Bocheński i kim byli jego przyjaciele i współautorzy tego tekstu? Pamięć o nich w powszechnej świadomości Polaków coraz bardziej się zaciera, więcej, nikt prawie o nich nie pamięta, ani ich nie wspomina oprócz naukowców politologów zajmujących myślą polityczną międzywojennego dwudziestolecia lub historyków. Nazwiska te znane są w wąskim kręgu, bo nawet studenci tych kierunków, o ile nie specjalizują się w tym okresie, słabo ich sobie kojarzą. Od czasu do czasu napisze o nich jakiś bardziej ambitny dziennikarz w historycznym artykule raz na dziesięć lat, przy okazji jakiejś rocznicy. I to wszystko. A przecież byli to ludzie wybitni, prawi, ideowi, nie rzadko własnym życiem zaświadczający własne idee - jak Adolf Bocheński, gorący patrioci, dla których idea ojczyzny, polskiego państwa, polskiego narodu były najważniejsze w życiu, nieraz ważniejsze od niego. Dlatego postacie ich są niewątpliwie warte przypomnienia i warte powrotu do zbiorowej pamięci Polaków. Poza tym ich myśl polityczna, doktryny przez nich stworzone, poglądy na miejsce Polski w Europie i w świecie są bardzo ciekawe, częstokroć aktualne i dzisiaj, warte poznania i dyskutowania. Dlatego na łamach „ Debaty” czasopisma niezależnego, będę od czasu do czasu przypominał, próbował przywrócić do współczesnej świadomości zarówno postacie, jak i myśli polskich publicystów, myślicieli , filozofów i polityków.
Zacząć trzeba od początku - czyli od zarania myślenia konserwatywnego w Polsce. Nie zamierzam tu bynajmniej robić wykładu z historii doktryn politycznych. Jednak parę słów o konserwatyzmie polskim jest dla czytelnika koniecznych, ponieważ nie każdy musi to znać. Jest to jednak, również ze względu i na dzisiejsze życie polityczne w Polsce ciekawe i warte choćby podstawowej orientacji.
Początki myśli konserwatywnej w Polsce można datować na początek dziewiętnastego stulecia. Wtedy to, pod wpływem angielskim, a zwłaszcza francuskim, powstały u nas pierwsze próby teoretyczne politycznego konserwatyzmu. Najstarszym przedstawicielem polskiego konserwatyzmu byli Józef Kalasanty Szaniawski, a jego następcą Karol hrabia Popiel w okresie między obu powstaniami, tj. listopadowym i styczniowym. Po powstaniu styczniowym w Krakowie powstała tzw. grupa „ stańczyków”, biorąca nazwę od politycznego pamfletu pt. „Teka Stańczyka”. Byli to m.in. hrabia Stanisław Tarnowski, późniejszy profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitny badacz historii literatury polskiej, Józef Szujski, historyk, późniejszy rektor krakowskiej uczelni, prof. Michał Bobrzyński, historyk. Należy też pamiętać, że na emigracji istniała silna polityczna grupa skupiona wokół Hotelu Lambert i książąt Czartoryskich, najpierw Adama Czartoryskiego, a później jego synów Władysława i Witolda. To był jeden z głównych „okopów” konserwatyzmu w Polsce, tzn. wśród Polaków w kraju i na emigracji. Ten nurt polityczny rozkwitł w okresie międzywojennym, zwłaszcza w latach trzydziestych dwudziestego wieku, kiedy to weszły do niego nowe, młode siły dziennikarzy, pisarzy, publicystów i działaczy.
Konserwatyzm miał oczywiście różne nurty i kierunki oraz różne formy organizacyjne. Nas głównie interesuje nurt, z którym związany był Adolf Bocheński, czyli nurt tak zwanej prawicy Piłsudczykowskiej - prawego skrzydła zwolenników władzy i politycznej doktryny marszałka Józefa Piłsudskiego. Piłsudczycy nie byli zorganizowani w jedną organizację. Było ich parę. Poza tym, w wielu wypadkach stanowili luźną grupę powiązaną - raczej towarzysko niż organizacyjnie. Jeżeli chodzi o tę grupę, do której należał Bocheński, było podobnie. Można zaryzykować stwierdzenie, że piłsudczycy to pewna formacja intelektualna i polityczna, i że przynależność do niej wykracza poza okres życia Marszałka i poza czas trwania Drugiej Rzeczypospolitej. Piszący te słowa również uważa się za piłsudczyka. Na czym to polega? Sprowadziłbym to do pięciu punktów. Po pierwsze: przekonanie o głównej roli Marszałka w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, po drugie: braku zaufania do Rosji i widzenie zagrożenia dla Polski przede wszystkim ze strony rosyjskiej, po trzecie: bycie zwolennikiem silnej władzy wykonawczej państwa, po czwarte: przykładanie najwyższej wagi do silnego państwa jako podstawowej formy organizacji społeczeństwa. Państwo jest ważniejsze od narodu . Po piąte: Rzeczpospolita jako federacja wielu narodów Europy Środkowej i Wschodniej, a nie jako państwo narodowe. Tego typu poglądy charakteryzowały piłsudczyków, a zwłaszcza ich prawe skrzydło, do którego należał Bocheński. W tym też duchu powstała wspomniana na początku polityczna deklaracja Polski Imperialnej.
Polskie Imperium to dobrowolna federacja narodów Europy Środkowej, z zachowaniem autonomii poszczególnych narodów - zarówno pod względem języka, jak i religii oraz narodowej kultury. To stworzenie alternatywy dla Rosji i Niemiec. W tym miejscu przypomnę losy Federacji Środkowoeuropejskiej. Była to bardzo ciekawa i prawie w ogóle nie znana polityczna inicjatywa. O ile pomysły związku Polski z Litwą, czy również Białorusią i Ukrainą, są znane i zyskały historyczną nazwę koncepcji, doktryny federacyjnej, której głównym autorem w wieku XX był właśnie marszałek Piłsudski, to Federacja Środkowoeuropejska, wymyślona w zasadzie przez przeciwników politycznych Marszałka, jednakże jest na tyle ciekawa, że warta dygresji od tematu. Była to koncepcja realizowana przez rządy na obczyźnie Polski i Czechosłowacji, przez premiera Władysława Sikorskiego i prezydenta Czechosłowacji Edwarda Benesza idea połączenia Rzeczypospolitej Polskiej i Republiki Czechosłowackiej. Idea upadła w roku 1943 wraz ze śmiercią Sikorskiego. A może to była przyczyna katastrofy nad Gibraltarem? Polska i Czechosłowacja razem dysponowałyby większym niż Niemcy potencjałem ludnościowym, gospodarczym i terytorialnym. Byłoby to, nie licząc Francji i oczywiście Związku Sowieckiego, największe państwo Europy. Byłoby to imperium. Taka federacja byłaby zupełnie innym podmiotem polityki międzynarodowej. Byłaby też zagrożeniem zarówno dla interesów niemieckich, jak też rosyjskich i brytyjskich. Gdyby doszła do skutku. A była już na poziomie podpisanych umów między głowami państw, zgody rad narodowych - tymczasowych parlamentów, tyle że na emigracji.
Wracajmy jednakże do tematu. Młodzi piłsudczycy, wywodzący się z rodzin pochodzenia szlacheckiego, ziemiańskiego, zaczęli tworzyć grupę konserwatystów pragnących uczestniczyć w życiu politycznym państwa i popierać rządzące stronnictwo. W pierwszej połowie lat trzydziestych grupa ta zaczęła wydawać czasopismo pt. „ Bunt Młodych”, które ukazywało się od 1931 roku jako dwutygodnik. Czasopismo to było organem Związku Akademickiego „ Myśl Mocarstwowa”. Związek ten był organizacją konserwatywną i piłsudczykowską, zaś jego celem było pozyskanie studenckiej młodzieży dla propaństwowej idei silnej, mocarstwowej Polski oraz dla idei konserwatywnej. Dzisiaj też przydałaby się taka studencka organizacja, formująca propaństwową, obywatelską postawę młodych ludzi. Główną rolę w tej ówczesnej studenckiej organizacji odgrywali bracia Aleksander i Adolf Bocheńscy, bracia Ksawery i Mieczysław Pruszyńscy oraz Jerzy Giedroyc. Z „Buntem Młodych” współpracowali też: Wacław Zbyszewski, Stanisław Swianiewicz, Stefan Kisielewski, Kazimierz Studentowicz. Na czele Związku na początku stanął Rowmund Piłsudski, daleki kuzyn Marszałka. Związek powstał w 1926 roku, po zamachu majowym i po objęciu władzy przez Piłsudskiego i jego ludzi. Giedroyc, późniejszy redaktor naczelny i wydawca miesięcznika „Kultura” w Paryżu, był organizatorem, który w roku 1928 stanął na czele tego ruchu. Tytuł czasopisma zmienił się w roku 1937 na „Polityka”. Było to najmłodsze pokolenie polskich konserwatystów. Należy również wspomnieć, że zarówno redakcja „Buntu Młodych”, jak i przywódcy Związku Młodzieży Akademickiej „Myśl Mocarstwowa”, byli to ludzie majętni, wywodzący się z rodzin ziemiańskich, często o arystokratycznych korzeniach. Większość z nich pochodziła też z Kresów Wschodnich. Bocheńscy, Pruszyńscy, to byli bogaci ziemianie, właściciele ziemscy, Giedroyc nosił tytuł książęcy, Swianiewicz był młodym, aktywnym naukowo pracownikiem Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Jerzy Giedroyc nawiązał przyjacielskie kontakty z Rogerem Raczyńskim, bogatym arystokratą, właścicielem pięknego pałacu w Rogalinie, gdzie spotykała się na obozach dyskusyjnych młodzież mocarstwowa. Raczyński sprawował stanowisko wiceministra rolnictwa w latach 1934- 1936, później piastował godność posła RP w Bukareszcie, odgrywając pewną rolę w roku 1939, po ucieczce polskiego rządu do Rumunii. Podczas zjazdu w Dzikowie polskich konserwatystów nurtu ziemiańsko- arystokratycznego w roku 1927 reprezentował wielkopolskie ziemiaństwo. Członkami senioratu, czyli starszymi, wspierającymi „Myśl Mocarstwową” politykami konserwatywnymi, byli książę Janusz Radziwiłł i Eustachy Sapieha. Janusz Radziwiłł, senator w II Rzeczypospolitej, pełnił funkcję nieformalnego lidera polskiego ziemiaństwa i arystokracji przed drugą wojną światową. Eustachy Sapieha, członek Rady Regencyjnej w latach 1917 - 1918, w krytycznych latach wojny z bolszewikami 1920- 1921sprawował urząd ministra spraw zagranicznych, potem był posłem na sejm, zwolennikiem współpracy polskiego ziemiaństwa z Piłsudskim. Najbardziej aktywnym publicystą zarówno „Buntu Młodych”, jak i późniejszej „Polityki”, okazał się Adolf Bocheński. Skupmy się więc na jego postaci.
Urodził się w roku 1909 w rodzinie o patriotycznych tradycjach walki o niepodległość. Pradziad Adolfa, Tadeusz Bocheński, walczył w armii Napoleona I, wyróżnił się w bitwie pod Berezyną, podczas odwrotu Wielkiej Armii. Dziad z kolei, Izydor Franciszek Bocheński, zaangażowany był w konspirację w okresie poprzedzającym powstanie styczniowe, utrzymywał związki z obozem dyrekcji Białych, pełnił funkcję z ramienia rządu powstańczego naczelnika cywilnego powiatu opoczyńskiego. Został za to skazany przez rząd carski na cztery lata zesłania na Syberię. Adolf miał starsze rodzeństwo - siostrę Olgę oraz braci Józefa Franciszka i Aleksandra. Józef zostanie później wybitnym filozofem, dominikaninem, profesorem uniwersytetu we Fryburgu. Po wstąpieniu do zakonu dominikanów przybrał imię Innocenty. Aleksander, w okresie przedwojennym pisywał jako publicysta do „Buntu Młodych” i do „Polityki”, zaś po drugiej wojnie światowej, zostawszy w Polsce, był zwolennikiem ugody, współpracy z reżimem komunistów. Napisał słynną książkę „Dzieje głupoty w Polsce”, współpracował z prasą wydawaną przez Stowarzyszenie PAX Bolesława Piaseckiego, przedwojennego wodza ONR Falangi, który znalazł swoje miejsce w rzeczywistości komunistycznej Polski.
Mały Adolf Bocheński był – jak to określił Stanisław Cat Mackiewicz w swoim pięknym eseju pośmiertnym o nim – wunderkindem, czyli przedwcześnie rozwiniętym intelektualnie dzieckiem. Określenie to pochodzi z języka niemieckiego i było często w dawnych czasach, dziewiętnastego wieku, a Stanisław Mackiewicz był po części z dziewiętnastego wieku, często używanym. Uczył się młody Bocheński w domu, a tylko zdawał w szkole, w gimnazjum, egzaminy jako ekstern. Uczył się czytać, jak pisze Mackiewicz, na książce Mariana Kukiela „ Dzieje oręża polskiego w dobie napoleońskiej”, którą wkrótce znał na pamięć. W wieku lat trzynastu kupił sobie we Lwowie w antykwariacie dzieło Clausewitza o sztuce wojennej. Uczył się właściwie sam, mając domowych nauczycieli, którzy przygotowywali go do egzaminów. Był straszliwie zdolny i piekielnie inteligentny. Posiadał też duże kompetencje językowe. Wyniósł z domu perfekcyjną znajomość francuskiego, znał też niemiecki. Jesienią 1927 roku zdał maturę. Mackiewicz twierdził, że to, jak określał – wunderkindostwo, naznaczyło dalsze życie Adolfa Bocheńskiego. Okazał się niedojrzałym uczuciowo i emocjonalnie - był dorosłym dzieckiem, miał zaburzenia normalnego rozwoju, w sensie reakcji uczuciowych. Posiadł olbrzymią siłę woli i rzadko spotykaną samodyscyplinę. Wykazywał ponadto nadwrażliwość na ludzką krzywdę, był nad wyraz uczynny i pomocny, dobrotliwy. W dzieciństwie przeżył też bardzo tragiczny wypadek. W roku 1924, a więc kiedy miał piętnaście lat, wracał z polowania, przechodził przez sień dworu, właściwie pałacu, gdzie mieszkali rodzice, złożył się bezmyślnie z dubeltówki, wymierzył w kucharkę, którą widział przez drzwi i strzelił, będąc pewien, że broń jest nie nabita. Zabił ją na miejscu. Żadnych świadków nie było, pozycja i pieniądze rodziców pozwoliły na zatuszowanie sprawy. Nie mniej, uraz psychiczny u tak wrażliwego dziecka i młodzieńca pozostał.
W styczniu 1928 roku, w wieku lat dziewiętnastu, Adzio, jak go nazywano wśród przyjaciół i rodziny, wyjechał do Paryża na studia, do słynnej Szkoły Nauk Politycznych, kształcącej elitę administracyjną i rządową ówczesnej Francji. Podczas studiów przyjaźnił się z księciem Romanem Czartoryskim, też studentem tej szkoły. Nasiąkł wtedy Adzio kulturą francuską, tak modną w Polsce, zwłaszcza w środowiskach ziemiańskich i wśród tzw. „towarzystwa”. Na studiach zetknął się również z ruchem utworzonym przez Karola Maurrasa, Akcją Francuską. Był to konserwatywny, monarchistyczny, a jednocześnie nacjonalistyczny i katolicki ruch polityczny, do którego należało wielu młodych, zwłaszcza studentów. Maurras był wrogiem demokracji, masowości, tłumów, zwolennikiem monarchii, dawnej, arystokratycznej Francji. Ruch ten z pewnością można nazwać próbą rewolucji konserwatywnej, próbą odwrócenia społecznego porządku, wykreowania nowego społeczeństwa, opartego w dużej mierze na wartościach, a nie na stanie posiadania. Warto odnotować coś, co w praktyce zauważył tylko Cat Mackiewicz, mianowicie, że ruch Maurrasa i on sam, w odróżnieniu od Hitlera i Mussoliniego, to człowiek głęboko wykształcony, hellenista, znawca sztuki, zakochany w estetycznej dawnej tradycji. Jego uwielbienie arystokracji, monarchii i Kościoła jest podobne co u wcześniejszego o ponad sto lat Rene de Chautebrianda, prekursora francuskiego romantyzmu i konserwatyzmu. O Chateaubriandzie pisałem przy okazji omawiania sylwetki Mariana Zadziechowskiego. Chateubriand apologię, czyli pochwałę chrześcijaństwa, monarchii, arystokracji i tradycji uzasadniał przede wszystkim pięknem obrzędów, strojów, muzyki, bogactwem form, muzyki, brzmieniem łaciny w gotyckich sklepieniach, wrażeniu monumentalizmu i wzniosłości. Podobnie myślał Maurras. Było to obce wiekowi XX, gdzie podstawą myślenia politycznego były kategorie rasy, kapitału, walki klas, narodu, krwi i ziemi. Dlatego też konserwatyzm Chateaubrianda i Maurrasa był piękny jako idea, o ile idea może być piękna. A może być, jak udowodnił to Platon. Byłby to więc platonizm polityczny, czy też raczej neoplatonizm, oczywiście nie w sensie znanej filozoficznej tradycji. Konserwatyzm idealny. Adzio Bocheński ukończył studia w roku 1930 ze złotym medalem, uzyskując trzecią lokatę w szkole. Pracę dyplomową napisał na temat politycznej historii Ukrainy w latach 1919- 1921. W okresie studiów pisze też swoją pierwszą książkę na tematy polityczne, która przyniesie mu uznanie czytelników. Publikuje też w „Myśli Mocarstwowej” artykuł pt. „ Imperializm nacjonalistyczny a imperializm państwowy”. W tekście tym Bocheński zdecydowanie potępia sposób myślenia narodowych demokratów i Dmowskiego, wysuwających na czoło naród jako podstawową polityczną kategorię. Bocheński uważał, że państwo jest nieporównanie ważniejsze. Zawsze w swojej politycznej czy też raczej politologicznej twórczości na czele wartości politycznych wysuwał państwo - jego siłę i moc, w czym zbliżony był do Piłsudskiego i jego zwolenników. Jednocześnie okazał się być Bocheński zdecydowanym zwolennikiem silnej władzy wykonawczej państwa, zwolennikiem autorytaryzmu jako systemu ustrojowego Polski mającej być mocarstwem. Pisał, że przeważnie tzw. wola narodu mija się z interesem państwa, i że zarówno parlamentaryzm oraz partyjny pluralizm są jak najgorszym sposobem na utworzenie silnego państwa, prowadzącego zupełnie suwerenną politykę zagraniczną. Oczywiście te myśli uzasadniał konkretnym geopolitycznym i historycznym przypadkiem Polski. Posługiwał się również pojęciem psychologii narodu, uważając za Piłsudskim, że parlamentaryzm tylko powoduje rozkład świeżo powstałego państwa i nie jest dla Polaków dobry. Twierdzenia powyższe wyraził zarówno we wspomnianym artykule jak i w wydanej w roku 1928 książce pt. „Ustrój a racja stanu”. Wywodził również, że polityka zagraniczna jest swego rodzaju sztuką, która nie jest ani zrozumiała ani dostępna szerokiemu ogółowi, i więc jako taka jest naturalną dziedziną przeznaczoną dla elit politycznych.
„Bunt Młodych” oraz jego polityczne środowisko rosło w siłę. Nie była to na pewno masowa organizacja, liczyła gdzieś około pięciuset członków w skali ogólnopolskiej, ale za to członków bardzo wpływowych, liczących się w polityce, gospodarce, w środowisku ziemiańskim. Była to niewątpliwie elita kraju. Również pod względem intelektualnym. Środowisko to planowało wziąć udział w wyborach do sejmu w 1940 roku. Kandydatami na posłów mieli być Aleksander Bocheński, Kazimierz Studentowicz, Michał Tyszkiewicz i Stanisław Swianiewicz. W roku 1938 zespół redakcyjny „Polityki” wydał wspomnianą na samym początku deklarację polityczną pt. „Polska idea imperialna”. Imperium polskie miało być, jak już też nadmieniłem, rodzajem partnerskiej federacji ludów ościennych. Jednocześnie raz jeszcze podkreślano konieczność silnej władzy wykonawczej, a jednocześnie akcentowano konieczność nadrzędnego, jednoosobowego kierownictwa państwa. Środowisko młodych konserwatystów wspierało ideę kwietniowej konstytucji Rzeczypospolitej z 1935 roku, dającej prezydentowi państwa uprawnienia praktycznie do jednoosobowego kierowania nim. Wydaje się, że pewne doświadczenia konstytucyjne z tego okresu byłyby i obecnie na czasie. System prezydencki w państwie takim jak Polska niewątpliwie jest lepszy i sprawdzony. Jednocześnie potępiano w owej deklaracji dyktaturę, która powoduje wynaturzenia polityczne, czego przykładem może być zarówno komunizm jak i faszyzm. W deklaracji pisano również, że „armia i polityka zagraniczna są dwoma formami gwarancji niepodległości państwa. Uzupełniają się one wzajemnie, ponieważ nie ma potęgi, która by mogła sobie pozwolić na politykę wspaniałej izolacji, tak że siła własnego oręża winna być w razie potrzeby poparta pomyślnym dla kraju układem sił międzynarodowych. W polityce zagranicznej liczą się jednak tylko z państwem silnym militarnie oraz wewnętrznie skonsolidowanym”. Te słowa były autorstwa Bocheńskiego. Zarówno armia, jak i polityka zagraniczna powinny być według Bocheńskiego sferami poza kompetencjami parlamentu, powinny być wyłącznie sprawą elit sprawujących władzę w państwie. Jednocześnie zarówno sam Bocheński jak i jego środowisko było zdecydowanie przeciwne bezpośredniemu udziałowi armii, tj. oficerów w życiu politycznym. Chodziło o podkreślenie politycznej roli armii jako ramienia państwa, a nie jako czynnika sprawującego władzę. Jednocześnie, jak pisał Bocheński i jego koledzy, „światopogląd chrześcijański odrzuca gnębienie mniejszości, zamieszkujących obce państwa i przyznaje im prawo do pełni swobód kulturalnych”. Było więc to środowisko całkowicie przeciwne polityce asymilacyjnej jaką prowadziło ówczesne państwo polskie po śmierci marszałka Piłsudskiego, kiedy to obóz sanacyjny zaczął zwracać się w kierunku relacji z narodową demokracją, czy szerzej ku nacjonalizmowi, porzucając wyłącznie państwowotwórczą opcję samego Marszałka.
Bocheński, co należy podkreślić, olbrzymią wagę przywiązywał do relacji polsko- ukraińskich, widząc w nich jedyne wyjście z zagrożenia rosyjskiego. Był prekursorem w tym politycznym widzeniu Europy Wschodniej. Uważał, kiedy jeszcze nikomu się o tym naprawdę nie śniło, że niepodległość Ukrainy jest realną oraz, że Polska powinna ułożyć stosunki z Ukrainą na zasadzie partnerskiej, tworząc przeciwwagę dla zagrożenia rosyjskiego. Tworząc koncepcję nowej, silnej, mocarstwowej Polski był Bocheński zdecydowanym przeciwnikiem państwa narodowego, postulował zerwanie z zasadą etnograficzną czyli -przydzielenia większości narodu do danego państwa lub też - co gorsza - koncepcji państwa jako własności danego narodu, będącego w tym państwie większością. Pisał: „Ideologia na której musi opierać się federacja, to poszanowanie praw każdego człowieka do ziemi, na której mieszkali jego przodkowie, do mowy ojczystej, do religii i do obyczaju. Są pewne zasady etyczne, których nie powinno się przekraczać. Do tych zasad zalicza się również odrzucenie przymusowego wysiedlenia jako metody politycznej”. Tym zasadom jako żywo zaprzeczali komuniści, wysiedlając i zsyłając na Syberię całe narody, również „ polscy” komuniści organizując akcję „Wisła”, przesiedlenia ludności ukraińskiej z Bieszczad na ziemie zachodnie i północne, w tym na Warmię i Mazury. Konserwatyzm Bocheńskiego zakładał stosowanie miar etycznych w polityce. Widział on przyszłą Polskę jako federację narodów zorganizowanych w coś na kształt kantonów z pełną autonomią wewnętrzną. Tak więc zasada polityki regionalnej była odpowiedzią teoretyczną na problemy narodowościowe. W tym też widać jego prekursorstwo. Jego koncepcje po 1945 roku lansowane przez Jerzego Giedroycia, Juliusza Mieroszewskiego i paryską „Kulturę” wpisały się w zasady współczesnej polskiej polityki zagranicznej. Szkoda tylko, że w tak niewielkim zakresie.
A jak potoczyły się dalsze losy Bocheńskiego ? Po wybuchu wojny w 1939 roku, zgłasza się na ochotnika do wojska. Nie zostaje przyjęty ze względu na stan zdrowia. Co więc robi? Przekupuje dowódcę szwadronu ułanów, podarowując mu samochód – stać go było na to - i w ten sposób bierze udział w wojnie. Po klęsce wrześniowej przez Węgry oraz Włochy dostaje się do Francji. Tam kończy szkołę podchorążych założoną przez rząd gen. Sikorskiego. Walczy w Norwegii pod Narwikiem. Po klęsce i kapitulacji Francji, ucieka poprzez Hiszpanię do Wielkiej Brytanii. W grudniu 1940 roku zostaje przerzucony nielegalnie do Bejrutu pod pokładem statku korsykańskiego i zaciąga się do Brygady Karpackiej. Walczy w kampanii libijskiej ze słynnym Afrika Korps gen. Rommla razem ze swoją brygadą. Zostaje odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari. Bierze udział w bitwie o Tobruk. Ranny pod Monte Cassino, wbrew zaleceniom lekarzy wraca na pole walki. Według relacji współczesnych mu, odznaczał się bezprzykładną odwagą, wręcz pogardą śmierci. W końcu ginie pod Ankoną, 18 lipca 1944 roku, w ostatniej bitwie w jakiej uczestniczy II Korpus Wojska Polskiego na Zachodzie. Ginie rozerwany miną, którą próbował rozbroić. Uważał, że w czasie wojny służba wojskowa jest jedyną możliwą pracą na rzecz ojczyzny. Był konsekwentny w swoich poglądach. Były one spójne z jego młodym życiem. Uważał za rzecz naturalną poświęcenie ojczyźnie myśli, intelektu, życia. To jest właśnie prawdziwa elita Rzeczypospolitej.
Gdyby dzisiaj żył Adolf Bocheński, miałby dziewięćdziesiąt lat. Teoretycznie mógłby więc jeszcze żyć. Ale niestety, zginął. W sytuacjach skrajnych, próby życiowej, wojny, niestety, przeżywają często tacy jak John Demianiuk, były strażnik obozu w Sobiborze, który ma około dziewięćdziesięciu lat i jest prawie rówieśnikiem Bocheńskiego. Bowiem, jak mówi pewne powiedzenie, złoto zawsze tonie, a g…. na wierzch wypływa. Jakże brakuje dzisiaj postaci Adolfa Bocheńskiego w naszym życiu politycznym - zarówno jego postawy, jak i teorii oraz ideałów.
Selim Chazbijewicz, Selim Chazbijewicz- Profesor w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego w Olsztynie. Założyciel i prezes Związku Tatarów Rzeczpospolitej, poeta, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, autor kilku tomów poezji. Od 1997 do 2004 roku Imam gminy muzułmańskiej w Gdańsku, w latach 1998-2008 współprzewodniczył Radzie Wspólnej Katolików i Muzułmanów. Publicysta miesiecznika "Debata".
Skomentuj
Komentuj jako gość